Ciąża 11 września 2011

Ciąża ten (nie zawsze) piękny czas

Poniższy post jest pierwszym na naszym blogu wpisem gościnnym autorstwa Patimłodej mamy do szaleństwa zakochanej w swoim synku i mężu. Szalonej wariatce z sercem na dłoni. Uzależnionej od czekolady i sałatki greckiej. Zespół bloga W roli mamy dziękuje za pracę nad stworzeniem interesującego wpisu. Strach o dziecko

Każda kobieta pragnąca dziecka, w dniu, kiedy dowiaduje się, że zostanie mamą, jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak było i w moim przypadku. Pozytywny test ciążowy, potwierdzony badaniem lekarskim wprawił mnie i męża w stan euforii. Moje życie uległo już wtedy zmianie – wszystko, co robiłam, było tylko dla maleńkiej istotki pod moim sercem. Czytałam dużo książek o ciąży i macierzyństwie, „buszowałam” po Internecie. Chciałam wiedzieć wszystko. No i zaczęło się wielkie planowanie, co i kiedy kupimy, kiedy zaczniemy przygotowywać pokoik dla dziecka, szkoła rodzenia, aerobik dla ciężarnych itd… itd… Dzidziuś rozwijał się świetnie, czułam ruchy i byłam w świetnej formie…

Pewnego dnia pod koniec 21 tc obudził mnie ból brzucha, pojechałam do szpitala i okazało się, że mam rozwarcie (!!) Lekarze podali mi leki, co na szczęście zahamowało akcję porodową, ale i zahamowało moje szczęście i radość oczekiwania. Okazało się, że do końca ciąży muszę leżeć plackiem. Zaczęła się walka o każdy dzień małego w moim brzuchu, o jego życie i zdrowie. Zastanawiałam się całymi dniami, dlaczego to właśnie mnie spotkało, dlaczego jak inne mamy nie mogę cieszyć się ciążą, spędzać aktywnie czasu, kupować wyprawki. Nie przyszło mi nawet do głowy, że coś pójdzie nie tak, bo przecież te wszystkie kobiety w ciąży w reklamach, filmach czy na zdjęciach są takie szczęśliwe i uśmiechnięte. Nie mówi się i nie pokazuje tych leżących w szpitalu i walczących o swoje maluszki. Moje wyobrażenie o ciąży brutalnie się zmieniło. W szpitalu było ciężko, czasem nawet bardzo. Ja – kobieta aktywna, która nie mogła usiedzieć w miejscu dłużej niż godzinkę, nagle musiała leżeć plackiem przez kilka tygodni w szpitalu, podłączona do kroplówek (na widok igły zawsze ogarniała mnie panika).

Nie to było najgorsze – najgorszy był strach o dziecko, które tak beztrosko pływało u mnie w brzuchu i od czasu do czasu dawało znać o sobie kopniakiem. Dziecko, którego tak naprawdę nigdy jeszcze nie widziałam, nie znałam, a tak mocno kochałam, za które byłam gotowa oddać życie. Właśnie ta miłość przegoniła załamanie, które mnie dopadło po 3 tygodniach leżenia. Powiedziałam sobie wtedy – „to wojna! i ja ją wygram!!” Nie obyło się bez gorszych dni, ale nie pozwoliłam sobie na słabość dłuższą niż jednodniową. Najgorsze były święta, które musiałam spędzić w szpitalu. Od czasu do czasu, gdy najgorsze niebezpieczeństwo minęło, wychodziłam ze szpitala na kilka dni do domu.  Wyprawkę kupowałam przez Internet, bo nawet w domu musiałam ciągle leżeć (WC było jedynym miejscem do którego mogłam wyjść). Mąż przygotował wszystko z pomocą moich rodziców i jakoś wspólnymi siłami dotrwaliśmy do końca. W 36 tc urodziłam zdrowego chłopca. Ważył 3026 g. Bałam się o jego zdrowie, bo byłam faszerowana lekami. Na szczęście wszystko jest dobrze.  Jak zaczęła się akcja porodowa to poczułam ulgę, że dotrwałam i ogromną radość, że zobaczę swojego synka. I wiecie co?? Jestem cholernie dumna z siebie, bo wygrałam swoją „wojnę”.

