Zabawa 28 stycznia 2012

Auć… szczepienie

Kiedy byłam jeszcze w ciąży, temat szczepień dziecka był dla mnie odległy. Zdawałam sobie sprawę, że kiedyś będę musiała dowiedzieć się więcej na ten temat. Odkładałam to na później i później, a dzień szczepień się zbliżał. Razem z mężem postanowiliśmy, że zaszczepimy Marcinka, ale tradycyjnymi szczepionkami, refundowanymi przez państwo, głównie dlatego, że są one refundowane.

Powoli nadszedł dzień szczepień. Pani doktor powoli, choć nie do końca dla nas jasno, wytłumaczyła różnice pomiędzy szczepionkami darmowymi a płatnymi. Mieliśmy chwilę czasu, aby ostatecznie podjąć decyzje. Czy normalniej nie byłoby, wytłumaczyć to na wcześniejszych wizytach, tak aby rodzic mógł się z tym zastanowić, zapytać się cioci Wiki i wujka Google? Moja koleżanka, nie była zdecydowana, a lekarka podjęła decyzję za nią i podała dziecku skojarzoną szczepionkę. Niestety teraz “rwą” się za kieszenie przy każdym szczepieniu, gdyż to nie mały wydatek dla rodziców.

Bezpieczeństwo i zdrowie dzieci jest dla każdego rodzica najważniejsze, a koncerny prześcigają się w produkcji lepszych szczepionek, które zredukują ilość wkłuć.

Po głębszym namyśle, czy kupiłabym produkt 5 lub 6 w 1? – Mnie zniechęciła cena, ale naturalne jest, że szukam też innych argumentów za „zwykłymi” szczepionkami. Ale czy mam rację?

Głośno zastanawiam się, jakie związki muszą się znaleźć w skojarzonej szczepionce, aby połączyć te wszystkie różne składniki?

A ilość wkłuć? Pamiętam pierwsze szczepienie Marcinka – to My, Rodzice płakaliśmy bardziej, gdyż pierwszy raz nasz syn tak bardzo płakał, tak bardzo nie chcielibyśmy, aby go to bolało. Może jest to argument za skojarzonymi szczepionkami, ale to przecież tylko pięć sekund dłużej, a takie małe dziecko i tak tego nie pamięta. Może szczepionki skojarzone są produkowane dla rodziców, którzy sami nie cierpią igieł?

No i dlaczego, jeśli są takie świetne, nie są refundowane przez nasze wspaniałe państwo, jak to ma miejsce w innych krajach.

Na ostatniej wizycie lekarskiej, gdzie ponownie nasz synek był kłuty – 3 razy, lekarka mocno zasugerowała, żebyśmy zdecydowali się na pneumokoki i rota wirusy. Koszt – niebanalny. Kiedy usłyszała, że nie chcemy jeszcze teraz szczepić, to miałam wrażenie, że zabije mnie wzrokiem. Czy dobrze robimy? Jedni lekarze polecają szczepić dopiero po roku, a inni upierają się, że jak najszybciej – to oznacza więcej dawek i większy koszt.

Podsumowując – uważam, że brakuje ogólnodostępnych podstawowych informacji dotyczących szczepień. Jako rodzic miałam w głowie duży mętlik i poczucie, że jestem kompletnie niedoinformowana.

Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy, czy Wy też byliście zagubieni podobnie jak ja? Szczepiliście swoje maluchy, jakie szczepionki wybraliście? Czy z perspektywy czasu wybralibyście inny rodzaj szczepionek?

A już wkrótce na blogu W Roli Mamy – wpis, w którym nasz ekspert usytsematyzuje wiedzę na temat szczepień dzieci. 

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna Haluszczak
12 lat temu

My też szczepiliśmy „zwykłymi” szczepionkami. Niby tamte skojarzone są lepsze, niby czystsze… Ale tak sobie myślę – pewnie dopiero za 10, 20 lat okaże się, czy nie są w żadnym stopniu szkodliwe dla maluchów. Nie pamiętam szczepień z okresu tak wczesnego dzieciństwa i moje dzieci na pewno też nie będą pamiętały. A za zaoszczędzone pieniądze możemy się gdzieś razem wybrać, mogę im kupić coś lepszego. Co do rota i pneumo… Nas też zabijali wzrokiem i co? Na pneumo może zaszczepimy jak dzieciaki pójdą do przedszkola (wtedy poniesiemy koszt jednej dawki a nie kilku). A o rota słyszałam, że wirus sto… Czytaj więcej »

Asiersa
Asiersa
12 lat temu

Ja też szczepiłam Tomka „zwykłymi” szczepionkami i dodatkowo pneumokoki. I tak samo jak autorka tekstu, byłam strasznie skołowana i zagubiona w temacie :/
Niby czytałam o tym dużo, ale nadmiar wiadomości w tym przypadku okazał się zły, bo sama nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam :/
Z perspektywy czasu, chyba bym nie wybrała innego rodzaju szczepień.

Asiersa
Asiersa
12 lat temu

a i jeszcze jedno. Tomek ze względu na swoje wcześniactwo, był pod stałą opieką neurologiczną i zanim go zaszczepiłam, dostałam pisemną zgodę od neurologa: „brak przeciwwskazań do szczepienia” 🙂
Uważam, że każde dziecko powinno być zbadane przez neurologa przed szczepieniem.

Weronika Militowska
Weronika Militowska
12 lat temu

Asiersa, zgadzam się w zupełności… Mój synek też był pod opieką neurologa od początku jako wcześniak z bliźniaków… Niedotleniony, w inkubatorze… Dostał pierwszą szczepionkę… Od początku rozwijał się super… Był bystrzejszy od siostrzyczki bliźniaczki… Szybciej siadał, chodził, zaczął mówić… Po ostatniej szzcepionce na półtora roczku wszystko zniknęło… Prawie… Bo przecież nadal chodził… Z tym,że przestał mówić, rozumieć, sam jeść, nie dał się przytulić ani dotknąć, nieziemsko piszczał, machał rączkami… Jest chłopcem autystycznym… ani neurolog umyła ręce… To nie ma związku ze szczepieniem – mówiło mi to już dziesiątki lekarzy,ale równie duża liczba doszukuje się podstaw rozwoju autyzmu właśnie w metalach… Czytaj więcej »

Hanna Szczygieł
12 lat temu

Droga Weroniko, nie będę nikogo pouczać , bo zapewne na temat autyzmu przeczytałaś już prawie wszystko. Jednak dotychaczas jęsli chodzi o związek z szczepieniami nie potwierdzono ani nie wykluczono takiej zalezności. Dla mnie dość prawdopodobnym wyjasniem takich podejrzeń jest fakt, że bardzo często autyzm 'ujawnia’ się około 18 mc życia co zbiega się w czasie z szczepieniami. Trzymam mocno za Was kciuki i wierzę, że Synek z Twoja pomocą doskonale sobie poradzi ze wszystkimi wyzwaniami jakie postawi przed nim życie.

