Zabawa 29 października 2011

Brzdąc w natarciu – gdy dziecko zmienia się w odkrywcę

Skończyły się czasy spokojnego siedzenia bądź wykonywania domowych obowiązków, gdy synek leżał i bawił się na macie czy kocyku. Wystarczyło gotując obiad zerkać czy maluszek bawi się spokojnie, czy może śpi. Słodki, bezbronny bobas zmienił się w prawie 8,5-miesięcznego małego odkrywcę, którego wszędzie pełno.

Synek leżenie zamienił na raczkowanie i wspinaczkę.  Najlepszy do uskuteczniania wspinaczki okazał się bujaczek — leżaczek, nie mniej przydatne mamine lub tatusiowe nogi.  Wystarczy objąć i piąć się do góry jak bluszcz.  Alpinista nie przepuści oczywiście także kanapie, fotelom czy nogom od stołu. Nic, co prowadzi do pionizacji i jest w miarę łatwe do uchwycenia nie może stać bezużyteczne. Mój syn, brzdąc w natarciu, zaraz znajdzie mu milion innych zastosowań.

Oczywiście w związku z poczynaniami synka, cały dom musiał przejść ponowną reorganizację w celu spełnienia wymogów bezpieczeństwa. Pojawiły się zaślepki do kontaktów, zabezpieczenia na kanty mebli, pochowałam wszystkie kable i poprzestawiałam kwiatki… Tak kable i kwiatki to ulubieńcy mojego szkraba. Ciągnie go do nich jak kotka. Czai się, a gdy nie patrzę zaraz skrada się, by nagle zaatakować lub choć wyciągnąć rączkę, złapać i włożyć do buzi jak nie kabel to listek fikusa.  Na szczęście udaje mi się go zawrócić, gdy tylko zmierza w kierunku „dżungli”.

Zmiany zaszły także w pokoju Kubusia. Łóżeczko zostało obniżone o poziom w dół, co spotkało się z dezaprobatą ze strony mobilnego malucha. W końcu rodzice zepsuli najfajniejszą zabawę, jaką było podciąganie się do klęku i wstawanie.  Zamiast kocyka na dywanie rozłożona kołdra, bo mały odkrywca w czasie wspinaczek zaliczał bęcki a mama nie zawsze zdążyła z asekuracją.  Rozważaliśmy nawet z mężem zakup kasku ochronnego.  Wyglądałby wtedy jak prawdziwy alpinista.

Nasz mały skarbek nie posiedzi w miejscu 10 min (musi coś go bardzo zainteresować np. pilot TV). Jest jak sprężynka, takie żywe srebro. Wszędzie go pełno. Często schowany byłby nie do znalezienia, ale okrzyki radości zdradzają miejsce ukrycia. Nawet nasz czworonóg został wyeksmitowany ze swoim legowiskiem do kuchni. W ten sposób w każdej chwili mogę zamknąć kuchnię dla jego dobra i spokoju. Synek wprost uwielbia sierściucha i byłby gotowy zagłaskać go na śmierć. Teraz gdy jest w stanie sam do niego dotrzeć stwierdziłam, że trzeba stanąć w obronie psiaka i synka, bo nigdy nie wiadomo jak zareaguje zmęczony nieustannym tarmoszeniem pies. Poza tym psia karma mogłaby przez przypadek trafić do buźki ciekawskiego malucha.

Jednym słowem mój słodki bobas zmienia się w małego wędrowniczka, odkrywcę.  Mama musi mieć teraz oczy dookoła głowy i być dwa kroki przed pomysłami syna. Mój skarbek codziennie zaskakuje nowymi umiejętnościami, oczekując z błyskiem w oku pochwały. Jego radość z czegoś, co mu się udało dokonać jest bezcenna. Ja natomiast z dnia na dzień zdaję sobie sprawę jak dzieci szybko rosną, rozwijają się i kształtują swój charakter.

Ciekawa jestem, co interesowało Wasze szkraby, gdy stawały się małymi odkrywcami i w jaki sposób starałyście się chronić je przed wypadkami, jakie czyhają na nie w Waszych czterech kątach?


Źródło zdjęcia: JillWellington/Pixabay

Subscribe
Powiadom o
guest

18 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda
Magda
12 lat temu

Ja czekam na „natarcie”. Mój brzdąc jeszcze się tak nie porusza. Jeszcze znajduję go w miejscu, w którym zostawiłam. Ale z moich obserwacji wynika, że lada moment ruszy. A wtedy zacznie się przemeblowanie mieszkania w celu zwiększenia jego bezpieczeństwa. I masz rację, dzeci rosną strasznie szybko. Na co dzień tego nie zauważamy, dopiero jak tak człowiek przystanie, poduma…wtedy widać!

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu

Oj wiele niebezpieczeństw czeka na maluchy. My zaliczyliśmy wycieczkę na pogotowie, gdy 10-miesięczny Aleks rozwalił sobie głowę o kant stolika (papierowego z Ikea). Stres ogromny, bo krwi było mnóstwo – dziecko, białą koszulka męża, pokój, łazienka – lało się strumieniem! W rezultacie rana niewielka, obyło się bez szycia (pomógł specjalny plasterek), a doktor wytłumaczył, że urazy główki są właśnie takie „krwawe”. Na drugi dzień kanty stolika zostały ozdobione specjalnymi zabezpieczeniami (polecam te z Rossmanna).
I jeszcze chciałam dodać, że przy wypadku byliśmy oboje – ja i mąż – 10 cm od synka!

Marysia
Marysia
12 lat temu

U mnie działo się dosłownie to samo, przy czym z małym byłam tylko ja, i Bartek gruchnął główką o drewniany kant łóżka :/ Niestety, rodzic choćby miał oczy wokół głowy, nie jest wstanie ochronić malca przez wszystkimi guzami.

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Marysia

Zgadzam się z tobą Marysiu. Kuba nie raz nie dwa wylądował na dywanie w czasie próby wstawania i zaliczył bęcki w łóżeczku. Żadna mama nie jest w stanie strzec swojego skarbu 24 godziny na dobę. Jak napisałam w tekście Kuba jest dość mobilny a niekiedy nie nadązam za jego pomysłami.

