Zazwyczaj kobiety marzą o tym, aby ich życie potoczyło się zgodnie z założonym przez nie planem. W moim przypadku wyglądało to następująco – mieszkanie, samochód, małżeństwo i krótki czas oczekiwania na dziecko. Mój partner, a obecnie mąż, popierał moje dążenia, więc ze wspólnym widokiem na przyszłość również nie mieliśmy problemu. I tak, wszystko czego chcieliśmy, szybko stawało się rzeczywistością. Przy planowaniu malucha wyznaczyliśmy termin na rozpoczęcie starań, więc wiadome było, co po kolei.
Odstawiłam pigułki, umówiłam wizytę u ginekologa, gdzie wykonano potrzebne badania, zaopatrzyłam się w kwas foliowy i rozpoczęliśmy wesołe cztery miesiące dzikich harców 😉 Poszczęściło nam się w święta, już po Sylwestrze czułam że coś jest inaczej – nigdy nie zapomnę tego zapachu whisky z cytryną, którą raczyli się chłopaki w Nowy Rok, czułam go aż z kuchni. W dniu oczekiwanej miesiączki 9 stycznia, zrobiłam test ciążowy, tak bardzo nie mogłam już wytrzymać z ciekawości! I wyszedł, ba, nawet nie jeden a trzy testy pozytywne. Zadzwoniłam do siostry bo, mimo iż miałam wszystko „czarno na białym” to i tak potrzebowałam potwierdzenia że dobrze widzę. Radość, radość i jeszcze raz radość.
A później USG, rosnący brzuch, problemy z utrzymaniem ciąży i strach przemieszany z radością i nadzieją, że MUSI być dobrze, bo My tu czekamy na małego Kluseczka. Ciążę udało mi się o cztery dni przenosić, poród trwał 18 godzin. Nigdy tego nie zapomnę…
W końcu urodził się duży i piękny, wyczekany. I wywrócił moje życie o 180 stopni, do tej pory zresztą tak jest, że czasem trudno jest się odnaleźć, gdzie jestem i co właściwie tu robię?! Mimo iż matką jestem całkiem przyzwoitą, jednak mój syn to czort niepokorny, więc stwierdziłam, że ja dziękuję za większą ilość dzieci. Nie bo nie.
Akurat zaczęłam przesypiać noce, opanowałam huragany histerii jakie fundował nam bardzo często młody, znalazłam wymarzoną pracę, wciągnęłam się w biegi długodystansowe i ukochałam sobie wizję modelu rodziny 2+1. Poza tym mam dopiero 30stkę , więc czas nie naglił. Cieszyłam się, mogąc realizować plan na dalszą część życia. Do czasu.
Skąd się biorą dzieci to ja doskonale wiem, ale kiedy zobaczyłam na teście ciążowym ponownie dwie czerwone kreski, nie mogłam zrozumieć jak to się mogło stać?! Jakie to jest zadziwiające – zaprawiona żona, matka, dostaje ataku histerii gdy pojawia się dziecko w perspektywie najbliższych 9 miesięcy. I ja tak właśnie się czułam, jedyne na co było mnie stać to łzy wściekłości i rozczarowania, bo nie tak miało być! Mój plan szlag trafia a ja nie mogę już nic. Nie macie pojęcia jakie myśli tłuką się po głowie, gdy kobieta patrzy na dwie kreski, których wcale nie chce i nie potrzebuje.
Tym razem nie dzwoniłam z wiadomością do najbliższych, cały czas liczyłam że miesiączka nadejdzie. Nadeszły za to intensywne plamienia i ból, nie było wyjścia, zgłosiłam się na izbę przyjęć w szpitalu, gdzie lekarz po USG rozwiał wszelkie nadzieje że to pomyłka. On mi gratulował 6 tygodniowej ciąży a mi leciały łzy – pewnie myślał że ze wzruszenia. Dostałam leki na podtrzymanie i nakaz odpoczywania.
Miałam czas aby wszystko przemyśleć, a czekała mnie jeszcze rozmowa z pracodawcą, do której nie miałam odwagi się zabrać i za każdym razem czułam, że na tym polu również zawiodłam. Chwała Bogu, że mam wokół siebie przyjaciół, którzy trzeźwo myślą i nie dali mi się nad sobą użalać, ani wykończyć się psychicznie. Rozmowa z dyrektorką zaskoczyła mnie pozytywnie. „Z dzieci należy się cieszyć” usłyszałam, „ciąża to nie problem”. Do dziś jestem w szoku, bo doświadczenie z poprzednim pracodawcą nauczyło mnie ostrożności i oczekiwania najgorszego. Czas pokaże jak to się potoczy, ale teraz jestem spokojna.
Wszystko znów się zmienia, ponownie przemeblujemy nie tylko mieszkanie, ale i nasze życie – na lepsze. Nie martwię się niczym na zapas, bo to nie ma sensu. Teraz skupiam się na ciąży i tych pozostałych 6 miesiącach które Matka Natura ofiarowuje mi aby cieszyć się z nienarodzonego dziecka. I to właśnie zamierzam robić, szczególnie że na kolejnych USG też pojawiły się łzy, ale wzruszenia, bo to niesamowite jest patrzeć na dziecko figlujące w brzuchu i czuć jego ruchy.
Tylko takich łez i takiej radości życzę wszystkim kobietom, niezależnie od tego czy na teście ciążowym objawi się obecność dziecka „planowanego” czy nieoczekiwanej „Kinder niespodzianki”.
Źródło zdjęcia: Flickr