Nie napisałam tego, aby kogoś straszyć, odwodzić od macierzyństwa – napisałam to po to, żeby przyszłe mamy wiedziały, że i takie coś może się zdarzyć. Ale to jest do przejścia! A mamom, które teraz leżą w szpitalu i może to czytają, życzę dużo siły! I pamiętajcie – będzie dobrze! Matka dla swojego dziecka zrobi wszystko i jest w stanie wiele znieść!

Pod moim sercem, inne bije serce…
Nieznane, a jakże bliskie i jakże kochane.
Pod moim sercem małe rączki dziecka,
cichutko pukają do mojego serca.
Myślę, sobie wtedy: może być wspanialej?
Noszę w sobie życie, które Bóg mi daje!


Fot. Parentingupstream/Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

15 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Madzia
Madzia
12 lat temu

Wzruszyłam się czytając ten tekst! Obecnie sama jestem w ciąży (13 tydzień) tak jak pisze autorka w tej chwili wszystko robię z myślą o maleństwie, które noszę w brzuszku. Jest dla mnie najważniejsze na świecie i choć nie dopuszczam sobie myśli, że coś mogłoby być nie tak to wiem, że dla tego małego szkraba zrobiłabym wszystko na świecie.

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

Tekst bardzo poruszający, pokazujący wielką miłość matki do nienarodzonego jeszcze dziecka, siłę walki o jego życie, mówiący o tym, że kobieta jest zrobić wszystko, by tylko ciąża zakończyła się szczęśliwie. Mówi też o tym, że jesteśmy faszerowani fałszywymi obrazami o ciąży, które pokazuje tylko piękne chwile z punktu widzenia estetycznego- mama z uśmiechem na twarzy, beztrosko czekająca na narodziny. Tyle ode mnie 🙂

Pati
Pati
12 lat temu

Dziękuje Wam bardzo za ciepłe słowa!! a Tobie Madziu życzę aby ciąża przebiegała wzorowo i szczęśliwego rozwiązania 🙂 będę trzymać kciuki!!

Madzia
Madzia
12 lat temu
Reply to  Pati

Dziękuję serdecznie!

Agusiak
Agusiak
12 lat temu

Tekst bardzo mnie poruszył. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo, ale moja córka bardzo mało się ruszała, co spędzało mi sen z powiek. Kiedy trafiłam do szpitala z tego właśnie powodu lekarze podjęli decyzję o cięciu cesarskim. Na szczęście był to 38 tydzień i ciąża była donoszona, ale nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć cesarkę. Ukończyłam z mężem szkołę rodzenia, przygotowywałam się do porodu naturalnego. Koszula do porodu, ulubiona muzyka, woda do picia, decyzja męża o wspólnym porodzie. Pocięli mnie jak mąż był w pracy, na szczęście poinformowany przez koleżankę z sali, zdążył przyjechać gdy małą wyciągnęli i usłyszeć jej pierwszy… Czytaj więcej »

Pati
Pati
12 lat temu

Ciąża to czas w którym nic nie można sobie zaplanować…

Bombel
Bombel
12 lat temu

Wzruszyłam się.Gratuluję wygranej walki!I życzę każdej mamie będącej w podobnej sytuacji,aby jej walka zakończyła się sukcesem 😉

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Tekst bardzo mnie poruszył i przywołał wspomnienia. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo do 32 tc gdy na kontroli okazało się że zaczęta jest akcja porodowa i rozwarcie na 4 cm. Nie odczuwałam skurczów. Szybka decyzja: Szptal ja w szoku niedowierzam. Jak to już mam rodzić!! Na porodówkę zawieźli mnie na wózku, podali zastrzyki na rozwój płucek i inne specyfiki, kroplówki. Akcję powstrzymano. Do 36 tc leżałam plackiem zupełnie zdama na „obsługę” personelu i męża. Podobnie jak autorka codziennie martwiłam się o zdrowie maluszka i walczyłam. 2 tyg. leżałam z pełnym rozwarciem. W 36 tc urodziłam synka z wagę 2650 g. Zdrowiutkiego.… Czytaj więcej »

