Dom 2 listopada 2018

Mamo, zwolnij! Dni wolne są także dla Ciebie!

Znasz to? Dzieci chodzą do szkoły i czasem wpada im gratisowy dzień wolny. A nawet jak nie, to są jeszcze soboty i niedziele. Podobnie ma Twój mąż. A Ty? Ty przecież nie pracujesz, „siedzisz” w domu, więc odpoczywasz. I nigdy nie masz dni wolnych. No, chyba że się upomnisz.

Jeśli źle podchodzisz do tematu, to dni wolne Twojej rodziny wyglądają mniej więcej tak: Ty robisz wszystko, oni nic. Oni odpoczywają. A Ty? Z utęsknieniem czekasz na poniedziałek. Niech już wyjdą. Ty wreszcie odpoczniesz.

Jak wygląda Twój poniedziałek? Ależ bałagan po weekendzie został! No więc sprzątasz, dopóki jesteś sama, bo przecież tak szybciej. Dzieci przyjdą, obiad trzeba im dać, na zajęcia dodatkowe odprowadzić, w lekcjach pomóc. No nie da się przy nich posprzątać. W poniedziałek wieczorem padasz na przysłowiowy pysk.

Wtorek. Tradycyjny dzień prania i mycia podłóg. O ile nie masz w domu niemowlaka, psa i kota, faktycznie – nie musisz podłóg myć codziennie. No, chyba że jesteś pedantką, ale to akurat da się wyleczyć. Wolny poranek spędzasz na sprzątaniu. W biegu wyjmujesz pranie, żeby powiesić, zanim rodzina wróci, bo potem to wiadomo… obiad, lekcje, zajęcia dodatkowe, mąż wróci, będzie chciał pogadać o pracy. We wtorek nie odpoczniesz.

No to w środę. W środę już chyba możesz? A gdzież tam! Środa to przecież najlepszy dzień na zakupy, sama to ustaliłaś. Ludzie już nie uzupełniają poweekendowych braków, jeszcze nie robią zakupów na kolejny weekend. No i przecież nie można pół soboty spędzić z dziećmi w sklepie, bo to i mało wychowawcze i wydatki przy nich jakby większe. Tak więc środowy poranek spędzasz na zakupach. Raczej dużych. Wracasz zmęczona. Jak po wypakowaniu tychże zakupów zdążysz kawę wypić, to i tak jesteś wygrana. Potem to już codzienność – obiad, lekcje, zajęcia, mąż, kolacja… Znowu padasz na pysk.

Czwartek. Jeśli jesteś perfekcyjną panią domu (a skoro nie pracujesz zawodowo, to na pewno jesteś, bo przecież w czymś musisz być dobra), czwartkowy poranek spędzisz na prasowaniu tego, co uprałaś we wtorek. Ewentualnie wstawisz jeszcze jedno pranie, bo przecież nie da się prać raz na tydzień przy tak dużej rodzinie. Jeszcze tylko przejrzysz szafy i szafki, bo może coś trzeba ułożyć, wyrzucić, przełożyć, ogarniesz z lekka bałagan w pokoju dzieci, a potem to już jak zwykle – obiad, lekcje, zajęcia, mąż…

Piątek. Dochodzisz do wniosku, że przydałoby się zrobić coś dla siebie. Na przykład iść do kosmetyczki. Dobry pomysł! Jednak od pomysłu do przemysłu droga często daleka. Wizytę w salonie piękności zamieniasz na domowe SPA. Idziesz do łazienki po potrzebne kosmetyki i… no tak, myjesz łazienkę, bo dawno tego nie robiłaś. W międzyczasie kładziesz na twarz jakąś maseczkę, żeby chociaż coś… Po umyciu łazienki załącza Ci się gen hiperhigienistki, więc z rozpędu sprzątasz w kuchni (jakby i tak nie była wysprzątana, przecież dbasz o to na bieżąco), a potem jeszcze ogarniasz pokoje. Przecież idzie weekend. Naiwnie myślisz, że w weekend wreszcie odpoczniesz.