Fizinka
Fizinka
12 lat temu

Mój 7-miesięczny Królewicz też ostro „naciera” 🙂 od momentu kiedy załapał jak może się SAM przemieszczać (pełzać) ciągle znajduję na Nim nowe siniaki i otarcia!!! 😛 I z tym pełzaniem doszedł do takiej wprawy że ciężko za nim nadążyć! „Biega” po całym mieszkaniu!Wciśnie się w każdy kąt,wejdzie pod łóżko,pod stolik,za biurko…zagląda do szafek,tarmosi mi firanki,kontakty i wszelkie kable które znajdą się w jego zasięgu! 🙂 No jakby mógł to by rozniósł całe mieszkanie!! 🙂 A to dopiero początek takich przygód! 🙂
Teraz próbuje się podnosić…..więc już się boję kiedy rozbije głowę,jak Twój Aleks Basiu ?! 😉

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

My póki co należymy do „leniwców” i znajduję Maję tam gdzie ją zostawiłam, ale myślę że nasz spokój już długo nie potrwa. Oj, będzie się działo;-)

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

Oj będzie wesoło 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu
Reply to  Magdalena446

Oj będzie, będzie:) Ja czasami tęsknię za czasami jak moje dwa kręciołki były mniej mobilne:)

Kobietnik
12 lat temu

My jak nasz pierworodny stawiał pierwsze kroki mieliśmy taki wielki drewniany kojec. Bardzo pomagał. Ale córka w ogóle go nie chciała (kojca 😉 Trzeba wszystko co jest za nisko przestawić na górę (szybko się wolne półki zapchają). Kanty stolików zabezpieczyć gumowymi narożnikami. Nie da się wszystkiego przewidzieć, ale z perspektywy czasu, pierwsza ciekawość szybko mija – to co intrygowało na początku staje się normalne.

Iwona Wajs-Gorgoń
12 lat temu

Podstawa to usunąć wszystko niebezpieczne z zasięgu ręki takiego szkraba…ale fakty są takie, że mając oczy na około głowy i zabezpieczone wszystkie niebezpieczne miejsca to i tak może zdarzyć się sytuacja, gdy szkrab coś przeskrobie, gdzieś się uderzy czy stłucze. Możemy prawdopodobieństwo wypadku tylko minimalizować. Przecież takie żywe srebro zawsze znajdzie jakiś nowy sposób na wspinaczkę, mimo, iż my byśmy na to nie wpadli nigdy 🙂

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu

Olga to żywe srebro 🙂 Jak już tylko przestała być dzieckiem stacjonarnym, to trzeba było mieć ją ciągle na oku a i tak bez wypadków się nie obeszło. Pierwsza i druga krew polała się z rozwalonej wargi- 'spadając’ z materaca, który i tak leżał na podłodze- końcówka raczkowania a początki chodzenia. Poważniejszy wypadek miał miejsce na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia w zaszłym roku- oblała się dziadkową kawą 🙁 Aż wstyd się przyznać były przy tym 4 dorosłe osoby! To był moment i kawa wylądowała na brzuszku Olci. Szczęście w nieszczęściu, że kawa stała już z 5 minut na stole;… Czytaj więcej »

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Aldono nie zazdroszczę przeżyć. Starchu napewno najadlaś się co niemiara widząc jak Ola ląduje na szpitalnej posadzce 🙁 Najważniejsze że nic się jej nie stało. A ta kawa też na szczęscie wielkie szczęscie 😀

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu
Reply to  Sylwia

Oj tak, Ola potrafi zadbać o nasze emocje 🙂 Przypomniały mi się jeszcze jej akrobacje na placu zabaw, czy chęć zjechania na rowerku po schodach!!! W ostatniej chwili ją zatrzymałam. Niestety jest tak, że widzi co robią starsze dzieci i ona też tak chce. Nie raz i nie dwa zwróciłam uwagę takiemu dzieciakowi by np. nie skakał po zjeżdżalni czy huśtał się na stojąco na huśtawkach bo raz, że niszczą, dwa młodsze patrzą i też tak chcą. Wiem, że czasem patrzą na mnie jak na dziwoląga. No ale cóż, chodzi mi tylko i aż o bezpieczeństwo. Tak na marginesie- na… Czytaj więcej »

Kobiecym_okiem
Kobiecym_okiem
12 lat temu

Ze starszym synem było bardzo spokojnie, jeśli nie liczyć upadku z łóżka na wakacjach (a zarzekałam się, że mojemu dziecku się to nie przydarzy). Syn ma raczej spokojny charakter, zwykle po prostu siedział na podłodze i bawił się zabawkami. Ulubioną zabawką była 5-litrowa pusta butelka po wodzie mineralnej, którą targał po mieszkaniu. Oczywiście, na porządku dziennym było szperanie w szufladach, dlatego zostały zaklejone zabezpieczeniami (ale potem żałowałam tego, bo trzeba było zdrapywać klej). Szkrab miał do dyspozycji dolną szufladę w kuchni z plastikowymi pudełkami do zabawy i z tego chętnie korzystał. Rogi stolika kawowego okleiliśmy zabezpieczeniami, które po pewnym czasie… Czytaj więcej »

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu
Reply to  Kobiecym_okiem

Moim sprawdzonym sposobem na kleje po taśmach czy naklejkach/nalepkach to zmywacz do paznokci. Nasączyć wacik i kilka razy przetrzeć- powinno pomóc 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Ja żadnych szuflad nie zaklejałam, szafek nie zawiązywałam. Wyjęłam z nich niebezpieczne i cenne przedmioty o zostawiłam to co spokojnie może być przeglądane, wyjmowane i wkładane przez małych odkrywców. W kuchni np. w szufladach (tych niżej położonych) zostały ściereczki, fartuszki, zapasowe gąbeczki i plastykowe kubeczki, pojemniczki do przechowywania żywności (oczywiście przed uzyciem wszystko musi zostać umyte:).

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Młody alpinista wymyślił sobie jak wyjrzec przez okno: odsuwał kolejno szuflady, te co niżej to mocniej wysunięte. W ten sposób powstały „schodki”, po których sprytnie się wspinał aż mógł zobaczyć co dzieje się za oknem:)

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

O widzę, że panie niezłe zabezpieczenia stosowały, u mnie niczego takiego nie było, mówiło się tylko po kilkanaście razy „nie wolno” i koniec, aż dziecko posłuchało 🙂

W przedszkolu 23 października 2011

Dziecko w kościele, czyli jak powinno być

Co mnie podkusiło, żeby iść do kościoła na mszę dla dzieci, pojęcia nie mam! Pewnie godzina mi wyjątkowo pasowała. Raczej omijam te msze, nie czuję się ich adresatką. Tym razem schowałam się w kaplicy z nadzieją, że będzie trochę spokojniej. No cóż, nadzieja matką głupich, jak to mówią…

Przede mną stał/siedział chłopiec – na oko ośmioletni, nie sam, z rodzicami. Jego głównym zajęciem podczas mszy było skakanie w objęciach mamy.

Obok mnie siedział starszy pan, taki z przedwojennymi zasadami – do Kościoła garnitur i biała koszula to minimum. Pan wytrzymał do połowy mszy i zwrócił chłopcu uwagę – powiedział coś takiego, że tam w sąsiedniej ławce młodsza dziewczynka grzecznie stoi, a on się brzydko zachowuje. Na co mamusia chłopca odparowała błyskawicznie: „ Ale to jest msza dla dzieci!”. Pan na to: „ Wszystko jedno, to jest Kościół!” Potem już tylko musieliśmy wysłuchać jak mamusia kilka razy powtarza synkowi, żeby się panem nie przejmował i chyba rzeczywiście się nie przejął, bo do końca mszy zachowywał się tak samo.