Marysia
Marysia
12 lat temu

Moje dziecko zaszczepiłam zwykłymi szczepionkami, nasza pediatra wyjaśniła nam wszystko i dała wolny wybór. Najważniejszym argumentem za standardowymi szczepionkami była nie tylko ważna dla nas kwestia pieniędzy- byłam w tamtym czasie bez pracy- ale przede wszystkim to, że takie szczepionki od lat są w obiegu i żadnymi niepożądanymi skutkami nie powinny nas w przyszłości zaskoczyć, a ze skojarzonymi będzie można to stwierdzić po kilku latach.

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

My szczepiliśmy skojarzonymi 6w1 i na rotawirusy. Zanim dokonałam wyboru sporo czytałam na ten temat. Po pierwsze uważam że powinno się szczepić. Wybór padł na skojarzone ponieważ nie zawierają tak jak zwykłe żywych szczepów a martwe, wiec są mniej ryzykowne. Kuba jako wcześniak został najpierw przebadany i dostalismy odroczenia na szczepienia. Zaczeliśmy je później wg. planowanej daty porodu a nie faktycznej. Mieliśmy miesięczny poślizg. Na rotawirusy zaszczepiłam ponieważ jak miał 3 tyg. złapł coś z powietrza i o mały włos nie trafilsimy do szpitala. Na szczęście pilnowałam by się nie odwodnił, mielismy leki na powstrzymanie biegunki i wszystko zakończyło się… Czytaj więcej »

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu

Ja podobnie jak Sylwia – 5w1 i rotawirusy. Mój synek też był skierowany do poradni neurologicznej i miał odroczone szczepienie do czasu konsultacji neurologicznej. Lekarz neurolog wyraził zgodę na szczepienie, ale zasugerował preparat skojarzony (jako bezpieczniejszy), choć my i tak byliśmy już na to zdecydowani.
Decyzja o szczepionce przeciw rotawirusom była naszą. Gdybym teraz miała szczepić, raczej bym z niej zrezygnowała.

Magda Kupis
12 lat temu

Mi położna opowiedziała o szczepieniach, później pani w punkcie szczepień- przedstawiła mi wszystko o szczepieniach i ich rodzajach, dała broszury. Nikt mnie nie namawia,ł ani nie odradzał żadnej z szczepionek. Wyraźnie zaznaczono, że to jest nasza decyzja i że mamy miesiąc na podjęcie decyzji. Zaprzyjaźniona pediatra-ciocia powiedziała, że jeśli nas tylko stać to wybór powinien być prosty – skojarzone. Po przemyśleniu wybraliśmy 6 w 1, głównie z powodu, że jest ich najmniej. Nie przyszło mi przez myśl, żeby nie szczepić.

Madzia
Madzia
12 lat temu

Do porodu jeszcze 2 miesiące i przyznam szczerze,że jest to temat, który zajmuje ostatnio moje myśli. Bardzo chętnie przeczytam artykuł eksperta na ten temat choć Wasza wiedza i doświadczenia są dla mnie równie ważne. Zamierzam również z położną na ten temat porozmawiać przy najbliższej jej wizycie. A na koniec zostanie nam podjęcie decyzji, nie takiej prostej jakby się wydawało.

Fizinka
Fizinka
12 lat temu

Ja w temacie szczepień też byłam strasznie zagubiona, dużo czytałam na ten temat i w zasadzie odnosiłam wrażenie, że im więcej czytam tym mniej z tego wszystkiego rozumiem!!
Ostatecznie uznałam:
-że nie będę dziecka „faszerować” tyloma szczepieniami na jeden raz,
-że ono JAKĄŚ odporność ma i samo, dalej, w inny sposób niż poprzez szczepienia może ją „zdobywać”,
-i w końcu, że te 3 wkłucia nie są takie straszne jak je ludzie malują! Moje dziecko znosiło szczepienia bardzo dobrze, wcale nie płakało!
A nawet jeśliby płakało to i tak już tego dawno nie pamiętałoby (ja sobie nie przypominam swoich niemowlęcych szczepień).

Just Bor
12 lat temu

Dopiero będę przez to przechodzić i się zastanawiam nad tymi pneumokokami i rotawirusami….

Beata Prusińska
11 lat temu
Reply to  Just Bor

Niech Pani przeczyta sobie moje komentarze powyżej i przemyśleć ten okropny pomysł jeszcze raz. Niech Pani poczyta, doedukuje się na ten temat. stopnop.pl

Beata Prusińska
11 lat temu

Dziewczyny, które ładują w dzieci 'wszystko co się da’. Zastanówcie się nad tym co robicie. Ile chemii ładujecie w swoje dzieci. Niektóre dzieci nie wykażą żadnych niepożądanych objawów, u innych niestety kończy się to źle (smierć, autyzm, upośledzenia, padaczka, alergie, astma i mogłabym tak do rana wymieniać). Tak czy siak w przyszłości szczepionki dadzą o sobie znać (szczególnie skojarzone( np. 6w1), MMR, przeciw grypie i wszystkie dodatkowe). Przez pierwszy rok życia nasz organizm wytwarza swój system odpornościowy i nie powinno się go naruszać. Szczepić powinno się dopiero po 1 roku życia i to tylko wybranymi szczepionkami (proszę sobie poczytać skład… Czytaj więcej »

Beata Prusińska
11 lat temu

I jeszcze tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=IvGPez3ldl8&playnext=1&list=PL8F0AC01C75874F8F&feature=results_video . Zaznaczam, że jest niewielu lekarzy na świecie, którzy próbują z tym walczyć. Jeśli ktoś walczy jest odsuwany na bok, albo odbiera się mu prawo do wykonywania zawodu. Więc jeszcze raz zastanówcie się zanim wstrzykniecie coś dziecku

Beata Prusińska
11 lat temu

Przepraszam za spam, ale dorzucam kilka artykułów profesor Majewskiej. Drodzy rodzice poczytajcie sobie – http://znakiczasu.pl/wywiad/157-szczepionki-ukrywane-fakty ,http://vaccgenocide.wordpress.com/tag/prof-maria-dorota-majewska/ ,http://www.vitanatural.pl/wywiad-z-prof-maria-dorota-majewska-neurobiologiem-ekspertem-ds-szczepien i nie bądźcie marionetkami, które przyjmują z otwartymi rękoma to co im dają.