Pati
Pati
12 lat temu

Sylwia też przeszłaś swoje ale wygrałaś!!! najcenniejszą nagrodę-dziecko! ja wiem,że jeśli była by taka potrzeba to leżałabym i 9 mc…ale oby kolejna ciąża była „książkowa” 🙂

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Pati

Tego sobie i innym mamom życze 😀

Baby_55
Baby_55
12 lat temu

Gratuluję wygranej walki i tego jak pięknie o tym piszesz 🙂 nie znamy naszych maleństw a już je kochamy i potrafiłybyśmy oddać za nie życie, tylko Mama tak potrafi 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Wtedy nie czytałam, ale teraz bardzo chętnie:)

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

Niestety, nie wszystkie przyszłe mamy mają „łatwe” ciąże 🙁 Tak, to już jest.
Piękny wiersz na końcu!!!

mama O
mama O
11 lat temu

Gratuluję maleństwa.
Ja pierwszą ciążę przechodziłam bez komplikacji, a druga od 12 tc leżenie plackiem, o tyle dobrze, że w domu, a nie w szpitalu. Od 24 tc rozwarcie na 7 mm. Córeczka urodziła się w 38 tc, jest zdrowa. A też ile łez się polało ehhh

Znad kołyski 8 września 2011

Taniec z gwiazdami, czyli jak Bartek nie chciał spać

Noc to czas przyjemności snu, na który czeka z utęsknieniem każdy styrany rodzic. Odpoczynek- słowo klucz. Z reguły nie wiem jak wygląda noc, ponieważ mam zamknięte oczy, podobnie jak reszta mojej familii. Niestety jak to w moim życiu bywa, czasem nawet w nocy nie brakuje niespodzianek. I nie chodzi mi o zabrudzoną pieluszkę, czy nagły głód karmionego przed godziną smyka. Takie to uroki rodzicielstwa.

Gdy jak co noc zawlekałam się powłócząc nogami do sypialni i z ulgą runęłam jak długa na łóżko, zza szczebelków łóżeczka dobiegło mnie radosne „ma-ma”. Zazwyczaj, gdy moje syniątko mówi do mnie to cudowne słowo, jest dzień. W nocy dnia nie było, wiec dając całusa w czółko Młodego odłożyłam go na poduszkę. I tak było raz, piąty, dziesiąty. Przy setnym razie „ma- ma” i skakania po łóżeczku zerknęłam na zegarek – 1 nad ranem, zgroza, od godziny powinnam spać, a nie śpię. Ani ja, ani Bartek. Odkładanie nie pomogło, czas na zmianę taktyki. Ignorowanie, oto moja nowa broń w walce z wygłupami syna. Ignoruję, zamykam oczy, a Bartek na odwrót. Ignorowałam tak Młodego do 2 nad ranem. W tym czasie moje dziecię samodzielnie nakręcało karuzelę nad łóżeczkiem, do momentu aż jej nie rozkręciłam, szarpało baldachimem, który zdjęłam w akcie rozpaczy.

W trzeciej godzinie bartkowej zabawy należało po raz kolejny zmienić taktykę. Myślę sobie: Ja Matka – Ja każę, Ty Synek – Ty robisz. Gdy tym razem Młody wstawał, ja go odkładałam, kładłam się do łóżka, on wstawał, ja wstawałam, on rzucał się ze śmiechem na poduszkę. I tak w kółko. Pewnie pękłabym z dumy, że mam takie bystre dziecko, gdyby nie minęła tak kolejna godzina. Mimo heroicznej walki poniosłam klęskę, nawet wiedza z mądrych poradników nie pomogła okiełznać mojego syna, więc łamiąc wszelkie zasady położyłam dziecko do siebie. Padł jak kawka, a ja chwilę później musiałam wstać. Jawna niesprawiedliwość, jednak tak jest, Ty Synek –Ty każesz- Ja Matka – Ja robię. Póki co.

