Emocje 31 lipca 2015

Afera szczepionkowa

Nie jestem matką przesadnie histeryczną. Może dlatego, że wychowałam się w PRL-u gdzie normą były zabawy na ulicy, nie istniała smycz w postaci telefonu komórkowego a rozbite kolano zasypywało się piachem i grało w piłkę dalej. Nikt z tego powodu nie umarł. No tak, ale my byliśmy szczepieni na tężec…

Wydawać by się mogło, że teraz jest lepiej. Nie ma pustych półek w sklepach, szpitale przestały straszyć, stały się przyjazne, wizyta u lekarza nie oznacza dla dziecka traumy na najbliższe dwa miesiące i żaden lekarz nie zapisuje zastrzyków jeśli nie jest to absolutną koniecznością. No i mamy szeroki dostęp do różnego rodzaju szczepionek. Zaraz, naprawdę mamy?

Duśka skończyła pięć lat w maju ubiegłego roku i powinna być zaszczepiona dawką przypominającą na błonicę, tężec i krztusiec. Błonica jakby ktoś nie wiedział to inna nazwa dyfterytu. Zabrzmiało groźnie? I słusznie, bo to bardzo groźna choroba prowadząca do uduszenia. Mało tego, mimo prawidłowego leczenia średnio co piąty pacjent umiera.

Tężec to fachowa nazwa potocznego zakażenia. Brzmi niewinnie? Niesłusznie, bo na zakażenie umiera jeszcze więcej pacjentów niż na błonicę. Mowa oczywiście o pacjentach leczonych, nieleczeni padają jak muchy.

Krztusiec czyli innymi słowy koklusz nie zbiera aż tak śmiertelnego żniwa (chociaż w przypadku zachorowań u niemowląt choroba może prowadzić do śmierci) za to jest bardzo nieprzyjemny, polega bowiem na gwałtownych atakach kaszlu, może ich być nawet kilkanaście w ciągu godziny. Jeśli wydaje Wam się, że to nic takiego to spróbujcie kasłać bez przerwy przez dwie godziny. Kilka minut przerwy i powtórka z rozrywki. I nie dzień, czy dwa tylko kilka tygodni.

No więc Duśka powinna być zaszczepiona, ale szczepionek w przychodni nie było. Nie ma to nie ma, jak mówiłam nie jestem matką przesadnie histeryczną, poczekamy. Miały być we wrześniu. Nie wiem czy były, bo we wrześniu moje dziecko poszło do przedszkola i już po dwóch tygodniach złapało pierwszą chorobę. A potem to już do wiosny leciał schemat: dwa tygodnie w przedszkolu – dwa tygodnie w domu. Ja wiem, że przeziębienie, zapalenie zatok, oskrzeli czy gardła, to nie są choroby śmiertelne, ale dziecka w takim stanie się nie szczepi, więc nawet się o te szczepionki nie dowiadywałam. Ponoć były w lutym, nawet dzwonili do mnie z przychodni. Traf chciał, że w lutym Duśka oczywiście miała infekcję górnych dróg oddechowych jak to się ładnie mówi, a do tego uporczywy kaszel. Prześwietlenie wykazało bezobjawowe zapalenie płuc. Tylko szalony lekarz wydałby zgodę na szczepienie a nasza rodzinna pani doktor z pewnością szaleńcem nie jest.

Wiosna rozgościła się na dobre,chorowanie się skończyło, może by tak dziecko zaszczepić? Nie ma szczepionek, trzeba się dowiadywać. Wczoraj byłyśmy na bilansie sześciolatka. Dziecko mam zdrowe ale niezaszczepione, komunikat w systemie komputerowym wali po oczach nawet z daleka. Wygląda prawie jak alarm przeciwpożarowy. Tylko co z tego jak szczepionek nadal nie ma? Zapytałam o płatne, owszem są, ale jakby gorsze. Te bezpłatne mają być we wrześniu. Z tym, że nie do końca wiadomo, czy Duśkę można takimi szczepić bo już ukończyła sześć lat, a te szczepionki są dla dzieci do szóstego roku życia. Mało tego, dawkę przypominającą szczepionki na krztusiec można podać dziecku tylko do siódmych urodzin, taką informację wygrzebałam w internecie. Niby do maja dużo czasu, no ale czy na pewno? Czas tak szybko biegnie…