Mi też lekarka wciskała pneumokoki. Poczytajcie sobie co się dzieje po takim szczepieniu bardzo bardzo często i dowiedzcie się, że szczepionka przeciw pneumokokom wcale nie chroni przed wszystkimi zachorowaniami, tylko przed niektórymi. Często jest tak, że dziecko jest zaszczepione, a zachoruje i to z niestety tragicznymi skutkami.

Emocje 25 stycznia 2012

Czy probówka daje szczęście?

Temat kontrowersyjny, to nie podlega dyskusji. Ale czy któraś z nas, mam „nie probówkowych”, zastanawiała się nad tym, jak to jest? My z mężem podjęliśmy decyzję o powiększeniu rodziny i za pierwszym razem się udało. A co się dzieje, gdy wysiłki idą na marne? Czy jest rozwiązanie, które pozwoli stać się upragnioną rodziną? Czy probówka daje szczęście?

O zapłodnieniu in vitro jest mnóstwo informacji. Każdy ma swój punkt odniesienia do tego tematu. Jedni krytykują, inni chwalą. Ja, kobieta naturalnie odczuwająca instynkt macierzyński, nie wyobrażam sobie mojej przyszłości bez gromadki dzieci, szalejących i śmiejących się wokół mnie. Dom bez dzieci nie jest dla mnie pełny, nie spełnia swojej funkcji. Moje marzenia powoli się spełniają, mamy naszą Maję, dom się buduje. W planach na przyszłość jest rodzeństwo dla córki.

Co jednak przeżywa kobieta, a w zasadzie para, która próbuje spełnić swoje sny, ale niestety coś nie działa? Na to pytanie, mogą odpowiedzieć tylko osoby, które to dotknęło. Ja mogę natomiast wyrazić swoją opinię, o jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu. Bo czyż nie warto walczyć o to, by zobaczyć uśmiech kruszynki, który rozbraja serce? Nie chcę tu wchodzić w konwenanse moralne, religijne, etyczne czy polityczne, bo ci ostatni też się w ten temat wtrącają. Pragnę wypowiedzieć się jako kobieta, matka, jako istota pragnąca przekazać ludzkości cząstkę siebie w postaci potomstwa.

Niestety można powiedzieć, że problem bezpłodności powoli staje się chorobą cywilizacyjną. Zawrotne tempo życia, stres, pogoń za karierą i pieniędzmi. Zmiana priorytetów – najpierw własny rozwój, później rodzina. Wiek kobiet decydujących się na pierwsze dziecko zdecydowanie się zmienił, a jak wiemy, zegar biologiczny tyka nieubłaganie.

Sprawa jest bardzo trudna i indywidualna. Mogę wyrazić swoją opinię i stwierdzić, że jestem za podjęciem prób zapłodnienia pozaustrojowego, ale tylko pod pewnymi warunkami. Jeśli para wykorzystała już wszelkie możliwe sposoby naturalnego poczęcia. Pragnę tu zaznaczyć, że nie ma to być produkcja dzieci na skalę światową, a jedynie próba ostateczna. Taka ostatnia deska ratunku. Ileż razy można przeżywać rozczarowania oczekując dwóch kresek? Oczywiście metoda ta nie daje gwarancji powodzenia, ale daje szansę, możliwości, i … nadzieję.

Istnieją różne techniki przeprowadzania zabiegów In vitro. W jednej z nich chodzi o pobrania jak najmniejszej próby komórek. Wówczas nie dochodzi do „redukcji” zbędnych, a zapłodnionych już komórek. Zdaję sobie sprawę, iż taka metoda jest długotrwałym procesem, ale tę opcję jestem skłonna przyjąć. Gdyż uważam, że zapłodniona komórka jest już maleńką istotką, która zaczyna się rozwijać, czuć … żyć. A „eliminacja tych zbędnych” to dla mnie już morderstwo.

Tak naprawdę, myśląc o tym temacie, targają mną różne, czasem zupełnie sprzeczne emocje. Wszystko zależy, z jakiej perspektywy spojrzeć na problem. Niemniej jednak, jak wspomniałam wcześniej, nie będę się rozpisywać tu o tak osobistych odczuciach, jak wiara, etyka czy moralność każdego z nas. Kwestia wydaje mi się tak intymna, że każdy musi się sam nad nią zastanowić i spróbować określić swoje stanowisko.

Oczywiście w tak krótkim tekście nie jestem w stanie i nawet nie próbuję, ująć wszystkich możliwości, technik, sposobów, kwestii finansowych czy regulacji prawnych, które powinny być jasno i rzeczowo określone. Jednakże temat co jakiś czas wraca na tapet i chciałam poznać Wasze podejście do tego zagadnienia. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule, ja odpowiem – TAK probówka może dać szczęście.

Innym rozwiązaniem jest adopcja, ale tym tematem zajmę się może w kolejnym felietonie. Tymczasem  czekam na Wasze opinie dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego. Popieracie czy odrzucacie? Czy zdecydowałybyście się, gdyby nie było innej metody?

Subscribe
Powiadom o
guest

76 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda Kupis
12 lat temu

Odpowiadam TAK, może dać szczęście, a czasem jest jedyną szansą na to szczęście. Nie chodzi mi o przypadki, że to jest „widzimisię”, tylko w sytuacji, kiedy to jest „jedyna deska ratunku”.

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Zgadzam się, tak jak pisałam, nie ma to być „masowa produkcja” ale ostateczna pomoc.

divette
divette
12 lat temu

Nigdy bym się nie zdecydowała. Za in vitro idzie aborcja. Tego.nie zmieni nawet najlepsze prawo. Do tego dochodzą problemy psychologiczne. Ale nie oceniam.
Choć wiem,ze na wiele par postawiono krzyżyk i jakimś 'cudem’ udaje się bez. In vitro to.pomoc doraźna a ktoś wie jaką jest przyczyna? Tym zajmuje się naprotechnologia. Leczy przyczynę i wspomaga naturalnie zajść. Oczywiście leczy też farmakologicznie i chirurgicznie ale leczy tak,ze liczba dzieci zależy od chęci pary a nie liczby przebytych zabiegów.