Weekend. Wygląda tak samo, jak zwykle – Twoja rodzina odpoczywa po męczącym tygodniu, Ty biegasz między nimi, czekając na poniedziałek.

 

To nie jest obraz każdej polskiej rodziny. Ale konia z rzędem temu, kto mi udowodni, że nie ma takich domów. Są. Bo prawda jest taka, że dopóki kobieta nie powie „dość”, to tak będzie wyglądała jej rzeczywistość. W końcu ona nie pracuje, ona „siedzi w domu”.

O ile nie masz w domu tyrana, który zechce użyć przemocy, jak tylko obiad nie wjedzie na stół na czas, a Ty nie podasz mu piwa w mgnieniu oka, rozwiązanie jest banalnie proste. W większości przypadków wystarczy poinformować rodzinę, że:

– idziesz sobie poleżeć z maseczką, a oni mają ugotować ryż do obiadu (bo wiesz, ziemniaki to trzeba obierać, zacznijmy od małych kroczków),

– idziesz sobie poleżeć z maseczką i mają Ci nie przeszkadzać,

– idziesz sobie poczytać i posiekasz na drobne kawałki każdego, kto Ci przerwie,

– idziesz sobie do fryzjera i kosmetyczki, bo w tygodniu nie miała dla Ciebie czasu (lepiej się nie przyznawaj, że to Ty go nie znalazłaś),

– idziesz sobie dokądkolwiek i wrócisz za trzy godziny.

 

I pamiętaj: nie pytaj męża, czy to mu pasuje. Ryzykujesz, że powie, że nie. Ja nie pytam. Ja informuję 😛 No dobra, mam o tyle lepiej, że do kosmetyczki i z Duśką mogę pójść. Ale jeszcze kilka lat temu po prostu mówiłam: „Zapisałam się do pani Agatki na czwartek rano”. I tyle. Oczywiście z odpowiednim wyprzedzeniem, bo chociaż mój mąż ma nienormowany czas pracy, to jednak jakieś terminy go obowiązują. Szanujmy się nawzajem.

 

Aha, jak masz w domu skłonnego do przemocy tyrana, to uciekaj gdzie pieprz i wanilia rosną. Nie zasługujesz, by ktoś Tobą pomiatał.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 1 listopada 2018

Halloween? Nie, ja dziękuję, widząc TAKIE zachowanie!

Nigdy nie byłam zwolenniczką Halloween, ale od dziś tego “święta” wręcz nie lubię. I chętnie powiem Wam, dlaczego!

Nie miałam problemu z tym, że dzieciaki biegają od drzwi do drzwi i proszą o słodycze. Ale nie jestem zwolenniczką ściągania wszystkiego z Zachodu, bo nie wszystko jest nam potrzebne i dla nas dobre.

Do tej pory przebieranki na Halloweenową modłę pomijałam machnięciem ręki – jak chcą, niech się bawią. Ale zabawa się skończyła, gdy zaczęło się chamstwo. Bo inaczej tego nie potrafię określić. Dziś, mój znajomy wrzucił na swojego “fejsa” zdjęcie wycieraczek na klatce schodowej uwalonych niemałą ilością mąki. Mam nadzieję, że usunięcie tej mąki z porowatych materiałów wcale nie będzie tak wielkim wyczynem, jak mi się wydaje. Ładny mi ”psikus”!

Ja w zeszłym roku wyciągałam orzechy i papier toaletowy z kaloszy pozostawionych (przez chwilę po spacerze w deszczu) na zewnątrz. Dzieciom nie otworzyłam, bo taki sposób świętowania do mnie absolutnie nie przemawia i nie rozumiem próby umiejscowienia Halloween na naszym podwórku. Jeśli podniosą się głosy, że Halloween ma odniesienie do kultury celtyckiej, a kultura Słowian i Celtów była w pewien sposób pokrewna, to ja tylko powiem, że jeśli pod moimi drzwiami zobaczę dzieci z karaboszkami (słowiańskie maski odstraszające złe duchy, które wykorzystywano podczas obchodów Dziadów) to nie ma sprawy – ja im dam te cukierki. Tylko niech będzie to miało odniesienie do tradycji słowiańskiej, a nie do masówki z Zachodu.