Istnieje ponoć jakiś kalendarz szczepień obowiązkowych, którego rodzice muszą się ściśle trzymać a jak się nie trzymają to muszą mieć powód. W skrajnych przypadkach muszą się liczyć z przykrymi konsekwencjami. Nie chcę tu rozważać czy wprowadzenie obowiązkowych szczepień jest słuszne, czy decyzja powinna należeć do rodziców. Ale chciałabym nieśmiało zauważyć, że skoro już ktoś ten kalendarz wprowadził i ściga nieszczęsnych rodziców (przypomniałam sobie właśnie, że raz dostałam pismo z przychodni że mam niezaszczepione dziecko, jakbym sama nie wiedziała) to może wypadałoby umożliwić wykonywanie tego obowiązku? Tymczasem rozporządzenie sobie a życie sobie.

Jak nie wiadomo o co chodzi to zawsze chodzi o pieniądze. Czyżby produkowanie bezpłatnej szczepionki przestało być opłacalne? Czy może nastąpiła jakaś zmowa koncernów farmaceutycznych i teraz każdy rodzic, który chce mieć zaszczepione dziecko musi wyłożyć kasę?

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena Spólnik
9 lat temu

My też czekamy, mają się w sierpniu odezwać…

W roli mamy - wrolimamy.pl

ja czekam do września i mam się dowiedzieć…

Anna Sznyk
9 lat temu

Do nas z przychodni dzwonili, że zostały im 3 sztuki, a Jula powinna dostać w styczniu. teraz też się nie załapie bo jedna genialna mamuśka poszła z dzieckiem ze świeżą ospą do cukierni, towarzyszyło im niemowlę co do którego nie ma pewności czy nie zaraża. Kolejna partia szczepionek powinna być pod koniec roku ( w sezonie chorób). Pominę fakt, że gdy 3 tyg temu wybraliśmy się do zoo, tam również mieliśmy wątpliwą przyjemność sąsiadować z dziewczynką z ospą. Kilka tyg wcześniej ich kuzynka miała szkarlatynę a dziewczynki spędziły ze sobą cały dzień, po czym kuzynka zachorowała. Wcześniej był sezon chorowań,… Czytaj więcej »

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Anna Sznyk

Trzymam mocno kciuki, niestety niektóre mamy nie myślą o innych dzieciach poza własnymi

Anna Sznyk
9 lat temu
Reply to  Anna Sznyk

Ano

Anna Sznyk
9 lat temu
Reply to  Anna Sznyk

Oby tylko sanepid nie zwlekal

Kasia Grochowiec
9 lat temu

zapłaciłam i dziecko zaszczepione 🙂 z tego co mówiła to we wrześniu marne szanse na szczepionki

Edyta Skrzydło
9 lat temu

Kacperek ma pięć i parę miesięcy , też czekamy. Mają dzwonić…

Ciąża 30 lipca 2015

Toksoplazmoza w ciąży? Spokojnie…

Każda przyszła mama wykonuje w okresie ciąży co najmniej jedno badanie na obecność pasożyta wywołującego toksoplazmozę – Toxoplasma gondii. W najlepszej sytuacji są te kobiety, które przeszły infekcję przed zajściem w ciążę, ponieważ można niemal ze 100% pewnością potwierdzić, że płody takich kobiet są chronione przed pasożytem.

Przejście przed ciążą zarażenia T. Gondii niemal w 100% chroni przed tym zagrożeniem rozwijające się dziecko. Trochę trudniejszą sytuacja pojawia się wtedy, kiedy przyszła mama nie miała do czynienia z pierwotniakiem wywołującym toksoplazmozę, wtedy istnieje ryzyko, że zarazi się w ciąży.