Magda Kupis
12 lat temu
Reply to  divette

co do „chęci pary” to się absolutnie nie zgadzam- para z problemem nie ma wyboru czy chce 1 czy 10 zarodków, a poza tym nie jest to jak pstryknięcie palcem „ile chcę tyle mam”. Myślę, że nikt nie zrozumie tego jak sam nie będzie w takiej sytuacji, czego nikomu nie życzę. Nikt o zdrowych zmysłach nie decyduje się na in vitro, ot tak sobie. W pierwszej kolejności jest leczenie i różne inne próby.

divette
divette
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Niestety nie. Znam wiele par które mając problemy udają się do kliniki leczenia niepłodności,a tam od drzwi proponują im albo inseminacje albo in vitro. Nikt nie proponuje naprotechnologii,bo na takiej parze mniej się zarobi,bo wrócą po kolejne dziecko. Napro to wybór i często pary które się na nią decydują to te które same ja znalazły,bo nie zgadzają się z in vitro.
Ps. A jak wytłumaczyć to,ze dziewczyna podchodzila 7 razy do in vitro,a w pierwszym cyklu po porodzie po prostu wpadła? Cud? A może jednak nie próbowali leczyć przyczyny a skutek?

Magdalena445
Magdalena445
12 lat temu
Reply to  divette

Divette, uważam że naprotechnologia nie leczy a jedynie wspomaga.

A często tzw. odpuszczenie starań, oczyszczenie się emocjonalne przynosi efekty takie, które często nazywamy cudem – cudem poczęcia i cudem narodzin.

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  divette

Uważam, że najprostesze prawo to zmieni! Przeciwnicy takie rozwiązania powołują się na arytmetykę.Jeśli ustanowimy prawnie możliwośc zapłodnienia 1 zarodka nie będzie problemu- jednak znacznie wydłuży to czas i koszty – natomiast myślę, że ta kwestia nie powinna byc tu dylematem natury moralnej!

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  divette

Jeśli zaś chodzi o napro- to chwała jej że tak wielu parom juz pomogla- Jednak pod tą tajemniczą nazwą kryje się bardziej rozwinieta metoda objawowo-termiczna połączona z indywidualnie ustalanym leczeniem ( w szerokim rozumieniu tego słowa) czyli jednym słowem LECZENIE w formie w jakiej zawsze powinno wystapic przed podjeciem próby in vitro. Jak sam jej autor przyznajme dotyczy par z uleczalną niepłodnością cytuje”większość przypadków niepłodności idiopatycznej (o niewyjaśnionym medycznie podłożu) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności”. Metody nie są porównywalne a samo środowisko pracujące z naprotechnologią mowi TO NIE JEST ALTERNATYWA DLA INVITRO!

Anna Srokosz
11 lat temu
Reply to  divette

Naprotechnologia nie zawsze jest skuteczna… i nie jest prawdą, że za in vitro zawsze idzie aborcja – to jakaś głupota, aborcja jest wtedy, gdy zamorduje się poczęte dzieciątko, a tak nie zawsze być musi. Turcja, jako państwo muzułmańskie dopuściła in vitro, ale pod jednym warunkiem, Tworzona jest jedna zapłodniona komórka, a jeśli rodzice chcą więcej, np bliźniaki, „wszczepione” muszą być wszystkie zapłodnione komórki. Nie ma zamrażania zarodków. I myślę, że w samej metodzie nie ma nic złego, ważne jest to, być mieć świadomość, że jest żywy człowiek. I jest to kwestia kilku lat, by i Kościół katolicki zmienił to podejście.… Czytaj więcej »

Hanna Szczygieł
12 lat temu

A co uważacie o regulacjach prawnych dotyczących Komu „pozwolimy” na in vitro, a komu nie?

Magda Kupis
12 lat temu

nie chciałabym, aby korzystały z tego pary homoseksualne (jak w przypadku adopcji), parom, które dopiero zaczęły się starać bez wcześniejszego leczenia, parom np powyżej 50 roku życia

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

W tej kwestii moje zdanie juz nie jest tak oczywiste, bo ile osobiście zgadzam się z pw. to z drugiej strony jest to swego rodzaju hipokryzja- tzn decycujemy się na liberalizm, ale sie nie decydujemy. szkoda że na takie pytanie po prostu nie ma odpowiedzi:( Bo przecież kto powiedzial, że dziecko pary np po 50tce bedzie nieszczesliwe- pomijajac kwestie ryzyka od str medycznej np, to juz wydolnosci wychowaczej nie oceniy- bo przeciez para w wieku np 30 lat moze sie okazac bardziej niewydolna- np przemoc domowa. no i para po 50tce nie miala szansy wczesniej na taka forme leczenia .… Czytaj więcej »

Jagoda Polak-Wątor
12 lat temu

My staraliśmy się o dziecko 6 lat lekarz w końcu powiedział nam, że powinniśmy rozważyć metode in vitro bo to dla nas jedyne wyjście. Chciałam początkowo spróbować ale po zastanowieniu się uznałam, że jestem zbyt zmęczona dotychczasowym leczeniem – psychika mi wysiadała, że postanowiliśmy z mężem odpocząć od leków i wizyt lekarskich przez 6 miesięcy i po tym okresie wrócić do temat in vitro. Stało się tak, że już w pierwszym miesiącu naszego „odpoczynku” zaszłam w ciążę 🙂 gdyby się jednak zdarzyło tak, nasz CUD by się nie wydarzył pewnie zdecydowalibyśmy się na tą metodę. Dla mnie nie jest ważne… Czytaj więcej »

magdalena446
magdalena446
12 lat temu

Bardzo ważną rzecz tu napisałaś Jogodo – „A przecież dziecko poczęte tą metodą W NICZYM SIE NIE RÓŻNI od dzieci poczetych „tradycyjnie””. A często dzieci takie są szykanowane o rodzicach nie wspomnę. To jakaś znieczulica społeczna, ludzie są tak ograniczeni w niektórych kwestiach, że nie potrafią poszerzyć swoich horyzontów i hcoc spróbować zrozumieć.

