Ciąża 8 sierpnia 2013

Jak dobrze mieć sąsiada…? – odcinek szpitalny

Zostałam ponad tydzień temu zesłana przez mojego ginekologa na przymusowy „wypoczynek” w szpitalu. Ani o to nie prosiłam, ani o tym nie marzyłam, ale stało się, ciąża zagrożona przedwczesnym porodem, więc chciałam nie chciałam, spakowałam się i zgłosiłam na oddział ginekologii i patologii ciąży. Nawet przez myśl mi nie przeszło, z kim będę miała przyjemność dzielić salę szpitalną, zresztą byłam pewna, że po weekendzie wrócę do domu. Niestety rozczarowałam się niemile informacją, że spędzę tu najpewniej 3-4 tygodnie.

Zakwaterowano mnie w dwuosobowej sali, gdzie rozgościła się już pacjentka. Okazało się że Ania – dziewczyna w moim wieku, była wyjątkowo sympatyczną i miłą kompanką, z którą czas szybko uciekał. Zgrzeszyłabym narzekając na Jej towarzystwo – nagadałyśmy się za wszystkie czasy, pośmiałyśmy, jakbyśmy się znały od dawna. Anię wypisano do domu po 4 dniach, wymieniłyśmy się numerami telefonów z postanowieniem, że jeśli będziemy „gdzieś w pobliżu” umówimy się na spotkanie przy kawie. Niestety do tej pory Ania była jedyną tak miłą towarzyszką niedoli.

Przeniesiono mnie do innej sali już zajętej przez młodą dziewczynę, która na dniach spodziewała się narodzin dziecka. Nie zawiodła mnie intuicja, która cichaczem podpowiadała, że nie ma szans na powtórkę z dni poprzednich. Nie mam nic przeciwko nieletnim matkom, ale jej zachowanie chwilami było żenujące. Uogólniając – stek bzdur młodzieżowych, czyli dziwny momentami tok myślenia, mogłam wałkować do oporu, bo nieletnia wraz z koleżankami ze szczegółami opisywały swoje problemy, których ja nie chciałam a jednak musiałam słuchać.

Zmęczyło mnie to okrutnie, ale głupio było mi cokolwiek powiedzieć. Bo niby co? Żeby trochę dyskretniej rozmawiały? Albo nie wpadały całą watahą do naszej sali? Bez sensu skoro sala wspólna więc nikt podobnych wizyt zabronić nie może. W tym czasie bardzo dużo spałam, bo inaczej trudno było mi się odciąć od tego towarzystwa, a niestety  wstawać z łóżka nie mogę.

Kolejna sprawa to przejście w łazience, która przeznaczona jest dla dwóch sal. Dziewczyny bez pardonu wpadały do sali przez łazienkę, i nieistotne czy był to środek dnia czy może 22. Bez „dzień dobry”, bez pukania, po prostu wychylały głowę i padało sakramentalne „idziesz (na fajkę – jak się okazało później – ciężarne!!!!)?” Ale ok, dało się przeżyć.

Inną bajką było walenie w ścianę z pięści po trzykroć, co jak się domyśliłam miało oznaczać „jesteś?” Chwilę później ściana odpukiwała z drugiej strony. Takie tam nowoczesne metody komunikacji. Przynajmniej na smsach oszczędziły. Nie licząc wulgarnego języka koleżanek, to chyba wszystko co przez kolejne dni wyprowadzało mnie z równowagi. I szczerze mówiąc odczułam ulgę, że zabrali dziewczynę na wywołanie, bo i schadzki sąsiedzkie się skończyły.

W ostatnich dniach miałam też dwie bardziej ucywilizowane towarzyszki, bo czymże były ich wiecznie brzęczące telefony namiętnie przerywające mój sen, do poprzedniego hałasu i zamieszania? Niczym specjalnym. Włosów z głowy nie rwałam, ale gdy obie Panie zabrano do porodu, a ja zostałam na sali sama, zwyczajnie się ucieszyłam. I dopiero teraz mam czas coś napisać, coś poczytać, o czymś pomyśleć, bez nieustającego brzęczenia z boku.