Wracałam sobie z Kościoła i się zastanawiałam – kto miał rację tak naprawdę, pani czy pan? Niewątpliwie msza dla dzieci różni się od mszy dla dorosłych, pytanie tylko – czym.

W czasach mojego dzieciństwa różnice były dwie: kazanie dla dzieci i piosenki dla dzieci, reszta według „dorosłych” zasad, więc żadnego biegania, skakania, rozmawiania, „bo jesteśmy w Kościele i trzeba być grzecznym dzieckiem”. Teraz najwyraźniej doszła trzecia różnica – Kościół to to samo co piaskownica…

O ile mogę zrozumieć zachowanie małych dzieci, którym trudno się skupić i które generalnie nie wiedzą o co chodzi i po co przyszły do tego dziwnego miejsca, o tyle rozbrykania dziecka w wieku szkolnym nie rozumiem. Nic na to nie poradzę.

I chyba rację miał pan gdy mówił: „wszystko jedno, to jest kościół”.
Godzina godziną, o każdej obowiązują takie same zasady. Nie odbierajmy dzieciom dzieciństwa i prawa do zabawy, ale nie zapominajmy przekazać im zasad i wartości, w które wierzymy. No chyba, że nie wierzymy, ale w takim wypadku po co chodzić do kościoła?

Temat jak na mój gust jest dużo szerszy i wielowarstwowy. Kindersztuba całkiem wyszła z mody, za to przyszła moda na wychowanie bezstresowe. Czyli nie zwracamy dziecku uwagi bo mu się zrobi przykro, raczej wyszukujemy milion usprawiedliwień dla niegrzecznych zachowań.

Mam po sąsiedzku takie bezstresowo wychowywane dziecko, do piątego roku życia mogło absolutnie wszystko i wszystko mu się należało bo było „malutkie”. Potem rodzice się zorientowali, że dziecko wchodzi, im na głowę i zaczęli wychowywać, najczęściej krzykiem. Dziecko ma 13 lat i ciągle jest w szoku, nie umie się pogodzić z faktem że już mu się nic nie należy i nic nie wolno, bo nie jest malutkie.
Przegięcie w drugą stronę jak dla mnie. Moda nie wyszła tej rodzinie na zdrowie.

Może dlatego, ja Duśce bez przerwy kładę do głowy co wolno, a czego nie, i że jak w domu coś wolno to nie znaczy że “w gościach” też. I chociaż ma dwa lata to nie usiłuje udawać, że nie rozumie, bo wie że ja się na to nie nabiorę. Nie znaczy to oczywiście że zawsze jest grzeczna, w końcu dwulatka to dwulatka :))

Kiedyś pewien nastolatek po wysłuchaniu kazania od mamy, zdegustowany powiedział: „Mamuś, ale tak jak Ty mnie uczysz, to nikt nie robi”. Riposta mamy była błyskawiczna: „Bo ja Cię nie uczę jak jest, tylko jak powinno być!

Drogie czytelniczki, pamiętacie jeszcze jak powinno być?

Subscribe
Powiadom o
guest

28 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zochama
Zochama
12 lat temu

Absolutnie sie z toba zgadzam. Jak to sie mowi, nim skorupka nasiaknie za mlodu. Nalezy uczyc dzieci zasad zachowywania sie w publicznych miejscach, bo gdy bedzie nastolatkiem bedac w kosciele(lub gdziekolwiek indziej) gdy ktos zwroci mu uwage za zachowanie, to plunie temu komus w twarz, bo nie zna zasad. Nie nalezy z tym czekac ale wlasnie duzo rozmawiac nawet jesli to dziecko jeszcze nie wiele rozumie nalezy wpajac zasady, to ono same w zyciu wybierze i tak jak jest jemu dobrze, wtedy i tak juz nie bedziemy mieli na to wplywu. Sama mam malutkie dziecko i juz zaczynam sie martwic… Czytaj więcej »

Kobietnik
12 lat temu

No właśnie, aby nie obudzić się z ręką w nocniku lepiej wychowywać od najmłodszych lat. U nas nie ma mszy dla dzieci, bo mieszkamy na wsi, gdzie więcej siedzących w ławkach o starsi ludzie. Nigdy nie pozwoliłabym dziecku gonić po kościele, siedzą z nami. A jak bardzo broją wychodzimy z nimi. Aktualnie sporo chorują to temat kościoła rozwiązany…

divette
divette
12 lat temu

Msza dla dzieci to taka gdzie moje dziecko które zaplacze nie będzie sensacją, gdzie 2 letni maluch może podejść do ołtarza i ksiądz nie będzie nic mówił, gdzie kazanie jest w przystępnej formie. Dzieci które już rozumieją powinny zachowywać się odpowiednio,a już 8 latek… Tej kobiecie powiedziałam czy na komunii też się tak będzie zachowywać, bo przecież to dziecko do pierwszej komunii się przygotowuje i czy w szkole też tak robi,a szkoła też jest dla dzieci. Nie przeszkadzają mi dzieci w wieku do lat6 które modlą się tak umieją, ale od dziecka szkolnego można wymagać.

divette
divette
12 lat temu

Ps. Mnie szlak trafia jak widzę dzieciaki z lalkami, rowerami czy hulajnoga. Też tak macie?

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu
Reply to  divette

w kościele??

divette
divette
12 lat temu

Tak. Msza dla dzieci a tam tabun rodziców z dzieciakimi i praktycznie placem zabaw.

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  divette

Albo z mini cukiernią – cukierki, batoniki,chrupki…. szok!!

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Powinno się uczyć od małego kultury i zachowania w miejscach publicznych, a już w szczególności w kościele. Jednakże póki dziecko jest malutkie, wymagałabym również trochę zrozumienia. Jeśli zdarzy się mu cichutko coś za gaworzyć, niech cały Kościół nie gapi się na nas jak na ufoludków, którzy przyprowadzili takiego małego. Dzidziuś też to na swój sposób przeżywa, takie spotkanie – wielki domu, dużo ludzi, świateł itp. Nie mówię o sytuacji, kiedy dziecko się rozpłacze, czy już porządnie gaworzy, bo to rozprasza wiernych. Wówczas rodzice mogą najzwyczajniej wyjść. Od większych dzieci jak najbardziej powinno się wymagać już pewnego wzorca zachowań, ale tego… Czytaj więcej »

Aleksandra Greszczeszyn
Reply to  Magdalena446

Magdaleno446 zgadzam się z Tobą w 100%!

