W szkole 12 stycznia 2018

Długofalowe skutki dźwigania ciężkiego tornistra

Temat zbyt ciężkich tornistrów, jakie muszą dźwigać uczniowie, wraca jak bumerang chyba od czasów, gdy ja sama dźwigałam swój tornister. A może istniał już dawniej. Tylko jakby niewiele się zmieniło, tornistry są ciężkie, lekarze alarmują, a do szkoły chodzić trzeba.

Dźwiganie ciężarów jest ponoć dyscypliną sportową, ale nie oznacza to, że przeładowany plecak wpływa pozytywnie na postawę małego (i większego) ucznia. Ci więksi radzą sobie o tyle lepiej, że są więksi, ale nadal waga plecaka przekracza 15% masy ciała. Jest to górna granica ciężaru, jaki powinien dźwigać uczeń. Zaleca się, by waga tornistra nie przekraczała 10% wagi ucznia. Czyli tornister pierwszoklasistów powinien ważyć około dwóch kilogramów. Niestety w wielu przypadkach jest to marzenie ściętej głowy. Uczniowie noszą do szkoły taką ilość książek, zeszytów, pomocy naukowych, jedzenia i picia, że tę wagę bez trudu przekraczają. W większości szkół są szafki, w których można zostawiać podręczniki. Tylko jak bez książki odrobić pracę domową?

Tymczasem ciężki tornister to nie tylko problem pleców i kręgosłupa. Dziecko, chcąc zrównoważyć ciężar, automatycznie pochyla się do przodu. Na skutek tego:

– odczuwa bolesność szyi i górnej części pleców – to efekt naciągania mięśni i ścięgien, które „próbują przywrócić” prawidłową postawę ciała,

– odczuwa ból w pasie biodrowym,

– odczuwa ból w dolnej części pleców – jest on spowodowany zbyt mocno i długo napiętymi mięśniami.

Z powodu zbyt ciężkiego tornistra cierpią także nogi. Uginające się pod ciężarem plecaka kolana to nie mit, to początek poważnych problemów ze stawami kolanowymi. Stopy, które ostatecznie dźwigają cały ciężar ciała i dodatkowo tornistra, mogą ulec zdeformowaniu.

Przy tym wszystkim nie można zapominać o kręgosłupie, który ulega powolnym, lecz nieodwracalnym deformacjom. Warto też dodać, że nieprawidłowa postawa ciała (pochylenie do przodu) sprzyja problemom z oddychaniem i zmniejszeniu pojemności płuc. A nieprawidłowe działanie układu oddechowego, to brak odpowiedniego dotlenienia mięśni, tkanek oraz mózgu. I dlatego właśnie uczniowie na lekcjach dosłownie śpią!

Mali uczniowie rzadko skarżą się na skutki noszenia ciężkich tornistrów. To wszystko jak czkawką odbije się w późniejszym okresie życia. Dziecko co najwyżej może powiedzieć, że mu ciężko. I te właśnie słowa powinny być impulsem do rodzicielskiej interwencji. To, co na pewno możemy zrobić, to sprawdzić zawartość tornistrów naszych pociech. Oprócz rzeczy ważnych i potrzebnych znajdziemy też to, czego w tornistrze być nie powinno. Szczególnie zapominalscy uczniowie mają niedobry zwyczaj nosić komplet podręczników i zeszytów niezależnie od planu lekcji. Dodatkowo można „wykopać” z dna tornistra zapomniany komplet kredek, a nawet farb plakatowych, które były potrzebne miesiąc temu, zabawki, którymi trzeba było się pochwalić kolegom, a które same nie wyszły z plecaka, butelkę wody (nic to, że druga spoczywa grzecznie w kieszeni obok) oraz często drugie śniadanie z przedwczoraj. Niestety, nawet jeśli wynegocjujemy z dzieckiem wyjęcie wszystkiego, czego naszym zdaniem w plecaku być nie powinno, nadal istnieje ryzyko, że będzie on zbyt ciężki. Pozostaje negocjować z nauczycielem (na szczęście w młodszych klasach jest tylko jeden), by prace domowe nie wymagały zabierania do domu wszystkich podręczników. I jeszcze, by zostawianie podręczników w klasie, było obowiązkiem małych uczniów. Silne przywiązanie do własności sprawia, że dzieci zabierają nawet te podręczniki, które w domu nie są im potrzebne.