Może trochę marudzę, bo mam świadomość że szpital to nie hotel i nie powinnam oczekiwać Bóg wie czego, ale elementarne podstawy kultury należy zachować. To przecież niewiele kosztuje, a trzeba wziąć pod uwagę, że nie każda pacjentka ma ochotę czynnie uczestniczyć w wytworzonym tu „życiu towarzyskim”, czasem z braku sił, a czasem z powodu usposobienia i charakteru. Obecnie weekend spędzam „samotnie” i odpoczywam, ładując akumulator, a w perspektywie kolejnych tygodni wcale nie jest mi już obojętne, kogo przywieje mi los do szpitalnego towarzystwa.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta Nowak
Marta Nowak
10 lat temu

ja nie mogłam porozmawiać ze swoją sąsiadką z sali gdyż nie mówiła po polsku nie miała też zbyt dużej ilości gości więc początkowo się nudziłam ale długo to nie trwało bo za to noce miałam ciekawe – okropnie chrapała! więc kolejne dni minęły mi na odsypianiu nocek :/

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu
Reply to  Marta Nowak

Mi trafiła się do kompletu Pani która mówiła w większości po niemiecku, a u nas spędzała wakacje. Akurat jej towarzystwo wyszło mi na dobre, bo podciągnęłam własne umiejętności w niemieckim 🙂

joanna
joanna
10 lat temu

miałam przyjemność być również na patologi ciąży – z tym że ja byłam na sali 4 -osobowej ( 2 razy ok 30 tyg ciąży i dzień przed porodem) i nawet dość pozytywnie wspominam – pierwszy raz dużo spałam bo generalnie bardzo źle się czułam- jednak towarzystwo miałam b. fajne – choć ostatniego dnia polożono do nas dziewczynę u ktorej wywoływano poród i biedna okropnie cierpiała – i jeszcze wszystkie borykałyśmy się z poważną komplikacją jednej z dziewczyn – wszyscy chcieli aby było jak najlepiej dla niej i maluszeczka w brzuszku jednak nic na to nie wskazywało – ten 1 pobyt… Czytaj więcej »

Agnieszka Detyna
Agnieszka Detyna
10 lat temu

Współczuję pobytu w szpitali… Wiem jakie to dołujące potrafi być. W pierwsze ciąży przeleżałam 3 tygodnie na patologii ciąży zanim Milcia pojawiła się na świecie. Na sąsiadki z sali raczej nie narzekałam – najbardziej dokuczało mi ciągłe przenoszenie między salami w zależności od tego ile pacjentek było na oddziale 😐 Trzymam kciuki za miłe towarzystwo i cierpliwe wytrwanie do bezpiecznego terminu porodu 🙂

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu

Fakt, przeprowadzki z sali do sali są lekko wkurzające, a czasem i co dwa dni zmiana 😉

Emocje 5 sierpnia 2013

2 urodziny WRoliMamy.pl

Mirella:

Dwa lata minęły jak jeden dzień :)) Dwa lata pełne… wszystkiego właściwie. I radości, i trosk, i gwałtownych dyskusji. A wszystko po to, by blog był coraz lepszy, ciekawszy, bardziej wciągający. Dwa lata wzajemnego poznawania się, zaprzyjaźniania, dwa lata stawania się rodziną.

I tak oto ja, kiedyś przeciwniczka wszelakich portali społecznościowych, dziś zaczynam dzień od sprawdzenia co nowego w naszej tajnej grupie na Facebooku 😉 Śmiało mogę powiedzieć, że blog zmienił mój sposób patrzenia na Internet, przekonał mnie, że Internet to przede wszystkim ludzie. Faktem jest, że gdy przyjmowałam zaproszenie Basi do współpracy nie do końca wiedziałam co mnie czeka, o blogach i blogosferze nie wiedziałam praktycznie nic. Dziś cieszę się, że wtedy nie powiedziałam „nie”.

