Emocje 20 października 2013

Jabłko od jabłoni…

…podobno pada niedaleko. Inna wersja: jaka matka taka natka 🙂 I ja obserwując Duśkę widzę, że jest w tym sporo racji – jest do mnie podobna. I nie o fizyczne podobieństwo mi chodzi, bo tego akurat jest niewiele. Tu nastąpił podział, zewnętrznie jest podobna do tatusia, natomiast charakter wzięła po mnie. Jest tak samo jak ja uparta, tak samo dociekliwa, tak samo konsekwentna i tak samo nieprzewidywalna. Tak jak ja lubi komputery i muzykę klasyczną. Całą ciążę słuchałam Mozarta, warto było. Tego, że siedzenie przy komputerze w ciąży zaowocuje jej sympatią do tego sprzętu nie przewidziałam. Ale pewnie by mnie to nie powstrzymało przed buszowaniem w sieci.

I tak samo jak ja nie chce jeść mięsa. I to nawet nie o to chodzi, że ktoś jej na talerzu położy, tego na bank nie ruszy. Ale nigdy nie dała się oszukać w kwestii słoiczków: warzywny, owocowy, z rybką proszę bardzo, z mięsem stanowczo nie i koniec. Ja nie jem mięsa od dziewiętnastu lat, nie jadłam w ciąży i nie jadłam gdy karmiłam piersią. Można powiedzieć, że niechęć do mięsa moje dziecko wyssało z mlekiem matki.

A co przyszło jeszcze wcześniej?

Początek ciąży u mnie oznaczał przede wszystkim nadmierną senność, jak nie mogłam usnąć po południu to byłam nie do życia, no koszmar normalnie. Koło godziny szesnastej szłam spać, ot, taka dwugodzinna drzemka. Kiedy Duśka miała koło roku i zaczęła spać tylko raz dziennie, było to dokładnie w tych samych godzinach. Przypadek?

No to inny przykład. W ciąży codziennie o piątej rano budziłam się, szłam do kuchni i zjadałam jogurt. Jak Duśka się urodziła piąta rano była porą karmienia, często-gęsto nie zdążała się obudzić, karmiłam przez sen. Jak nie obudziłam się w porę to mogłam liczyć na pobudkę, piąta rano była świętością, na szczęście jej to przeszło 😉

Kiedy już moje dziecko zaczęło harcować w moim brzuchu nigdy nie robiło tego w nocy, noc to była pora spania i jak się urodziła było tak samo, żadnych pobudek co dwie trzy godziny, nigdy mi nie robiła, właściwie od początku przesypiała noce, czyli spała minimum pięć godzin bez przerwy. Jeżeli udało mi się zdążyć z karmieniem zanim się obudziła spała dłużej.

O ile to wszystko co powyżej da się jakoś logicznie wytłumaczyć, to jest jedna rzecz, która wyjaśnienia nie ma – żółta poducha. Pod koniec ciąży, kiedy trudno znaleźć sobie dobrą pozycję do spania, wkładałam ją sobie między nogi, niesamowita ulga 😉 Jak Duśka się urodziła poduszka poszła w odstawkę, nie była do niczego potrzebna. A nie, przepraszam, czasem podkładałam pod ramię przy karmieniu jak moja córeczka była maleńka. Ale krótko to trwało. Duśka od początku miała swoją poduszkę, mojej nie potrzebowała, zresztą za duża by dla niej była. I sama nie wiem kiedy żółta poducha stała się ukochaną poduszką, przytulanką i towarzyszką życia Duśki. Mało tego, potrafi zasypiać trzymając ją między nogami! Ktoś da radę mi to wyjaśnić?

A Wy drogie mamy, zaobserwowałyście takie podobieństwa między Wami i Waszymi dziećmi?