Co jeszcze mogą zrobić rodzice? Ano to, za co są tak masowo potępiani – dźwigać za dzieci. Chociaż nie jest to najbardziej pedagogiczne, to nie oszukujmy się – w tym wypadku jest mniejszym złem. Jak szkrab podrośnie, to będzie dźwigał sam, tymczasem lepiej pomyśleć o jego kręgosłupie, plecach, kolanach, stopach i układzie oddechowym niż upierać się, że dzieci powinny być samodzielne. Powinny. Owszem. Tylko nie takim kosztem.

Ja się bez bicia przyznaję – dwa razy w tygodniu, jak odbieram Duśkę ze szkoły, to połowę jej książek biorę do swojego plecaka. Aha, żeby nie było, że biedne dziecko do samochodu nie dojdzie – my idziemy piechotą dwa kilometry. Nawet dorosły by poczuł te pięć kilo na plecach, a co dopiero dziecko.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 11 stycznia 2018

Nie marzysz? Nie żyjesz! Nie bój się ryzyka

Od zawsze miałam głowę pełną marzeń, które raczej nie doczekiwały się spełnienia, bo często ulegały zmianie. Wiadomo, młodego człowieka fantazja ponosi, ale o wytrwałość w dążeniu do celu o wiele trudniej. Jednak teraz, gdy mam ponad trzydzieści lat, inaczej patrzę na moje marzenia i pragnienie ich realizacji. I przyznam szczerze, że są one dość karkołomne i wyjątkowo niepewne w kwestii dopięcia na ostatni guzik. Ale pal licho, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Ostatnie siedem lat mojego życia ze smutkiem mogę określić mianem “siedmiu lat chudych”. Sytuacja jednak się odwróciła i los się uśmiechnął do mnie całkiem szeroko, przynosząc mi stabilizację zawodową, a co za tym idzie finansową. Co prawda, na kasie jeszcze nie śpię, ale na chleb i rachunki mam, cholerny frankowy kredyt sobie spłacam małymi krokami z myślą, że jeszcze jakieś dwadzieścia jeden lat i stanę się wolnym człowiekiem.

Kredycik w szwajcarskiej walucie zaciągnęłam na mieszkanie w bloku. Trzy pokoje, ładna okolica, całkiem sensowni sąsiedzi, sklep, plac zabaw. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie stała tęsknota za własnym domem, będącym cały czas daleko poza naszym zasięgiem.

Życie zaskakuje, więc gdy nadarzyła się super okazja, za uciułane pieniądze kupiliśmy kawałek ziemi pod lasem. Wspomnieliśmy kilku osobom, że chcielibyśmy za kilka lat o własnych siłach i z bieżących oszczędności – owszem, jeszcze ich nie mamy – wybudować mały domek i wynieść się bliżej natury i z dala od sąsiadów.

I co? Zamiast -” spoko, dacie radę, a ten nieszczęsny kredyt przeniesiecie na dom i sprzedacie chałupę w bloku”, wylano na nas kubły – bo nie jeden!- zimnej, ba, wręcz lodowatej wody.

  • sami chcecie budować…?!
  • a do starości zdążycie…?
  • a co z kredytem…?
  • skąd weźmiecie kasę…?
  • a źle wam się tu mieszka…?
  • kto wam pomoże…?
  • NIE DACIE RADY!!!

No to co? Mam usiąść na dupie i nie ryzykować, bo życie było uprzejme obdarzyć mnie mało zamożnymi rodzicami? Bo muszę liczyć tylko na siebie, i jeszcze mam ten pieprzony kredyt na mieszkanie w bloku? Bo zajmie mi to 10 lat, jak nie lepiej?

Nie, dziękuję, nie zamierzam słuchać cudzego jęczenia, może nawet podyktowanego zawiścią. Jeśli sami boicie się zmian i ryzyka, nie róbcie nic, nie musicie. Nie musicie planować, nie musicie marzyć, nawet żyć nie musicie ze strachu przed nowym, jeśli nie chcecie.

A ja chcę marzyć, chcę sięgać sięgać wysoko, nawet jeśli ryzykuję przez to bolesny upadek z naprawdę dużej wysokości. Trudno się mówi. Jak coś się stanie, sprzedam działkę, pewnie jeszcze z zyskiem. Ale jeśli mi się uda, nawet za te dziesięć, piętnaście lat, i będę mogła zostawić coś wartościowego dzieciom, to ja spróbuję. Nie, nie boję się przyszłości. Bardziej bałabym się tego, że przez niezdecydowanie i brak wiary w siebie, zawsze będę tkwiła w jednym miejscu.

