Zdrowie i uroda 8 listopada 2017

Wirus bostoński, tzw. bostonka – naucz się ją rozpoznawać i nie puszczaj chorego dziecka do przedszkola!

Wirus bostoński lubi atakować w okresach przejściowych, tj. wiosną i jesienią. Pewnie dlatego właśnie teraz obserwuje się jego wzmożoną obecność , głównie tam, gdzie przebywa dużo dzieci i ma szansę na to, by bezkarnie przenosić się z jednego organizmu na drugi. Moich dzieci też nie ominął, a ponieważ w pierwszych dniach zmylił nam trop swoimi objawami, napiszę Wam na co warto zwrócić uwagę i jak można go rozpoznać.

Jakiś czas temu Jaś zaczął się skarżyć na ból policzka od wewnętrznej strony. W pierwszej kolejności uznaliśmy, że pewnie najzwyczajniej w świecie przygryzł sobie ów policzek i stąd dyskomfort. Chwilę poboli, zagoi się i przejdzie – myśleliśmy. Minął dzień czy dwa, ból dalej nie znikał, a Jasiek zaczął odmawiać jedzenia. Wtedy stwierdziliśmy, że to musi być jakaś afta, która sama pewnie nie minie. Więc kazałam dziecku płukać usta kilka razy dziennie szałwią i rumiankiem. Ku mojemu zdziwieniu dolegliwości jednak nie przechodziły, za to Jaś po kolejnych dwóch dniach pokazał mi wysypkę, która pojawiła się na wewnętrznej stronie dłoni. Wtedy dopiero zorientowałam się, że to nie żadne afty, a najprawdopodobniej BOSTONKA!  

W między czasie wirus dopadł też Polę, tyle że u niej zaczęło się od nagłej gorączki, powyżej 39 stopni. Trzymała ją całą noc, odpuściła dopiero rano i już więcej się nie pojawiła. A ponieważ nie towarzyszyły jej żadne inne objawy, typu katar czy kaszel, pomyślałam, że to jakiś jednorazowy wybryk, może zęby, które aktualnie jej się wyżynają. Ale po dwóch dniach zaobserwowałam podejrzane kropeczki w okolicy ust, a później na dłoniach. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka, a że chwilę później odkryłam podobną wysypkę u Jasia, wiedziałam, że oboje mają ten sam problem.

Wirus zresztą prawdopodobnie próbował zaatakować całą naszą rodzinę, bo i ja z mężem w tym samym czasie zaczęliśmy męczyć się z objawami przeziębienia, ale u nas na szczęście tylko na tych objawach się skończyło i szybko udało je się pokonać domowymi sposobami. Dzieci z kolei wymagały kontroli pediatry i obowiązkowej IZOLACJI, ponieważ bostonka  jest bardzo zakaźna. Chcę to szczególnie podkreślić, bo wiem od Jasia, że do przedszkola chodził ostatnio chłopczyk, który podobno miał takie samy „plamy” na dłoniach jak on, a  więc prawdopodobnie był chory. Do przedszkola rodzice musieli więc puszczać go nieświadomie (a przynajmniej taką mam nadzieję!), ale by te wirusy nie rozsiewały się w kółko i nie wracały – bo przebyta choroba nie daje odporności i zarażać się nią można wielokrotnie! – ważne jest, aby rodzice o niej wiedzieli i potrafili szybko ją rozpoznać.

A więc po krótce…

Bostonka to zakaźna choroba wirusowa, wywoływana przez enterowirusy Coxsackie. Zarazić się nią można drogą kropelkową lub przez „brudne dłonie”, które miały kontakt ze stolcem nosiciela – wirusy wydalane są z kałem nawet przez kilka tygodni. Dlatego niezwykle ważna jest higiena po skorzystaniu z toalety lub zmiany pieluchy u niemowlaka. Ale ponieważ u dzieci przebywających w żłobkach, przedszkolach czy szkołach, ciężko zapanować nad właściwą higieną, tam skala zakażeń bywa ogromna.

Na bostonkę najczęściej chorują dzieci, jednak (od swojej pediatry wiem, że…) coraz częściej dotyka ona również dorosłych, u których „lubi” przebiegać ciężej, z poważnymi powikłaniami.

Do objawów należą:
– gorączka – często wysoka, powyżej 39 stopni,
– ból gardła,
– osłabienie,
– brak apetytu,
– wysypka,
– mogą pojawić się też nudności, wymioty i biegunka.

