Matka – była wariatka
Nigdy nie byłam spokojna – nie potrafiłam usiedzieć długo w jednym miejscu, ciągle gdzieś coś mnie gnało, za czymś goniłam. Za czym? A kto to wie… Nigdy nie byłam typem pokornej pensjonarki, wręcz przeciwnie, podarte jeansy z milionem agrafek, oczywiście tych największych z możliwych (nie wiem po co takie robią, chyba tylko do tych podartych spodni, bo spiąć coś tym nie sposób).
Początki WOŚP, więc oczywiście własnoręcznie wyhaftowane na owych spodniach serducho Orkiestry. Dziś to pewnie szczyt obciachu, wtedy było trendy. (Tak na marginesie, mamusie dziewczynek, planujecie je nauczyć szyć, haftować, robić na drutach lub szydełku?)
Milion warkoczyków na głowie, albo przeciwnie, natapirowane i wylakierowane, rozjaśnione jak tylko się dało. Paznokcie obowiązkowo na czarno, wymierzone równo 6 milimetrów, właściwie nie wiem dlaczego akurat 6, makijaż fioletowy, ciuchy byle jakie byle czarne.
Co dwa tygodnie w klubie koncert rockowy, oczywiście moja obecność obowiązkowa. Początkujące nikomu nieznane zespoły, czasem jakaś gwiazda, atmosfera zawsze tak samo świetna, ehhh, to se ne vrati….
Owszem przyznaję, czasem tęsknię za tym co było, brakuje mi tego pędu, wiatru we włosach, szczypty szaleństwa, taaak, czasem bym chciała wrócić do tamtych dni, ale tyko czasem.
Dziś, no coż, dziś… Makijażu zero, włosy proste, farby nie widziały od… właściwie nie wiem odkąd, może od liceum? Paznokcie góra dwa milimetry, tak na oko, już nie mierzę. Ciuchy? Byle jakie byle nie żal, dziecko robi co może żeby mi garderobę wykończyć, jak to dziecko. Na koncerty nie chodzę, podartych spodni nie noszę. Wieczory spędzam w domu.
Myślicie, że czuję się uwięziona? Oszukana przez los? Nic z tych rzeczy! Mam Duśkę, co mi więcej do szczęścia potrzeba? Banał? Być może, ale jakże prawdziwy!
Duśka nie jest dzieckiem przypadku, jest dzieckiem chcianym, wyczekanym, wymodlonym, jest dla mnie ósmym cudem świata i najpiękniejszym darem od Boga. Pojawiła się w moim życiu i wywróciła to życie do góry nogami. I wiecie co jest najciekawsze? Ja tych zmian kompletnie nie zauważyłam, ich świadomość dotarła do mnie jak zaczęłam wspominać, a wspominać zaczęłam przy okazji porządków w szafie :))
W podarciuchy już dawno się nie mieszczę, ale nigdy ich nie wyrzucę, są dla mnie symbolem fajnej młodości i sympatyczną pamiątką. No i jeszcze dowodem na to, że kiedyś było całkiem inaczej i że wcale mnie nie boli, że już nie jest. Powolnych zmian się nie widzi, a chociaż dziecko pojawia się nagle to dziewięć miesięcy to wystarczająco długi czas na zmiany, zmiany w pełni akceptowalne przez nas, przez nas powodowane, oczekiwane, wymuszane na innych, i co najśmieszniejsze, w ogóle nie zauważane. Wydaje się że nic się nie zmienia kiedy tak naprawdę zmienia się wszystko.
Przyznajcie się drogie mamusie, też macie tak jak ja? Bo ja nie potrafię odtworzyć żadnych wspomnień sprzed ciąży zgodnie z prawdą. Wszędzie widzę przy sobie dziecko, nawet w szkolnej ławie :)) Patrzyłam na Duśkę jak się urodziła i nie wierzyłam, że ma jeden dzień. W moim pojęciu była od zawsze, czyli na tych koncertach rockowych też musiała być… jak ona to wytrzymała?
Dziecko wywróciło całe moje życie do góry nogami i zrobiło to tak subtelnie, że w ogóle tego nie zauważyłam, czyż to nie cudowne? Czyż nie pięknie natura to urządziła?
Dziecko nauczyło mnie opanowania i cierpliwości, muszę taka być, bo im bardziej ja się denerwuję tym bardziej Duśka jest niespokojna. Nie wolno mi wybuchnąć nawet jeśli potrzebuję. Kiedyś bym eksplodowała, dziś biorę głęboki oddech i przywołuję uśmiech na twarz. I dobrze mi z tym.
A napisałam to wszystko po to, żeby nikt nigdy nie powiedział, że dziecko może komuś zrujnować życie. Nie może, to fizycznie niemożliwe, nie ma w przyrodzie takiej opcji.
