Ciąża ten (nie zawsze) piękny czas
Poniższy post jest pierwszym na naszym blogu wpisem gościnnym autorstwa Pati – młodej mamy do szaleństwa zakochanej w swoim synku i mężu. Szalonej wariatce z sercem na dłoni. Uzależnionej od czekolady i sałatki greckiej. Zespół bloga W roli mamy dziękuje za pracę nad stworzeniem interesującego wpisu. Strach o dziecko
Każda kobieta pragnąca dziecka, w dniu, kiedy dowiaduje się, że zostanie mamą, jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak było i w moim przypadku. Pozytywny test ciążowy, potwierdzony badaniem lekarskim wprawił mnie i męża w stan euforii. Moje życie uległo już wtedy zmianie – wszystko, co robiłam, było tylko dla maleńkiej istotki pod moim sercem. Czytałam dużo książek o ciąży i macierzyństwie, „buszowałam” po Internecie. Chciałam wiedzieć wszystko. No i zaczęło się wielkie planowanie, co i kiedy kupimy, kiedy zaczniemy przygotowywać pokoik dla dziecka, szkoła rodzenia, aerobik dla ciężarnych itd… itd… Dzidziuś rozwijał się świetnie, czułam ruchy i byłam w świetnej formie…
Pewnego dnia pod koniec 21 tc obudził mnie ból brzucha, pojechałam do szpitala i okazało się, że mam rozwarcie (!!) Lekarze podali mi leki, co na szczęście zahamowało akcję porodową, ale i zahamowało moje szczęście i radość oczekiwania. Okazało się, że do końca ciąży muszę leżeć plackiem. Zaczęła się walka o każdy dzień małego w moim brzuchu, o jego życie i zdrowie. Zastanawiałam się całymi dniami, dlaczego to właśnie mnie spotkało, dlaczego jak inne mamy nie mogę cieszyć się ciążą, spędzać aktywnie czasu, kupować wyprawki. Nie przyszło mi nawet do głowy, że coś pójdzie nie tak, bo przecież te wszystkie kobiety w ciąży w reklamach, filmach czy na zdjęciach są takie szczęśliwe i uśmiechnięte. Nie mówi się i nie pokazuje tych leżących w szpitalu i walczących o swoje maluszki. Moje wyobrażenie o ciąży brutalnie się zmieniło. W szpitalu było ciężko, czasem nawet bardzo. Ja – kobieta aktywna, która nie mogła usiedzieć w miejscu dłużej niż godzinkę, nagle musiała leżeć plackiem przez kilka tygodni w szpitalu, podłączona do kroplówek (na widok igły zawsze ogarniała mnie panika).
Nie to było najgorsze – najgorszy był strach o dziecko, które tak beztrosko pływało u mnie w brzuchu i od czasu do czasu dawało znać o sobie kopniakiem. Dziecko, którego tak naprawdę nigdy jeszcze nie widziałam, nie znałam, a tak mocno kochałam, za które byłam gotowa oddać życie. Właśnie ta miłość przegoniła załamanie, które mnie dopadło po 3 tygodniach leżenia. Powiedziałam sobie wtedy – „to wojna! i ja ją wygram!!” Nie obyło się bez gorszych dni, ale nie pozwoliłam sobie na słabość dłuższą niż jednodniową. Najgorsze były święta, które musiałam spędzić w szpitalu. Od czasu do czasu, gdy najgorsze niebezpieczeństwo minęło, wychodziłam ze szpitala na kilka dni do domu. Wyprawkę kupowałam przez Internet, bo nawet w domu musiałam ciągle leżeć (WC było jedynym miejscem do którego mogłam wyjść). Mąż przygotował wszystko z pomocą moich rodziców i jakoś wspólnymi siłami dotrwaliśmy do końca. W 36 tc urodziłam zdrowego chłopca. Ważył 3026 g. Bałam się o jego zdrowie, bo byłam faszerowana lekami. Na szczęście wszystko jest dobrze. Jak zaczęła się akcja porodowa to poczułam ulgę, że dotrwałam i ogromną radość, że zobaczę swojego synka. I wiecie co?? Jestem cholernie dumna z siebie, bo wygrałam swoją „wojnę”.
Nie napisałam tego, aby kogoś straszyć, odwodzić od macierzyństwa – napisałam to po to, żeby przyszłe mamy wiedziały, że i takie coś może się zdarzyć. Ale to jest do przejścia! A mamom, które teraz leżą w szpitalu i może to czytają, życzę dużo siły! I pamiętajcie – będzie dobrze! Matka dla swojego dziecka zrobi wszystko i jest w stanie wiele znieść!