A w Waszym przypadku, jak się już wcześniej wypowiedziałam, „odpuszczenie” działa cuda;-)

Hanna Szczygieł
12 lat temu

Droga Divette- druga ciąża z naturalnym poczeciem po in vitro jest bardzo częstym skutkiem. A co sądzisz o tzw. niepłodności małżeńskiej?

divette
divette
12 lat temu

Tym też się zajmuje napro. Przy pomocy odpowiedniej diety idzie ja wyeliminować

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  divette

niepłodność małżeńska o ile wiem jest nieuleczalna- to autoimmunologiczna odpowiedz organizu na komórki konkretnego partnera i bywa chyba największą tragedią dla małzonków.kazdy jest zdrowy – ale razem nie mogą miec dzieci.

anka
anka
12 lat temu
Reply to  divette

przy pomocy diety niepłodności małżeńskiej wyleczyć się nie da… to jest, prostym językiem pisząc, „uczulenie” partnerki na nasienie partnera… każde z nich osobno dzieci może mieć, ale razem już nie…
Naprotechnologia to nic innego, jak zwykłe leczenie plus naturalne metody planowania rodziny… i nie jest metodą zastępczą dla IVF…

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  anka

Miło mi Aniu, że jako praktykujący fachowiec, przyłączyłas się do dyskusji! ZGADZAM SIĘ i właśnie o tym pisałam wczesniej- jednak nie spotkałam się z odpowiedzią na moją wypowiedź 😛

anka
anka
12 lat temu

obawiam się, że na odpowiedź się nie doczekasz… brak argumentów…

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Jeśli rozumiem dobrze, Haniu chodzi ci o rodzaj niepłodności w której drogi rodne kobiety nie tolerują nasienia mężczyzny i w ten sposób wydzielina z dróg rodnych kobiety uniemozliwia zapłodnienie?? W tym przypadku (wg. mnie) metoda in vitro to jedyny sposób na poczęcie dziecka. Bo tu nie chodzi o chęci i starania pary. Bez pomocy raczej małe są szanse. Nasienie musi zostać „dostarczone” bezpośrednio do macicy omijając szyjkę a w sposób tradycyjny nie da rady. Dla mnie in vitro to nic strasznego. Znam pare która leczyla się kilka lat i bez skutków. Nie bedę pisac o szczególach ale jedyną szansą na… Czytaj więcej »

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  Sylwia

w przypadku niepłodności małżeńskiej jedynym rozwiązaniem wydaje się nasienie dawcy- bo komórki partnerów wzjemnie się niszczą.

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Nasienie dawcy może zostac „podane” w sposób tradycyjny luz przy pomocy insyminacji, a nasienie partnera już wyłacznie poprzez insminację.

Paulina Garbień
12 lat temu

ja jestem bardzo za, choć sama nie umiem powiedzieć czy bym się zdecydowała, ale uważam, że wszyscy powinni mieć prawo zdecydować sami, czy nie mogąc inaczej chcą w ten sposób zostać rodzicami, nie my mogący mieć dzieci powinniśmy decydować czy im wolno czy nie, co do par homoseksualnych też jestem za, natomiast podobnie jak Hania mam problem z kwestią wieku, ale myślę, że tu decyzję powiini podjąć potencjalni przyszli rodzice wspólnie z lekarzem biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, ale z uwagi na większe ryzyko powinno to być bardziej obostrzone

Magda Kupis
12 lat temu

wiek to faktycznie kwestia dyskusyjna, bo czasem 60latek jest bardziej żwawy od 30latka, jednak ja widzę tu inny problem- w tym wypadku jest większe prawdopodobieństwo osierocenia małego dziecka, nastolatka, to już problem społeczny. Nie kwestionuję tu, gdzie dziecko będzie miało lepiej- u młodych czy starszych, bo kochane będzie tak samo, lecz w dalszej perspektywie szybciej zostanie samo.

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Rozważając głębiej taki dylemat, chyba zgodnie powinniśmy zadac sobie pytanie jakim prawem chcemy decydowac KTO? To niezgodne z Prawami Człowieka, bo przecież nikt nie zastanawia się nawet nad decydowaniem o tym komu pozwolić mieć dzieci w naturalnym rozrodzie?! Choć widząć ile zła jest na świecie, czasem można uważać to za błędne rozumowanie…

Magda Kupis
12 lat temu

w kwestii wieku nie ma dla mnie znaczenia rodzaj poczęcia- mam takie samo zdanie w stosunku do naturalnego i sztucznego zapłodnienia.

Patrycja Zych
12 lat temu

Ja jestem na NIE..wiem,że może ktoś powie,że dobrze mi się mówi bo mam dziecko. Po prostu jest to nie zgodne z moimi przekonaniami religijnymi. Ta metoda daje życie ale też zabiera.

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  Patrycja Zych

Bardzo sie cieszę, że wreszcie w tej dyskusji pojawił sie ważny argument na NIE! Cieszę się, ze masz swoje zdanie i jego obronę! Dziś większośc uważa, że „wypada” popierać pewne rozwiązania. Przekonania religijne są argumentem niepodważalnym. Bądź co bądź w dalszym ciągu wiekszośc naszych „wspólplemienców” deklaruję przynaleznosc do jakiejś grupy religijnej- jednak nie przekłada się to na ich poglądy.

Mam nadzieję, że zajrzy do tej dyskusji nasz „dyżurny” Teolog w postaci Racheli 🙂

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Każdy ma prawo do własnej opinii, zdania, odczuć. Bardzo ważne Patrycjo, że masz odwagę głośno wyrażać swoje opinie. In Vitro to trudny temat i każdy ma swoje odczucia i nikt nie może narzucać swoich poglądów. Dla nas ważne jest poznanie opinii na Tak i na Nie.

Patrycja Zych
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

Bardzo się cieszę,że nie zostałam „potępiona” za swoją opinię. Bardzo współczuję osobą które nie mogą mieć dzieci ale In Vitro nie mogę powiedzieć TAK…

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Patrycja Zych

Nikt nam nie dał prawa do potępiania kogokolwiek za swoje odczucia. Szanujemy, każdego za jego myśli, poglądy i swoje zdanie.

Hanna Szczygieł
12 lat temu
Reply to  Patrycja Zych

Dokładnie- „potępianie” odmiennych poglądów w kwestiach moralnych i etycznych ( które są nierozwiązywalne- nie ma jednej jedynej dobrej odpowiedzi) jest tylko świadectwem słabości/głupoty/niewiedzy! Zawsze należy szanować cudze zdanie- Jednak należy walczyc ze stereotypami i poddawać wątpliwości argumenty- te prawdziwe zawsze same się obronią! 🙂

Patrycja Zych
12 lat temu

Dziękuje dziewczyny za poparcie:)

Paulina2209
Paulina2209
12 lat temu

ja uważam że każdy kto staje przed problemem powinien wybrać sam czego chce a czego nie. dlaczego ktoś ma decydować za mnie. ja przez 3 lata przechodziłam wszystko co mogłam nie mogliśmy zajść po inseminacjach utrzymać ciąży. poddałam się i to tak na całego ciężko się przyznać. i zdarzył się cud który ma już ponad rok i smacznie śpi w pokoju. wiem że nie wszyscy mają taką szansę, szansę na cud więc dlaczego mamy odbierać ostatnią deskę ratunku? i tak na marginesie oczywiście nie chcę nikogo urazić ale co na temat może powiedzieć ktoś kto nie ma pojęcia jak to… Czytaj więcej »

magdalena446
magdalena446
12 lat temu
Reply to  Paulina2209

Pięknie powiedziane – każdy ma prawo do cudu i nikomu nie można go odbierać. A decyzja o podjęciu takiego kroku należy tylko i wyłącznie do przyszłych rodziców.

