Mamo, tato, gdzie są moje pieniądze? – czyli co dzieje się z finansowymi prezentami dziecka?
“Mamo, tato, gdzie są moje pieniądze?” – pewnie niejeden z was zadał kiedyś to pytanie swoim rodzicom. I założę się, że niejeden z was usłyszał w odpowiedzi coś w stylu:
“A ty myślisz, że za co kupujemy ci jedzenie, słodycze…?!”
I teraz nasuwa się pytanie – czy to w porządku?
No właśnie nie. Brać dziecka pieniądze na przechowanie (które najczęściej dostało w prezencie), żeby nie zgubiło i nie roztrwoniło na głupoty, a potem wydać je na wymyślony przez siebie cel – to nie jest w porządku! A dlaczego często tak właśnie się dzieje?
Bo rodzicom wydaje się, że dzieci to ich własność i mogą za nie decydować – w każdej dziedzinie życia, niezależnie od ich wieku oraz okoliczności.
Bo dorośli nie traktują (swoich) dzieci poważnie i na równi, lecz odwrotnie, na zasadzie “dzieci i ryby głosu nie mają”.
Bo rodzicom często wydaje się, że dzieci są im coś dłużne, w końcu każdego dnia łożą na ich utrzymanie, którego wartość rośnie wprost proporcjonalnie do wieku latorośli.
Bo dorosłym wydaje się, że zawsze wiedzą lepiej – czego ich dzieci chcą, potrzebują, o czym marzą i co dla nich jest lepsze.
I żeby nie było, że spadłam z księżyca, doskonale wiem, że dzieci generują spore koszty – sama mam dwoje. Ale decydując się na potomstwo, powinniśmy mieć tego świadomość, a wraz z nią poczucie, że nie możemy wymagać od nich, by spłacały nam wyimaginowany dług.
I nie twierdzę też, że rodzice nie mogą przeznaczyć pieniędzy swojej córki czy syna na ich nowe ubrania, buty, książki, przybory (przed)szkolne, czy remont pokoju. Wręcz przeciwnie, uważam, że to rozsądny pomysł. Tak samo jak odkładanie zaskórniaków do skarbonki i zbieranie na wspólnie obgadany cel, np. rower, komputer, wypad do jakiegoś parku rozrywki, obóz sportowy, czy rodzinne wakacje.
Sęk w tym, by o takich sprawach rozmawiać ze swoimi pociechami – normalnie, po ludzku, jak z bliźnim – a nie działać za ich plecami, pokazując tym samym, że nikt nie liczy się z ich zdaniem i uczuciami.
Tak, uczuciami. Sama z dzieciństwa pamiętam ten smak żalu, goryczy, a nawet złości, na wieść, że pieniędzy z urodzin czy komunii już nie zobaczę, bo rodzice kupili za to coś,co sami uznali za stosowne, np. słodycze. Swoją drogą, czy to nie jest hipokryzja bronić dzieciom, by wydawały swoje pieniądze na głupoty, a potem kupować im (a przynajmniej tak twierdzić) za to nic nie warte łakocie??
A propos komunii, przeczytałam kilka dni temu wpis pewnej mamy, która napisała, że “dziecko nie powinno dysponować pieniędzmi, nawet jeśli były jego prezentem”. A pod tym wpisem kilka komentarzy, prawiących o tym, że “przecież wyprawienie komunii dużo kosztuje, więc rodzice mają prawo odebrać dziecku jego pieniądze w ramach zapłaty…”
I tutaj nasuwa mi się jedno pytanie – dlaczego tak trudno jest niektórym mierzyć siły na zamiary?
Jeśli mnie nie stać na huczną imprezę, z całą wielopokoleniową rodziną, w wynajętym lokalu i podanym do stołu kilkudaniowym menu, to organizuję skromne przyjęcie, w gronie najbliższych osób, (w miarę możliwości) we własnym domu. Wydaję ile mam i nie muszę niczego podbierać dziecku.
Bo ciekawa jestem, jak Wy byście się czuli, Drodzy Rodzice, gdyby Wasz partner zorganizował Wam przyjęcie urodzinowe – niespodziankę – a potem żądał zwrotu poniesionych kosztów? Albo, gdyby wziął bez pytania Wasze pieniądze, ciężko zarobione lub wygrane na loterii – nieważne – i wydał je na własny użytek, twierdząc przy tym, że miał do tego prawo. Jak byście się czuli? Zapewne źle. Założę się, że złość by z Was kipiała i nawet nie dlatego, że jesteście biedniejsi o X zł, ale dlatego, że ktoś zrobił coś za Waszymi plecami.
Może więc warto o tym pomyśleć….
Pieniądze dzieci są ich więc oni decydują na co przeznaczą.. Albo składają sobie na jakiś wymarzony prezent albo wybierają wycieczkę i np. Same chcą sobie kupić bilet wstępu, paniątki. Większe sumy odkładają do skarbobki.
w ich skarbonce, a gdzie miały by być?
Ależ panie i panowie, nasi politycy robią dokładnie to samo! Traktują obywateli jak dzieci, które nie są w stanie same decydować o tym na co wydają swoje pieniądze. Łącznie opodatkowani jestem ponad 70%, czy reszta, która nam zostaje to tzw. kieszonkowe. Możecie z nim zrobić co chcecie.”To absurd, żeby ludzie sami decydowali na co wydają swoje pieniądze” – Małgorzata Sadurska PiS