I nie chcę tu nikogo straszyć worami pod oczami po takiej imprezie, takie uroki rodzicielstwa, i czy ktoś lubi „tańczyć z gwiazdami” czy nie ma na to najmniejszej ochoty, to właśnie rodzic tańczy, jak mu dziecko zagra. A trzeba pamiętać, że nie zawsze gra czysto.


Fot. Jonathan Borba/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda
Magda
12 lat temu

Dzieci czasem mają inne plany od naszych. Właściwie to przeważnie są to inne plany 🙂

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Super tekścik. Dzieciaki czasem potrafią zaskoczyć;-)

Bombel
Bombel
12 lat temu

Mimo że Mamie-autorce,do śmiechu zapewne wtedy nie było,to ja się uśmiałam czytając to wspomnienie z bezsennej nocy 🙂
Bardzo podoba mi się puenta -„..to właśnie rodzic tańczy, jak mu dziecko zagra.” 🙂 Zgadzam się z tym i uważam,że nie należy z tym walczyć 🙂 do pewnego momentu oczywiście.. !! 😉

alka
alka
12 lat temu

Ooo!! Jakieś 15 min temu miałam kryzys…bo synuś marudzi i marudzi a śpiący jak nie wiem co…patrzę na zegarek…powinnam już starszą córcię budzić bo jak teraz nie wstanie, to będzie skakać do późnego wieczora…dziś oboje marudni…i mnie się udzieliło bo aura za oknem deszczowa…
i tak raz jedno na mnie wisi raz drugie…a bywa, że oboje 😀 bo dwa kolana mam więc na jednym jedno a na drugim drugie dziecię 😀
synuś w końcu zasnął…córci dam jeszcze chwilę pospać…no cóż…muszę choć na chwilę pobyć sama i wyciszyć się by mieć siłę do dalszego działania 🙂

alka
alka
12 lat temu
Reply to  alka

no i już sobie odpoczęłam…synuś już wstał! i córcia też 🙂
miłego deszczowego popołudnia!

m...
m...
12 lat temu

Tak tak Bartosz potrafi zmieniac plany, pokazuje że chce spać a jak kładziesz to on wstaje 🙂 Musisz go rano mocno wymęczyć, żeby jak przyjdę poszedł spać 🙂

mamax4
mamax4
12 lat temu

nie raz wylądowałam o 3 rano z wózkiem na ganku ,bo mój mały szef nie chciał spać:(

Enigma26
Enigma26
12 lat temu

Pocieszające jest to, że nie tylko moje dziecko funduje podobne przyjemności 😉

SISUNIA
SISUNIA
12 lat temu

Kolejny fajny tekst 🙂 czekam na więcej bo znowu czytałam z uśmiechem..u mnie taniec z gwiazdami już 2 noce pod rząd także mam dość….pozdrawiam!!

Grymułka :)
Grymułka :)
12 lat temu

Ale się uśmiałam!! Przekorny ten Twój Synek! Zupełnie jak mamusia… czasami 😀

Marysia
Marysia
12 lat temu
Reply to  Grymułka :)

Oj tam, niby że jak robi po złości, to od razu po mnie ;)?

katyja
katyja
11 lat temu

Moje dzieci nie śpią już zamknięte w łóżeczkach, więc walą od razu do mamy, wywalają tatę i dyskusji nie ma 😛 Potem to mi się nawet nie chce tego, któremu się akurat śniły duch/potwory/wilkołaki/lisy etc. odnosić…

Monika Stradza
11 lat temu

oj jak ja to doskonale znam… no nic trzeba przeczekać

Edyta Skrzydło
Edyta Skrzydło
10 lat temu

Trzeba przeczekać, zapewne z czasem się unormuje 🙂

Ciąża 2 września 2011

Być czy nie być – oto jest pytanie?

