Emocje 16 lutego 2018

Nie chcę być dzieckiem. Chcę być dorosła!

Tydzień temu pokazałam Wam, czym moje dzieciństwo różni się od dzieciństwa mojej córki. Wniosek jest jeden – dzieli nas epoka lodowcowa. Dziś napiszę Wam, dlaczego nie chciałabym znowu być dzieckiem.

Pamiętam, jak byłam mała i krzyczałam (i to jak krzyczałam!), że chcę już być dorosła, nie raz i nie dwa słyszałam:

– Jeszcze będziesz chciała znowu być dzieckiem, zobaczysz. Niech tylko dopadną cię dorosłe problemy.

Dopadły. Nie raz. Stale dopadają. Życie mnie wcale nie oszczędza i nie rozpieszcza. Przeciwnie. Funduje siniaka za siniakiem, bije, kopie i patrzy, czy równo puchnę. A ja i tak za nic w świecie nie chciałabym znowu mieć dziewięciu lat.

Nienawidziłam tego czasu zależności od dorosłych i mówię to całkiem otwarcie. Byłam kochanym dzieckiem i chwilami nawet rozpieszczanym. Chwilami, bo jednak w tamtych czasach na pierwszy plan wysuwały się baaardzo przyziemne problemy – kupno mleka, chleba i połówki kurczaka na przykład. Nie cierpiałam tego „to rób, tamtego nie rób, to wolno, tego nie wolno, tak się nie robi”. A najbardziej ze wszystkiego nienawidziłam hasła: „za mała jesteś”. No niech to chudy byk strzeli! Takie były czasy i tak się dzieci wychowywało. No więc ja dziękuję bardzo. W dzisiejszych czasach też nie chciałabym być dzieckiem, bo presja, z jaką teraz muszą mierzyć się dzieci, jest ogromna. Dziękuję, postoję.

Nienawidziłam wcześnie chodzić spać i wcześnie wstawać. I tak mi zostało. I błagam niebiosa, Boga i wszystkich Świętych, niech mi pozwolą do końca życia być wolnym strzelcem, to idealny sposób na pracę dla mnie. Nigdy więcej etatu i wstawania z budzikiem! Tego budzika, który drze się co rano, na pobudkę dla Duśki też nie znoszę. Zresztą ona też. Po mnie to ma, genów się nie przeskoczy.

Nie cierpiałam chodzić na głupie przyjęcia, na których nudziłam się jak mops. Pół biedy, jak były tam jakieś dzieciaki, ale nie zawsze były. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. I oczywiście jako dziecko musiałam być grzeczna i nie marudzić. Bo dzieciom w tamtych czasach nie wolno było marudzić. Teraz mają jakoś lepiej, demokracja nastała, czy coś? Mimo to dziękuję bardzo. Cieszę się, że mogę sama się rządzić moim czasem i nie chciałabym wracać do epoki, w której mną dyrygowano.

Wreszcie mogę czytać takie książki, na jakie mam ochotę i nikt mi nie mówi, że to nie dla dzieci. Kiedyś takie sytuacje miały miejsce i… normalnie nie uwierzycie, musiałam wysłać rodziców do biblioteki, żeby mi „Mikołajka” wypożyczyli! A z dziesięć lat wtedy miałam! Przedwojenna bibliotekarka upierała się, że ta książka stoi w czwartym poziomie i to absolutnie nie jest dla mnie. Na szczęście rodzice nie podzielali jej obaw. Za to zabronili mi czytać kryminały. Zakaz wytrzymał całe dwa lata, dopóki nie zwędziłam z biblioteczki domowej książki „Błękitny młoteczek” Rossa McDonalda. To z pewnością nie była książka dla mnie, ale nie uważam, żeby mnie jakoś pokaleczyła emocjonalnie. Najbardziej fascynowała mnie pokręcona historia rodziny, przy której bohaterowie „Mody na sukces” mogą się schować.