Jednak najgorzej jeśli do wniknięcia pasożyta dojdzie w okresie ciąży, a zwłaszcza w pierwszym trymestrze. Sytuacja ta wymaga natychmiastowego działania.

Czym jest toksoplazmoza?

Toksoplazmoza to bardzo popularna choroba pasożytnicza, która wbrew stereotypom nie dotyczy tylko właścicieli kotów, ale może rozwinąć się właściwie u każdej osoby, która choć raz jadła poza domem danie zakażone pierwotniakiem lub zjadła posiłek przygotowany w mniej staranny sposób.

Statystyki pokazują wielką ekspansję pierwotniaków wywołujących toksoplazmozę. Według różnych źródeł, z powodu toksoplazmozy może chorować od 25- 75% osób. Jak te statystyki wyglądają u kobiet w ciąży? Okazuje się, że u połowy przyszłych mam wykrywa się przeciwciała, które stanowią dowód na przebycie zakażenia.

Jak często w Polsce rodzą się dzieci z toksoplazmozą?

W Polsce każdego roku rodzi się około 400 dzieci z toksoplazmozą. Szacuje się, że około 1 na 1000 maluchów przychodzi na świat z wrodzoną toksoplazmozą.

Warto wiedzieć, że jedynym pewnym sposobem na wykrycie toksoplazmozy u ciężarnej i uchronienia przed zachorowaniem dziecka jest wykonanie badań krwi. Toksoplazmoza zazwyczaj nie daje żadnych objawów u osoby dorosłej, dlatego zupełnie naturalne jest to, że przyszła mama nie ma pojęcia, że w jej ciele właśnie odbywa się swoista walka z pierwotniakiem, który dostał się do układu pokarmowego wraz z surowym lub niedogotowanym mięsem albo nieumytymi warzywami wcześniej zabrudzonymi przez odchody zwierząt.

Jak dochodzi do zarażenia dzieci?

Do szczególnie groźnej sytuacji dochodzi, gdy zarażenie toksoplazmozą następuje w ciąży. Wtedy istnieje ryzyko transmisji pierwotniaka do płodu – średnio szacuje się to ryzyko na poziomie 25%. Wraz z wiekiem ciąży ryzyko przedostania się pierwotniaka przez łożysko wzrasta, przykładowo w 13 tygodniu ryzyko to wynosi 6%, a już w 26 tygodniu około 40%, by w 36 tygodniu było ono równe 72%.

Niestety zarażenie toksoplazmozą płodu jest dość niebezpieczne. Może spowodować poronienie, zgon płodu, jak również ciężkie powikłania, z którym maluszek będzie się musiał mierzyć przez całe życie – małogłowie, wodogłowie, zapalenie siatkówki.

Najmniej ryzykowne jest zarażenie toksoplazmozą w ciąży zaawansowanej. Na skutek tego może rozwinąć się żółtaczka, zapalenie płuc, powiększenie śledziony czy wątroby.

Niestety dzieci, które rodzą się z toksoplazmozą mogą w przyszłości mieć objawy padaczki, zaburzenia mowy, porażenia dziecięcego.

Jak leczy się toksoplazmozę w ciąży?

Toksoplazmoza w ciąży wymaga ingerencji lekarskiej. Celem leczenia jest zapobieganie dostania się pierwotniaka od matki do płodu. W tym celu stosuje się bezpieczny w ciąży antybiotyk spiromycynę (rowamycynę), która nie przenika do płodu, dlatego nie może być uważana za rozwiązanie usuwające pierwotniaka rozwijającego się u dziecka. Gdy po badaniu zdiagnozuje się zakażenie u matki, należy działać błyskawicznie, by nie dopuścić do przeniesienia pierwotniaka do płodu.

Leczenie kontynuuje się aż do porodu. Nawet w sytuacji, gdy nie ma dowodów, że doszło do transmisji zakażenia.

Jeśli dojdzie do zakażenia płodu, lek zastępuje się innym zestawem – pirymetaminą oraz sulfadiazyną i kwasem foliowym – taka kombinacja ma uchronić płód przed negatywnymi konsekwencjami przebycia toksoplazmozy.