Magda Kupis
12 lat temu

Jestem szczerze wstrząśnięta! Hulajnogi, cukierki, lalki?! Czemu się dziwić dzieciom, skoro rodzice wpadają na takie „mądre” pomysły. A latem przychodzą w strojach kąpielowych? Gdzie jest szacunek do instytucji? Do ludzi? Msza dla dzieci z tego co pamiętam wyglądała tak, że wszystkie dzieci były zapraszana pod Ołtarz, Ksiądz wychodził do nich i włączał do rozmowy, były pieśni, schola śpiewała, „Dzieci Boże” czytały. Kazanie było na poziomie małych dzieci- każde było w stanie je zrozumieć. Każde dziecko uczestniczyło w Mszy i celebrowało ją w sposób godny małego wierzącego człowieczka. Odezwanie się na Mszy do kolegi było prawie grzechem śmiertelnym. Rodzice zapomnieli chyba… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Niektórzy idą chyba tylko po to, żeby „odklepać” niedzielny obowiązek, inni żeby się pokazać a jeszcze inni żeby pooglądać. A dzieciaki. . . żeby były cicho to siup im lalkę, siup cukierka itp. Porażka dorosłych!!!

divette
divette
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

U nas ksiądz ma takie kazanie że jest i dla dzieci i dorosłych. A jak młoda płacze to wychodzę.

Marysia
Marysia
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Magda, chyba jesteśmy tak samo „stare” bo mam takie same wspomnienia 🙂 a naprawdę przerażające jest to co przeczytałam, ja tam tęsknię za zasadami obowiązującymi również dzieciaki!

Magda Kupis
12 lat temu
Reply to  Marysia

te wszystkie zachowania bez zasad są skutkiem złej interpretacji „bezstresowego”wychowania- bo czym innym jest wychowani w myśl tej zasady, a czym innym wychowanie bez ZASAD, konsekwencji, odpowiedzialności za dziecko. to są niewybaczalne braki wiedzy u dorosłych- zamiast nauk przedmałżeńskich powinny być obowiązkowe nauki przedrodzicielskie, najlepiej roczne z egzaminem końcowym.

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu

Rower, hulajnoga! Nieźle! Szczerze mówiąc, nie spotkałam się z takimi akcesoriami w kościele. Po pierwsze- przyznaję się, że gdy idę z moją młodzieżą (26m i 5m) do kościoła, to wezmę jakąś książeczkę czy przytulankę (ale jest to coś nie wydaje jakichkolwiek dźwięków). Chcę iść z nimi do kościoła, przyzwyczajać ich. Nie pozwalam na bieganie- choć córa na 3-4 kroki odchodzi. Bywa jednak tak, że jak już nie potrafi któreś wytrzymać- wychodzimy. Ale generalnie jest w miarę spokój. Córcia na swój sposób zaczyna śpiewać jak ludzie śpiewają. Czasem 'zrobi amen’. No ale trudno jest od niej-dwulatki wymagać by przez godzinę siedziała/stała… Czytaj więcej »

Kamil Serafin
12 lat temu

W naszym kościele, w Kościele Zielonoświątkowym problem ten uważam za rozwiązany. Podczas nabożeństwa, które trwa nie 45 minut a dwie godziny w pierwszej części dzieci siedzą razem z dorosłymi, a po jakiś 40 minutach dzieci małe i duże schodzą do salek na zajęcia dla dzieci. Tak zwaną szkółkę niedzielną. Podzielone na grupy wiekowe słuchają o Bogu i nie przeszkadzają w słuchaniu kazania dorosłym. Pozdrawiam.

Anonimowo
Anonimowo
12 lat temu

Mnie też szlag za przeproszeniem trafia jak widzę w kościele dzieci z zabawkami i to tymi grającymi czy ze słodkościami . Nie potrafię pojąć co kieruje rodzicem , który siedzi spokojnie podczas gdy jego dziecko biega , skacze i krzyczy czy nawet bije się z bratem czy kolegą !!! My chodzimy do kościoła z córkami (11lat i 4 m) i przyznam , ze tylko 2 razy byłam w salce dla dzieci , bo nie mogę zdzierżyć widoku zobojętnionych rodziców . Dzieci swoją drogą zachowują się karygodnie , ale przecież nie wiedzą , ze robią coś złego . Rodzice są ich… Czytaj więcej »

Aleksandra Greszczeszyn

Rozbrykania dzieci w wieku 8 lat też nie rozumiem, ale nie pojmuję także tego, że na msze dla dzieci chodzą starsze panie i panowie, którzy potem narzekają, że przeszkadzało im dwu czy trzyletnie dziecko… KOŚCIÓŁ JEST TAKŻE DLA DZIECI! Tych małych i dużych. Pamiętacie Ewangelię, w której Jezus prosił, by przyszły do niego dzieci? Niestety w naszym Kościele dziś się o tym zapomina i czyni z mszy bardzo sztywną uroczystość tylko dla wybranych. Mnie się to nie podoba.Trochę trudno mi zrozumieć Wasze oburzenie, szczególnie, że wszystkie jesteście mamami z tego, co widzę…. Owszem, starsze dzieci powinny już umieć się zachować,… Czytaj więcej »

Anna Srokosz
11 lat temu

Moja Asia ma 5 lat i zabieramy ją do kościoła głodną, by przez pierwszą połowę Mszy karmić ją kanapką a przez drugą połowę podawać wodę do picia – jest niepełnosprawna (nie rozumie, że nie powinna krzyczeć czy śmiać się), po chorobie, po której dorosły trafiłby do grobu i tak na prawdę mam gdzieś, co pomyślą inni (obecnie mieszkam w Anglii i nikt się nas nie czepia, ludzie cieszą sie, że mamy jeszcze siłę by zabierać ją na Mszę). 8 lat to sporo, prawda, ale może chłopiec ma autyzm? A może jakiś inny syndrom, łatwo oceniać, co? Inna sprawa, że w… Czytaj więcej »

Kasia Kowalska
Kasia Kowalska
11 lat temu

Ja mam 8-miesięcznego syna. Pierwszy raz zabraliśmy go do kościoła, gdy miał niespełna 3 tygodnie – na jego chrzest. Od tego czasu jest w kościele w każdą niedzielę – był, gdy padał śnieg, a temperatura na dworze była -20 stopni (kościół XVIII-wieczny, zupełnie nie ogrzewany), jest gdy na dworze są upały, a w kościele nadal zimno, był w święta, gdy nabożeństwo trwało dłużej niż zwykle i wtedy, gdy oboje rodzice mieli czynną funkcję w kościele i musiał zostać przy ławce z ciocią i wujkiem. Po prostu jest zawsze i nie ma taryfy ulgowej tylko dlatego, że jest mały. Na początku… Czytaj więcej »

Justyna Sosnowska
11 lat temu

Ja rozumiem…naprawdę jestem tolerancyjna, ale jak mamusia w dziecku umacnia poczucie,że może robić co tam sobie chce i nie powinien się przejmować Panem, bo to jest msza dla dzieci, to nic dobrego z tego być nie może. Msza dla dzieci nie zwalnia od uszanowania miejsca i dziecku powinno się to uświadamiać od początku. Zamurowała mnie wypowiedź o hulajnodze, mam też świadomość że są dzieci chore ( sama z takimi również pracuję) jednak niestety zdecydowana większość niestosownych zachowań wynika z przyzwolenia rodziców.

