Poród z koszmarów – chcesz?! Położna Ci to załatwi!

Witaj Asiu, jestem położną, będę się dzisiaj Tobą opiekować… – czytaj: Postaram się uprzykrzyć Ci poród, tak by zwiększyć, a nie złagodzić ból. Być może dzięki temu, następnym razem będziesz się go bała, a w najgorszym wypadku, odechce Ci się mieć więcej dzieci!
Co tu dużo mówić, poród nie był i nigdy nie będzie przyjemnym doznaniem dla kobiety. Nierozerwalnie połączony jest z bólem i niejako cierpieniem. Wiem, że tak jest i miałam tego świadomość, zarówno przy pierwszym porodzie, jak i przy drugim. Ale wiem też, że od tego jest personel oddziału położniczego, aby w miarę możliwości owego bólu i cierpienia, kobiecie rodzącej oszczędzić. Mają na to różne sposoby, wystarczą więc zwykłe chęci, odrobina troski i empatii, aby w jakimś stopniu umilić ten czas przyszłej mamie.
Trzeba mieć tylko szczęście, żeby trafić na odpowiednią położną, czego mi niestety zabrakło tym razem. I choć miałam duże szanse na to by wspominać drugi poród lepiej niż pierwszy, to jednak ten drugi raz był dla mnie zdecydowanie większym koszmarem. I zawdzięczam to właśnie położnej, która tak „wspaniale” się mną zaopiekowała.
Ale zacznijmy od początku…
Na porodówkę trafiłam w niedzielę, około godziny 7.00 rano, w 37 tygodniu ciąży, po odejściu wód płodowych. Od ordynatora oddziału dostałam informację, że moja sytuacja jest nieciekawa, bo nie ma akcji skurczowej, a ponieważ wody „odpływają” już od kilku godzin MUSZĘ urodzić DZISIAJ, najlepiej jak najszybciej, w przeciwnym razie czeka mnie cesarka – przed którą broniłam się rękami i nogami!
Nie pytając mnie o zdanie, personel odesłał mojego męża do domu twierdząc, że ma jeszcze duużo czasu i nie musi tutaj siedzieć. Zostałam więc SAMA, zrozpaczona i ździebko przerażona wizją potencjalnej cesarki. Ale kogo to obchodzi..!?
Na sali przedporodowej powitała mnie nieuśmiechnięta położna, na dzień dobry rzucając tekstem, że „poza mną są jeszcze trzy inne rodzące i ja jestem w najgorszej sytuacji, bo one mają przynajmniej po 3 cm rozwarcia, a ja marne 0.5 cm i nie wiadomo czy w ogóle dzisiaj urodzę” – doprawdy było to niezwykle budujące i pokrzepiające.
W tak pięknie rozpoczętym dniu zaproponowano mi lewatywę na przyspieszenie porodu, na którą w akcie desperacji (czyt. w strachu przed cc) się zgodziłam, jednak nikt mi jej nie wykonał bo jakby o tym zapomniano. Na szczęście nikt nie zapomniał o tym, by podłączyć mi kroplówkę z oksytocyną. Szkoda tylko, że gdy ruszyła akcja skurczowa, ktoś przyszedł i mi ją zakręcił burcząc coś pod nosem o jakiejś cesarce. Tak więc moje dosyć już silne i regularne skurcze, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki ustały, a ja zostałam sama, w pustym pokoju i dobijającej ciszy.
Siedziałam tak gdzieś do godziny 13.00 szlochając cicho w osamotnieniu bo uwierzcie mi, że od rana do tej pory nikt do mnie nie zaglądał! Noo, poza jakąś stażystką (czy kimkolwiek ona była), która pojawiała się raz na jakiś czas sprawdzić tętno dziecka. Poza nią, nie przychodził do mnie żaden lekarz, ani położna. Nikt nie sprawdzał jak się czuję, czy wszystko w porządku, czy przypadkiem rozwarcie nie postąpiło… No dosłownie zero zainteresowania moją osobą!
Kiedy byłam już solidnie podłamana całą tą sytuacją, w końcu pojawiła się moja położna – przyszła, odkręciła kroplówkę, rzuciła dziwnym spojrzeniem (lecz nie ośmieliła się spytać dlaczego płaczę?!) i wyszła. Ot troskliwa baba!