Adopcję uważam za piękną formę „macierzyństwa” czy może lepiej „rodzicielstwa”. Jeśli zwiodły by wszystkie możliwe opcje, włącznie z niezapłodnieniem pozaustrojowym, nie maiłabym żadnych problemów z pokochaniem małej istotki. Byłaby moja i kochana ponad wszystko.

marienka
marienka
12 lat temu

Dla mnie, szczęśliwej mamy (za dwa miesiące podwójnej), która nie musiała przechodzić żadnych badań, prób, rozczarowań…, sprawa jest prosta – probówka jest po to, by z niej korzystać. Starsza siostra długo starała się z mężem o dziecko, przechodzili też probówki, ale były kłopoty z utrzymaniem ciąży… Zdecydowali się więc na adopcję, pozałatwiali papiery, tysiące zaświadczeń i już mieli podpisać, gdy okazało się, że przyroda zdecydowała inaczej 🙂 wiem jak bardzo przeżywali każdą próbę, na pewno musieli też przemyśleć, czy moralnie „stać ich” na to, by w ich imieniu lekarze „wybrali”, które z zarodków dostanie szansę rozwoju… Nikomu nie zazdroszczę takiej… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  marienka

Marienko – nic dodać nic ująć. Pięknie to opisałaś!!

Rachela
Rachela
12 lat temu

Do dziś w tej między wyznaniami toczy się ostra dyskusja.
Np Kościół Ewangelicko-Augsburski w swoim oświadczeniu wyraził akceptację dla metody in vitro, jako sposobu leczenia niepodłodności, lecz także ujął się za sprzeciwem dla przechowywania i tworzenia dodatkowych embrionów – więcej http://www.luteranie.pl/pl/?D=2676

Osobiście także popieram metodę in vitro, i zgodzę się z naszymi czytelniczkami. In vitro daje nam cień szansy na to aby dać życie.

Bo czy Bóg nie nakazał się nam rozmnażać? (1 Mojż. 1,28a)

Anna Srokosz
11 lat temu
Reply to  Rachela

czekam, aż Kościół Katolicki podzieli zdanie Kościoła Luterańskiego…

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

To jest bardzo delikatna sprawa i każdy przypadek musi zbyć indywidualnie rozpatrywany. Wcześniej często myślałam o tym jakby to było gdybyśmy nie mogli mieć dzieci. Dzięki Bogu mam wspaniałych dwóch synów:)

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

Oczywiście, że tak, mam takie samo zdanie pani Magdaleno. Bycie kobietą bez możliwości posiadania dzieci, to życie bez sensu, przynajmniej dla mnie. Dzieci to nasza przyszłość! I szczerze mówiąc nie rozumiem tych, którzy robią najpierw karierę i czekają z potomstwem na „ostatni gwizdek”! Wszystko można pogodzić tylko trzeba bardzo chcieć!

Magdalena446
Magdalena446
11 lat temu

Przecież dzieci nie przekreślają samorealizacji, a najczęściej bywa tak, że to właśnie w ich wychowaniu odnajdujemy sens własnego istnienia. Czym że było by życie dla samego siebie?? Pustką… życiem zmarnowanym i zmierzaniem ku nicości.

Uroda 21 stycznia 2012

Słodycz miłości

Żelki, lizaki, mordoklejki, landrynki, batoniki, wafelki, karmelki, kolorowe cukierki, dropsy, nadziewane czekoladki… Takim słodyczom w diecie mojego dziecka mówię NIE! I w oczach wielu (również młodych) ludzi jestem wyrodną matką! Oto lista zarzutów:

Pozbawiam swojego syna szczęśliwego dzieciństwa.

Sama nie kojarzę dzieciństwa z lizakami i słodyczami, nie widzę też potrzeby, żeby w ten sposób kojarzyło się mojemu dziecku. Za to doskonale pamiętam pierwsze wizyty u dentysty – od zawsze miałam słabe zęby i mnóstwo dziur, a pani stomatolog swoim „miłym” nastawieniem do małej pacjentki była bezpośrednią przyczyną mojej traumy stomatologicznej (dla przykładu – denerwowała się, że mam dużo śliny, na samo wspomnienie – brrrryyyy).
Mój 2,5 latek był już na dwóch kontrolach dentystycznych i nie tylko on, ale i mama została pochwalona, za kawał dobrej roboty. Ząbki ma zdrowe! I zrobię wszystko co mogę (na geny nie mam wpływu), by takie pozostały jak najdłużej.

Ale cukier ma duże znaczenie dla organizmu człowieka.

Rzeczywiście węglowodany są do życia niezbędne – źródło energii i ciepła, a dzieci rosną i potrzebują mnóstwo energii. Tylko warto się zastanowić, czy energii mają dostarczać właśnie słodycze? Cukier jako taki organizmowi nie jest potrzebny – węglowodany to nie tylko cukier! Poza tym potrzebujemy ich znaczniej mniej niż nam się często wydaje. A cukru dostarczamy i tak w dużych ilościach np. jedząc owoce.
Aleks owoce uwielbia – za winogrona dałby się pokroić. Poza tym je jogurty, dżemy (roboty mojej babci), zajada się orzechami, żurawiną i rodzynkami. Maluch jedząc suszone owoce i orzeszki przy okazji dostaje wiele witamin i składników mineralnych (choć uwaga, są one kaloryczne).
Reklamy przekonują do łakoci argumentem, że do cukierków i batonów dodaje się wiele cennych substancji, np. witaminy lub wapń. Fakt, dzieci potrzebują witamin i mikroelementów, ale czy nie lepiej dostarczać je jedząc właśnie owoce i warzywa. Jeśli natomiast dziecko je za dużo słodkości, wtedy traci apetyt i nie dostarczane są do jego organizmu cenne wartości odżywcze.

Pomrze to dziecko od cukierka, oj pomrze.

