Emocje 3 sierpnia 2016

Moja podróż do przeszłości, czyli wakacyjne wspomnienia z dzieciństwa

Zabiorę Was dzisiaj w podróż, do przeszłości. Do moich wakacyjnych wspomnień z dzieciństwa.
Chodźcie…

“Iks” lat temu, gdy byłam małym dzieckiem, jeździliśmy na wakacje do dziadka w Bydgoszczy, na tzw. Osówkę (Osowa Góra). Co roku nie mogliśmy się tego doczekać i zawsze niecierpliwie odliczaliśmy czas do wyjazdu – długiej i nudnej podróży przez pół Polski. Pociągiem albo autem – dużym fiatem, pozbawionym klimatyzacji. Latem, w upalne dni to była totalna masakra. Ale co zrobić, kiedyś tak się jeździło. Z otwartymi oknami, przez które wpadały papierosy 😛 i otwartymi drzwiami, gdy stało się na światłach albo przejazdach kolejowych.

Dziadek mieszkał w dużym domu. Na parterze urzędował on, a na piętrze wujek Darek i Wiesiek z rodziną, w tym z czwórką kuzynostwa. Do tego zawsze zjeżdżał wujek Rysiek z trojgiem swoich dzieci, no i jeszcze dwoje od wujka Janusza. Z naszą trójką było więc nas dwanaścioro! Obłęd co? 🙂

Ale to właśnie było fajne – dom pełen ludzi, w którym wiecznie panował gwar. Zawsze było wesoło i nigdy nie narzekaliśmy na nudę, mimo iż nie mieliśmy żadnych gier komputerowych, smartfonów czy tabletów!

Pamiętam, że dziadek miał ogródek za domem, szklarnię i kilka krzewów oraz drzew owocowych. Do dziś z uśmiechem na ustach wspominam czerwone porzeczki, agrest – którego chyba nie jadłam od tamtej pory!, jabłka i gruszki. Pamiętam jak pożeraliśmy (dosłownie!) marchewkę, lekko ją tylko otrzepując z piachu bo na mycie nie było czasu 😉 Albo jak podkradaliśmy i pałaszowaliśmy ogórki czy pomidory – matko, jak one pachniały i smakowały! Dziś te sklepowe warzywa już tak nie pachną, nie smakują, nawet nie wyglądają bo teraz wszystkie są jak po jakiś sterydach.

Pamiętam jak z moją kuzynką Dominiką uwielbiałyśmy wyciągać wszystkie buty na obcasach, przymierzać je i paradować po podwórku, udając przy tym, że jesteśmy już dorosłe. Wtedy tak nam było śpieszno do dojrzałości, a dziś oddałabym wiele by choć na chwilę móc cofnąć się do tych cudownych, beztroskich chwil.

Z łezką w oku, wspominam też wakacje z drugim dziadkiem i babcią. Jak jeździliśmy z nimi nad morze i całymi dniami przesiadywaliśmy na plaży. Babcia robiła nam kanapki z masłem i zielonym ogórkiem, albo z pomidorem – to był rarytas! A my, niemal do zachodu słońca babraliśmy się w piachu, słuchając w tle wakacyjne przeboje „lata z radiem” Polskiego Radia – do dziś słyszę w głowię tę charakterystyczną muzyczkę tej stacji 🙂

Pamiętam też jak jeździliśmy z dziadkami na wakacje do biłgorajskiego lasu, pod namioty – w których spali chłopaki, i na kemping – w którym spałam ja z babcią. Nie mogę powiedzieć, że ten rodzaj wczasowania mi się nie podobał, ale muszę przyznać, że dla mnie – typowej dziewczyny bojącej się pająków i wszelkich innych robali, nie należały do wybitnie przyjemnych. Do dziś z obrzydzeniem wspominam wszechobecne „krzyżaki” i szczypawki – czy jak one się fachowo nazywają? Właziło to wszędzie, nawet w ubrania, co przyprawiało mnie o palpitacje serca!