Wspólny poród czy lepiej nie? Takie pytanie stawia sobie każdy przyszły Tatuś. Przed nie mniejszym problemem staje również każda przyszła Mamusia. Chcę być sama podczas tej wielkiej chwili, jaką jest poród,  czy z nim – „winowajcą” i przyszłym Tatą w jednej osobie?

Zawsze twierdziliśmy z mężem, że ten moment będziemy przeżywali wspólnie, przecież oboje chcemy powitać na świecie naszego potomka. Jednak, gdy zobaczyłam na teście dwie kreski, w naszych głowach zaczęły pojawiać się wątpliwości.

Wspólny poród — liczne wątpliwości

– może lepiej, żeby nie widział mnie w takim momencie…

– a jak będę krzyczała, to, co on sobie o mnie pomyśli…

– na pewno będę wyglądać brzydko, więc po co ma mnie taką oglądać…

– „tam” wszystko będzie wyglądać inaczej niż zwykle… będzie takie nieciekawe… i mało erotyczne 😉 o ile można to tak nazwać…

– czy będę potrzebny…

– może będę tylko przeszkadzał…

– czy zniosę ból ukochanej…

– czy chcą w ogóle to widzieć…

Podobne myśli piętrzyły się w naszych głowach i nie bardzo wiedzieliśmy oboje co zrobić.

Żadne z Nas nie potrafiło przyznać się do tego, że mamy jakieś wątpliwości. Zgodnie twierdziliśmy podczas rozmów ze znajomymi czy rodziną: oboje będziemy obecni w tak ważnym dla Nas momencie życia.

Kiedy pojawiły się komplikacje i ciąża okazała się zagrożona, przestaliśmy o tym myśleć, bo nasze głowy zaprzątnięte były ciągłymi wizytami u lekarza, badaniami i lekami, których brałam całą masę…  Wróciliśmy do tematu, kiedy po kilku tygodniach sytuacja nieco się ustabilizowała a my wykorzystując to, że mogłam chodzić, zdecydowaliśmy się zapisać na zajęcia do Szkoły Rodzenia. Jedne z pierwszych zajęć dotyczyły roli partnera w czasie porodu. Położna, która prowadziła zajęcia pokazała nam jak ważne jest, by ktoś towarzyszył Mamie w tej trudnej i niesamowitej chwili, jaką jest poród. Przecież Mama tak naprawdę jest wtedy sama. Położna przychodzi, co jakiś czas sprawdzić tętno, czy rozwarcie, lekarz prawie wcale a zza ścian, dobiegają krzyki innych rodzących. Istny koszmar zaczął kreować się w mojej głowie, pomyślałam, że gdyby coś się zaczęło dziać niepokojącego albo potrzebowałabym iść do toalety lub chciałoby mi się pić, to nie byłoby przy mnie nikogo, kto mógłby mi pomóc i na kogo mogłabym liczyć.

Wróciliśmy po zajęciach do domu, zjedliśmy kolację i mąż zaczął rozmowę. Przyznał się, że miał wątpliwości i nie bardzo wiedział, czy chce być obecny przy porodzie i czy poradzi sobie z tym wszystkim. Bał się do tego przyznać przed sobą i przede mną. Powiedział, że po zajęciach zdał sobie sprawę z tego, że nie może mnie tak zostawić. Jego obecność jest konieczna i dlatego na pewno będzie ze mną. Kamień spadł mi z serca, bo czułam to samo, bardzo chciałam, by był przy mnie, wspierał no i obowiązkowo przeciął pępowinę.

Wspólny poród — zalety

Do dnia porodu nie poruszaliśmy tego tematu. Dla każdego z nas sprawa była jasna, będziemy razem i już… Kiedy nadszedł moment wyjazdu do szpitala, nie wahaliśmy się, byliśmy pewnymi, że niedługo czeka nas wspólny poród i razem przywitamy naszego synka.

