Do stomatologa na NFZ
Jak komuś kiedyś przyjdzie do głowy napisać moją biografię, to co najmniej jeden rozdział poświęci moim perypetiom z zębami, mówię Wam. U mnie nie ma, że coś tam zaboli, to się zaplombuje, u mnie jak już coś zaboli to od razu pół szczęki i się zaczyna karuzela. I nie, żebym regularnie nie chodziła do stomatologa. Chodzę jak najbardziej. A i tak raz na jakiś czas mam w ustach polkę z przytupem.
Ale nie o tym dziś chciałam tak naprawdę. Chociaż wszystkie przemyślenia, złość, żal, rozgoryczenie wzięły się właśnie z wizyty w gabinecie dentystycznym. Jeśli w tej chwili pomyśleliście, że mnie jakoś źle potraktowano, odmówiono pomocy, olano, albo zrobiono krzywdę, to spieszę was uspokoić. Mnie tam naprawdę dobrze traktują 😉
Generalnie w mojej przychodni lekarze i pielęgniarki traktują pacjentów bardzo dobrze. Serio. Mili, uśmiechnięci, serdeczni, chyba nikt tam na mnie nie naburczał. No ale właśnie, za takie traktowanie należy się jakaś wzajemność, prawda? Tymczasem co usłyszałam niedawno od pomocy dentystycznej, jak sobie wdepnęłam zapytać, czy są wolne miejsca na czerwiec?
– Nieee, miejsc to już nie ma, w ostatni poniedziałek czerwca będą zapisy na lipiec. No ale szkoda, że pani wczoraj nie przyszła. No niech pani sobie wyobrazi, trzech pacjentów na wizyty nie przyszło i nawet nie odwołali, pani doktor półtorej godziny w ścianę się gapiła.
No ludzie, czy was pogięło całkiem?! Czy to tak można, czy to tak wypada?! Ja rozumiem, że można nie przyjść, ale to się dzwoni! To się mówi, że nie mogę, nie chcę, już mnie nie boli, nie chciało mi się czekać, zrobiłem prywatnie. Czy to tak dużo kosztuje? Serio, odwołanie wizyty to taki problem?! I niech mi nikt nie mówi, że może się zdarzyć. Może owszem, sama odwoływałam, jak przez dwa miesiące miałam katar i kaszel wykluczający wizytę. Ale dzwoniłam! I nie, nie robię z siebie świętej, po prostu nie jestem egoistką. Skoro ja nie mogę, na moje miejsce może przyjść ktoś inny. I na pewno do kogoś innego zadzwonią. Skąd wiem? Bo bywało, że do mnie też dzwonili, jak się coś zwalniało. Tak to działa. Zwykła ludzka przyzwoitość, umiejętność widzenia czegoś więcej, niż czubek własnego nosa.
Szczególnie problematyczni są pacjenci pierwszorazowi. Nie wiem jak u innych lekarzy, ale u stomatologów tak jest. Zapisują się i nie przychodzą. Efekt? Oddzielna pula dla pierwszorazowych, oddzielna dla kontynuujących. Przy czym ta dla świeżaków naprawdę nie jest duża. Bo oni i tak nie przyjdą. Skąd wiadomo? Ano z doświadczenia. I dlatego tak trudno dostać się do stomatologa na NFZ. Jak już komuś się uda, to sobie spokojnie będzie leczenie kontynuował, nie ma problemu. Ale pierwszy raz? Toć trzeba się z łóżka przed świtem zerwać i być pod przychodnią jeszcze przed otwarciem. A i tak nie wiadomo, czy się uda.
I powiem wam, że wcale mnie nie dziwi, że ta pula dla pierwszorazowych jest mała. Nieobecny pacjent to pacjent, za którego NFZ nie zapłaci. A lekarz nie musi za przeproszeniem pierdzieć w stołek. Że niby lekarze dużo zarabiają? Śmiem wątpić, czy wszyscy. Ale nawet jeśli tak jest, to prawdopodobnie mają większe zobowiązania finansowe, które muszą pokrywać. Poza tym nieobecny pacjent to strata dla przychodni. A rzadko która przychodnia prywatna, nawet ta z umową z NFZ-em lubi generować straty. Państwową się po prostu zamknie, jak będzie miała ujemny wynik finansowy, więc właściwie jadą na jednym wózku.
Czytałam niedawno na jakimś blogu (autorkę bloga przepraszam, ale nie pamiętam, co to był za blog), że w Anglii jak się nie przyjdzie na wizytę i się jej nie odwoła, to po prostu na zbity pysk wywalają z przychodni i tyle. I wiecie co? Mają rację.
W Belgii za wizytę jeśli się nie odwoła i nie przyjdzie i tak trzeba zapłacić.
Mi kiedys kolezanka mowila ze w Niemczech, jak jej mąż zapomnial o wizycie to musiał zaplacic „kare”.Nie wiem czy to prawda ale przynajmniej ludzie by sie ogarneli…
Chodze do prywatbej z umowa nfz i jest cos takiego przynajmniej jesli o rejestracje internetowa ze jak sie nie odaoja i nie przyjdzie dwa razy to blokuja dostep. Nie wuem jak jest w rzeczywistosci nie chce sprawdzac ale sytuacja nie dotyczy tylko dentystow. Do pediatrow jest jeszcze gorzej. Numerki na tydzien do przodu zajete. Przychodzisz bo dziecko chore poprosic o numerek ekstra a tam pusto! 5 osob nie przyszlo. Czesc ludzi odwoluje, wczoraj byl mi potrzebmy numerek i weszlam rano i byly dwa, ale po mnie tez nikogo nie widzialam a numerki pozajmowane
Z pediatrą i internistą u nas jest tak, że można się zapisywać do przodu, ale na każdy dzień jest jakaś pula numerków dostępna od rana, żeby ogarnąć awaryjne sytuacje.
U nas nie ma ale nasza lekarka zaasze przyjmie 😉