Każdy zna powyższe powiedzenie, “czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”, lub alternatywnie – “czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”. Pamiętając więc o ludowej mądrości, dla dobra mej latorośli nauczyłam Bartka istotnych rzeczy: spania we własnym łóżeczku, samodzielnego jedzenia, picia, i wielu innych czynności z których byłaby dumna każda matka.
I tak z jednej strony uczę z pełną świadomością przydatnych umiejętności i pożądanych zachowań, a z drugiej zorietnowałam się ostatnio, że bez większej świadomości i konkretnego planu kopiuję do głowy mego dziecka rzeczy, które totalnie nie powinny interesować niespełna dwuletniego chłopczyka. Podam tu kilka przykładów.
Po pierwsze jestem maniaczką ścierania kurzu i generalnie czystości w domu, a może raczej JESTEŚMY, bo obecnie sprzątamy wspólnie. Ja ścieram meble od jednej strony, a z drugiej ściera je synek, zostawiając urocze odciski małych łapek. Żeby było sprawiedliwie (wcześniej ścierał je pieluchą tetrową), obecnie ma własną osobistą ściereczkę, więc nie musimy się kłócić o detale. Nie muszę go prosić o nic, jak coś rozleje po prostu biegnie do łazienki, i sprząta, gdyby nie jego “ be, be, be” i smugi po sprzątaniu, pewnie nawet nie zauważyłabym, że coś się stało.
Inna kwestia to miotła. W dobie odkurzaczy, pewnie mało która pani domu ma ją na stanie, ja tak, ponieważ żeby sprzątnąć piach spod łap psa, wyciągać maszynę zza szafy to zbyt wiele. Schemat wygląda następująco – ja wyciągam miotłę z balkonu, mały z szafki pod zlewem wyciąga małą miotełkę z szufelką i sprzątamy. Uściślając, to ja zamiatam, on roznosi.
Pamiętam jak niedawno mój mały czyścioch będąc u moich rodziców, wyciągnął cichaczem złożony kartonik spod głośnika na podłodze, po czym pobiegł szybko do kuchni, i wrzucił znalezisko do śmietnika, mrucząc pod noskiem” be, be,be”. Dla jasności- kartonik nie był nie zauważonym przez moją mamę śmieciem, lecz podpórką dla wspomnianego głośnika na nierównej podłodze, żeby kot go nie przewracał.
Moje dziecko wraz ze mną pięknie rozwiesza na suszarce mokre pranie, a podpatrując mnie na co dzień , równie pięknie potrafi zdjąć mokre i wrzucić do miski, lub obok niej szczególnie gdy nie ma mnie w pobliżu. Jak widać, nawet tak małe dzieci wiedzą, że pranie należy zdjąć, szkoda tylko że nie wiedzą dokładniej kiedy powinno to nastąpić 🙂
Kolejna kwestia, układanie w szafkach, to nasza ulubiona czynność np. w kuchni ja układam naczynia, on łapie co popadnie i również układa według własnego zamysłu. Dla przykładu, w domu kiedyś były dwa kubki niekapki, jeden znalazł mój mąż w szafce na obuwie, a drugi nadal zaginiony w akcji.
Mój ukochany sprzęt – telefon, dzwoni do mnie z szafki na torby zakupowe, a z szuflady z bielizną wstaje noga misia. I niby czego mogę chcieć więcej, skoro dziecko jest mądre, piękne, zdrowe i kochane i tak bardzo w zachowaniu podobne do mnie? Chyba jednak niczego, no może poza tym, że kiedy mam ochotę porobić NIC, a coś się rozsypało po podłodze, teraz Bartek jedynie ciągnie mnie za rękę, a w przyszłości moje dziecko, zamiast machnąć ręką i usiąść obok, poleci po miotłę z balkonu i powie” Mama dawaj, sprzątamy, przecież można się o ten bałagan zabić” 😉 Oby nie!
Źródło zdjęcia: Flickr
My właśnie dziś uruchomiliśmy dział dotyczący książek dla najmłodszych czytelników. Na razie to zaledwie trzy pozycje, ale od czegoś trzeba zacząć. 🙂