Sam poród był ciężki. Na sali porodowej spędziliśmy blisko 16 godzin, oboje byliśmy niewyspani.  Do szpitala pojechaliśmy o 3 w nocy, ale mimo to mąż dzielnie trwał przy mnie do samego końca. Podawał wodę, zaprowadzał do toalety i pod prysznic, masował plecy i pomagał, gdy skakałam na piłce. Przyznaję się, krzyczałam na niego z byle powodu, zmęczona ciągłymi skurczami i przedłużającym się porodem… a on trzymał mnie za rękę i głaskał po głowie. Kiedy koleżanki pisały dziesiątki sms-ów, odpisywał im w moim imieniu, informując co się dzieje, bo ja nie miałam już na to siły. Dodawał mi otuchy, jak tylko potrafił, a kiedy pojawił się na świecie nasz synek dzielnie przeciął pępowinę. Zobaczyłam łzy spływające po jego policzkach.
Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy na moim brzuchu leżała mała, ciepła i mokra istotka, a mój twardy i dzielny mężczyzna płakał na jej widok jak dziecko. Patrzyliśmy sobie w oczy i wiedzieliśmy już, że od tego momentu jesteśmy rodziną

Teraz kiedy o tym pomyślę wiem, że nie mogło być inaczej, bo sama chyba nie dałabym sobie rady w tych trudnych chwilach. Oboje wiemy, że to była nasza najlepsza decyzja, dzięki temu jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie. Kiedy zdecydujemy się znów powiększyć naszą rodzinę, na pewno będziemy razem.


Fot. Herney/Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda
Magda
12 lat temu

Również uważam, że mąż/partner jest potrzebny kobiecie rodzącej. Ja mimo tego, że miałam cesarskie cięcie wiedziałam, że ON czeka na nas za drzwiami. Wiedziałam, że jak urodzi się synek, to nie będzie tam sam. Wiedziałam, że będzie pod czujnym okiem Tatusia. Ta świadomość uspokaja, dodaje otuchy. Pamiętam jak wywieźli mnie z sali operacyjnej, to cały czas był przy mnie, jedną ręką prowadził wózek z synkiem a drugą trzymał moją dłoń 😀 Ta więź wywołała w nas uczucie wspólnoty, czułości, radości przez dotyk, przez spojrzenie 🙂 JESTEŚMY RODZINĄ!

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

ja zawsze chciałam rodzinne rodzić, Tatuś nie. Nie chciałam go zmuszać i nie zmuszałam. Jedynie położna wytłumaczyła mu jak to wszystko naprawdę wygląda, że są 2 fazy porodu, że przy końcowej może wyjść. przemyślał to i postanowił być ze mną, bo wiedział jak ważna rola na niego spoczywa- liczenie skurczów, przypominanie o oddychaniu (tak, tak kobieta może czasem o tym zapomnieć :)), podawanie picia, trzymanie za rękę, wspieranie podczas spacerów, czy pomaganie skakać na piłce, itd. no i robienie zdjęć :D. miał być tylko na początku- został do końca. nie żałuje i będzie za każdym razem 😀 Ja czułam się… Czytaj więcej »

Marta_iwona
Marta_iwona
12 lat temu

Akcja porodowa rozpoczęła się w nocy 18 marca 2011 dokładnie o 2:55 w nocy obudziłam się do toalety, poszłam i wróciłam ale za chwile znowu mi się zachciało siusiu, juz do toalety nie doszłam bo zaczęło mi się lać po nogach. Dostałam jakiś drgawek z nerwów, obudziłam męża i spokojnie wyruszyliśmy do szpitala. Torba była juz od dawna spakowana wiec tylko ubrać się i wyjść. W szpitalu na izbie mnie zbadali a wody cały czas mi się sączyły. Pielęgniarka przygotowała mnie do zbliżającej się akcji porodowej i zaprosiła na sale porodów. Początkowo wybrałam salę ogólną, ale przeleżałam tam tylko do… Czytaj więcej »