Wracając do meritum – nie licząc zdjęć rozsypanej mąki na wycieraczkach oraz na klatkach schodowych, miały miejsce też inne “psikusy”. Np. klamki u drzwi wysmarowane pastą, ketchupem czy innym mazidłem, a do tego jajka porozbijane przy drzwiach i na ścianach. Czy to na serio niewinna zabawa? Jak dla mnie to podchodzi pod festiwal chamstwa i złośliwości, bo dzieciory (inaczej nie nazwę!) nie żałowały mąki oraz kaszy, żeby narobić bałaganu. Kto im dał na to przyzwolenie, kto dał pieniądze, albo i lepiej – mąkę i jajka w ręce? Na moje oko, tam, gdzie ma miejsce podobne zachowanie i brak kultury, nie ma mowy o niewinnej, dziecięcej zabawie. Jeśli ktoś nie ma ochoty brać udziału w takiej maskaradzie, to ja przepraszam bardzo, za co ta “kara”?  Co więcej – idę o zakład, że gdyby to na Waszych drzwiach lub wycieraczkach – zwracam się do rodziców miłośników tego typu zabaw – znalazły się rozciapciane jajka, mąka i nie wiem co jeszcze, nie byłoby Wam tak do śmiechu. Ja osobiście wolę spędzać czas inaczej, niż na usuwaniu cudzego bałaganu, nawet, gdy trwa to tylko chwilę. A jeśli nie robi to na Was wrażenia, wpadajcie w ślad za dziećmi i sprzątajcie po swoich rozrywkowych słoneczkach.

I w zasadzie dobrze, że po cukierki ganiają tylko dzieci, bo gdyby to była starsza młodzież, najzwyczajniej w świecie za taki numer poszczułabym psem!

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Krzysztof Pająk
Krzysztof Pająk
5 lat temu

Komentarz będzie krótki. W sedno.

Marta (Pani Sowa)
Marta (Pani Sowa)
5 lat temu

Umówmy się – to nie wina święta, a wina rodziców, którzy nie wychowali dzieci! Nie rozumiem tekstu, że Halloween było Ci obojętne, a teraz to go nie lubisz… To jak z np. kościołem katolickim – znałam kilku naprawdę kiepskich księży (np. jeden proponował w konfesjonale, żebym następnym razem nagrzeszyła więcej, bo ludziom kolejkę zajmuję i szkoda na mnie i moje 3 grzechy czasu), ale i znam dobrych – czyli co, negatywne doświadczenia powinny mnie zniechęcić do całości? To takie generalizowanie mocne… To nie wina samego Halloween, tylko rodziców, opiekunów… Którzy pewnie machnęli ręką i puścili dzieciaki, co by se polazły… Czytaj więcej »

Maria Ciahotna
Maria Ciahotna
5 lat temu

Zabawa zabawą, choć do mnie nie przemawia ta wersja… ale chamstwa dzieci uczyć? Szkoda, że coś takiego ma miejsce…

W.K.
W.K.
5 lat temu

Zgadzam się z Tobą Marta (Pani Sowa) nie chodzi o Halloween, lecz o wychowanie dzieci w skrócie.
Nie zachwycam się wszystkim z kultury zachodniej przenoszonej do Europy wschodniej aczkolwiek można uczyć dobrych manier dziecka nawet jak idzie po tak zwany „cukierek albo psikus”.

Marta (Pani Sowa)
Marta (Pani Sowa)
5 lat temu

Dokładnie!

