Basia Kawa „Zdobyłeś”

Przyznaję bez bicia, nie jestem fanką współczesnej muzyki. Nawet rozeznania za dużego nie mam, bo już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że producenci muzyczni proponują mi popową tandetę okraszoną pseudo efektami dźwiękowymi, których serdecznie nie znoszę. Utwierdzam się w tym zdaniu przy okazji różnych oglądanych przez mojego męża kuźni talentów – wygrywa (moim prywatnym zdaniem oczywiście) plastikowa nijakość. Stąd też po płytę Basi Kawy sięgnęłam wcale nie z nadzieją na dawkę dobrej muzyki. Moja ciekawość miała zupełnie inne podłoże. Muszę się Wam przyznać, że zaintrygowała mnie ta kobieta, która ma prawo mówić o sobie, że odniosła sukces. I wcale nie chodzi mi o sukces komercyjny, chociaż jeśli też, to tylko pogratulować. Jak mówiłam, nie znam się na rynku muzycznym.

Basia Kawa idzie pod prąd. Nie rezygnuje ze swoich marzeń i pasji. Szlifuje talent, doskonali warsztat. Pisze, komponuje, gra na skrzypcach. Niby nic (no dobra, nie tak całkiem nic), ale jest matką dwójki dzieci! Dobitniej mówiąc: dwójki małych dzieci. Jednak udało jej się zachować równowagę między marzeniami i pasją, a wychowywaniem swoich pociech. Pokazała, że chcieć znaczy móc, a macierzyństwo to nie smycz, która uwiązuje kobietę do nogi od dziecinnego łóżeczka. Znalazła na siebie pomysł i wcieliła go w życie. I właśnie dlatego sięgnęłam po jej płytę. No dobra, też dlatego, że mi to zaproponowano. Ale mogłam odmówić.

Jaka jest muzyka Basi? Tutaj muszę posłużyć się banałem: inna niż wszystkie. Nie udało mi się jej zaklasyfikować do żadnego gatunku muzycznego. Co nie znaczy, że jest nijaka, nic z tych rzeczy! Ponoć jest mieszanką softrocka, popu i bluesa. Hmm… Ja wolę myśleć, że Basia Kawa wykreowała swój własny muzyczny świat, do którego nas nienachalnie zaprasza. W żadnym momencie nie poczułam się atakowana dźwiękami ani głosem wokalistki. A to, przyznacie chyba sami, duża sztuka. Żywe, energetyczne piosenki przeplatają się ze spokojnymi balladami, a wszystko tworzy spójną całość, malując bardzo pozytywny obraz muzyczny. Czy chciało mi się tańczyć? Nie, ale może to dlatego, że ja nie przepadam za tańcem. Na płycie znajdziecie kilka utworów, które dałoby się zaklasyfikować jako taneczne, na przykład „Gdy jesteś tu”. Nie w moim stylu, ale pewnie znajdą się fani i takich dźwięków i zatańczą. Ja chciałam tylko słuchać. A do szczęścia brakowało mi mięciutkiego koca i kubka z gorącą czekoladą. Następnym razem zadbam i o to.

Wypadałoby wspomnieć jeszcze kilka słów o autorskich tekstach Basi Kawy. Gdybym chciała opisać je jednym słowem, powiedziałabym, że są intymne. Artystka zaprasza nas do poznania swoich przemyśleń i emocji, radości, smutków i rozterek. Nie sięga po łatwe tematy, nie pisze dla zaspokojenia gustów szerokiej publiczności. Raczej miałam wrażenie, że pisze dla siebie, a później się tym dzieli. Może dlatego, że z tekstów bije szczerość i autentyczność.

Moim prywatnym faworytem jest utwór „Jedyna podróż”. Na drugim miejscu stawiam „Odnajdź mnie”. Tytułowy utwór: „Zdobyłeś” nie podbił mojego serca, ale może dam mu jeszcze szansę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close