Bombel
Bombel
12 lat temu

Mój mężuś towarzyszył mi przy porodzie i jestem mu za to bardzo wdzięczna!! Jego obecność bardzo mi pomogła!! Gdyby nie On,chyba nie dałabym rady.
I mimo iż poród mieliśmy ciężki,nie zraził się 🙂 ! Wręcz przeciwnie -chce być ze mną następnym razem! 🙂

alka
alka
12 lat temu

Mój mężuś był przy porodzie córci i synusia. Cieszę się bardzo, że mogliśmy być razem w tych chwilach. Pomagał jak tylko można było…od podania wody, poprzez zwykłe trzymanie za rękę, głaskanie po głowie aż do pomagania mi przy różnych pozycjach jakie położna proponowała no i na koniec- przecięcie pępowiny.
Choć 'obsługę’ miałam świetną, to jednak raźniej mi było mając go przy swoim boku.

Sisunia
Sisunia
12 lat temu

Ja byłam sama i bardzo żałuję ale to przez zagrożoną ciąże…oby przy kolejnym bobasku mąż mógł być ze mną 🙂

Młoda mama
Młoda mama
12 lat temu

Mój mąż był ze mną ”prawie” cały czas, wyszedł tylko w chwili jak maluszek zaczął wychodzić, ponieważ cały zbladł i wrócił spowrotem jak jeszcze pępowina nei była odcięta .Przyznał mi sie pózniej że poprostu się przestraszył, ale nie zraził czy coś , nie mam mu tego za złe”parłam tylko 15 minut” więc na długo nie wyszedł .ale przez całutki dzień był przy mnie

Paulinko pięknie to napisałaś 🙂

Paulina Korpus
12 lat temu

My chcieliśmy rodzić razem, ale niestety obie sale do porodów rodzinnych były zajęte w dodatku byliśmy drudzy w kolejce, a ja urodziłam zanim jakakolwiek sala się zwolniła. Ale powiedziałabym coś do rozumu pewnej koleżance mojego męża (osobiście jej nie znam, ale mąż ją spotkał kiedy ja byłam w ciąży) i powiedziała mu, że nie on nie wie co to znaczy poród i nie chce przy tym być, do tego tak „ładnie” to porównała – nie będę tu pisała jak. Wrrr aż się gotuję na wspomnienie tego. A mąż podczas porodu z niewiedzy dzwonił co chwilę na porodówkę pytając się o… Czytaj więcej »

Aleksandra Greszczeszyn

Wyglądałam niezbyt atrakcyjnie, krzyczałam, o erotyce miałam zamiar zapomnieć na wieki…Ale dzięki mojemu mężowi dałam radę! Wiem, że to jego obecność dodała mi sił! Ten moment to był nasz wspólny cud… Oczekujemy na drugi…:)

Ania Stanczak
11 lat temu

ja niechciałam rodzić razem ale krzysiek nie widział innej opcji i na szkole rodzenia strasznie do tego zachęcali… teraz sobie nie wyobrażam jakby było jakbym miała tam być sama dramat… jestem mu wdzięczna za to że był obok trzymał za rękę pomagał i dawał wode;)

Maria Ciahotna
11 lat temu

Świetnie napisane 🙂 Mój mąż był ze mną podczas narodzin córeczki (prawie trzy lata temu) oraz tak samo przed pół rokiem, kiedy wspólnie urodziliśmy synka. Po odwiezieniu mnie do szpitala i pierwszyc badaniach został wysłany jeszcze do domu, bo mogło to chwilę potrwać. Do szpitala mamy jakieś 20 minut spokojnej jazdy, więc był na telefonie cały czas. Gdy go wezwałam, od razu przyjechał. Za pierwszym razem miałam znieczulenie, poród był trudny, zbierało mi się na wymioty, byłam w pewnym momencie bardzo zmęczona, ale z perspektywy czasu i tak było bardzo fajnie. Mąż podawał wodę, po przekłuciu wód płodowych robił porządki,… Czytaj więcej »

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close