Pamiętam jak kąpaliśmy się w metalowej misce, jak praliśmy ciuchy na tarce i chodziliśmy je płukać do rzeki 🙂 Pamiętam jak nasza prababcia Marysia – taka prawdziwa babulinka z chustką na głowie, sukienką za kolana i fartuszkiem przewiązanym w pasie, przynosiła nam co rano świeże mleko, prosto od krowy, którego tak nie cierpię! I śmietanę i masło…

Wspominam też leżące wszędzie kupy od krowy, na które zawsze wołaliśmy „miny”, albo „złotka” 🙂 I snopki siana na polu, stonki w ziemniakach. I jak czasem chodziliśmy z braćmi podkradać sąsiadom kolby kukurydzy, źdźbła zboża czy czereśnie z drzewa 🙂 Albo jak dziadkowie wyciągali nas na grzyby i jagody do lasu. Zbierać tego co prawda nie lubiłam bo tam wszędzie pająki były 😉 ale za to jeść uwielbiałam. Szczególnie takie grzyby, na które moi dziadkowie mówili „betki” – przysmażali je delikatnie na patelni i układali na kromce chleba. Rany jakie to było pyszne!! Na samą myśl dostaję ślinotoku!

Uśmiecham się również gdy przypomnę sobie nasze wypady do przydrożnego baru „Gucio”, gdzie moi dziadkowie sączyli zimne piwko, a my pepsi w szklanej butelce i porcję frytek – nasz ulubiony zestaw. No i lody na gałki, które kosztowały raptem 0.50 groszy!

Z radością w sercu wspominam też wakacje spędzane w rodzinnym mieście, gdy byliśmy już nastolatkami. Z paczką przyjaciół, z jednego podwórka, jeździliśmy wówczas rowerami nad jezioro, na Chechło – 20 km więc całkiem konkretna wyprawa to była. Ale pakowaliśmy się w plecaki i pedałowaliśmy co sił w nogach, nie zważając na brak ścieżek rowerowych i liczne wertepy.

W ogóle w tamtych czasach, całe dnie spędzaliśmy na dworze, a wieczorami robiliśmy ogniska – na rozpoczęcie i zakończenie wakacji było obowiązkowe! Jak sobie pomyślę, że dziś trudniej wiele dzieci wygonić na dwór, niż zawołać do domu, bo już ciemno i późno, to aż czasem nie dowierzam.

Ile myśmy potrafili zabaw i gier powymyślać! Oj ile ja bym dała by móc znowu spotkać się z tamtą paczką kumpli, zagrać w „kartofla” i palanta, a po zmroku w chowanego!

Szkoda, że nie mogę wsiąść do pociągu i cofnąć się w czasie. Chociaż na jeden dzień i przeżyć jedno wakacyjne wspomnienie jeszcze raz!

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena kaminska
Milena kaminska
7 lat temu

Piekne wspomnienia, pamietaj o mnie gdy znajdziesz taki pociąg ja też chciałabym wsiąść w taki pociag i choć na chwilę cofnąć się w tamte wspaniałe beztroskie czasy

Ciąża 2 sierpnia 2016

Do trzech razy sztuka,czyli jak mój mały chłopiec odmienił moje życie

Córki rodziłam w czasach, kiedy w szpitalach zaraz po urodzeniu  położne podawały butelkę z mlekiem modyfikowanym. Najstarszą córkę karmiłam więc w taki sposób.

Młodsza córka była karmiona mieszanie, nie wiedziałam wtedy ,że karmiąc w ten sposób mam małe szanse na podtrzymanie laktacji,szybko straciłam pokarm,zostałyśmy  tylko z butelką.

Na szczęście czasy się zmieniły,zmieniłam się ja, sama. W tym roku urodziłam Frania i postawiłam  całkowicie  na naturę. Zdecydowałam się ,że będę walczyć o karmienie naturalne, chociaż nie wiedziałam do końca ,że to wymaga  tyle czasu i całkowitego poświęcenia z mojej strony.

Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem dumna z siebie,karmię już ponad pięć miesięcy. Czasem jest pot i są łzy, ale wciąż karmię piersią. Zaniedbałam  całkowicie swoją rodzinę, dom, swoje życie. Na szczęście w pobliżu był ON.

Tata

On wiedział, że to naturalne i trzeba zająć się domem i nami. O nic nie musiałam prosić i przypominać.Pomagał we wszystkich obowiązkach domowych. To on robił zakupy, sprzątał i gotował wszystkie posiłki dla naszej czwórki. Często kiedy była pora śniadania, obiadu czy kolacji, a ja w tym czasie karmiłam piersią , zawsze miałam wszystko podane w taki sposób bym mogła zjeść swobodnie karmiąc maluszka. Jestem spokojna kiedy zajmuję się najmłodszym dzieckiem, wiem że nie jestem sama ze wszystkimi kobiecymi obowiązkami. Kobiecymi ponieważ większość mężczyzn tak myśli,że to nasza czarna robota i umywa swoje ręce od jakiejkolwiek pomocy w domu.

Jest ze mną osoba ,która potrafi zadbać o naszą całą rodzinę. Na niego zawsze mogę liczyć w każdej sytuacji.

Nigdy nie usłyszałam  od niego złego słowa. Nie było wyrzutów ,że siedzę w domu i pachnę, czy że znowu nic nie jest zrobione, bo mały potrzebował mojej bliskości. Doskonale wie, że wychowanie dzieci i zajmowanie się domem to ciężka praca.

To na nas, matkach spoczywa najwięcej obowiązków po narodzinach dziecka ale musimy pamiętać, że nie tylko my jesteśmy za nie odpowiedzialne.

Powinnyśmy dzielić się odpowiedzialnością z tatą dziecka. Wszystkie kobiety powinny uświadamiać swojego partnera ,że obowiązki domowe nie  są  tylko dla kobiet. Przecież nie możemy mieć wszystkiego na naszych barkach,  nie jesteśmy siłaczkami by udźwignąć codzienny ciężar, jakim jest życie. Przecież w końcu to nasze wspólne życie.

naturalnierazem-kurnikowo

Autorką wpisu jest Agata mama dwóch dziewczynek i jednego chłopca,który zmienił całe jej życie. Czas leci,dzieci tak szybko się zmieniają, rosną i wciąż nas zadziwiają, życie codziennie nas zaskakuje, a ona zapisuje to na stronach swojego bloga Kurnikowo.

Dziękujemy Agacie za wsparcie naszej akcji #NaturalnieRazem!

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża 1 sierpnia 2016

Karmienie piersią. Znany ląd, odkrywany na nowo z każdym dzieckiem

Mój najmłodszy – trzeci z kolei maluch, skończył właśnie sześć miesięcy. Cały czas karmię go wyłącznie piersią. W zasadzie powinnam już zacząć mu wprowadzać jakieś dodatkowe posiłki, ale wcale mi do tego nie spieszno.

Koniec wyłącznego karmienia piersią, to dla mnie wyjątkowy moment, kiedy maluch przestaje być na przysłowiowym „maminym cycku”. Każdy może go wtedy nakarmić, przestaje być takim małym słodkim cycoholikiem 😉 To taki swoisty krok w „dorastanie”, który odciągam, jak mogę najdłużej, bo uwielbiam te nasze wspólne chwile, kiedy patrzymy sobie głęboko w oczy. Kiedy wtulony we mnie otrzymuje to, co mogę mu dać najcenniejszego. Naturalny, zdrowy, specjalnie dla niego przygotowany pokarm…

Pewne doświadczenie już w tym zakresie mam. W końcu kolejny raz karmię malucha piersią. Pomyślicie sobie pewnie, że za trzecim razem już wszystko wiadomo, więc pewnie żadnych problemów nie miałam.

