Ciąża 30 maja 2018

Ciąża prywatnie – ile kosztuje i czy wogóle warto?

W pierwszej ciąży poszłam do prywatnego ginekologa, którego poleciła mi teściowa. Innego i tak nie znałam, bo byłam świeżo po przeprowadzce z rodzinnego miasta, więc w zasadzie więcej opcji nie miałam. Na moje szczęście doktorek okazał się bardzo fajnym człowiekiem, miłym, ciepłym i z ogromnym doświadczeniem – dzięki niemu donosiłam ciążę, pomimo zagrażającego przedwczesnego porodu. 

W każdej sytuacji był spokojny i opanowany, nigdy nie siał zbędnej paniki (jak niektórzy). Podczas wszystkich wizyt dużo ze mną rozmawiał, opowiadał co mnie czeka w danym etapie ciąży, omawiał wyniki badań, cierpliwie słuchał i odpowiadał na moje pytania.

Poza tym, pracował wówczas jako ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego, w szpitalu, w którym planowałam rodzić. A to było dla mnie ważne, tym bardziej, że leżałam na patologii ciąży i mogłam być niemal pod stałą jego opieką.

Wizyty w tamtym czasie kosztowały 60 zł, plus usg 20 zł. Lekko licząc na same wizyty wydałam około 800 zł. Do tego badania i różnego rodzaju farmaceutyki. Nie prowadziłam wtedy notatek, ale myślę, że plus/ minus 1000 zł poszło.

Mimo ogólnego zadowolenia ze współpracy z doktorem, drugą ciążę (po czterech latach) postanowiłam spróbować prowadzić mniejszym kosztem, czyli na NFZ Szybko jednak mi się odbiło tą decyzją.

Ten ginekolog, w przeciwieństwie do poprzedniego, okazał się bowiem bardzo oszczędnym w słowach. Właściwie w rozmowach ograniczał się do minimum, nie odpowiadając mi nawet na “dzień dobry”. Nic nie mówił na temat wykonywanych badań, nie tłumaczył, nie zgłębiał żadnego tematu. A szczytem ignorancji było dla mnie przeoczenie wielkiego krwiaka, przez którego z obfitym krwawieniem i zagrażającym poronieniem trafiłam do szpitala.

Wtedy nie miałam już żadnych wątpliwości, że oszczędzanie na opiece w ciąży to nie jest dobry pomysł. Dlatego wróciłam do mojego pierwszego ginekologa i do samego końca zostałam pod jego skrzydłami, spokojna o swoje i mojego dzieciątka zdrowie.

W trzeciej ciąży już nie eksperymentowałam i od razu zadzwoniłam do mojego doktorka mimo, że przeszedł już na zasłużoną emeryturę i opuścił szpital. Nie zniechęcił mnie też fakt, że z biegiem lat wzrosła cena i teraz wizyta kosztuje 100 zł (z usg). Co przez 9 miesięcy wyciągnęło ze mnie 1000 zł. Do tego doszły badania – tym razem prowadziłam notatki ? – na które wydałam prawie 300 zł.

Jak widać końcowy rachunek wyszedł spory – becikowe nie zwróci całych kosztów ?

Ale wiecie co, nie żałuję, bo przynajmniej byłam dobrze traktowana i właściwie zaopiekowana, a przez to też spokojna i pewna, że wszystko będzie dobrze. I gdyby przyszło mi nosić pod sercem kolejnego dzidziusia, poszłabym po raz kolejny do mojego prywatnego (dosłownie i w przenośni 😉 ) doktorka. 

A jakie są Wasze doświadczenia z ginekologami – stawiacie na prywatną opiekę, czy NFZ? I ile złotówek wyciągnęło z Was prowadzenie ciąży?

