Trzy słowa do Cioci Dobrej Rady….
Ciocia Dobra Rada – (w jej subiektywnym odczuciu) osoba bardzo oczytana, wszechstronnie doświadczona i uzdolniona. Zawsze służy dobrą radą i rzetelną oceną. Uwielbia pouczać, poprawiać, krytykować i wymądrzać się.
Kiedy urodził się Jaś, jak grzyby po deszczu wyrosły wokół nas osoby czujące silną potrzebę pouczania i poprawiania mnie w kwestii wychowywania swojego pierworodnego. Dla mnie, dla osoby, która nie boi się pytać gdy czegoś nie wie, a jednocześnie nie znosi nachalnych – nieproszonych porad, było to niezwykle frustrujące i zniechęcające do spotkań w gronie potencjalnych Cioć Dobrych Rad.
Na szczęście Jaś szybko wyrósł na dorodnego pięciolatka (swoją drogą nie wiem kiedy to się stało?!) dzięki czemu mogłam trochę odetchnąć. Ale wtedy pojawiła się Pola. Początkowo nie przejmowałam się rodzinnymi (i nie tylko) spotkaniami, bo wierzyłam, że zdołałam się już na nie uodpornić. Poza tym, to jest moje drugie dziecko, sądziłam więc, że skoro pierwszemu krzywdy nie zrobiłam, to ludzie zakumają, że daję sobie radę i nie muszą mnie już pouczać.
Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tak nie jest! Ciocie Dobre Rady nie wrzuciły na luz, a ja wciąż dostaję białej gorączki gdy je spotykam.
Weźmy dla przykładu taką sytuację…
Jest ciepły, żeby nie powiedzieć – gorący dzień. Każdy normalny człowiek śmiga wówczas w krótkich spodenkach, krótkiej bluzce i bosych stopach. Śmiga więc i Pola. A tu taka reakcja na jej widok:
– „Ojej! Ona nie ma skarpetek?! Przeziębi się!” – no jakoś dotychczas się nie przeziębiła.
– „Ona nie ma czapki?! Uszy jej przewieje i będzie miała zapalenie, tak jak ten mały od Kryśki!” – kimkolwiek jest Kryśka i jej mały…?!
– „Nie ubierzesz jej? Ma zimne nogi, mogłabyś ją ubrać!”
– „Weź ją przykryj kocem, albo chociaż ręcznikiem bo na pewno jest jej zimno!” – skoro tak grzecznie leży to faktycznie musi przymarzać…
Albo taka sytuacja:
– ”Ile ona ma – 5 miesięcy? I pije tylko mleko?!” – żałuję, że nie mogę Wam tego pokazać, ale oczy tej kobiety prawie wyszły z orbit!
– ”Heh! Ten mały od Kryśki to już dawno je inne rzeczy, nawet zupki zjada!” – no i fajnie, na zdrowie temu małemu od Kryśki!
Albo jeszcze taka sytuacja… Impreza rodzinna, Pola zasnęła na moich rękach:
– „Czemu nie odłożysz jej do wózka?” – bo się obudzi, niech śpi, NIE PRZESZKADZA mi ona…”
– „No, tak ją nauczyłaś!”
No i ręce mi w tym momencie opadają! Ludzie, kurde! Kto Wam powiedział, że tak ją nauczyłam!? Kto Wam powiedział, że moje dziecko śpi tylko na rękach, że „ciągle” ją noszę i cokolwiek tam jeszcze (źle) robię?!
Widzimy się pierwszy raz – w ogóle lub od jakiegoś czasu, spędzamy ze sobą raptem godzinę, może dwie…. A Wy wyciągacie te swoje wnioski jak asy z rękawa, jak byście znali nas na wylot!
No litości! Czy ja Wam się wpierniczam z butami w życie?! Czy ja Wam mówię, że źle się dziś ubraliście, źle nakarmiliście swojego kota czy chomika, i macie złe postrzeganie świata, bo jest odmienne od mojego?!
Nie! Ja – niepytana o zdanie, nikogo nie poprawiam i nie pouczam, wychodząc z założenia – to nie moja sprawa! Jeśli np. moja koleżanka ma tendencje do przegrzewania swojego dziecka, to mnie się to może nie podobać, ale ja jej o tym nie mówię. Bo to nie mój interes. I jeżeli jej dziecko na skutek przegrzania organizmu zachoruje, to ona będzie się z tym dzieckiem bujać po lekarzach i zarywać nocki, nie ja!