I tak i nie:

Tak, bo wiem już jak przystawić dziecko do piersi.
Tak, bo wiem czego się spodziewać.
Tak, bo nie stresuję się tym.
Tak, bo jestem spokojniejsza i bardziej zrelaksowana.
Tak, bo wierzę w swój instynkt.
Tak, bo nie przejmuję się ciociami dobra rada (większość z nich ma mniej dzieci niż ja, więc łatwo je zbyć ;))

Nie, bo wiem co mnie czeka (ból, ale o tym za chwilę).
Nie, bo każde dziecko jest inne.
Nie, bo nie wszystko można zaplanować.

Doświadczenie z wcześniejszych ciąż i karmienia pomaga, ale czasem też przeszkadza. Mam niezwykle wrażliwe piersi i dlatego mimo tego, że to nie pierwszy raz, i w  tym przypadku przez ponad półtora miesiąca czułam ból za każdym razem, gdy Oskar zasysał pierś, aż podskakiwałam odruchowo, to było niezależne ode mnie.

Jestem raczej odporna na ból, w końcu urodziłam troje dzieci naturalnie bez znieczulenia. Mimo to, moment kiedy maluch łapał za pierś zawsze był na początku dużym problemem.

Oczywiście jakoś sobie z tym poradziłam w każdym przypadku i dzięki temu starszaki karmiłam około półtora roku, zarówno Adiego jak i Niśkę. W obu przypadkach mimo trudnych początków ten okres był dla mnie okresem bardzo wyjątkowym, czasem tylko dla nas -mnie i maleństwa.

Nie wiem, ile będę mogła tym razem karmić synka. W końcu nie tylko ode mnie to zależy, ale też, a może i przede wszystkim od niego oraz od różnych okoliczności, na które często nie mamy wpływu. Mam jednak zamiar cieszyć się tym jak najdłużej. Bo nic, nigdy nie zastąpi nam tej niesamowitej bliskości…

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
7 lat temu

Oj tak piękny to był czas kiedy karmiłam syna 1.5 roku choć poczatki były koszmarnie trudne a corke niestety tylko 6 miesięcy a było o wiele łatwiej niż za pierwszym razem, ale to niestety z mojej winy zanikl pokarm nie mogłam sobie tego wybaczyć

W roli mamy - wrolimamy.pl

Ważne, że choć te 6 miesięcy się udało, dla córki to bezcenne ?

W roli mamy - wrolimamy.pl

Co do koszmarny początków z synem, miałam podobnie z Adim, pogryzione brodawki, potworny ból, krew, brak pokarmu, wiszenie na piersi po godzinie i więcej nieraz… Dopiero gdy zaprosilam doradcę laktacyjnego na prywatną wizytę domową, zobaczyła wszystko, doradzil co pozmieniać w kwestii karmien, dodała otuchy i udało się ustabilizowac sytuację ?

Martyna Gajowska
7 lat temu

Syna karmiłam tylko (albo aż) pół roku, niestety z mojej winy odrzucił pierś. Teraz córkę karmię prawie pół roku i tu zapowiada się długie karmienie z czego ogromnie się cieszę. Początki nie są łatwe.

Marta Kraszewska
Marta Kraszewska
7 lat temu

Trzymam kciuki, aby tym razem też karmienie piersią trwało podobnie jak u starszych dzieci. Faktycznie ból początkowy przy przystawianiu jest dość mocny i może przeszkadzać. Ale te aspekty na tak przy kolejnym dziecku są bardzo ważne. Przy starszym synku pierwszy miesiąc był walką o poprawne przystawianie, z córką byłam dużo spokojniejsza i dużo szybciej korygowałam złe chwytanie. 🙂 przez to teraz mając dwa miesiące jest małą pyzunią bo uwielbia mleko:) POzdrawiam i powodzenia!

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close