Popo
Popo
1 rok temu

A ja jeszcze prócz cukierków dałem im mąkę niech się bawią hahaha

W przedszkolu 30 października 2018

Zamiast wydawać polecenie – pytaj. Sposób, który działa na dzieci

Nie znam rodzica, który nie chciałby być dobrym i skutecznym w swojej roli. Przyznajmy się sami przed sobą, że zależy nam, by nasze dzieci nas słuchały, by szybko i sprawnie wykonywały polecenia i były posłuszne. Tymczasem zazwyczaj dziecko „nie działa” tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Ile razy powtarzasz, by posprzątało swój pokój? Jak często prosisz, by się pośpieszyło? Ciągle wypowiadasz te same słowa, które trafiają gdzieś w eter?

Nie jesteś jedynym sfrustrowanym rodzicem na świecie! Naprawdę mało które dziecko spełnia oczekiwania mamy i taty, radośnie stosując się do ich zaleceń i zawsze „dobrze się zachowuje”.

Podpowiem Ci dzisiaj, jak możesz sprawić, by samemu mniej się denerwować i widzieć efekty swoich działań na co dzień.

Zastanów się… Lubisz, gdy ktoś Ci rozkazuje? Nie denerwujesz się, gdy ktoś Cię pogania? Wkurzasz się, gdy ktoś nakazuje Ci zrobienie czegoś, w czym nie dostrzegasz sensu? Chętnie spędzasz czas z osobami, które „wiedzą lepiej”? O niebo przyjemniej jest móc decydować o sobie i swoim życiu, samemu dochodzić do pewnych rozwiązań i czuć własną autonomię. Prawda?

Dziecko to też człowiek! I ma dokładnie tak samo, jak Ty. Powiesz: ale ono tak mało jeszcze wie, tak niewiele rozumie… Masz prawo być niedowiarkiem, ale takim, który sprawdzi, czy przedstawiony przeze mnie sposób czasem nie zadziała 😉

Na czym ten sposób polega?

Zamiast mówić dziecku, co ma zrobić, zaangażuj je do samodzielnego wymyślenia rozwiązania danej sytuacji, problemu.

Jak?

Rozkazy i polecenia zamień na pytania. Zadawanie pytań powoduje, że dziecko czuje się zaangażowane w działanie i pokazuje mu, że wierzymy w to, że samo znajdzie odpowiedź.

Przykłady:

Zamiast: Umyj zęby!
Co powinieneś zrobić, żeby mieć zdrowe zęby?

Zamiast: Znów nie sprzątnąłeś talerza!
Co robimy po skończonym posiłku?

Zamiast: Odrób zadanie!
Jak planujesz dziś odrabiać zadanie?

Zadając pytanie, dajesz dziecku okazję do przypomnienia sobie tego, co już wie. Pokazujesz mu, że jego punkt widzenia jest dla Ciebie znaczący, a ono jest dla Ciebie ważne. Sobie oszczędzasz konieczności ciągłego wydawania poleceń, tłumaczenia, gderania, którego dzieci i tak nie słyszą.

Przyznam się Wam, że gdy jakiś czas temu sama przeczytałam o tym sposobie, to z jednej strony forma pytań wydawała mi się zwyczajnie nienaturalna w codziennej komunikacji z dzieckiem, a z drugiej strony psychologiczne wyjaśnienie jak najbardziej do mnie trafiało. Stwierdziłam, że nic nie stracę, jeśli po prostu przetestuję. I przeżyłam miłe zaskoczenie, gdy okazało się, że to działa. Jest skuteczne w domu w przypadku Aleksa, ale także jego kolegów, którzy u nas goszczą, działa też doskonale w mojej pracy z uczniami w szkole. Naprawdę dzieci słuchają, kiedy oczekuje się od nich aktywności i wymyślenia rozwiązania, a nie tylko mówi im się, co mają robić. I zwróć uwagę, że gdy pytasz, a nie rozkazujesz, dzieje się to na spokojnie, bez stresu. A dzieci zachowują się lepiej, kiedy czują się lepiej, gdy nie są poganiane, nie doświadczają złości, upokorzenia. Chętniej współpracują, gdy czują zachętę i wsparcie.

Spróbujesz? Daj znać, czy i u Ciebie działa!

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close