Więc błagam Was ludzie, zajmijcie się w końcu sobą! Zostawcie mnie i moje dzieci w spokoju! Póki co, świetnie daję sobie z nimi radę – nie chorują, są zdrowe i szczęśliwe. A ja wraz z nimi.
Znam :'(
Doskonale Cię rozumiem 🙂 to okropnie frustrujące takie pouczanie. Mi też chyba najczęściej zdarzały się pouczenia co do ubioru dziecka. Na dworze upał wszyscy porozbierani ale dzieciaka to najlepiej w dres i czapkę ubrać. Babcia mojego męża tak mnie wiecznie pouczała że przestałam tam chodzić z małą bo miałam dość uwag. Nie widziała małej pół roku po tym czasie gdy się w końcu spotkałyśmy dobre rady zniknęły. Do dziś mam spokój a minęło już pięć lat i drugie dziecko się w między czasie urodziło a babcia potulna 😉
Też unikam ludzi, którzy nachalnie lubią mnie pouczać – skuteczny sposób 😉
moja teściowa… i to „nie noś bo przyzwyczaisz” hehe
Też to słyszałam, niejednokrotnie – przy pierwszym dziecku i teraz przy drugim, również. Pola jest jeszcze mała więc nie czas na ocenę, ale Jaś ma już 5 lat i jakoś chodzi o własnych nogach 😉
Moja córeczka ma 2latka, zaczęła późno chodzić i większość czasu ja nosilam na rękach, dziś chodzi sama i nie domaga się noszenia na rekach 🙂
Ja nie uważam, że noszenie szkodzi dziecku, wręcz przeciwnie. Poza tym, nie można przyzwyczaić do czegoś do czego jest przyzwyczajone przez 9mcy w brzuchu mamy. Starszego nosiłam, młodszego też noszę a „dobre rady” mam w nosie 😉 Nie tylko odnośnie noszenia.
Rozumiem, że masz „dziecko bardziej”? Co nie zmienia faktu, że jednak wiekszość to dzieci nauczone tak zasypiać 😉
Co to znaczy „dziecko bardziej” ?
no to taki syndrom, „baby more” się na to mówi, dzieci, które wymagają 100% poświęcenia i nie można je zostawić na krok
Aha, nie znam takiego pojęcia, ale też nie mam dziecka, którego nie można zostawić na krok, wręcz przeciwnie. Dlatego irytuje mnie gdy ktoś, kto nas nie zna śmie nas oceniać i krytykować.
Powiem tak. Mam podobne zdanie jak ciocia dobra rada, ale ani z tego powodu nie oceniam ani nie krytykuję. Nie moje dziecko, nie moje ręce 😉 szczególnie, jeśli głównym zainteresowanym to nie przeszkadza. Nie rozumiem tylko gdy rodzice płaczą, że są w takiej sytuacji i nie robią nic, żeby to zmienić. A czemu tak uważam? Do okoła mnie jest masa rodziców, którzy usypiają swoje dzieci nawet nie lulając, bo głowa podskakuje jak na kocich łbach, muszą wozić dzieci autem, żeby usnęły, podskakiwać z nimi. To jest przyzwyczajenie 😉 ale jeśli ktoś lubi to jego sprawa.
Ale ja nie usypiam córki na rękach. Tym bardziej nie wożę jej autem, żeby zasnęła 🙂 Sytuacja, o której wspomniałam miała miejsce na imprezie rodzinnej, karmiłam córkę piersią i przy tej piersi zasnęła. A ponieważ grała tam głośna muzyka, co jakiś czas się wzdrygiwała i wybudzała, dlatego nie odłożyłam jej do wózka, tylko trzymałam na rękach/kolanach, żeby choć trochę pospała. I na to usłyszałam od osoby, która widuje mnie raz na ruski rok, że „tak nauczyłam zasypiać swoje dziecko” – po pierwsze nie jest to prawdą, a po drugie – skąd taki wniosek, skoro ten ktoś tak na prawdę mnie… Czytaj więcej »
ja pisze o ludziach których znam 😉
Byliśmy z dzieciakami 2 lata temu – przepiękny ogród i wspaniałe okazy. Zachwyciły mnie magnolie.