W tym czasie moje dziecko podrosło, zaczęło świadomie zerkać w komputer i raz na jakiś czas pyta: „Oceniasz konkurs? Mogę z Tobą?” Potem pakuje mi się na kolana i z miną znawczyni mówi: „ Ta fota to na osiem”. Ale spokojnie, nie zawsze biorę pod uwagę jej opinię, choć przyznaję, często się zdarza, że jest zbieżna z moją. Jedno się nie zmieniło i pewnie nie zmieni, nadal nie upubliczniam swojej twarzy :))

Mirella

 Fizinka:

Czym jest dla mnie blog?

Odskocznią od codzienności, kolejnym obowiązkiem, choć w tym przypadku, w bardziej pozytywnym znaczeniu. Jest moim lekiem na całe zło, skarbnicą wiedzy, miejscem w którym mogę bezkarnie dzielić się swymi doświadczeniami. Blog to również dla mnie niezły nauczyciel, ponieważ nie pozwala siedzieć w miejscu, wciąż „każe” się rozwijać… Jest także moją PASJĄ i kolejnym w kolekcji hobby!

Czym jest dla mnie zespół W Roli Mamy?

Kręgiem  przyjaciół – na dobre i złe. Poduszką – do wylewania łez. Ramieniem – do podpierania. Ręką – do pocieszania. Mądrą głową – do podpowiadania cennych rad. Kołowrotkiem do napędzania i motywatorem do działania.

A także żeńskim wydaniem  Piotra Bałtroczyka – …… 😉

(nie)Magda(lena):

W chwili, gdy zaczynałyśmy przygodę z blogowaniem moja córka postawiła swoje pierwsze, samodzielne kroki, teraz szykuje się do przedszkola – to chyba najbardziej pokazuje jak czas szybko biegnie.

Zastanawiając się czym jest dla mnie blog, doszłam do wniosku, że to czara do której dowolnie przelewamy wszystkie myśli, doświadczenia, rady, emocje, przekonania, które czasem boimy się wypowiedzieć na głos. To narkotyk, który uzależnia, kawałek „podłogi”, powiernik…

To wspaniałe Kobiety, których jeszcze nie było mi dane poznać osobiście, a jednak mam wrażenie, że znamy się jak łyse konie. Kto by pomyślał, że przy tylu różnych temperamentach można ciągnąc wózek w tę samą stronę!

Zawsze z przymrużeniem oka słuchałam wypowiedzi artystów o energii którą zapożyczają lub wymieniają z publicznością. Niechętnie przyznaję, że byłam niedowiarkiem, bo dziś sama czuję to „coś” co być może jest tą energią, którą czerpię od naszych Czytelników – dzięki Wam blog się zmienia, dojrzewa, a ja razem z nim.

Magda

Hanna:

W Roli Mamy – czym jest dla mnie?

Ogromnym kawałkiem mojego życia, pieszczotą, biletem do bycia aktywną mamą, czasem ciężką harówką i oczywiście trzecim dzieckiem – tak jak widzicie w ciągu tych dwóch lat Blog siłą rzeczy spadł nieco w rankingu 😛 lada moment przyjdzie na świat dziecko nr 2, więc trzeba było przesunąć numerację. Mimo, że na początku byłam najbardziej zielona z całego towarzystwa, dziś nie wyobrażam sobie dnia bez naszego Bloga, życia bez tych dziesiątek tysięcy maili, bez zerknięcia choćby na chwilę na naszą tablicę – przeczytania Waszych opinii i komentarzy.

A mój bilans zysków i strat?

– Zyskałam przyjaźń dziewięciu wspaniałych kobiet – mam, żon, córek, koleżanek i … kto by to wszystko zliczył? Dziękuję!
– Straciłam – wiele godzin na czytaniu fantastycznych historii, na pisaniu dla Was, na rozmowach w naszym gronie  o rzeczach intymnych, absurdalnych i wszystkich innych. Dziękuję!
– Straciłam morze łez – szczęścia i smutku – gdy kolejne komentarze wzruszały i powodowały lawinę myśli, gdy jednoczyłyśmy wysiłki, aby choć trochę pomóc bliźniemu w potrzebie, gdy byłyśmy świadkami cudów życia i rodzinnych tragedii.