Autor artykułu:
Dorota, mama trzyipółletniej Oliwii i rocznej Paulinki, orędowniczka zdrowego rozsądku w wychowywaniu dzieci. Więcej o toksoplazmozie przeczytasz na sosrodzice.pl.

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Martyna
Martyna
9 lat temu

Chyba czytacie w myślach, jestem obecnie w 3 ciąży robiłam badanie na toxo i wyniki wyszły trochę niepokojące a mianowicie toxoplasma IGG 12.3 wynik dodatni 🙁 i toxoplasma IGM 0.19 ujemny termin do gin. odległy byłam u lekarza rodzinnego i mam skierowanie do poradni chorób zakaźnych i mocno się denerwuje:(

Rachela
Rachela
9 lat temu
Reply to  Martyna

Martyna, spokojnie. Ja w drugiej ciąży miałam dodatnią cytomegalię. Nie potrzebnie się denerwowałam. Jeśli możesz to szybko zapisz się do poradni chorób zakaźnych – tam dowiesz się więcej. Trzymam kciuki i ufam, że wszystko będzie dobrze 🙂

Marta Wnękowska
9 lat temu

Mam kota w domu i trochę się bałam. Ale badania wyszły dobrze a Coco nie trzeba było wywozic do mamy:)

Regina Adamiec Babula

W pierwszej ciąży robiłam badanie na toksoplazmozę 4 razy. W obecnej póki co 2 razy ale z pewnością dojdzie do 4 Nie boję się badań, robię je z myślą o zdrowiu mojego dziecka, podobnie jak badanie na Hiv czy inne zakaźne choroby.

Ewa Gołębiewska
9 lat temu

Ja toksoplazmozę przeszłam przed ciążami i jestem odporna.

Patrycja Biegańska
9 lat temu

Miałam koty całe życie – i zarówno w pierwszej, jak i w drugiej ciąży toxo ujemne. Kotów wówczas już nie miałam, przed dziećmi wyprowadziłam się z rodzinnego domu 🙂 Przy trzeciej ciąży okazało się, że musiałam jakoś toxo przejść między drugim i trzecim dzieckiem, bo nabrałam przeciwciał, a kontaktów z kotami nie miałam praktycznie wcale. Lekarz mój mówił, że to zdecydowanie częściej od niemytych owoców się łapie, niż od kotów 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl

No właśnie, a wszystko zwala się na niewinne koty, ehhh te przesądy…

Katarzyna Maryjosz
9 lat temu

Nie miałam kota, ale hodowała je sąsiadka. Gdy poroniłam, okazało się, że to przez cytomegalię. Siostra ma kota i nie złapała nic w ciąży.

Edyta Skrzydło
9 lat temu

Toksoplazmoza przebyta dawno ! A przy badaniu w ciąży wyszło i antybiotyki poszły w ruch ….

Ewelina Mąkosa-Salamon

Ja mam dwie kotki I dwiw kuwety i dwa razy bylam w ciąży Ludzie bzdury opowiadają z niewiedzy.Ja temat poznałam od podszewki i wiem iż szybciej można złapać toksoplazmozę od surowego mięsa czy niedokładnie umytych warzyw niz od kota

W roli mamy - wrolimamy.pl

ale łatwiej zwalić na kota niż na własną głupotę

Ewelina Mąkosa-Salamon

Niestety to prawda.Mnie znajomi potepieli za to,iż kotów nie wyrzucilam z mieszkania oraz za to,ze dotykalam ich nie bojąc się tej zlowrogiej toksoplazmozy o której ledwie cos tam słyszeli,a co gorsza nie balam sie zadrapań,które jak bylam wielokrotnie zapewniają będą widoczne na moich dzieciach Ku ogólnemu zaskoczeniu średniowiecznych matołów ja miała to w d…e,a moje dzieci miewają się calkiem nieźle choc koty miały je tez pożreć tuz po narodzinach i wydrapać im oczęta wstyd normalnie nawet o tym pisać.21 wiek,a ludzie naprawde w takie rzeczy wierzą i próbują przekonywać do tego innych