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 17 października 2013

Bo rowy będziesz kopał…

Kiedy słyszycie określenie „planowanie kariery zawodowej” i od razu przychodzi Wam na myśl student, uczeń szkoły ponadgimnazjalnej, ewentualnie gimnazjalista to popełniacie podstawowy błąd. Oczywiście planowanie kariery ich wszystkich już dotyczy, ale cały proces zaczyna się dużo wcześniej. Właściwie dotyczy dzieci z którymi wchodzimy w interakcję, czyli od pierwszych miesięcy życia. Po tych słowach pewnie część z Was stuka się w czoło i uważa to za grubą przesadę, ale od razu dementuję Wasze przypuszczenia – nie chodzi tu o wybór zawodu dla naszych pociech na początku ich drogi życiowej.

To, że dzieci jak gąbka chłoną od nas emocje i poglądy jest chyba na tyle oczywiste, że przekonywać do tego nie trzeba. I waśnie to jest kluczem i ścisłym powiązaniem z planowaniem kariery. Rodzice czy dziadkowie (często nieświadomie, a jeszcze częściej z powodu wychowywania w podobnym stylu) straszą dzieci dając za przykład pewne zawody jako rodzaj niepowodzenia i porażki życiowej, a inne znów stawiają na piedestał, tym samym dając początek owemu planowaniu kariery. Kto z Was nie usłyszał słów skierowanych do dziecka (lub do nas samych) „jak nie będziesz się uczył to będziesz kopał rowy”, „skończysz na kasie w supermarkecie”, – odbieramy takim podejściem należny szacunek tym zawodom i konkretnym osobom trudniącym się tym zajęciem. Uczymy dzieci, że „ten” jest gorszy, a już na pewno głupszy, a „tamten” to już jest ktoś, bo jest prawnikiem, lekarzem, dziennikarzem… Rozumiem, że mamy jakieś plany czy marzenia wobec naszych dzieci, ale nie możemy kierować ich życiem na tyle, by wybierać za nich ich drogę zawodową.

Chyba żaden rodzic nie chciałby, by jego dziecko (nawet to dorosłe) czuło się niedowartościowane. Dlaczego więc wychowujemy je (jako społeczeństwo) w przeświadczeniu, że jakiś zawód jest gorszy od innego, co gorsza uznajemy jego wykonywanie za karę. Tak więc już w szkole dziecko, które ma kłopoty z nauką traci poczucie własnej wartości i żyje z myślą, że będzie nieudacznikiem – w końcu rodzice go tego nauczyli. A co jeśli dziecko nie spełni oczekiwań swoich opiekunów lub jeśli jego największym marzeniem będzie praca w „spożywczaku” i właśnie to da mu poczucie spełnienia zawodowego? Pewnie towarzyszyć będzie mu poczucie winy, bo z domu wyniósł zupełnie inne wartości. Pamiętajmy też, że dzieci najefektywniej uczą się poprzez obserwację. Kiedyś byłam świadkiem jak rodzice idąc z dzieckiem komentowali niekompetencje pewnej ekspedientki słowami: „tylko takie tępaki pracują podając normalnym ludziom buty” – takie komentarze chyba powinni zachować na zupełnie inną okazję.

Uważam, że powinniśmy pozwolić naszym dzieciom na zbudowanie własnych poglądów i podejmowanie decyzji. Nie ma ludzi gorszych czy lepszych tylko dlatego, że pracują w takim czy innym charakterze. Jednemu poczucie spełnienia daje jego praca, inny pracuje tak, bo zmusiła go do tego sytuacja życiowa, jeszcze inny dopiero szuka swojego miejsca w świecie zawodów. Zamiast je stygmatyzować pokażmy naszym dzieciom ten świat, by same, bez żadnych uprzedzeń mogły zaplanować swoją karierę zawodową.

A Wy kim chcieliście zostać będąc dzieckiem?

Źródło zdjęcia: Flickr

 

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
9 lat temu

myślę o ich przyszłości ale im nie planuje jedyne co mogę zrobić to wspierać ich w marzeniach i celach życiowych, dawać wsparcie finansowe itd

Edyta Skrzydło
9 lat temu

Ja nie planuję, to ich życie i niech idą swoją drogą. Ja jedynie mogę ich wspierać i dopingować, nie mogę im wskazać konkretnej drogi. Ale ukierunkować bez nacisku 😉

Katarzyna Moskała-Czernek

O to ja chce Duśkę na synową 😉

W roli mamy - wrolimamy.pl

Jesteś pewna, że chcesz żebym była teściową Twojego syna? 😉

Desery 13 października 2013

Szarlotka – ciasto pachnące jesienią

Lubię, gdy po domu unosi się zapach ciasta, wtedy roztacza się od razu ciepła, rodzinna atmosfera. A jeśli pachnie jabłkami z cynamonem, to jest to dla mnie szczególny zapach – zapach jesieni.