Żaden ekonomista świata nie pojmie, jak wiele można zyskać – „tracąc” Ja zyskałam całe morze szczęścia, możliwości jakie stoją przede mną, ogrom wiary we własne siły i w innych ludzi!
Dziękuję, że z Wami zawsze mogę i chcę się rozwijać, mogę stawać się lepszym człowiekiem!

Rachela:

To niesamowite jak szybko minęły dwa lata. Jak dziś pamiętam to napięcie, podekscytowanie, które towarzyszyło pierwszym krokom, by zrobić coś więcej. Te dziewięć dziewczyn, które znałam tylko dzięki Internetowi, nie wykluczyło mnie, mimo, że byłam chyba ostatnia osobą odpowiadającą na ich wezwanie. Dałam się ponieść tej fali, choć czasem długo trwała cisza na morzu i wena nie chciała jakoś podpłynąć. Dziś jestem dumna, że mogę wraz z nimi i Wami Drodzy Czytelnicy tworzyć coś, co pociesza, radzi, budzi nadzieję, a może nawet pokazuje coś nowego i odmiennego. To dzięki Wam Wszystkim (Czytelnikom i Redaktorkom) odnalazłam siebie w dzieleniu się z innymi.

Aga

Paulina:

Ostatnie 2 lata to czas wielu zmian z moim życiu.

Początki mojego macierzyństwa, raczkowanie w roli blogerki, wyjazd do Irlandii, potem drugie maleństwo czyli rozterki ciążowe po raz drugi, poród zagranicą, jednym słowem taki mały życiowy huragan.

W każdej chwili czułam wsparcie 9 wspaniałych. Zawsze w każdym momencie mogłam się wyżalić, poradzić albo po prostu pożartować. To cudowne mamy, z których każda ma inne spojrzenie na świat, inaczej myśli o swoim macierzyństwie a mimo to jest coś co nas łączy – kochamy naszego  bloga.

Strony bloga to taki mój notesik – miejsce gdzie mogę opowiedzieć o tym co się wydarzyło interesującego, wyżalić gdy się zdenerwuję albo po prostu opowiedzieć o tym co czuję, co mnie uszczęśliwia, co wkurza a co smuci.

Dziękuję moje kochane Dziewczyny za wsparcie i po prostu bycie kiedy Was potrzebuję a Wam kochani Fani za to, że chcecie czytać moje wpisy.

Żaklina:

Gdy mam określić, ile dla mnie znaczą dwa lata, które upłynęły na współtworzeniu bloga, pojawia się nie lada kłopot! Bo niby jak w kilku zdaniach zawrzeć te wszystkie chwile radości, dumy przepełniającej serce, że to co robimy żyje i ma się coraz lepiej?

Jak opisać niezwykłą relację między Nami – dziesięcioma kobietami – które potrafią stworzyć “wspólne dzieło”, rozrzucone po różnych zakątkach kraju, a nawet Europy? Dla mnie W Roli Mamy, to nie jedynie wirtualne miejsce spotkań fantastycznych dziewczyn, ale poligon doświadczalny dla własnych możliwości. To swoista szkoła, która uczy nie tylko praktycznych ”blogowych” umiejętności, ale również pokory, dzięki której mam nadzieję spełniać się nie tylko „tu i teraz”. Tego zresztą życzę sobie i dziewczynom, żeby to na co pracujemy od dwóch lat, rozwijało się coraz prężniej, ku radości Nas – autorek oraz coraz szerszemu gronu Czytelników.

Mania

Basia:

Byłoby kłamstwem, gdybym napisała: nie wierzyłam, że blog W Roli Mamy wypali! Taką mam naturę, że jak się już za coś zabieram, to oczami wyobraźni widzę spektakularny tego pozytywny efekt. Choć realnie rzecz biorąc, były duże szanse, że się nie uda. Porywanie się na coś, co w dużej mierze polega na współpracy dziesięciu, w dodatku nie znających się wcześniej, kobiet – szalony pomysł.