Agnieszka Fimiak
11 lat temu

Uważam, że dzieci powinno zabierać się do kościoła jak najwcześniej, bo kto jeśli nie my je tam zabierze. Wiadomo, że dzieci to tylko dzieci i jedne są mniej grzeczne drugie bardziej ale żadne nie potrafi wysiedzieć bez mrugnięcia okiem bitej godziny. dlatego msze dla dzieci to bardzo dobry pomysł. Mówię o mszach typowo dla dzieci, półgodzinnych, z przygotowanym specjalnie dla nich kazaniem i możliwością ich uczestniczenia we mszy, niesieniem darów, czytaniami itp.

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Czas dla dzieci powinien być czasem dla dzieci. Nie da się połączyć dorosłej mszy z dziećmi. Albo kazanie jest kierowane do dzieci albo do dorosłych. Poza tym, dzieci są w różnych grupach wiekowych, inaczej się mówi do 10 latka a inaczej do 2 latka. Innych zachowań też się od tych dzieci oczekuje. Opisane w artykule zachowanie to skrajność. W moim Kościele jest to rozwiązane tak, że od początku dorośli mają swoje nabożeństwo z kazaniem a dzieci w tym samym czasie mają szkółkę dostosowaną do wieku. Na tych zajęciach: słuchają o Bogu, śpiewają, tańczą, rysują, rozmawiają. Kiedy dziecko poczuje się dorosłe… Czytaj więcej »

basilka
basilka
11 lat temu

Moje „żywe srebro” dało dziś taki popis na Mszy św., że wychodząc z Kościoła widziałam współczujący wzrok osób siedzących w ławkach za nami. Co parę minut mówił, że nie wytrzyma, że nudzi mu się, a kiedy to się skończy. Kręcił się w ławce, klękał, kiedy my staliśmy. Ma 6,5 roku. Przed każdym wyjściem na Mszę mówimy mu, jak powinien się zachowywać. Próbowaliśmy kar za takie zachowanie, ale nie skutkują. Nagrody są skuteczniejsze, ale nie zamierzam przekupywać mojego dziecka, bo mały spryciarz nauczy sie, że warto coś robić, jak ktoś coś za to daje. Chodzimy na Mszę rzadko, bo to dla… Czytaj więcej »

Dominika.
Dominika.
11 lat temu

dla mnie nie ma czegoś takiego, jak „Msza dla dzieci” przynajmniej w moim Kościele jest ona na dość…hmm, nisim poziomie. już same piosenki które śpiewa scholka są dość dziwne („kto jest królem dżungli ?kto jet królem wód wód ? kto jest królem wszechświaaaaataaaa? Jot-e-zet-u-es – JEZUS” ). nie moja bajka, nie moja szkoła… kiedy ja bylam mała, chodziłąm na Mszę razem z rodzicami. po prostu w mojej rodzinnej parafii nie było takiego tworu jak Msza dla dzieci. od początku rodzice uczyli mnie zasad, siedzenia w ławce itp. nie powiem, czasami marudziłam, czasami ciężko było wytrzymać. ale dzięki temu się nauczyłam.… Czytaj więcej »

tin tin
tin tin
11 lat temu

Mi za to siosta zakonna ktora u nas jest na mszy wlasnie dla dzieci powiedziala kiedys” To msza dla dzieci tu dzieci spiewaja tancza a to ze biegaja gadaja to nie powinno nikomu przeszkadzac a jesli przeszkadza to jest wiele innych mszy w niedziele na ktore moze sobie pojsc osoba ktorej to przeszkadza” Ja pisze o mojej 4 letniej corce, Ksiaz zacheca dzieci by stalo pod oltarzem a tam tancuja spiewaja i nie maja czasu na inne zbedne rzeczy. Moja gwiazda nudzi sie na komuni bo wtdy nic sie nie dzieje ciekawego. A moze niektorym przeszkadza biegajacy po Kosciele maluch… Czytaj więcej »

milena
milena
11 lat temu

ja mam trochę inne zdanie, jeśli to jest msza dla dzieci to niech ksiądz poprowadzi ją w taki sposób aby zainteresowała każde dziecko. To tak jak z lekcją jeśli jest nudna to dzieci nudzą się zajmują czymś innym jeśli jest ciekawa koparki opuszczone są dół i jak się kończy dzieci nie chcą iść na przerwę 🙂 byłam kilka razy na świetnych mszach, aktywność dzieci była ogromna. musimy też pamiętać o różnych dysfunkcjach, które często mylone są ze złym zachowaniem. Sa też dorośli z różnymi dysfunkcjami, którzy nie z własnej woli zachowują sie nie adekwatnie do miejsca i sytuacji. I co,… Czytaj więcej »

www.kajzarowie.net
www.kajzarowie.net
10 lat temu

Genialny wpis! Gratuluję! Zgadzam się w pełni 🙂

Troszkę nie rozumiem tego całego „bezstresowego” wychowania, bo wydawało mi się, że to tylko takie opowieści są. Naprawdę tak można dziecko wychować? Naprawdę, naprawdę?

My z dziećmi chodzimy do kościoła, chociaż one niewiele z tego rozumieją póki co (starsze ma 16 miesięcy), ale my rozumiemy i chcemy stawać w Bożej obecności jako rodzina. Czasem chodzimy osobno, jak jest możliwość zostawić dziecko / dzieci z Dziadkami, to z niej korzystamy (jak u nich jesteśmy, nie wozimy dzieci specjalnie w tym celu do nich).

Pozdrawiam!

Uroda 20 października 2011

Ja i Hashimoto

Kiedy miałam około 14/15 lat byłam na swojej pierwszej wizycie u ginekologa, z powodu nieregularnych miesiączek. Nie podejrzewałam, że będzie to miało związek w przyszłości z hashimoto. Do dziś pamiętam tę wizytę, byłam przejęta, pełna obaw i pełna strachu.  Pani ginekolog uspokoiła mnie i moją mamę, tłumacząc nam, że w tak młodym wieku to jest normalne, że miesiączki z czasem się wyregulują, itd. Minęło parę lat, kiedy znów się pojawiłam u lekarki, powód – cały czas ten sam – nieregularny okres.

Na moje pytanie, czy jest jakiś sposób, aby je wyregulować – bo było to męczące kiedy okres przychodził mi co dwa, a czasem trzy miesiące – dostałam wtedy swoje pierwsze tabletki antykoncepcyjne. Miałam nadzieję, że mój organizm kiedyś zaskoczy. Najpierw nie obeszło się bez luteiny, aby go przywołać, a potem mijało 27-28 dni  i okres był. Skakałam z radości, cieszyłam się, że nie muszę się wstydzić przed innymi dziewczynami, które co miesiąc narzekały na swój odmienny stan. Dołączyłam do nich, byłam jedną z nich.