Na szczęście szybko pojawiły się regularne i silne skurcze, a w międzyczasie zawitał też mój luby, dzięki czemu nieco poprawił mi się humor, bo po pierwsze nareszcie COŚ zaczęło się dziać, a po drugie nie musiałam już dłużej siedzieć tam sama jak jakiś alien na bezludnej wyspie!
Na rozwój całej akcji nie trzeba było długo czekać i gdy w okolicach godziny 14.00 w mojej sali pojawiła się położna, mąż zasugerował by ktoś mnie łaskawie zbadał, bo nikt tego nie robił od 7.00 rano!!! A jak się za chwilę okazało, miałam już 5 cm rozwarcia – co mnie wprawiło w stan euforii, zaś moją położną w popłoch. Gdybyście widzieli jak się zaczęła nagle koło mnie uwijać, szykować salę, łóżko, miejsce dla dziecka. Śmiechu warte!
Chwilę później było już 8 cm i…. na tym moja euforia się skończyła, bo jak szanowna pani położna wpakowała we mnie swoje łapska to poczułam się jak bydło, nie jak kobieta! Żadnego wyczucia, ani odrobiny delikatności! Skurcze porodowe przyprawiające o zawrót głowy były przy tym niczym! Naprawdę! Ból jaki sprawiała mi ta kobieta za każdym razem gdy mnie dotykała był nie do zniesienia! Wyobraźcie sobie, że siłą własnych rąk chciała zrobić mojej córce miejsce, najpierw w środku, a potem na zewnątrz – bo choć podpisałam zgodę na nacięcie krocza, nie wiedzieć czemu ta sadystka nie chciała tego zrobić! Szarpała więc moim kroczem na wszystkie strony, próbując je tak naciągnąć by mogła przez nie przejść główka!
Do tego wydawała milion poleceń, a że ciężko mi było wykonać je wszystkie w jednym momencie, walcząc jednocześnie z bólem jaki mi sprawiała swoimi łapskami, pozwoliła sobie na mnie krzyczeć, że jej nie słucham i źle pracuję! Och jaką miałam wtedy ochotę skopać jej ten wredny i złośliwy tyłek! Na jej szczęście nie miałam już na to siły!
Koniec końców, po prawie godzinnej męczarni przyszła na świat moja śliczna Pola, szkoda tylko, że musiałam przy tym tyle wycierpieć i popękać, bo szanowna pani położna obrała sobie za cel – nie nacinać krocza, mimo że wyraziłam na to zgodę. Wolała mną szarpać i naciągać jak gumę, zadając mi przy tym takiego bólu jakiego w życiu jeszcze nie doświadczyłam. Nie przeżywałam czegoś takiego nawet przy pierwszym porodzie, kiedy to na świat wydałam, własnymi siłami chłopca ważącego ponad 4 kg (dla porównania, Pola nie miała nawet 3 kg)! Mam o to ogromny żal i czuję duży uraz.
Mogło być szybko i łatwo…. A było strasznie. I winą za ten koszmar obarczam personel, który najpierw się mną nie interesował, a potem potraktował jak pozbawionego uczuć i wszelkich doznań zwierzaka!
Zagotowałam się! Nosz ku*wa mac tyle się pieprzy o „rodzić po ludzku” a tu takie rzeczy!
Witam jestem Twoją imienniczką w 36 tygodniu ciąży, odważyłam się przeczytać o Twoich niemiłych przeżyciach. Bardzo współczuję i zarazem mam nadzieję że trafię na bardziej ludzkie położne. Pozdrawiam.
Z całego serca życzę Ci przynajmniej takiej położnej jaka towarzyszyła mi przy pierwszym porodzie! Trzymam kciuki i życzę powodzenia!