Pod moim sercem, inne bije serce…
Nieznane, a jakże bliskie i jakże kochane.
Pod moim sercem małe rączki dziecka,
cichutko pukają do mojego serca.
Myślę, sobie wtedy: może być wspanialej?
Noszę w sobie życie, które Bóg mi daje!
Wzruszyłam się czytając ten tekst! Obecnie sama jestem w ciąży (13 tydzień) tak jak pisze autorka w tej chwili wszystko robię z myślą o maleństwie, które noszę w brzuszku. Jest dla mnie najważniejsze na świecie i choć nie dopuszczam sobie myśli, że coś mogłoby być nie tak to wiem, że dla tego małego szkraba zrobiłabym wszystko na świecie.
Tekst bardzo poruszający, pokazujący wielką miłość matki do nienarodzonego jeszcze dziecka, siłę walki o jego życie, mówiący o tym, że kobieta jest zrobić wszystko, by tylko ciąża zakończyła się szczęśliwie. Mówi też o tym, że jesteśmy faszerowani fałszywymi obrazami o ciąży, które pokazuje tylko piękne chwile z punktu widzenia estetycznego- mama z uśmiechem na twarzy, beztrosko czekająca na narodziny. Tyle ode mnie 🙂
Dziękuje Wam bardzo za ciepłe słowa!! a Tobie Madziu życzę aby ciąża przebiegała wzorowo i szczęśliwego rozwiązania 🙂 będę trzymać kciuki!!
Dziękuję serdecznie!
Tekst bardzo mnie poruszył. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo, ale moja córka bardzo mało się ruszała, co spędzało mi sen z powiek. Kiedy trafiłam do szpitala z tego właśnie powodu lekarze podjęli decyzję o cięciu cesarskim. Na szczęście był to 38 tydzień i ciąża była donoszona, ale nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć cesarkę. Ukończyłam z mężem szkołę rodzenia, przygotowywałam się do porodu naturalnego. Koszula do porodu, ulubiona muzyka, woda do picia, decyzja męża o wspólnym porodzie. Pocięli mnie jak mąż był w pracy, na szczęście poinformowany przez koleżankę z sali, zdążył przyjechać gdy małą wyciągnęli i usłyszeć jej pierwszy… Czytaj więcej »
Ciąża to czas w którym nic nie można sobie zaplanować…
Wzruszyłam się.Gratuluję wygranej walki!I życzę każdej mamie będącej w podobnej sytuacji,aby jej walka zakończyła się sukcesem 😉
Tekst bardzo mnie poruszył i przywołał wspomnienia. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo do 32 tc gdy na kontroli okazało się że zaczęta jest akcja porodowa i rozwarcie na 4 cm. Nie odczuwałam skurczów. Szybka decyzja: Szptal ja w szoku niedowierzam. Jak to już mam rodzić!! Na porodówkę zawieźli mnie na wózku, podali zastrzyki na rozwój płucek i inne specyfiki, kroplówki. Akcję powstrzymano. Do 36 tc leżałam plackiem zupełnie zdama na „obsługę” personelu i męża. Podobnie jak autorka codziennie martwiłam się o zdrowie maluszka i walczyłam. 2 tyg. leżałam z pełnym rozwarciem. W 36 tc urodziłam synka z wagę 2650 g. Zdrowiutkiego.… Czytaj więcej »
Sylwia też przeszłaś swoje ale wygrałaś!!! najcenniejszą nagrodę-dziecko! ja wiem,że jeśli była by taka potrzeba to leżałabym i 9 mc…ale oby kolejna ciąża była „książkowa” 🙂
Tego sobie i innym mamom życze 😀
Gratuluję wygranej walki i tego jak pięknie o tym piszesz 🙂 nie znamy naszych maleństw a już je kochamy i potrafiłybyśmy oddać za nie życie, tylko Mama tak potrafi 🙂
Wtedy nie czytałam, ale teraz bardzo chętnie:)
Niestety, nie wszystkie przyszłe mamy mają „łatwe” ciąże 🙁 Tak, to już jest.
Piękny wiersz na końcu!!!
Gratuluję maleństwa.
Ja pierwszą ciążę przechodziłam bez komplikacji, a druga od 12 tc leżenie plackiem, o tyle dobrze, że w domu, a nie w szpitalu. Od 24 tc rozwarcie na 7 mm. Córeczka urodziła się w 38 tc, jest zdrowa. A też ile łez się polało ehhh