Nie muszę się uczyć rzeczy, które mnie kompletnie nie interesują i których nie mam ochoty się uczyć. Wreszcie mam czas (ograniczony, ale jednak) na własne zainteresowania i pasje. Niby dzieciństwo też pozostawiało jakiś margines wolności w tym zakresie, no ale właśnie – tylko margines.

Jakbym się uparła, to pewnie znalazłoby się więcej przykładów. Ale myślę, że tyle wystarczy. Moje dzieciństwo nie było złe, ale było tylko przygotowaniem do dorosłości, niczym więcej. I nie mam zamiaru do niego wracać na żadnej płaszczyźnie. Teraz mi zdecydowanie lepiej. I to mimo tego, że nikt nie rozwiąże za mnie moich problemów. I chociaż wiem, że życie jeszcze nie raz mi dokopie, nic to. Ja też mu dokopię, jak będzie trzeba, a co!

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Targi 16 lutego 2018

Targi Mamaville vol. 6 Wrocław

Już w najbliższy weekend mieszkańcy Wrocławia i okolic będą mieli okazję i zaszczyt być gośćmi szóstej edycji wrocławskich Targów Mamaville dla Mamy i Dziecka. Tym razem skupimy się na przygotowaniach do sezonu wiosennego.

wanie się. Dzieci zapisywać się nie muszą, miejsce w strefie zabaw zawsze się dla nich znajdzie.

Całodniowy pobyt na Targach nie byłby możliwy, gdyby nie było okazji do posilenia się. Jak co roku, tak i tym razem na Targach Mamaville nie zabraknie strefy kulinarnej. Bogata oferta to gwarancja, że nikt nie odejdzie głodny. Znajdziemy tu równi

Targi Mamaville to wydarzenie rodzinne. Jedyna w swoim rodzaju okazja, by połączyć przyjemne z pożytecznym – zakupy z rodzinnym spacerem. I nie będą to tradycyjne zakupy w osiedlowym markecie lub w wielkiej galerii handlowej. Nie znajdziemy tu też towarów, jakich pełno w tradycyjnych sklepach i na bazarach. Targi Mamaville skupiają bowiem kreatywne mamy, które z potrzeby serca tworzą piękne, unikalne, praktyczne i w pełni bezpieczne akcesoria, ubranka i zabawki dla mniejszych i większych dzieci. Bez trudu skompletujemy tu wyprawkę dla noworodka (ubranka, akcesoria, wózek, łóżeczko, kosz Mojżesza, wanienka itp.), a także uzupełnimy garderobę i zapas zabawek dla starszaka. Nie będzie to zadanie łatwe, bo do wyboru mamy bardzo dużo wzorów, kolorów, fasonów. Cechuje je jedno – użycie wysokogatunkowych materiałów i wyjątkowa dbałość wykonania.

Targi Mamaville to nie tylko zakupy. To okazja do wspólnej zabawy i nauki. Dzieci będą miały okazję bawić się w specjalnie dla nich przeznaczonej strefie, a dorośli – skorzystać z warsztatów edukacyjnych. Strefa rozrywkowo-warsztatowa jest bezpłatna, jednak ze względu na ograniczoną ilość miejsc na warsztatach, chętni rodzice proszeni są o zapisywanie się. Dzieci zapisywać się nie muszą, miejsce w strefie zabaw zawsze się dla nich znajdzie.

Całodniowy pobyt na Targach nie byłby możliwy, gdyby nie było okazji do posilenia się. Jak co roku, tak i tym razem na Targach Mamaville nie zabraknie strefy kulinarnej. Bogata oferta to gwarancja, że nikt nie odejdzie głodny. Znajdziemy tu również dania dla wegetarian i wegan.

 

Miejsce akcji: Stadion Wrocław, Aleja Śląska 1 we Wrocławiu

Termin: Niedziela, 18 lutego, 2018

Godziny otwarcia: 10.00 – 17.00

WSTĘP WOLNY

 

Więcej szczegółów można znaleźć na www.facebook.com/events/246781459190624

 

Tradycyjnie już Blog W Roli Mamy obejmuje patronatem medialnym kolejną edycję Targów Mamaville.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 15 lutego 2018

Czyje oczy, czyje usta?