Myślę, że mamusie się ze mną zgodzą, a przyszłe mamusie muszą uwierzyć na słowo. Albo… sprawdzić :))
ja czuję, że moje życie nie przewróciło się do góry nogami, przecież jest tak od zawsze 😉
A tak na serio to nie brakuje mi tego co było kiedyś, dowodem jest to, że o niektórych rzeczach myślę jakbym robiła je wczoraj, a w rzeczywistości minął kawał czasu 🙂
Co do szydełkowania, szycia czy innych robótek- jasne, że będę ją uczyła- jak tylko sama się nauczę 😉 hihi
Coś w tym jest. Część sytuacji brakuje. Moja rewolucja zaczęła się od straty pracy, więc nie bylo to takie płynne 😉 ale też mam wrażenie, ze lutek jest od zawsze 😉
Pomijając ten króciutki wątek o rozjaśnianych włosach,czarnych paznokciach i rockowych koncertach 😉 mogłabym się pod tym tekstem podpisać!! 🙂
Przelałaś moje myśli i odczucia na tę stronę Mirello 😉 :*
ja aż taką rockmenką nie byłam, ale też moje życie się zupełnie przewróciło do góry nogami a mimo to ciężko mi przypomnieć sobie chwile bez Adiego … seks bez myślenia o tym czy zaraz sie nie obudzi … kąpieli bez czekania czy nie będę musiała iść go nakarmić czy gotowania obiadu bez „wisielca” przy nogawce spodni 😉 to jest takie oczywiste i normalne, że już nie pamiętam jak było wcześniej … tego po prostu nie ma 😉
Świetny artykuł, czytałam to jak swój pamiętnik, oczywiście do slowa Duśka 🙂
Bardzo fajny tekst. Moje życie także się zmieniło ale nie zamierzam rezygnować z tego co naprawdę lubię. Ja nadal chodzę na koncerty rockowe, mam zamiar pozostać przy wypadach z T na zloty motocyklowe czy też jeździć na Przystanek Woodstock. Nie będą to już tak częste wypady jak kiedyś, gdy jeździło się na każdy zlot i tylko przeszukiwało internet w poszukiwaniu kolejnych koncertów, ale na tych ulubionych, wybranych mamy zamiar nadal się pojawiać. Glany zostały już tylko jako pamiątka (zrobiły się jakoś zbyt ciężkie 😉 ) ale w szpilki też raczej nie wskoczę, nie mój styl. Powyciągałam kolczyki ze wszystkich 6… Czytaj więcej »
Mirella kolejny super tekst 🙂 Moje życie też bardzo się zmieniło..ale niczego nie żałuję…przeżyłam to co swoje i po prostu przyszedł czas na zmiany. Zostaną mi piękne wspomnienia-te szalone i cudowne czasy na zawsze zostaną w mojej głowie. Teraz spełniam się jako mama i dobrze mi z tym 🙂
Mi nie brakuje niczego z przed pojawienia się Kuby nawet jako fasolki, bo nie ma tak na prawdę czego brakować. Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, ale za to robiłam dużo rzeczy na raz i ciągle pracowałam. Może jedynie tęsknie za dniem oddechu dla siebie, nie godzinki, czy dwóch, bo od 3 lat i trochę jestem praktycznie 24 h na posterunku, nie przespałam ani jednej nocy. Prosiłabym tylko o jeden dzień w którymś ktoś by mnie wyręczył w wielu obowiązkach… Po za tym zawsze twierdziłam – ku zaskoczeniu wszystkich, szczególnie koleżanek na studiach, że jak dla mnie mogła by powstać szkoła… Czytaj więcej »
JAk czytalam to mi sie geba smiala od ucha do ucha 🙂 Ty biegalas w podarciuchach a ja zkrokiem przy kostkach i wielkimi kolami w uszach 😛
Super artykuł, oczywiście się wzruszyłam, nie mogę się doczekać kiedy mój świat się wywróci 😀
Jakbym czytała częściowo o sobie. Ja też byłam szalona, chodziłam w podarciuchach, glanach lub trampkach 😉 Chodziłam na rockowe koncerty, sporo imprezowałam 😉 Zmiany nastąpiły i ich nie żałuję, choć czasem wspomienia wracają i chciałoby się wrócić do tamtych czasów 🙂 Ja nadal się maluję, nadal imprezuję, nadal wychodzę, ale już nie w takim wydaniu jak kiedyś – z umiarem 🙂 W życiu przychodzi taki czas, kiedy trzeba przystopować. Ja tak zrobiłam, choć nie w całości. Uwilebiam spędzać wieczory w domu, ale lubię od czasu do czasu wyjść 🙂 I nie widze w tym niczego złego, dziecko przecież smacznie śpi,… Czytaj więcej »