Nie marzysz? Nie żyjesz! Dla mnie to proste.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Barbara Heppa-Chudy
6 lat temu

Tak mi się jakoś skojarzyło… 😉

Ciąża 10 stycznia 2018

Trzeci poród – zegar tyka, finał tuż tuż, a myśli w mojej głowie dosłownie świrują!

Wielkimi krokami zbliża się finał mojej trzeciej ciąży, w związku z czym w ostatnich tygodniach źle sypiam, coraz częściej narzekam na wystający brzuszek i rozpychającego się w nim maluszka. A do tego dużo rozmyślam o tym, co mnie niebawem czeka – o nieszczęsnym porodzie, o dodatkowej pracy jaką będę miała, nocnych pobudkach, pieluszkach, szczepieniach i o tym jak zareagują na nowego członka rodziny moje dzieci – szczególnie Pola, bo ona jest jeszcze na tyle mała, że nic z tej mojej ciąży nie kuma…? 

Nie będę jednak ukrywać, że najbardziej męczy mnie wizja zbliżającego się porodu. Na samą myśl o nim dostaję gęsiej skórki i silnej ochoty ucieczki. Sęk w tym, że odwrotu już nie ma i uciec się nie da! Trzeba więc będzie zacisnąć pięści i po raz kolejny stawić czoła temu wyzwaniu. I choć staram się nie myśleć negatywnie, wręcz przeciwnie, próbuję wierzyć w to, że tym razem pójdzie gładko, to jednak wspomnienia z poprzednich porodów siłą rzeczy mnie przerażają.

I sama nie wiem, który był gorszy? Pierwszy, który trwał przeszło 15 godzin, połowę z tego czasu rzygałam jak kot, co mnie totalnie wymęczyło, a  na koniec przyszło mi wypchnąć z siebie ponad 4-kilogramowego „kloca”? Czy może drugi, który rozpoczął się niespodziewanie, prawie miesiąc przed terminem z powodu odejścia wód, poganiany był oksytocyną i przyszło mi rodzić z niefajnym personelem (do dziś uważam, że ten poród popsuła mi położna, a na myśl o niej boli mnie krocze!!)?

Przyznać przy tym muszę, że nie należę do osób strachliwych i nadmiernie panikujących – poprzednich porodów się nie bałam. Prawdę powiedziawszy moja ciekawska natura wzięła górę nad strachem i z niecierpliwością czekałam na „godzinę zero”. Szczególnie za pierwszym razem, kiedy nie wiedziałam co mnie czeka, a możliwe scenariusze znałam tylko z opowieści. Za drugim razem, wiadomo, miałam już jedno własne wspomnienie – mało atrakcyjne, ale mimo wszystko motywujące, bo skoro jako pierworódka dałam radę urodzić dorodnego chłopca, to czemu nie miałabym dać rady i tym razem?!

No ale po drugim porodzie wiem, że nie tylko ode mnie zależy jaki on będzie miał przebieg. Stety niestety duży wpływ ma też personel na jaki się trafi, a ponieważ poprzednim razem nie miałam w tej kwestii szczęścia, teraz mam wielkie obawy z kim przyjdzie mi wydać na świat kolejne dziecko.

Z jednej strony chciałabym odwlec tę chwilę w czasie (jakby to miało w czymś pomóc! :P) , z drugiej, wolałabym żeby odbyło się to wcześniej niż przewiduje  „kalkulator ciąży” i mieć to szybciej z głowy. Bo im bliżej terminu, tym więcej o tym myślę i niepotrzebnie się nakręcam.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia rodzeństwa, któremu trzeba będzie zorganizować opiekę na czas samego porodu i pobytu w szpitalu (oby krótkiego!). Obie babcie nie dość, że mieszkają daleko, to jeszcze pracują, więc nie staną w progu mojego domu na zawołanie. I to też spędza mi w pewnym stopniu sen z powiek w ostatnim czasie…

Także reasumując, trzecia ciąża – zwłaszcza jej końcówka – przynosi mi najwięcej obaw i powoduje, że myśli w mojej głowie dosłownie świrują. Dlatego mimo wszystko wolałabym już mieć ten nieszczęsny poród za sobą i wrócić do siebie – bez tej całej burzy hormonów, która doprowadza mnie czasami do szału! 😉

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
Milena Kamińska
6 lat temu

hmmm dokładnie nie pamiętam czy miałam więcej obaw przy drugim porodzie, na pewno bałam się bólu bo mam niski próg bólu i martwiłam się o syna którego będę musiała zostawić w domu 🙂 Za Ciebie trzymam mocno kciuki, będzie dobrze. Zobaczysz że już niedługo napiszesz tekst o tym że trzeci poród to pikuś, bułka z masłem. Tego Ci życzę z całego serca.