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
zosia
zosia
5 lat temu

A u mnie akurat było odwrotnie. W pierwszej ciąży chciałam chodzić prywatnie do lekarza, wydawało mi się ze lepiej poprowadzi ciążę. Znalazłam wydawało mi sie fajną panią ginekolog. U nas w okolicy akurat żaden lekarz nie bierze za wizytę mniej niz 130 zl + koszt usg. Wizyta ci miesiac wiec koszty ogromne. Niestety poroniłam. Gdy zadzwonilam do pani doktor co robić, kazała jechac do szpitala ale potem ani razu nie zadzwonila czy wszystko ok. Szczytem wszystkiego była ostatnia wizyta u niej. Ja zapłakana po poronieniu a ona odbiera telefon od architekta budującego jej dom i wszystko przy mnie omawia z… Czytaj więcej »

Karolina Barcikowska
Karolina Barcikowska
5 lat temu

Oczywiście,że tylko i wyłącznie lekarze prywatni! Na NFZ nic nie da się załatwić.. A lekarze są bez serca i w ogóle nie mają czasu dla nas. Szkoda gadać. Może prywatni trochę kosztują ale warto wydać „trochę” kasy, żeby dziecko było zdrowe.

Dom 29 maja 2018

Miejsce, które wycisza i koi zmysły

Właśnie wróciłam z wieczornej przechadzki wokół domu i pomyślałam, że koniecznie muszę się z Wami podzielić swoją radością. Dziś opowiem Wam o miejscu, które wywołuje we mnie same pozytywne emocje – o ogrodzie.

Ogródek – duży czy mały, przydomowy czy działkowy, zaaranżowany czy dziki – KAŻDY może w cudowny sposób poprawić nasze samopoczucie oraz sprawić, że będziemy czuć się szczęśliwsi. Kontakt z przyrodą daje siłę i energię, korzystnie wpływa na zdrowie i odporność. Dla mnie jest miejscem, gdzie mojej duszy udaje się wreszcie dogonić zabiegane ciało.

Ogród jest też doskonałą przestrzenią dla dzieci. Uczy je wrażliwości i uważności w poznawaniu przyrody i otaczającego świata. I to wielozmysłowo – zaangażowany jest przecież wzrok, dotyk, słuch i węch. Tutaj natura działa na wszystkie zmysły – przyglądanie się kwiatom, dotykanie stopami trawy, wąchanie przeróżnych zapachów, słuchanie śpiewu ptaków, bzyczenia owadów… Zapomniałabym o smaku – a przecież zjadanie owoców prosto z krzaczka, to dopiero fascynujące przeżycie. To w ogrodzie w naturalny sposób można obserwować zmieniające się pory roku. Tutaj dziecko może uczyć się konsekwencji swoich działań lub ich braku (niepodlana roślina więdnie) oraz cierpliwości w oczekiwaniu na rezultaty.

Mam to szczęście, że posiadam ogródek wokół w domu. To w nim najefektywniej pozbywam się zmęczenia, nawet jeśli pracuję fizycznie. Lubię pielęgnować, przycinać, przesadzać, kosić, a nawet plewić chwasty. To daje mi mnóstwo satysfakcji, bo dobrze jest widzieć konkretne efekty swojej pracy. Czasem bezpośrednie, jak skoszenie trawnika, a czasami oddalone w czasie, gdy zasiana roślina wreszcie zakwita. Uwielbiam też ogrodowy chillout – wylegiwanie się na leżaku, spacery, słuchanie ogrodowych dźwięków, grillowanie i podwórkowe zabawy z rodziną. Kocham relaks w czasie długich letnich wieczorów, gdy rozpalamy ognisko i czekamy na spadające perseidy. Mocno wierzę w to, że rodziny spędzające czas blisko natury, są szczęśliwsze.