Dziękuję
Masakra jakaś – chciałabym aby to była fikcja literacka :( Zaczynam się cieszyć, że czeka mnie planowana cesarka… :|
Za pierwszym razem, w tym samym szpitalu, miałam fajną położną, bardzo miło ją wspominam. Teraz zabrakło mi trochę szczęścia. A było tak blisko, bo sam poród poszedł ekspresowo! Nie musiałam tak długo walczyć jak z pierworodnym synem. Zabrakło TYLKO ludzkiego podejścia i poszanowania…
No właśnie – to jak wygląda poród nie powinno zależeć od tego na jaką trafi się położną :(
No nie powinien. Ale rzeczywistość bywa inna…
Nie ma to jak ktoś Ci spie**oli moment, który powinien być najwspanialszym momentem życia… Mnie przy ostatnim porodzie też tak położna męczyła, jakieś nowe standardy mają chyba bo przy poprzednich porodach nic takiego nie miało miejsca. Tyle że ja kazałam jej zabrać łapy i koniec. Na moje szczęście mogłam sobie śmiało czekać w domu i na sali porodowej spędziłem tylko 30 minut.
Może coś w tym jest bo ktoś mi napomknął w szpitalu (już po porodzie), że prawdopodobnie mnie nie nacięli, żebym im przypadkiem statystyk nie zepsuła (!!) ;/
Noo taka walka z bezzasadnym nacinaniem krocza była a teraz w drugą stronę przeginają…
Przy corce ktora ma obecnie prawie 4 lata polozna byla super, bardzo mi pomogla.Wody mi odeszły o 18 a corka się urodzila o 4:45 i polozna byla caly czas przy mnie.Syn skończył roczek i nikomu nie zycze takiej poloznej.Na pytanie czy moglaby wpuscic do mnie meza odpowiedzial ,, a co Pani mysli,ze jak maz zobaczy Pania w takim stanie to bedzie bardziej kochal” szczeka mi opadla.Wcale sie mna nie interesowala.Gdyby nie stazystka to pewnie urodzilabym na korytarzu.Pomimo tego ze do szpitala pojechalam o 13 z 6 cm rozwarcia a syn urodził sie o 16:50 to jak sobie przypomne ten porod… Czytaj więcej »
No właśnie, ja za pierwszym razem też miałam fajną położną i mimo, że poród był cięższy – rodziłam 15 godzin, połowę tego czasu rzygałam jak kot i syn, jak na moje gabaryty był spory (4100g i 58cm) to jednak wspominam go milej.
Tym razem poszło szybko i córka dużo mniejsza, ale przez tą położną był to dla mnie koszmar!
Moja córka urodzial się w terminie wazyla 3,520 a syn w 36 tc i wazyl 3,960
O rany, 4 tygodnie szybciej i taki duży chłopczyk?!? :) Nieźle!
58 cm:) kawal chlopa. ..pekniety obojczyk przy porodzie dzieki cudownej poloznej…
Ojej :(
Tylko jej podziekowac za wspaniala opieke i wsparcie.Ale mam to juz za soba i na trzecie dziecko sie raczej nie zdecyduje bo mam cholerny uraz
Nie dziwię Ci się :(
U mnie wczoraj była położna środowiskowa i zagadywała coś o kolejne dziecko, bardzo się zdziwiła jak jej powiedziałam, że po tym jak ucierpiało moje krocze i jaki ból musiałam znieść nie prędko (świadomie) zdecyduję się na trzecie dziecko, o ile w ogóle się zdecyduję!
My mamy juz parke takze warsztat zamkniety.Zresztą po ostatnim porodzie nie bylabym w stanie urodzic kolejnego dziecka.Mam traume ktora raczej mi nie przejdzie.Zreszta jak sobie przypomne jej mine,siedzenie przed tv i wcinanie pomaranczy to krew mnie zalewa
Współczuje Ci. Mój poród był całkiem inny. Położna anioł, pielegniarki cudowne, lekarze wspaniali. Rodziłam od 8:35 do 15:35. położna kiedy sprawdzała rozwarcie robiła to tak delikatnie zeby sprawić jak najmniej bólu. nie wyobrażam sobie nawet tego co Ty przeżyłaś.
Kiedy rodziłam syna (5 lat temu), w tym samym szpitalu, też miałam fajną położną – badała mnie bardzo delikatnie, a kiedy (mimo wszystko) mnie coś zabolało to mnie przepraszała! Tym razem miałam mniej szczęścia… :(
Tam gdzie ja rodziłam wszystkie położne są super.
Nic tylko pozazdrościć i życzyć wszystkim kobietom takich położnych.