No cóż, chyba jeszcze przed narodzinami dziecka rodzice rozmyślają, do kogo szkrabik będzie podobny. Często spoglądają na zdjęcie USG i zgadują, po kim maleństwo będzie miało nosek, a po kim usteczka.

No cóż…. gdy rodzili się moi synowie, też spoglądałam z ciekawością, do kogo są podobni 😉 I dałam się złapać na wytrwałą wyliczankę cech podobieństwa i to nie raz, a trzy razy! Bo szczerze mówiąc, byłoby mi bardzo miło, gdyby moje dzieci były do mnie podobne, skoro córki się nie doczekałam. Taki niewinny przejaw matczynego egoizmu.

Wiecie, mam naprawdę urodziwe dzieci i gdy spotykają nas bliżsi czy dalsi znajomi, gadka jest ta sama – do kogo bardziej podobni? Myślę, że większość ludzi lubuje się w takich zabawach i niespecjalnie mi to przeszkadza. A co osoba, to inna wersja – że do męża, a to po dziadku, a po mnie to wcale. Gdy moje dzieci widzi teściowa to mówi, pokazując zdjęcia, że najstarszy i najmłodszy to ich ojciec. Przyjaciele obstawiają pół na pół nazywając moich synów “braćmi ksero”. Moja mama machając mi zdjęciem przed twarzą wzrusza się, że najmłodszy to wypisz, wymaluj malutka Żaklina.

A jak wygląda to w moich oczach?

  • Kolor włosów – wszyscy blondyni, zdecydowanie nie po mnie, ale o gęstość czupryn już bym się pokłóciła;
  • Kolor oczu – dwa do jednego dla mnie: moje jasnoniebieskie oczyska widać i u najmłodszego i u średniego. Najstarszy mniej więcej do trzeciego roku życia miał jasny błękit, a później poszedł w ojca i ma zielononiebieskie;
  • Kształt uszu – po ojcu;
  • Kształt nosków – cholera wie? Zapytajcie mnie o to za kilka lat;
  • Kształt ust – najstarszy po mnie, młodsi po ojcu;
  • Kształt twarzy – po ojcu;
  • Kształt łuku brwiowego –  zdecydowanie po mnie cała trójka.
  • Od pasa w dół – zdecydowanie po ojcu ;).

Co ciekawe, ich uroda zmienia się to w jedną, to w drugą stronę, pewnie nie raz jeszcze nas zaskoczą. Skoro co dziecko, to inny charakter, to i wygląd mogą mieć inny. Jedno wiem na pewno, wyszła nam fajna mieszanka genów. Ale i tak w tym wszystkim najważniejsze jest jedno – by mimo różnic, byli tak samo szczęśliwi.

Fot. Archiwum prywatne. Ż. Kańczucka

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowo
6 lat temu

Wszyscy od zawsze powtarzali, że nawet gdyby moje dzieci były czarne, to mąż się ich nie wyprze
Klony tatusia, chociaż Córa teraz się robi bardzo do mnie podobna (ma 7 lat).
Natomiast Syn (3 lata) długo był niemalże identyczny, jak siostra w jego wieku 😉
Raz z mężem znaleźliśmy zdjęcie i dobre 15 minut się zastanawialiśmy, które z naszych dzieci na nim jest, dopiero po jednej zabawce w tle doszliśmy do tego

Anonimowo
6 lat temu

Moja to wykapany tatus

Niepoprawna Optymistka

U mnie dzieciaki to skóra zdjęta z mamusi ❤

Anonimowo
6 lat temu

Sa podobne do nas obojga. Sami wygladamy jak rodzenstwo, niektorzy mowia nawet, ze jak blizniaki. Takze kazda wziela sobie z nas to, co idealnie do niej pasuje i sa po prostu sliczne

Anonimowo
6 lat temu

Często słyszę „synek mamusi, cała Ty”. Jest bardzo do mnie podobny Porównujac zdjęcia z dzieciństwa można nas pomylić

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close