Wysypka pojawia się zazwyczaj po kilku dniach od zakażenia (3-6 dni) i wystąpienia pierwszych objawów. Umiejscawia się głównie na wewnętrznej stronie dłoni, podeszwach stóp, twarzy i w jamie ustnej. Czasami widoczna bywa w górnej partii klatki piersiowej.

Przyjmuje postać drobnych, czerwonych, łososiowych lub sinych kropeczek, plamek bądź grudek (w przypadku Jasia zmiany były delikatnie ciemniejsze od skóry, więc trudniej było je dostrzec, niż u Poli, która miała ewidentnie czerwone plamki i krostki, dobrze widoczne).

Wysypka może też przyjmować postać pęcherzyków, przypominających ospę, dlatego bywa z nią mylona. Tyle, że przy ospie wykwity pojawiają się na całym ciele, włącznie z owłosioną skórą głowy i swędzą, natomiast przy bostonce ograniczają się do kończyn oraz twarzy i raczej nie towarzyszy im świąd. Zdarza się, że po jej zniknięciu, z kończyn delikatnie złuszcza się skóra.

W związku z tym, że choroba sama ustępuje, leczenie ogranicza się jedynie do podawania środków przeciwgorączkowych, przeciwbólowych – jeśli jest taka potrzeba, antywirusowych i wzmacniających odporność, np. zwiększając podaż witaminy C. Ponadto osoba zarażona, jak już wspomniałam wcześniej, wymaga izolacji, nawet po zniknięciu objawów/wysypki – w naszym przypadku pediatra zaleciła dodatkowy tydzień siedzenia w domu i stronienia od wszelkich gościnnych wizyt.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Gościnne wtorki 7 listopada 2017

Seks w małym mieście, czyli kurodomowe przemyślanki

Za dwa tygodnie minie 10 lat odkąd zostałam matką. W okolicy 17 listopada (bo to był ten dzień) zawsze mam refleksyjne myśli i podsumowuję przeżyty rok. Kilka dni temu włączyłam sobie „Seks w wielkim mieście”, by coś “leciało” podczas gotowania.

Patrząc na cztery przyjaciółki z „Seksu w wielkim mieście” trochę ich pożałowałam. Właściwie ich świat kręci się wokół seksu, mody i pracy. Każde spotkanie to omówienie: jak, z kim, kiedy, gdzie, dlaczego i co z tego wyniknie. Przez całe życie szukają tego jedynego księcia z bajki, zdzierając przy tym dziesiątki par butów. A jak znajdą, to ciągle są niepewne, czy to aby ten. Straszne to dla mnie.

Faceta znalazłam sobie jednego (co i tak było nie lada wyczynem), na modzie zupełnie się nie znam, praca jest, ale dzieci ważniejsze. Może ja po prostu się zestarzałam? Skurodomowiałam? Zapytałam Prywatnego Wikinga, który wyjątkowo znalazł się pod ręką:
– Czy ja jestem atrakcyjna?
– Co to za pytanie?
– A jak myślisz, czy mogłabym się spodobać innemu mężczyźnie?
Wzrok Pana Wikinga był wymowny… Uśmiał się ze mnie. No tak! Jakiemu mężczyźnie może się spodobać kobieta wiecznie zajęta dziećmi, gotowaniem, studiowaniem i pracą. No i tak na poważnie – nie najmłodsza! Co prawda nikt na ulicy nie spluwa za mną z obrzydzeniem, ale miss świata to też nie jestem.

Z drugiej strony ci dzisiejsi mężczyźni to jacyś tacy zniewieściali, a w ogóle to ilu ja ich spotykam?
Listonosza? Przystojny ale niski. Inkasent? Jakiś taki niedoprasowany. Sąsiad? Śmierdzi papierosami, a tego, nie cierpię. No i jeszcze czasem wpada spocony kurier z nadwagą. A gdzie ci romantyczni przystojniacy z bukietami kwiatów? Prywatny Wiking to przynajmniej czasem z sałatą przyjdzie, albo ziemniakami, więc florystyczne podarki mam co jakiś czas zapewnione 😉

Wędrując po mieście rozglądam się i co widzę? Studenci w spodniach z krokiem między kolanami, lub kalesonach mocno przylegających do ciała, łysi urzędnicy w poplamionych koszulach i akwizytorzy z uśmiechem przylepionym do twarzy…
Gdzie im wszystkim do Mr Biga?