W szpitalu oddalonym o 20 km położne są straszne. do mojej koleżanki mówiła: dawalas d…. to teraz cierp
O matko!!!!!!!
Tejże zawsze znajdzie się jakaś położna która nie powinna nawet dotykać rodzącej.
Bardzo Ci współczuję ,ale nie rozumiem . To Twoje drugie dziecko , więc wiedziałaś ,że to co się działo w szpitalu nie było o.k. To się niestety zdarza . Jasne ,że nie miałaś siły walczyć z personelem podczas porodu , ale gdzie był Twój mąż ??????????????? Dlaczego dal się odesłać ? Czemu nie krzyknął na tę babę ? Sama też urodziłam trójkę dzieci . Jedno sama , dwójkę z mężem i też miałam skandaliczny poród , ale mój mąż mnie wybronił . Mimo jakichś dziwnych komentarzy , zrobili dokładnie to co ja chciałam . Bo taka była rola mojego męża… Czytaj więcej »
Poprosiłabym od razu ordynatora albo zmiany położnej. Personel nie ma prawa odsyłać męża rodzącej. Personel nie ma prawa zostawić Cię samą na tak długo. Wreszcie, personel ma obowiązek, robić co im każesz, bo o ile oni do Ciebie „nie wejdą” o tyle Ty masz ich informować. Mąż powinien zrobić od razu awanturę. Podsumowując, mam prawo więc z niego korzystam…. Jeśli było tak źle jak piszesz, czemu nie pozwałaś szpitala? Zadośćuczynienie za straty moralne i cierpienie oraz niestosowanie się do planu porodu to jawne złamanie przepisów chroniących pacjentki-matki przed właśnie takimi nadużyciami. Pozdrawiam
W ogóle nie przyszło mi do głowy, że można coś takiego zrobić… W trakcie porodu, walcząc z bólem, myślałam tylko o tym, żeby szybko się skończył, a po porodzie myślałam już tylko o tym żeby wziąć córkę i pojechać na salę poporodową i odpocząć. Miałam już gdzieś tą położną, cieszyłam że mam to wszystko za sobą.
Boże, gdzie to tak strasznie?! Skandal! Skargę bym napisała…
Na Śląsku, w Jastrzębiu Zdroju, położna Małgorzata… nazwiska niestety nie pamiętam.
Musiałaś naprawdę cierpieć… Na szczęście dobrze się skończyło i córcia już z Wami. Pozdrawiam z lubuskiego, gdzie są zajebiste położne, a i lekarze niczego sobie ;-)
Ja napisalabym skargę do dyrektora szpitala i nfz. Nie mieli prawa tak traktowac ludzi. Jesli bedziesz milczala to dajesz ciche przyzwolenie i inne kobiety będą przechodzily to co ty jesli zareagujesz to moze kontrole cos zmienią, moze nawet personel
I właśnie dlatego wolę umówić się z położną, zapłacić i cieszyć się dobrą opieką.
Ale wtedy masz położną na telefon? W sensie – jeśli urodzisz przed terminem, tak jak ja, to ona też się pojawi??
Dokładnie-mam ją na telefon, jak zaczyna się coś dziać to od razu do niej dzwonię. Telefon odbiera 24h. Przy pierwszym porodzie były ze mną na zmianę ona i jej zmienniczka przez całe 9godzin. Za drugim razem nie zdążyła dojechać bo poród trwał 17 minut :-)
No to fajnie. A można wiedzieć ile kosztuje takie udogodnienie??
700zł. Nie jest to kasa dawana w łapę pod stołem. Legalnie, na rachunek. Dla mnie to duża kwota ale przy trzecim dziecku także zdecyduję się na swoją położną. Choć gdzieś tam z tyłu głowy dzwoni że szkoda że żyjemy w takim kraju że za dobrą opiekę podczas porodu trzeba zapłacić.
Ooo to sporo! Obstawiałam nieco niższą kwotę :P
Ale zgadzam się z ostatnim zdaniem – szkoda, że za dobrą opiekę trzeba zapłacić!! Czy to się kiedyś zmieni….. ?