Maria Ciahotna
6 lat temu

Zupełnie Cię rozumiem! Wiadomo, że ciąża kończy się porodem, niby jest sporo czasu by się przygotować, jednak kiedy już się zbliża, to czasami mamy ochotę przed nim uciec 🙂 Mam za sobą cztery, każdy inny, ale szczególnie trzeci i czwarty naprawdę szybciutkie. Mamy ogromny plus, że obie babcie mamy pod ręką, na emeryturze, więc zajęły się starszymi dziećmi. Samo przebywanie w szpitalu wspominam mile, choć szycie po trzecim porodzie gorsze było od wszystkich porodów razem wziętych… jeszcze teraz dostaję gęsiej skórki… Jednak ogólnie adrenalina i hormony szczęścia pozwoliły zapomnieć o drobnych dolegliwościach, pewnie u Ciebie też tak będzie! Trzymam kciuki!

Agnieszka Kwiatkowska

Ja urodzilam w lutym dokladnie 28 2017 po 11 latach i jedyne czego sie balam to samego porodu i bòli hehe bo mimo iz minelo 11 lat od drugiego porodu to bóle sie pamieta

W roli mamy - wrolimamy.pl

11 lat różnicy – nieźle! 🙂 Jaka była reakcja na wieść o ciąży i później po porodzie?? 🙂

Agnieszka Kwiatkowska

Lekkie zdziwienie bylo ale nastawialam ich wczesniej ze napewno bedzie jeszcze dzidzia w domu hehe a po porodzie najstarszy to skakal przy maly jak malpka (14lat)teraz sa bardzo za soba a sredni syn to dopiero teraz zaczyna sie bawic z malym hehe ale nie bylo problemow

Agnieszka Zakrzewska

Ja rodzę co 3 lata Za każdym razem stres taki sam pomimo tego, iż wiem co mnie czeka. Chociaż odnoszę wrażenie, że nie samego porodu się boję a tego czy z dzieckiem będzie wszystko dobrze.

W roli mamy - wrolimamy.pl

Oj tak, o dziecko też się boję za każdym razem.

Karolina Rozbiewska
6 lat temu

Ja urodziłam 7.11.2017 trzecie dziecko najbardziej bałam się porodu opieka nad noworodkiem sama wraca choć przez 4 lata od poprzedniego porodu zminily się tylko zalecenia tak wszystko intuicyjnie się robi

W roli mamy - wrolimamy.pl

Opieki nad noworodkiem się nie boję bo moja córka kończy właśnie 2 lata więc jestem na świeżo ?
Ciekawa tylko jestem jak zareaguje na brata ?

Karolina Rozbiewska
6 lat temu

No u mnie są kłótnie kto ma się nią zajmować a czemu nie patrzy na brata tylko na siostrę kto roślina guziki w ubraniach itp

W roli mamy - wrolimamy.pl

?

Lucyna Bożek
6 lat temu

Najgorszy z wszystkich. Blokada na maxa. Ale radość z maluszka bezcenna. Powodzenia.

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Lucyna Bożek

Dzięki!

julita stefanowska
julita stefanowska
6 lat temu

I jaki byl Pani trzeci porod?

Fizinka
Fizinka
6 lat temu

No niestety u mnie nie potwierdziła się teza, że „trzeci poród jest najłatwiejszy”. Mój pod względem bólu był najgorszy – również obkurczanie macicy po porodzie było najbardziej bolesne. Każde karmienie mojego synka dostarczało mi tak silnych bóli, że aż mnie wykręcało. I trwało to około 2 tygodni.
Ale plus jest taki, że nie zostałam nacięta i nie pękłam co było do mnie dużym sukcesem i szczęściem 😉

julita stefanowska
julita stefanowska
5 lat temu

A ile trwal ogolnie od porod? Od pierwszych skurczy?:-) ja przy drugim porodzie przy karmieniu tez obkurczanie macicy bolalo ale dalo sie to jakos wytrzymac niebylo takiej tragedi 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close