Popatrzyłam na tatę Szkodników.
Toż to trzeba chronić jako dobro narodowe! Wysoki, przystojny i jak brodę zaplecie to prawie jak Ragnar Lodbrok. I przede wszystkim inteligentny. Przegadałabym z nim całe noce. No bo nie łudźmy się…
Seks po kilkunastu latach małżeństwa przydarza się jako akt sporadyczny i krótkotrwały. Po pierwsze przy dzieciach często gęsto trzeba z nimi łoże dzielić, bo to kaszelek, gorączka, potwory z ciemności wyskakujące. A z drugiej strony, musiałabym fortunę wydać na wazelinę, by oddać się intymnym igraszkom. No o czym wy myślicie? W długoletnim małżeństwie, z małymi dziećmi u boku, wazelina służy do posmarowania klamki, by dzieciom ślizgały się ręce i nie wchodziły do pokoju 😉 Poza tym przy takiej ilości zajęć i tak wieczorem lecę na przysłowiowy pysk i marzę tylko o objęciach Morfeusza.

Włączyłam drugą część filmu. Rozmowa Mirandy i Charlotte mnie powaliła na kolana. Chciałabym je zobaczyć w akcji z dwójką dzieci, dwoma tysiącami na rękę i bez babć i cioć. W polskich warunkach to by chyba szybko poległy.
10 lat jestem mamą. Jak ten czas leci. A dopiero co małe kaftaniki prasowałam i małe stópki mieściły się w jednej mojej dłoni, a tu Starsza już mi buty kradnie.

10 lat. Pięknych lat. Pachnących pudrem, oliwką i ukiśniętym mlekiem rozlanym pod biurkiem. Popatrzyłam w lustro. Jakże inna jestem od panienek z City. I powiem wam, że jestem z tego cholernie zadowolona. Lubię to swoje małe miasteczko. Seks w małym mieście również może być przyjemny. Nie musimy mieć butów od Manolo Blahnika, by być szczęśliwe. W  butach od CCC czy Lidla też można życie wesoło przejść 😉

P.S. Wracając do wazeliny. Działa dopóki dzieci są dość małe. Ze starszymi to trzeba coś innego wymyślić. Ja czekam aż moje pójdą na studia, bo do szkoły z internatem nie chciały dać się wysłać 😉
Ot życie…

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kroll
Kroll
6 lat temu

Florystyczne podarki! Biegnę żonie pokazać felieton! Mistrzowskie poczucie humoru! ?

Maria Ciahotna
6 lat temu

Och, skąd ja to znam… Stuknęło nam z mężem w tym roku 9 lat od ślubu, dorobiliśmy się czwórki dzieci i domu, więc na brak zajęć nie narzekamy.
Pewnie, chętnie bym czasami miała chwilę tak naprawdę dla siebie, bez wyrzutów sumienia że trzeba jeszcze poodkurzać czy pranie nastawić, ale porównując się z filmowymi bohaterkami mam ogromniaste szczęście, bo o mój dobry humor dbają moi najbliżsi, nawet kiedy biegam po domu ze szmatą 🙂

Niepoprawna Optymistka

Świetny tekst! skąd ja to znam 😛 dodałabym sexi piżamę od stóp do głów w okresie zimowym 🙂

Sofija S-ka
6 lat temu

Tą wazeliną mnie powaliłaś! Genialne!

Katarina Pat
6 lat temu

Częściej takie zabawne refleksje puszczajcie! Klamka i wazelina mnie dobiły 😀 😀 😀

Iza Kasparek
6 lat temu

Fajny tekst w naszym przypadku małżeńskie narzeczeństwo, widujemy się przeważnie w weekendy- ot taka praca.

Szkodnikowo
6 lat temu

Cieszę się, że tekst wywołał uśmiech 😉

Znad kołyski 6 listopada 2017

Jak pchać wózek, żeby dobrze wpływać na rozwój małego dziecka?

Współczesne wózki dają nam wiele możliwości i praktycznych rozwiązań. Nowoczesne, lekkie, z wieloma pomocnymi akcesoriami są niezbędne każdemu rodzicowi – bez nich ani rusz! Można je dostosować do aktualnych potrzeb malucha, warunków atmosferycznych, przemierzanego terenu. Kupując sprzęt bierzemy zatem pod uwagę walory estetyczne, wygodę naszego użytkowania, rozmiary, wagę, funkcjonalność, itp. Nie możemy jednak zapominać, że w wózku jeździ dziecko.