U mnie podobnie, niestety…imię i nazwisko położnej wryły mi się w mózg i chyba z niego nie wyjdą prędko. Nogę mi prawie za głowę założyła… Ale najgorzej wspominam, że po krótkim przystawieniu młodego, zabrali go na czas szycia na badanie, a potem powiedziano nam, że jest wychłodzony i musi się dogrzać pod lampą. Jak mąż chciał go przynieść, to okazało się, że jest na innym oddziale, a ponieważ to środek nocy był, to najpierw nie chcieli go tam wpuścić, a potem powiedzieli, ze dziecko MUSI tam zostać! Dostałam go dopiero rano, a przez noc nie zmruzylam oka. A niby wszystko… Czytaj więcej »
Nie wyobrażam sobie, żeby mieli mi zabrać dziecko na całą noc! Też bym oka nie zmrużyła!
Trochę sobie pochlipałam do poduszki…oszołomieni całym porodem nawet nie wpadliśmy na to, żeby się domagać…
Rozumiem, bo ja w trakcie porodu też nie myślałam CZY i CO mogę zrobić z taką sytuacją. Dopiero po porodzie przyszły mi różne myśli, ale to już było po fakcie…
No właśnie…
Nie wiem czemu takie wredne baby wybierają zawód do którego nie mają w ogóle serca. Przy porodzie potrzebna jest szczególna empatia i zrozumienie oraz ludzkie traktowanie rodzącej a nie jek na kasie w hipermarkecie, zrobić swoje i następny. Dziwić się że dzietność w Pl spada.
Dokładnie!
Proszę napisać skargę. Sama pracuje w szpitalu i staram się ZAWSZE być po stronie pacjenta. Nic nie usprawowdliwia zachowania tej położnej , o którym pani wspomina. Życzę zdrowia dla dzieciaczkow i szybkiego powrotu do kondycji.
Dziękuję!
Ale gdzie tu koszmar oprocz tego niezainteresowania poloznej? Przepraszam ale to że włożyła łapy i bolało nazywa sie masażem szyjki wlasnie po to zeby szybciej i sprawniej poszło.. U mnie bylo podobnie. Od 11 skurcze co 5 minut a polozna mowi, ze skurczy nie widzi (krzyzowe niezapisujace sie na ktg), była niedziela wiec laskawie pani dr przyszla o 15! Kiedy mialam rowniez 5cm. Do 18 (7cm) bylam na patologii ciazy w sali ktg! A co gdyby sie cos stalo?! Kto by sie mną zajal, dzieckiem, inna pacjentka? Masakra. Pozniej przewiezli mnie na porodową gdzie dziecku zaczelo szalec tętno i pobierano… Czytaj więcej »
Masaż szyjki to ja znam z pierwszego porodu i wcale tak nie bolał, to po pierwsze. Po drugie, również z pierwszego porodu wiem, że położna może być delikatna i starać się tak badać pacjentkę by sprawiać jej jak najmniejszy dyskomfort, a nie ładować łapy jak w krowę, albo zatkaną rurę kanalizacyjną! A po trzecie, największy ból, a co za tym idzie – koszmar, przeżywałam gdy położna próbowała mi naciągnąć krocze, tak by bez nacinania zmieściło się tam dziecko – więc nie o masażu szyjki tutaj mowa. Być może nie rozumie Pani tego, bo (na szczęście) nie miała Pani okazji by… Czytaj więcej »
Masażu szyjki doświadczyłam i z tego co wiem to zawsze cholernie boli. Irmina Szulc przeczytasz? Mam racje czy nie?
Owszem, masaż szyjki nie należy do przyjemności, ale nie bolał mnie tak bardzo jak ręczne naciąganie krocza – to było 10x gorsze!
o rany :( to ja chyba miałam mega szczęście, bo za każdym razem położne były naprawdę spoko.
Miałam świetną położną i bardzo dobrą opiekę,ale to była prywatna klinika. Badanie rozwarcia, rzeczywiście jest bardzo nieprzyjemne, jednak i tu położna starała się to robić delikatnie i szybko. Niestety nie udało mi się uniknąć nacięcia. Gdyby nie to, wspominałabym to wszystko całkiem dobrze. Jednak ból przez pierwsze parę dni był okropny, jakakolwiek pozycja siedząca była strasznie bolesna.