Dziewczyny! Dziękuję Wam za Waszą kreatywność (teksty, które nieraz mnie rozśmieszały i wzruszały), pracowitość (czasem nieprzespane noce), lojalność (bo zawsze, gdy trzeba jedna za wszystkie, wszystkie za jedną), pomysły (czasem gorsze, czasem genialne)… Dziękuję za wspólne wieczory przed własnymi monitorami, i popołudnia, i poranki…

I dziękuję, że moje marzenie o posiadaniu bloga stało się naszą wspólną bajką!

basia-przy-komputerze

Sylwia:

2 lata temu o prowadzeniu Bloga nie wiedziałam nic, byłam żółtodziobem. Pewnego dnia na jednym z  forów Basia rzuciła pomysł poprowadzenia wspólnego Bloga. Pomyślałam – “Czemu by nie spróbować, co mi szkodzi? Najwyżej jak się nie nadam zrezygnuję”. Powstał pierwszy tekst, przyszła pora na kolejne i tak mijał czas a ja trwałam. W momencie powstawania W Roli Mamy Kuba miał niecałe 6 miesięcy, teraz to cudowny prawie 2,5 latek często przeszkadzający mamie w „pracy”. Dlatego zazwyczaj piszę po nocach.  Po tym kochanym urwisie widzę, jak szybko upływa czas. Jaki kawałek mojego życia stanowi W Roli Mamy.

Minęły 2 lata, lata owocnej pracy, 10 wspaniałych kobiet, które mimo natłoku obowiązków rodzinnych i zawodowych znajdują czas by tworzyć wspólne dzieło. Coś niesamowitego by taka gromadka, nieznających się (w komplecie) w realu kobiet tak cudnie się dogadywała. (Cieszę się, że miałam okazję jakiś czas temu spotkać choć część naszego grona). Każda z nas różni się charakterem,  a mimo to nie ma między nami niesnasek czy złośliwości. Tworzymy zgraną załogę, a W Roli Mamy jest naszym okrętem o który dbamy jak najlepiej umiemy i dumnie patrzymy na jego banderę, płynącą w  morzu Internetu.

W Roli Mamy to nie tylko miejsce na przelanie swoich przemyśleń na „papier” to dzielenie się cząstką siebie, swoimi doświadczeniami czy obserwacjami otaczającego nas świata.  Od kuchni to miejsce rozmów fenomenalnych dziewczyn. Dzielmy razem smutki i radości, zwycięstwa i porażki. Jesteśmy dla siebie jak ciotki dobra rada czy grupa wsparcia.

Dziękuję Wam dziewczyny, że jesteście, za rozmowy, które nie raz ubawiły mnie do łez, innym zmotywowały do działania, za godną podziwu pracę i liczę na kolejne owocne lata współpracy. Dziękuję każdemu Czytelnikowi z osobna za czas poświęcony na czytanie naszych wpisów. Sobie i Wam drogie Redaktorki W Roli Mamy życzę by nie zabrakło nam weny twórczej, zapału do pracy i rozwoju a naszym Czytelnikom wytrwałości w czytaniu.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

My First Activity – gra

Wydawca: Piatnik
Wiek graczy: od 4 lat
Liczba graczy: 4 – 16
 Gra My First Activity, otrzymała główną nagrodę w XII edycji konkursu “Świat przyjazny dziecku”, w kategorii: ZABAWA, dla dzieci 3-7 lat.

Wszystko zaczęło się od tego, że dzień przed wakacyjnym rodzinnym wyjazdem, do moich rąk  (a zaraz po tym do walizki) trafiła gra My First Activity. Nasza miłość do gry miała swój początek w trakcie pierwszej rozgrywki i od tego czasu stała się rodzinnym hitem. Teraz po dwóch tygodniach testów będę starała się przekonać i Was, że powinniście sięgnąć po tę planszówkę Piatnika.

Pudełeczko otwórz się!

Pokaźnych rozmiarów pudełko zawiera:
dwa duże drewniane słonie (ładnie i solidnie wykonane figurki)
6 puzzli tworzących planszę (wysokiej jakości kolorowe elementy)
165 kart (kolorowe i zrozumiałe obrazki)
instrukcję (czytelna i proste zasady).