To ironicznie hasło, przeczytałam kiedyś w dyskusji na temat słodyczy na jednym z forów – czy jednak nie ma tam źdźbła prawdy? Niespalona glukoza odkłada się w komórkach ciała w postaci zbędnego tłuszczu i jest przyczyną podwyższonego cholesterolu, a w konsekwencji miażdżycy. Inne choroby cywilizacyjne związane ze spożywaniem cukru to cukrzyca i otyłość.
Cieszę się, że daję Aleksowi zdrowy start w życie i dbając o jego dietę, troszczę się o jego zdrowie. Myślę przyszłościowo – fundują mu „posag zdrowia” na wszystkie lata i dobre nawyki żywieniowe. Co zrobi z tym w dorosłym życiu to już jego sprawa, ale ma dobrą bazę.

Chemia jest wszędzie i tak się jej nie uniknie.

Słodycze zawierają liczne barwniki, emulgatory i inne składniki, które nie dostarczają organizmowi niczego, czego potrzebuje, a wręcz szkodzą. Nie jestem naiwna – wiem, że chemiczne dodatki do żywności znajdę praktycznie wszędzie i ich nie uniknę. Ale jeśli mam wybór to przynajmniej minimalizuję ich ilość.

Popadanie w skrajności też jest szkodliwe.

Do drugiego roku życia synka byłam restrykcyjna. Prosiłam wszystkich odwiedzających o nieprzynoszenie słodyczy – chciałam uniknąć dantejskich scen wyrywania słodkiego prezentu z małych rączek. Ciocie, babcie i prababcie (w większości) przynoszą więc owoce, jogurty, serki i paluszki z sezamem.
Obecnie Aleks zna już smak czekolady – całkowity zakaz jedzenia słodyczy trzylatkowi wg mnie nie ma już sensu. Można natomiast kontrolować ich spożywanie – synek typowe słodycze je okazjonalnie i unikamy słodkości „byle jakich”. Nie przechowujemy w szufladach i szafkach zapasu łakoci (owoce i bakalie są zawsze i pod ręką) – czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. W moim domu słodycze nie zastępują posiłków, nie są też nagrodą albo środkami przekupstwa. I bardzo pilnuję mycia zębów – nigdy nie pozwoliłam zjeść lub napić się czegoś słodkiego tuż przed snem, po umyciu ząbków.
Aha i denerwują mnie panie ekspedientki w małych sklepikach, które częstują moje dziecko cukierkami, albo co gorsza chińskimi lizakami.

Litość wzbudza dwulatek, który nie wie, co to jest lizak.

Moją litość wzbudzają biedne głodujące dzieci w Afryce, niemowlęta maltretowane przez ojców, noworodki porzucone przez matki… Jesteśmy różni i każdy wychowuje swoje dziecko tak jak uważa, więc nie krytykujmy innych rodziców tylko dlatego, że mają odmienne zasady i inne niż Wasze zdanie na temat słodyczy w diecie dziecka.

A właśnie… jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Subscribe
Powiadom o
guest

169 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marysia
Marysia
12 lat temu

Moje zdanie jest tako samo jako u autorki, co więcej uważam że należy skopiować ten artykuł, wydrukować i rozdać tym wszystkim którzy nie rozumieją takiego (zdrowego) podejścia do tematu, albo/oraz rozesłać linki tego artykułu do innych 🙂 świetny tekst!

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Co prawda mój rawie roczny maluch nie jada jeszcze słodyczy, ale staram się ograniczać picie herbatek na rzecz wody. Soczki rozrabiam także z wodą. Często kaszki ryżowe zastępuję kleikiem kukurydzianym czy ryżowym, kaszą manną czy jaglaną i do tego owoce, musy owocowe lub soki, które robiłam. Wiadomo że całkowicie nie wyeliminuje cukru, bo niekiedy trzeba go dodać ale staram się ograniczać ilość do minimum. Ząbki myjemy odkąd pojawił się pierwszy. Całkowitego zakazu na słodycze nie wprowadzę, ale ograniczę je do minimum prosząc odwiedzających nas gości o nie przynoszenie batoników, lizaczków itp. Gdy uznam to za stosowne sama dam dziecku jakąś… Czytaj więcej »

divette
divette
12 lat temu
Reply to  Sylwia

U mnie problem soków i kaszek odpadł 😉
Soków nie lubi. Woli wodę,a kaszek nie je,bo jest na piersi i dostaje owsianke ode mnie 😉
Ale przyznam mam problem. Przy gorączce nie mogłam podać ibuprofenu w syropie,bo był za słodki i dziecko odmówiło współpracy.

divette
divette
12 lat temu

Moje dziecko wie co to słodycze,ale swoje. Od początku je to co ja wiec i lakocie dostaje. Oczywiście ja również jadam je okazjonalnie- nie czesciej niż raz w tygodniu a biały cukier wyeliminowalam już dawno. Zastapilam go cukrem brązowym i miodem. Na dniach chce zrobić sezamkowe ciasteczka wiec zdrowo 🙂

Magda Kupis
12 lat temu

moja córka zna smak słodyczy, ale nie wpada w dziki szał, gdy je widzi. ja wychodzę z założenia, że nie mogę zakazywać czegoś dziecku, skoro ja nie stosuję się do tego zakazu. Sama je jem, wiec nie mogę jej zakazywać, ani też nie chcę sama zjadać ich ukradkiem. Ilość jaką zjada to kęs czy dwa, nie domaga się więcej. U nas jest szafka ze słodyczami, ale Tola jeszcze nie wie w czym rzecz, jak będzie kiedy podrośnie- nie wiem. Nie chcę, żeby kiedyś doszło do tego, że zakazany owoc najlepiej smakuje i efekt będzie odwrotny od zamierzonego. Pilnuję, żeby jedyną… Czytaj więcej »

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

U nas też jest szafka ze słodyczami, ale Kuba jeszcze nie wie o jej istnieniu. jest po za zasięgiem jego wzroku. Ze słodyczy zna smak ciasta, które często robię i kawałka skubnietej od mamy czekolady. Najważniejsze to samemu wydzielać dziecku słodycze pilnując by nie stanowiły posiłku a jedynie dodatek po 🙂

Fizinka
Fizinka
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Mam dokładnie takie samo zdanie jak Magda – nie zakazuję dziecku tego do czego sama nie potrafię się dostosować. Generalnie lubię słodycze, szczególnie do kawy(!) i nie wyobrażam sobie żebym wyciągnęła ciastko, zjadła je na oczach syna i nie podzieliła się z nim! Albo żebym chowała się z owym ciastkiem w kiblu czy jakimś innym kącie! :/ Poza tym, również zgadzam się z tym „odwrotnym efektem od zamierzonego”. Znam co najmniej kilkoro dzieci którym rodzice na co dzień zabraniają jeść słodycze i efekt tego jest taki że jak dzieciaki znajdą się „w gościach” wręcz rzucają się na słodycze! Opychają się… Czytaj więcej »