W ten sposób brałam leki przez 5 lat z przerwami, nawet zahaczyłam o plastry antykoncepcyjne, bo tabletki źle wpływały na moją wątrobę. W trakcie nie miałam prawie żadnych badań krwi. Okres był i to było najważniejsze dla mnie i mojego ginekologa. Po tym czasie zmieniłam miejsce zamieszkania, lekarza i podejście do antykoncepcji jako sposobu na uregulowanie miesiączek, bo po 5 latach mój organizm nie zaskoczył.

Zaczęło się od częstego kłucia i nowych tabletek na zbicie podobno wysokiej prolaktyny. Oczywiście regularnie musiałam przyjmować luteinę i okres powoli przychodził, jednak przerwy zaczęły się robić coraz krótsze. Co tu robić. Mój nowy lekarz załamywał ręce i skierował mnie na diagnostykę hormonalną.

Czekałam pół roku, aby się dostać na Karową w Warszawie i trzy lata temu spędziłam tam  kilka dni nad Wisłą. Tam dopiero zaczęło się kłucie, podczas pierwszego pobytu było ich aż 18 – ale to dzięki moim niewidocznym żyłom. Podczas drugiej tury, wszystkim dziewczynom wykonywano usg tarczycy. W dniu wypisu upomniałam się, że ja takowego badania nie miałam, że moja mama miała wyciętą tarczycę, itd. Szybciutko skierowano mnie na badanie i tam usłyszałam – zapalenie tarczycy, klasyczne Hashimoto. Hashi…, że co?

Jak tylko dotarłam do domu, otworzyłam komputer i szukam:

Co to takiego jest?

Z czym się to wiąże?

Czy będę mogła zajść w ciąże?

Jak się leczy?

Czy wyzdrowieję?

Wiele więcej pytań mnie gnębiło, powoli się uspokajam, czytając, że Hashimoto to stan zapalny tarczycy, który jest efektem nie leczenia niedoczynności tarczycy. Jeśli niedoczynność zostanie wcześnie wykryta, można śmiało mieć ten gruczoł pod kontrolą i nie dopuścić do tego stanu.

Stanęłam jak wryta, przecież mój pierwszy lekarz wiedział, że moja mama miała problemy z tarczycą, wystarczyło już wtedy zrobić kilka testów  i teraz nie miałabym tego Hashimoto. Teraz już zrozumiałam, dlaczego tak trudno było mi zgubić te dodatkowe kilogramy, dlaczego cały czas chciało mi się spać.

Czy złoszczę się na pierwszego lekarza? Może wtedy nie było jeszcze takiej wiedzy i możliwości. Niestety zostaję z Hashimoto do końca mych dni.

Kolejny rok  próbowałam lekami wyrównać hormony tarczycy, nadal przyjmując leki wywołujące miesiączki. Perspektywa na zajście w ciąże była, ale odległa. Nikt nie dawał mi gwarancji, że się uda, że poziomy hormonów ustabilizują się na tyle, aby się udało. Byłam załamana. Mam już powoli trzydziestkę na karku, większość znajomych cieszy się już potomstwem, a my?

Przez pół roku nie było efektów, co miesiąc na teście była tylko jedna kreska, a wkrótce potem okres. Traciłam już wiarę, że się uda. Lekarze dawali mi jeszcze pół roku, wytyczne co i jak aby polepszyć szanse. Powoli to wszystko mnie przytłaczało, tak bardzo pragnęłam być jedną z mam, tulić maleństwo w swych rękach. I wtedy, na teście dwie kreski! Nie mogłam uwierzyć i tego samego dnia i następnego robiłam dodatkowe badania, aby się upewnić, że jestem w ciąży.

Dziś jestem szczęśliwą mamą z Hashimoto, mam zdrowego, trzy miesięcznego Marcinka, a co trzy miesiące kontrola hormonów tarczycy i ewentualna zmiana dawkowania. Cuda się zdarzają, wtedy kiedy tracimy nadzieję.

Subscribe
Powiadom o
guest

44 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Wzruszająca historia potwierdzająca tezę, że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko uwierzyć;-)

Monik
Monik
8 lat temu
Reply to  Magdalena446

Hej!
Zupełnie jakbym czytała swoją własną historię. Miałam bardzo późno okres, w wieku 17 lat, wywoływany tabletkami antykoncepcyjnymi. A teraz Hashimoto.
Czy będę mamą? Mam nadzieję że w końcu tak. Staram się nie wariować bo staramy się już tak długo i męczę się z tą chorobą która nie daje mi zielonego światła na dziecko.
Ale co ma być to będzie. Oby!

Rachela
Rachela
8 lat temu
Reply to  Monik

Hej
Hashimoto nie jest wyrokiem. Znajdź dobrego endokrynologa, który wyrówna ci hormony a także sprawdź jak u ciebie z witamina D – pod nazwą ohd25. Marcin przyszedł po pół roku starań natomiast Lusia za pierwszym strzałem. Zatem wszystko jest możliwe. 🙂 pamiętaj także aby odpuścić i wrzucić na luz. Często nasze emocje nam w tym nie pomagają. Życzę powodzenia i mam nadzieję że już niedługo będziecie tulić w ramionach małę dziecię

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu

Dla mnie absurdem jest jak w Polsce podchodzi się do diagnozowania. Tabletki antykoncepcyjne, luteina, inne leki… wszystko tylko nie szczegółowe badania!

Cieszę się, że wreszcie udało się ustalić POWÓD. Cieszę się, że jesteś teraz pod dobrą opieką specjalistów. No i bardzo się cieszę, że jesteś mamą Marcinka 🙂

Magda Kupis
12 lat temu

na nas – mamach córek spoczywa duża odpowiedzialność i świadomość, że nieregularne miesiączkowanie to nie jest „normalne”, nie można dać się zbyć, że wszystko się wyreguluje, bo niestety czasem jest za późno na pomoc. Poza tym lepiej zapobiegać niż leczyć, wiec jeśli lekarz nie będzie chciał zrobić badań – zmienić lekarza.
Cieszę się z kolejnej historii z szczęśliwym zakończeniem.

Madzia_85
Madzia_85
12 lat temu

Wzruszyłam się czytając. Gratulacje w związku z pojawieniem się na świecie upragnionego dziecka i życzę wszystkiego dobrego 🙂

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu

„Cuda się zdarzają, wtedy kiedy tracimy nadzieję.” Święte słowa! Podczas drugiej naszej ciąży też trafiliśmy na DZIWNEGO lekarza…a niby z dobrej, prywatnej, katowickiej kliniki :/ Tzn. był to lekarz od badań prenatalnych. Dość późno zorientowałam, że jestem w ciąży- poszłam do lekarza bo coś źle się czułam i się dowiedziałam- ciąża 9 tydzień 🙂 Radość była wielka. A za chwilę zaszła mnie refleksja- jak sobie damy radę? Przecież dopiero co Olga trzynasty miesiąc skończyła. No ale myślę sobie- nie ja pierwsza, nie ostatnia- damy radę 🙂 Przy pierwszych badaniach prenatalnych dowiaduję się- zespół Downa. Lekarz oschły i małomówny a jak… Czytaj więcej »

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu

Oj, Aldona… Ale mnie poruszyła historia Twojej drugiej ciąży. Tak bardzo się cieszę, że masz zdrowego synka! I współczuję tych wszystkich przeżyć związanych z rozpoznaniem wady genetycznej.
Odezwę się do Ciebie na fb, bo też jestem ze Śląska i czuję potrzebę poznania nazwiska lekarza, żeby przestrzegać inne przyszłe mamusie.