Paulina Łupińska
9 lat temu

Kwestia podejścia…Ja mam kota w domu i jedynie co to w trakcie ciąży mąż czyścił kuwete. Nasz Kot Edward (Edek) 😉 był jeszcze przed zajściem w ciążę u nas i nie wyobrażam sobie że ciąża spowodowałoby że kot by musiał zrobić wylot z naszego domu…co to to nie 🙂

Maria
Maria
7 lat temu

Ja myślałam, że to tylko od kota się można zarazić ale zarówno w tym artykule, jak i w innym widzę, że nie jest to jedyne ryzyko.
Tu przeczytałam jeszcze, że jeśli chodzi o koty, to to ryzyko nie jest duże, jednak trzeba przestrzegać pewnych zasad higieny – http://mozgi.pl/czy-kobieta-w-ciazy-powinna-sie-pozbyc-kota-ze-wzgledu-na-ryzyko-zarazenia-sie-toksoplazmoza-3290

Kulinaria 28 lipca 2015

Batoniki musli

Któż nie lubi batoników. Małe, słodkie, kolorowo zapakowane kuszą ze sklepowych półek. Nie raz swoim składem zasłodzić potrafią słonia a tajemnicze substancje „E” przybliżają je bardziej do tablicy Mendelejewa niż zdrowej żywności. Na wszystko znajdzie się rada.  Dla niezdrowych batoników znalazłam domową alternatywę dzięki pomocy Nigelli Lawson. Przedstawiony przez nią przepis na batoniki musli jest szybki, prosty i pozwala opróżnić domową spiżarkę z sypkich produktów zbożowych.

Batonik musli własnej roboty jest bardzo zdrowy, chrupiący, ciągnący, doskonały dla kogoś, kto się spieszy do pracy i potrzebuje śniadania w biegu. Idealny dla dzieci na letnie przygody, by dodać im co nieco energii bądź uzupełnienie serwowanego posiłku.

Skład możecie dowolnie modyfikować, według własnego smaku, uznania i oczywiście tego, co posiadacie w przydomowej spiżarni.

Składniki:

  •         mleko zagęszczone słodzone (400 g)*
  •         250 g płatków owsianych (nie błyskawicznych)
  •         75 g wiórków kokosowych
  •         100 g suszonej żurawiny, moreli, rodzynek  lub innych owoców
  •         125 g mieszanki nasion (słonecznik, dynia, sezam)
  •         125 g niesolonych fistaszków ( orzechów laskowych, orzechów nerkowca czy pekan)

Przygotowanie:

  1. W garnuszku o grubym dnie lekko podgrzewam mleko skondensowane słodzone;
  2. Następnie w misce odmierzam odpowiednie proporcje suchych składników;
  3. W naczyniu mieszam wszystkie składniki, dolewam ciepłego mleka, i dobrze mieszam, by mleko dokładnie oblepiło bakalie;
  4. Formę o wymiarach 23 x 33 cm wykładam papierem do pieczenia, na to wykładam przygotowaną mieszankę i dokładnie wyrównuję (masy nie należy wciskać mocno w dno  – batony będą zbyt twarde);
  5. Batoniki piekę około 45 min w temperaturze 130ºC. Po około 15 minutach od wyjęcia można pokroić.

Batoniki musli długo zachowują świeżość. Przechowywałam je w temperaturze pokojowej w pojemniczku z pokrywką.

Szybko, smacznie i zdrowo!

Bon Appetit!

* W oryginalny przepisie użyto puszki o pojemności 400 g. Nasze polskie mleko posiada większą wagę – 530 g. Używając 1 puszkę mleka skondensowanego słodzonego o gramaturze 530 g lub mleka w tubce ( 1 tubka 150g) należy pamiętać  o odpowiednim zwiększeniu/zmniejszeniu proporcji suchych składników.

batoniki-musli

batoniki-musli1

Zdjęcia: Sylwia

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close