Zawsze wydawało mi się, że szarlotka jest pracochłonnym i skomplikowanym ciastem. Mit ten obaliłam w zeszłym roku, kiedy to po raz pierwszy wzięłam się za własnoręczne upieczenie tego pysznego jabłkowego ciasta. Teraz, gdy znowu mam nieograniczony dostęp do jabłek w ogródku, często umilam domownikom i gościom popołudniowe chwile.

Przepisów na szarlotkę jest niezliczona ilość – ja wypracowałam taki, który wg mnie z jednej strony jest najprostszy w wykonaniu, z drugiej – najsmaczniejszy.

Jeśli kupujecie w sklepie jabłka z przeznaczeniem na szarlotkę, wybierzcie szarą renetę lub antonówkę. Ale jeżeli macie w domu jakiekolwiek inne jabłka, śmiało możecie je również wykorzystać do ciasta.

Składniki:

3 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 i 1/4 szklanki drobnego cukru
kostka masła (lub margaryny)
3 jajka
1 – 1,5 kg jabłek
cynamon
cukier puder

Wykonanie:

1. W misce łączę mąkę, masło, cukier (3/4 szklanki), żółtka, proszek do pieczenia i zagniatam dłońmi. Dobrze wyrobione ciasto zawijam w folię i wstawiam do lodówki. Wystarczy by w lodówce schłodziło się przez 30 minut, ja często zostawiam je dłużej.

2. Jabłka obieram ze skórki, wycinam gniazda nasienne i kroję w ósemki. Następnie lekko podsmażam dodając ½ szklanki cukru i cynamon.

3. Wyciągam ciasto z lodówki i dzielę na dwie połowy. We wszystkich przepisach z jakim się spotkałam – następny krok to rozwałkowanie ciasta. Ja nie używam wałka, tylko zwyczajnie kroję jedną część schłodzonego ciasta nożem i wykładam pokrojonymi kawałkami formę, a następnie palcami rozgniatam ciasto tak, aby wypełniło dokładnie całe dno.

4. Wykładam podsmażone jabłka, a na nie ubitą pianę z białek. Z drugiej części schłodzonego ciasta robię ostatnią warstwę szarlotki trąc je na grubych oczkach tarki.

5. Tak przygotowane ciasto wkładam do nagrzanego do 180 stopni piekarnika – i wyjmuję po ok 45 minutach, gdy ciasto z wierzchu wyraźnie się zrumieni.

Po ostudzeniu posypuję cukrem pudrem.

Polecam szarlotkę na ciepło z lodami waniliowymi. Smacznego!

DSC_4655

DSC_4657

DSC_4661

DSC_4667

Zdjęcia: Basia Heppa – Chudy

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Rachela
Rachela
9 lat temu

Droga koleżanko mam pytanie ile dokładnie oddajesz masła? Bo kostka masła ma 200g a kostka margaryny 250g. Jest to duża różnica przy kruchym cieście.

Basia
Basia
9 lat temu
Reply to  Rachela

Nigdy nie robiłam z margaryną – tylko wiem, że jest też taka opcja.

Polecam kostkę masła, czyli 200g.

Rachela
Rachela
9 lat temu
Reply to  Basia

Mi ciasto ładnie się zagniotło przy całej kostce margaryny, czyli 250 g.

sylwia
sylwia
8 lat temu

A podpiekasz spód? Z opisu to calowc odrazu.

Basia Heppa-Chudy
Basia Heppa-Chudy
8 lat temu
Reply to  sylwia

Piekę całość
(także w serniku na kruchym ;))
Pozdrawiam!

Teresa Pecka
Teresa Pecka
8 lat temu

wlasnie sie piecze ,ciekawe co wyjdzie ???

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close