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu

Ok. Chętnie podam nazwisko.
Dziękuję za miłe słowa.

zochama
zochama
12 lat temu

Wlasnie cuda sie zdarzaja , tez sie pod tym podpisuje. Ja z mezem staralismy sie o dzidzie 1,5 roku. Okazalo sie ,ze to moj partner mial problem, za wolne plemniki. Zmiana diety, witaminy, aktywny tryb zycia i wiara w to,ze sie uda. Niestety lekarz skierowal go na operacje. Gdy zblizal sie termin moj maz nie okazujac mi tego , bal sie tego zabiegu i w ostatniej chwili zrezygnowal i powiedzial,ze dajmy sobie jeszcze czas, sprobojmy bez pomocy sklapela. To byl maj a w czerwcu poczelismy coreczke. To ja stracilam wiare,ze nam sie uda tym bardziej,ze maz nie chcial pomocy lekarskiej….… Czytaj więcej »

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu
Reply to  zochama

Początkowo nie zgodziłam na amniopunkcję. Ale miałam powiedziane, że jeżeli echo serduszka wyjdzie źle- to mam zrobić. Rozumiem i wiem, że badania są ważne bo różne choroby można już rozpoznać albo je wykluczyć.

Agnieszka Jelinek
12 lat temu

Aldono, także życzę wszystkiego dobrego. Dziękuję za miłe słowa. Niestety mój Hashimoto ma wpływ na tarczycę synka, którą będziemy musieli także kontrolować. Na dzień dzisiejszy wszytko jest dobrze z tarczycą Marcinka.
Magda zgodzę się z Tobą, że ciąży na nas większa odpowiedzialność. Wtedy w małej wiosce pewnie nikt nie słyszał o takiej chorobie, a dwa rodziców nie było stać, aby jechać do większego miasta do prywatnego lekarza.
Wszystkim życzę dużo siły i wytrwania

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu

Człowiek uczy się cały czas. Tyle jest różnych 'dziwactw’ wokół nas, nawet nie mamy pojęcia, że są :/
Nie wiedziałam, że może to też mieć wpływ na Marcinka.
Dobrze, że znasz już powód bo wiesz teraz co i jak.
Trzymajcie się zdrowo i dzielnie. Myślami jestem z Wami 🙂

Marta Kabala
12 lat temu

ja rowniez mam problemy z tarczyca od dziecka, mam nadczynnosc tarczycy, zawsze przyjmowalam na to leki. zawsze bylam bardzo nerwowa, mialam problemy z oddychaniem dusznosci, a jak sie denerwuje to czuje ucisk i nie moge zlapac tchu. pare razy zdarzylo mi sie zaslabnac, mam problemy z utrzymaniem wagi, ale moja waga potrafila spadac gwaltownie i w krotkim czasie, ciezko mi jest jak sa za wysokie temeratury, chociaz teraz przeprowadzilsimy sie w dosc cieple miejsce, moje rece sa zazwyczaj lodowate, czesto sie trzese. to wszystko i konflikt serologiczny sprawil, ze stracilismy pierwsze dziecko. potem zaszlam w ciaze, i musialam odstawic leki,… Czytaj więcej »

zochama
zochama
12 lat temu
Reply to  Marta Kabala

Marta jestes bardzo dzielna dziewczyna mimo takich strasznych objawow nie poddajesz sie, zycze ci duzo sily i duzo zdrowia dla swoich najukochanszych i dla siebie.

Marta Kabala
12 lat temu
Reply to  zochama

dziekuje bardzo:)

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Marta Kabala

Marto, jesteś dla mnie superkobietą!!!!!

Marta Kabala
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

ja i tak pomimo wszystko traktuje zycie z dystansem i wlasnie dlatego ciesze sie kazda chwila i kazda minuta, bo przeciez mam tak wiele, dziekuje za te slowa, pozdrawiamy serdecznie

Aldona Seemann-Gnida
12 lat temu
Reply to  Marta Kabala

Wiesz, moja córcia też potrafiła mnie na swój sposób pocieszyć. Przytulić. A szczególnie jedną scenę zapamiętam na długo- miałam gorszy dzień, leżałam i płakałam. Olcia obok bawiła się puzzlami. W pewnym momencie podchodzi do mnie i daje mi fragment układanki- na obrazku niebo i gwiazdka. Może ktoś pomyśli, że wariatka jestem. Ale dla mnie, w tamtym momencie znaczyło to jakby mi chciała nieba przychylić, gwiazdkę z nieba dać. Pocieszyć, że dobrze będzie. Uspokoiłam się. Czułam tak od wewnątrz- spokój.
I ja Tobie życzę dużo siły i zdrowia!!

Marta Kabala
12 lat temu

dziekuje, prawda, dla mnie takie chwile sa wzruszajace, moze ktos inny w tym nic nie zobaczy, ale ja plakalam ze szczescia, ostatnio duzo placze, jestem ogromna optymistaka, ale czasem nawet moj mega optymizm wysiada jak ostatnio, ale wtedy patrze na mojego synka, moj brzuch i mojego meza i czuje, ze dam rade,a moj maz pozwala mi sie w swoj rekaw wyplakiwac dowoli, lzy same ciekan i beda ciekly, jestem mama boje sie o moje dziecko, ale milosc do dziecka jest silniejsza niz strach, ostatnio nie mam nawet sily podniesc sie z lozka, ale i tak mam odpoczywac i lezec caly… Czytaj więcej »

Marta Kabala
12 lat temu

u nas bylo tez tak, ze moj maz jest po wypadku samochodowym, na domiar zlego w te wakacje mial wypadek, powazny bardzo, ja w ciazy z malym dziekciem bylam kompletnie sama, on w szpitalu ze zlamaniem kompresyjnym kregoslupa, mial operacje, ktore byly dla mnie jak tragedia,. wielogodzinne czekanie pod sala operacyjna, diagnoza przed pierwsza byla, ze szanse sa pol na pol, po pierwszej mial problemy z czuciem, potem kolejen dwie, jego pobyt w szpitalu, odwiedzalismy go codzinnie, potem zaczal rehabilitacje, wygralismy walke o niego i jego zdrowie, a gdy wrocil do domu to nasz synek tak bardzo byl zanim teskniony,… Czytaj więcej »