Marysia
Marysia
12 lat temu

Ja miałam kłopot z teściową, która potrafiła małemu dzień w dzień coś słodkiego przynieść, i uwierzcie mi na słowo, że żadna radość gdy dziecko rzuca się na odwiedzającego i pierwsze co to sięga do kieszeni w poszukiwaniu słodkości! I jeszcze- to mnie wpieniało najbardziej- tak wkładała czekoladę, żeby jej róg wystawał z kieszeni. Wtedy to już tylko wrzask małego i przeszukiwanie babci :/ Wiem że jej to sprawia radość, ale mnie wykręca jak widzę, że mały zamiast owoc, w ręku ma ptasie mleczko czy cukierka. Dawałam delikatne sugestie, żeby to się skończyło, teściowa nie potraktowała tego poważnie, więc dopiero po… Czytaj więcej »

Anna Kopeć
12 lat temu
Reply to  Marysia

Mam ten sam problem z teściową i teściem – mieszkamy z nimi. Teściowej da się wytłumaczyć wszystko. Teściowi absolutnie nic, nawet jak Kuba miał dietę bezglutenową – ważną dla jego zdrowia on częstował go niedozwolonymi rzeczami. Niestety nikt nie ma na niego wpływu a Kuba dobrze wie gdzie pójść…

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Anna Kopeć

Najdziwniejsze jest to, że to są dorośli rozumni ludzie. I jeśli mama dziecka ma takie a nie inne zdanie, to powinni je uszanować. Tym bardziej, że jest to zdanie mądre, z pożytkiem dla malucha.
Ech… brak słów czasami.
Trzymajcie się mamuśki!

Anna Haluszczak
12 lat temu

Nasza córeczka słodycze zna i lubi – bo ja też jestem słodyczowy potwór. Jednak zależało mi też, by odżywiała się zdrowo. Smak czekolady czy innych łakoci poznała dopiero grubo po roczku. Wcześniej zajadała się owocami i warzywami (za bakaliami nie przepada). Teraz ma 2 lata i 3 miesiące. Lubi lizaki – poliże kilka razy i zostawi. Kinder czekoladkę jak dostanie, to nie zje jednej na raz tylko połowę zostawi. Uwielbia żelki, ale teraz to też je baaaaaaaaaardzo rzadko. Za to winogrona, jabłka, gruszki, banany – chętnie, zawsze – o każdej porze i w każdej ilości. Nie jestem więc chyba aż… Czytaj więcej »

Anna Kopeć
12 lat temu

Kubuś je słodycze, ale staram się ograniczać je do minimum, lub wydzielać (tłumaczę mu, że będzie miał na dłużej). Niestety nie przepada za owocami (głównie w sezonie zimowym, gdy wybór tych świeżych i ulubionych jest ograniczony). Lubi za to suszone śliwki i morele. Często mąż robi sałatki owocowe z tego co można kupić w sklepie (najcześciej teraz to banan, manadrynka, kiwi, gruszka. Czasem winogrono, ale Kuba za nim nie przepada). Dodaje wtedy trochę bitej śmietany. Kuba wtedy wymiata wszystko. Moja babcia nawet na spacer do parku brała nożyk i obierała Kubusiowi brzoskwinie 🙂 Dla tego nie mogę doczekać sie lata… Czytaj więcej »

Alutka1011
Alutka1011
12 lat temu

Moja córka smak słodyczy zna ale nie szaleje za nimi.Woli owoce co mnie bardzo cieszy:)

Julia Bąk Orczykowska

Wstyd się przyznać, moja 1,5 roczna córa zajada się słodkościami. Praktycznie dzień w dzień dostaje coś słodkiego a to od taty, to od babci, cioci, sąsiadki… Wiem, że powinnam reagować, ale nie potreafie jej zabronić;((

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Moje słodyczowe łasuchy dostają słodkości, ale tylko sporadycznie i przy jakiejś okazji. Wszystko z rozsądkiem!

Joanna J
Joanna J
9 lat temu

Córka nie jada słodyczy w ogóle. Ma złożoną alergię pokarmową, więc wszelkie konserwanty w gotowych słodyczach mogłyby jej zaszkodzić. Domowych też nie je, bo nie chce, mimo że chętnie przygotowałabym dla niej coś pysznego. W ogóle słodycze kupujemy rzadko, tylko na wizytę gości, bo ciasta mi nie wychodzą, młoda nawet nie spojrzy na czekoladki czy cukierki, mimo że pół dnia stoją na stole. A problem z namolnymi babciami rozwiązałam tak, że od razu mówię że dziecko jest uczulone, mimo że przecież nie na wszystko, ale kto to sprawdzi, więc mi wierzą i z nabożnym namaszczeniem kiwają głowami, jakie to biedne… Czytaj więcej »

Anna Woźniak
Anna Woźniak
9 lat temu

Mój starszy syn nie jadł słodyczy do 3 lat ( cukierków, czekolady ,lizaków ), przy drugim już to nie przeszło. Staram się wydzielać, czekoladę dostają gorzką i to po 2 kostki na jeden raz, staram sie dawać owoce a ciastka piekę sama owsiane z mąką pełnoziarnistą i brązowym cukrem do tego trochę gorzkiej czekolady i żurawina. Bardzo mnie denerwuje jak ktoś przychodzi i przynosi słodkie i daje od razu dziecku do ręki nie pytając się czy może dziecko jeść ( często są to pory wieczorne) Jeżeli chcą coś słodkiego szukam zamiennika owoce suszone lub świeże , czasami jest trochę dyskusji… Czytaj więcej »

Cukromania
Cukromania
9 lat temu

Hmmm pewnie zaraz zostanę zlinczowana tutaj, ale napiszę co myślę 🙂 Jeśli chodzi o mnie – jestem dzieckiem herbatnikowo-chrupkowo-gęstokaszkowym – na dobre mi to nie wyszło, od 10 roku życia (pierwszy raz byłam u specjalisty) walczę z nadwagą. Mój syn ma 4 latka i od dwóch choruje na cukrzycę, nie jadł jako 2-letnie dziecko słodyczy. W naszej diecie cukrzycowej wszelkiego rodzaju przekąski – poza surowymi warzywami, są zabronione. Herbatniki, chrupeczki, lizaki, żelki, wafelki, a nawet chlebek ryżowy – nie są wskazane cukrzykom, ale tez dzieciom zdrowym. To zwyczajne zapychacze pełne węglowodanów i ubogie w składniki, które są potrzebne dziecku do… Czytaj więcej »

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close