Będąc mamą, zależy mi, by moje dziecko spędzało w ogrodzie wiele czasu, nie tylko na zabawie. Opowiadam mu o tym, co u nas rośnie, co rozkwitło, dojrzało, dzięki temu stale poszerza zasób swojego słownictwa. Zachęcam do pomocy przy ogrodowych pracach, np. grabieniu liści. Zwracam jego uwagę na wszystko, co dla mnie samej jest niezwykłe – zapach ziemi po deszczu, kąpiącego się ptaka w oczku. Obecnie wiele dzieci cieszy się z rzeczy materialnych, a nie potrafi zauważyć tego, co dzieje się wokół nich. A w ogrodzie dzieje się bardzo dużo. Zależy mi, by mój syn nie stał się człowiekiem oddalonym od przyrody, którego nudzi i męczy przebywanie na jej łonie. Będę się cieszyć, jeśli w przyszłości będzie umiał dostrzegać subtelne piękno i będzie wrażliwym na otaczającą go naturę.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 28 maja 2018

7 zastosowań wódki innych niż dobra zabawa :)

Wódka kojarzy się z weselami, imieninami u ciotki lub studenckimi imprezami. Ewentualnie z piciem do lustra. Jakiś czas po jej spożyciu zabawa jest przednia, ale im więcej wódki, tym bardziej bolesne konsekwencje w dniu następnym. Ale kacem nikogo straszyć nie zamierzam, za to chcę pomówić jak, niekoniecznie celem konsumpcji, można ten ognisty trunek wykorzystać do kilku czynności na rzecz domu.

  1. Sposób na brzydkie zapachy

Przelej wódkę do spryskiwacza i spryskuj tam, gdzie brzydko pachnie, na przykład: środek butów. Alkohol niszczy bakterie, które powodują powstawanie brzydkich zapachów. A że szybko wyparowuje, to nie zostawia po sobie śladów i aromatu. Jeżeli sama wódka Cię nie satysfakcjonuje, przelej do niej kilka kropel zapachowego olejku. Możesz też śmiało spryskać większą przestrzeń, aby pozbyć się bakterii i przykrego zapachu.

  1. Czyszczenie szyb

Zmieszaj wódkę w równych proporcjach z wodą. Spryskaj tym szybę i wypucuj ściereczką z mikrofibry. Jeśli sięgniesz po gazetę, nie zostawisz żadnych irytujących smug. Na kryształy i szkło użytkowe też działa!

  1. Odplamianie

Wódka nadaje się do usuwania opornych zabrudzeń, takich jak: ślady po trawie, szmince lub po winie. Namocz poplamione tkaniny wódką (jeśli materiał jest delikatny, spróbuj na niewidocznym fragmencie), a później normalnie je wyczyścić.

  1. Usuwanie pleśni

W łazience bardzo lubi pojawiać się czarna pleśń. Ciężko się jej pozbyć, bo ów grzyb uparcie wraca. Warto sięgnąć po wódkę i namoczyć nią brudne miejsca, a po 15 minutach wyszorować starą szczoteczką do zębów. Alkohol ułatwi usuwanie brudu i niszczy grzyby.

  1. Zmywanie resztek kleju

Aby pozbyć się np. kleju po naklejkach z mebli lub drzwi, czy po etykiecie na słoiku, wystarczy nasączyć wódką newralgiczne miejsce i wyczyścić powierzchnię gąbką namoczoną w ciepłej wodzie.

  1. Ratunek dla kwiatów ciętych

Jeśli do wazonu z wodą wlejesz pół łyżeczki wódki i dodasz łyżeczkę cukru, przedłużysz życie ciętym kwiatom. Cukier posłuży jako odżywka, alkohol spowolni rozwój szkodliwych dla roślin bakterii.

  1. Wódka na owady

Wódka może być dobrym sposobem na odstraszenie latających owadów, szczególnie komarów. Możesz dodać do wódki kilka kropel olejku lawendowego, rozpylić specyfik przy oknie, aby stworzyć barierę dla owadów.

P.S. Niestety nie wiem, czy wypicie wódki zniechęca komary przed atakami, ale jeśli Wy macie na to ochotę, spróbujcie i dajcie znać o efektach 🙂

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close