Agnieszka Jelinek
12 lat temu

Marto, gratuluję tej wewnętrznej siły. Życzymy wszystkiego dobrego i niewyczerpanej pozytywności 🙂

Marta Kabala
12 lat temu

dziekuje bardzo 🙂

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Miałam pododną historię z tym że moją niedoczynnośc tarczycy stwierdzono dopiero w 16 tc. Ciąży o której każdy lekarz mówił że nie daje na nią szansy. Nieregularne @, problemy z sercem, podejrzenie policystycznych jajników…. i nikt z lekarzy nie wpadl na to że to tarczyca. Dopiero w ciąży zrobiłam jeszcze raz badania i poziomy hormonów arczycowych dopiero zainteresowały lekarzy a wcześniej były podwyższone ale kazdy mówił mi że taki poziom może byc. Żeby nie ciąża to nadal łykalabym leki na serce a tarczyca dalej je by ruinowała (kardiolodzy niemogli ustslić przyczyny tachykardii) W ciąy leków od serca nie mogłam brać… Czytaj więcej »

Anonimowo
Anonimowo
12 lat temu

U mnie podobnie jak u Sylwii , niedoczynność zdiagnozowano dopiero w ciąży , tyle że w 13 tc. Po wysłuchaniu diagnozy i tego jakie zagrożenie dla mojej małej istotki stanowi zaburzenie poziomu hormonów zwłaszcza w 1 trymestrze ciąży wróciłam do domu załamana . Oczywiście w domku w ruch poszedł internet i DR Google , a tam najczarniejsze scenariusze . Dopiero wizyta u Ginekologa i skierowanie do kliniki na badania prenatalne , na których okazało się , ze Dzidzia jest cała i zdrowa , trochę mnie uspokoiły . Całą ciąże przyjmowałam hormony i drżałam o Maleńką . Pod koniec ciąży doszła… Czytaj więcej »

Judyta Szostak
8 lat temu

Moja mama była w ciąży wtedy, radzili usunąć gdyż mieszkali na podlasiu… blisko … nie zgodziła się,urodziłam się 🙂 mam nadczynność tarczycy , nie wiem czy to ma związek z Czarnobylem

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Judyta Szostak

Jak dobrze że nie posłuchała lekarzy! Trudno powiedzieć czy Czarnobyl coś z tym ma wspólnego. Ale patrząc ile kobiet, które wtedy miały zaledwie parę lat ma dziś problem zajść w ciążę, ma problemy z tarczycą, to daje do myślenia

Ania Kaliszewska
8 lat temu
Reply to  Judyta Szostak

Teraz większość ludzi ma problemu problemu tarczyca

Magda Czujko
8 lat temu
Reply to  Judyta Szostak

Mam i ja 🙂 rocznik ’86:)najpierw 3letnie starania by zajsc w ciążę..po porodzie okazuje się że mam Hashimoto.. a teraz poronienie:(

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Judyta Szostak

Magda Czujko Kochana tulę mocno. Ważne by wyrównać hormony. O pierwsze staraliśmy się ponad pół roku, drugie za pierwszym strzałem 🙂 Będzie dobrze. Trzymam mocno kciuki

Magda Czujko
8 lat temu
Reply to  Judyta Szostak

Dzięki i ja mam nadzieje ze to było tylko raz i ostatni raz w zyciu !! Okropne chwile…boli do dziś. ..ale…nic nie dzieje się od tak sobie… teraz jestem na etapie huśtawki hormonalnej .. walczę ale nie dam się tak łatwo ☺

Judyta Szostak
8 lat temu
Reply to  Judyta Szostak

Ja Bogu dzięki mam dwoje dzieci 🙂 nie staraliśmy się co prawda 😀 ale i nic nie robiliśmy żeby ich nie mieć 😛

Małgorzata Bielak
8 lat temu

Mój synek ma obecnie 9 lat a od 4 leczymy go na Hashimoto. Ja i mąż nie mamy problemu z tarczycą. Też słyszałam opinie, że jak rodzice urodzili się za czasów wybuchu w Czarnobylu to ich dzieci mogą chorować.

W roli mamy - wrolimamy.pl

O tym że dzieci mogą chorować nie słyszałam. 🙁

Radtke Monika
8 lat temu

U mnie wykryto w wieku 18 lat hashimoto. Instynkt macierzyński pojawił się szybko i pokierował mnie na badania do ginekologa bo czułam, że coś jest nie tak… mogłam dużo spać, byłam strasznie płaczliwa i miałam częste lęki paniczne, bolesne miesiączki przy ktorych mdlalam, wymiotowalam… później znikł mi okres na około 50 dni i wykryto również dwie wielkie torbiele na jajniku … po dwóch latach brania tabletek, dwóch operacjach i masie stresu mogłam zajść w ciążę 🙂 lekarz powiedział, że to idealny czas dla mojego organizmu bo później byłoby bardzo trudno. 🙂 udało się, będzie maluszek za +/- 5 tygodni ❤

Radtke Monika
8 lat temu
Reply to  Radtke Monika

Ah i moja siostra i brat również mają problem z tarczyca za to mama w pełni zdrowa bo robila badania…

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Radtke Monika

Gratuluję maluszka. Niech będzie zdrowiutki 😉

Radtke Monika
8 lat temu
Reply to  Radtke Monika

Dziękujemy ;*

Alicja Malinowska
8 lat temu

Miałam wtedy 10 lat, piłam jod i przejmowałam się informacjami, że będę miała kiedyś chore dzieci 🙂

Ola Machnikowska
8 lat temu

A ja nam hashimoto i dwójkę dzieci 😉 myślałam że będzie ciężko zajść mi w ciążę… ale w obie ciąże zachodziłam od razu 😛 więc rożnie to bywa 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl

Ważne jest mieć wyregulowane hormony. Ja też mam już dwójkę kochanych dzieci. 😉

iza
iza
8 lat temu

Również mam niedoczynność tarczycy i Hashimoto – około roku starałam się żeby zajść w ciążę – udało się ale niestety w 9 tygodniu poroniłam 🙁 Dokładnie 8 miesięcy póżniej znowu się udało i tym razem synek urodził się cały i zdrowy a rok pozniej dołączyła do niego siostrzyczka – piękna i zdrowa 🙂 pozdrawiam was kobitki i zycze wszystkiego dobrego

dorota d
dorota d
8 lat temu

gratuluje wszystkim mamuśką, cieszę się waszym szczęściem 🙂 ja mam syna 6 letniego Filipka. a od 2,5 roku staramy się o drugiego dzidziusia i nic 🙁 tez mam niedoczynność i hashimoto, i już tracę nadzieję. jest mi tak strasznie ciężko, tym bardziej że Filipek tak bardzo chce mieć braciszka. w podświadomości czuję że kiedyś mi się jeszcze uda,ale trochę się boję ze jednak to złudne myślenie

pozdrawiam was bardzo gorąco 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close