Pudełko podzielone jest na przegródki, więc wszystkie części gry posiadają swoje miejsce.

O co chodzi?

W My First Activity można grać na wiele sposobów. Cel gry to jak najszybsze doprowadzenie dwóch słoni do wodopoju. A ogólny zamysł to odgadywanie haseł. Trasę układa się z 6 dowolnie ustawionych elementów, tworzących drogę, na której znajdują się ślady stóp słoni w trzech kolorach – czerwonym, niebieskim i żółtym. Gracze mają do dyspozycji 165 kart z obrazkami przedstawiającymi różne hasła: przedmioty, zwierzęta, stany, czynności, a na ich rewersach znajduje łapa słonia w danym kolorze. Gracz ciągnie kartę i przedstawia to, co na niej widzi. Może w tym celu użyć gestów, słów lub kartki i papieru. Partie gry można różnicować pod względem sposobu prezentowania hasła wg wcześniejszych ustaleń. Za odgadnięcie hasła, słoń jest przesuwany na najbliższą łapę w kolorze rewersu karty. Grające osoby mogą podzielić się na dwie rywalizujące ze sobą drużyny, lub stworzyć grę kooperacyjną i  wspólnie dążyć do celu.

Dla kogo?

Gra przeznaczona dla dzieci od 4 roku życia. Jest to świetna zabawa łącząca pokolenia – grając wieczorami przy ognisku najmłodszy zawodnik miał 4 lata, najstarszy – babcia starsza od niego o 72. Proste zasady pozwalają zaangażować wszystkich graczy. Młodsze dzieci nie muszą umieć czytać – widzą ilustracje, natomiast grając ze starszymi można utrudnić partię wykorzystując angielskie napisy.

Wg producenta w My First Activity może grać od 3 do 16 osób. Z całą odpowiedzialnością polecam też grę w dwie osoby – wielokrotnie grałam tylko z synem.

Dodatki, które dodają grze nowego smaku

Tak jak wspomniałam wcześniej – karty są podpisane zarówno w języku polskim i angielskim, a więc można urozmaicać grę stosując tylko słówka obcojęzyczne i tym samym uczyć się języka angielskiego.

Dzieciom sprawia przyjemność układanie trasy – na zasadzie puzzli dowolnie dopasowują do siebie elementy układanki tworząc wymyśloną przez siebie drogę.

Można wykorzystać karty do innych zabaw – zagadki, opisywanie rysunków.

Minusy

W pewnym momencie pewnie przychodzi chwila, kiedy przerobimy wszystkie hasła we wszystkich wariantach gry. Myślę, że wtedy warto odstawić planszówkę na półkę i wrócić do rozgrywek po jakimś czasie.

Czego gra może nauczyć dzieci (i nie tylko)?

Gra aktywizuje wszystkich graczy. Pozwala odkryć i rozwijać ukryte talenty aktorskie, rysunkowe i zdolności komunikacyjne dziecka. Sama się zdziwiłam jak mój czterolatek potrafi precyzyjnie narysować lub pokazać dane hasło. Poprzez zabawę dziecko staje się śmielsze, otwarte i rozwija poczucie wiary we własne możliwości.  My first Activity ćwiczy też kreatywność i rozwija słownictwo dziecka. Jako gra zespołowa uczy współpracy w grupie i zdrowej rywalizacji. Odgadywanie haseł wymaga ruszenia głową i rozwija wyobraźnię.

Polecam – koniecznie spróbujcie! Gra dostarcza dużo frajdy i emocji oraz pozwala na radosne, wspólne spędzenie czasu z bliskimi.

Serdecznie dziękujemy firmie Piatnik za przekazanie egzemplarza recenzenckiego gry.

swiat przyjazny dziecku

 

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz
Łukasz
10 lat temu

Jeśli ktoś szuka gry w dobrej cenie to można znaleźć ją na http://sklep-pokerowy.pl

Milena kamińska
Milena kamińska
9 lat temu

Brzmi zachęcająco

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close