Maluch jest jego „głównym użytkownikiem” i spędza w nim czasem kilka godzin dziennie. Wycieczki, spacery, ale także bieżące sprawy do załatwienia – sadzamy dziecko w wózku „przodem w kierunku jazdy” i ruszamy! Myślimy tak: ono sobie popatrzy na świat, rozejrzy się, zobaczy tak wiele ciekawych rzeczy, będzie się dzięki temu lepiej rozwijać.

Czy tak jest rzeczywiście?

Tak naprawdę siedząc w wózku małe dziecko:

  • Niewiele widzi – widziany obraz się rozmazuje, gdyż pędzimy do przodu.
  • Nie ma czasu się rozejrzeć, bo przecież nie zatrzymujemy się przy ciekawych (z punktu widzenia malucha) obiektach.
  • Nawet jeśli coś uda mu się dojrzeć, nie ma z kim podzielić się radością doznawania, bo opiekun nie zdaje sobie sprawy  tego, co zainteresowało dziecko. On chce jak najszybciej dotrzeć do celu.

A może warto posadzić dziecko tak, by jadąc w wózku miało z dorosłym kontakt twarzą w twarz? Co to zmieni?

  • Można z dzieckiem rozmawiać na temat tego, co dzieje się dookoła, to łatwiejsze, gdy ma się rozmówcę przed oczami. To doskonały trening mowy i sposobów komunikowania się.
  • Opiekun reaguje na to, co dziecko zainteresuje lub skieruje jego uwagę na coś wartościowego. Wspiera je w ten sposób w rozwoju umysłowym.
  • Dorosły może w ten sposób przekazywać dziecku całe bogactwo doznań związanych z mową ciała i wyrazem twarzy – to świetny trening umiejętności społecznych.

Tak niewielka zmiana, a tak wiele dla dziecka znaczy! Spróbujcie.    

Oczywiście, wiele zależy od typu wózka i czy wygodnie prowadzić go tak, by dziecko siedziało przodem do kierowcy (w wielu przypadkach nie ma to znaczenia). Podobnie jest z dzieckiem – jeśli woli siedzieć przodem do kierunku jazdy to po prostu trzeba mu na to pozwolić:) Nic na siłę. Kontakt twarzą w twarz sprawdza się w przypadku mniejszych dzieci, dla których obserwowanie twarzy dorosłego ma duże znaczenie. W przypadku dzieci nie ma idealnych rozwiązań, bo każde jest inne i ma swoje indywidualne potrzeby. Ważne żeby próbować.     

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
6 lat temu

U mnie było na zmianę

Agata Rudnicka
6 lat temu

Mój syn ma 5 miesięcy i od trzech tygodni tylko przodem w spacerowce. Ileż można na matkę patrzeć

Małgorzata Śmietańska

Ale głupoty.

W roli mamy - wrolimamy.pl

Może dla ciebie. Jednak to są informacje wyrażone przez eksperta w zakresie edukacji i wychowania małego dziecka, eksperta, który tez jest mamą. Więc tym bardziej wie co pisze.

Sylwia Wojstroj
6 lat temu

Ja moje nosze. Sprawdziło się przy synu i teraz próbuje z córką. Widzę jaka jest zainteresowana. Staniemy przy drzewie, dotkniemy lisci, kory czy cuekawej sciany. Mówię bardzo dużo do dziecka. Nawet wczoraj sie jedna pani chciała przewrócić, bo rozgladala sie za tym z kim ja rozmawiam? 😉 A ja mówiłam do mojej rocznej córki, że przechodzimy przez pasy. Wózek biore jak wiem, że jest śpiąca.

Mariola Wica
6 lat temu

Moja to by sobie chyba glowe ukrecila jakby jezdzila przodem do mnie. Woli patrzec jak jej siostra biega obok.

Madzia Madziulka
6 lat temu

Czekam na artykul: Jak zmieniac pieluche,by dobrze wplywac na rozwoj dziecka

W roli mamy - wrolimamy.pl

Czytałaś tekst?

Anna Wieczorek
6 lat temu

U nas wózek wcale się nie sprawdził. Noszę w chuscie. Już 6 miesięcy. Polecam.
Maluch zawsze blisko mamy czuje się bezpiecznie, wszystko widzi, jest mu ciepło i rozwija się wspaniale.
Ale każde dziecko jest inne.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close