Miłość na talerzu, a talerz na ścianie – czyli o byciu mamą niejadka
Jestem wypoczęta i uśmiechnięta, jak zwykle Królowa w swojej kuchni… z gracją obracam się między naczyniami, piękne i lśniące ingrediencje z łatwością przemykają miedzy moimi palcami niczym nuty w symfonii, zgrane i z polotem wpadają do garnka, łącząc się nie w potrawę … a istną poezję …
…ten sen prysł wraz z pojawieniem się małej rozkrzyczanej mini-plujki. Kiedyś zakochana w smakach kucharka-amatorka, przeistoczyła się w sfrustrowaną Panią z domowej stołówki… Wbrew wyidealizowanym wyobrażeniom wraz z pojawieniem się Dziecka, zmieniło się wszystko – nawet tak prozaiczne czynności jak gotowanie. Powodem takiej rewolucji jest chroniczny brak czasu, sił i często brak docenienia… Coś co kiedyś sprawiało wiele radości, dziś często staje się koniecznością wynikającą z piramidy potrzeb.
Ale abstrahując od codziennych zgryzot młodej mamy, powrócę teraz do tematu przewodniego…
… Gdy wyobrażałam sobie siebie jako mamę, wiedziałam już że bardzo ważnym elementem naszego nowego życia będą posiłki – wymarzyłam sobie gdzieś po drodze, że moje dziecko będzie chętnie próbowało różnych rzeczy, a my jako rodzice będziemy umożliwiali zabawę smakiem i odkrywanie kulinarnych sekretów. Może wynikało to po części z moich kaprysów i fanaberii kulinarnych (sama od małego brzdąca miałam swoje wymysły, z którymi nie umiem wygrać nawet jako dorosła kobieta – nie jestem w stanie przekonać się do spróbowania rzeczy, których nawet nigdy nie jadłam – ale gdzieś w głębi jestem przekonana o ich obrzydliwości – choć nie nie mam pojęcia jak smakują :P)
Chcąc wychować małego Kosmopolitę, godnego XXI wieku – zapragnęłam dbać o rozwój talerzowych podróży mojego Szkraba…
… Jak się jednak domyślacie, potem przyszedł czas weryfikacji i choć pierwsze „łyżeczki” czegoś nowego wyglądały naprawdę obiecująco, bardzo szybko wyszło szydło z worka…
… Klara okazała się być Niejadkiem – i to nie pierwszym lepszym, ale zatwardziałym fanatykiem tego ruchu! Poniekąd przyniosło to przyspieszenie rozwoju mowy – bo zaskakująco szybko, jako ledwo gęgający bobas, donośnym głosem potrafiła wykrzyczeć idealnie wyartykułowaną wiązankę do rodziców: ” NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE !!!!!! ( pomnożyć przez nieskończoność)
A my… no cóż, zamieniliśmy się w poczciwych zatroskanych staruszków…
Mimo wielu starań Mamusi i Tatusia kolejne posiłki kończyły się tak samo – czyli się nie kończyły…
Słoiczki – NIE !
Kaszki- w życiu!
Owocki- phi!
Obiadki- Ble!
Mamusia do garów! – jarzynki, kolorki, duperelki, wzorki i kisielki – talerzyk, a może łyżeczka w innym kolorze, a może konik do zabawy, a może bajka odwróci uwagę i trochę się uda wepchnąć? Terefere- chlast—> ŚCIANA!!!
Mamusia się uśmiecha (choć nie wiedzieć czemu zęby jej się jakby ścisnęły)- przecież ma tyle czasu i chęci, że ze śpiewem na ustach umyje tą ścianę, a potem i podłogę…
I jaki z tego morał?! Choćbym z ziemniaków ulepiła replikę Pałacu Kultury i postawiła na cukierkowej ulicy – jak Klara nie ma ochoty jeść to nie zje!
I bynajmniej nie jest to kwestia rozkapryszenia – czasem ma ochotę i ładnie zjada- a czasem (ta opcja niestety występuje nieco częściej) nie ma i choć potrawa sama w sobie jej smakowała, to nie otworzy nawet paszczy!
Szczęście w nieszczęściu….
-
Z pozytywów jakie nas spotkały, można kilka wymienić:
· Klara nie rozsmakowała się w pluciu :)
-
Dyscyplinę olimpijską rzutu talerzem udało się ukrócić – choć rzut w dal sztućcami nadal występuje – to taki sposób na próbę zakończenia posiłku – no przecież sami ciągle trujemy, że z ziemi się nie je!
-
Dużym powodzeniem cieszy się ostatnio samodzielne jedzenie – choć Mama po zakończeniu robienia zdjęć Małego brudasa, ma ochotę uderzyć kilka razy głową w ścianę na myśl o sprzątaniu, przebieraniu….
Rodzicu, co włosy z głowy też rwiesz:
-
W miarę możliwości – wyluzuj :) Zdrowy Maluch, który ma dostęp do jedzenia z głodu nie umrze – tak to czasem bywa – nasza córa jest zdrowa i choć od początku jest na wagowym szarym ogonku siatki centylowej, nikt na to nic nie poradzi!
-
Nie rób wokół „jedzenia” domowego końca świata – stanowczo odradzam wpychanie na siłę i awantury – tudzież kłótnie o jedzenie – to tylko utrwali u Niejadka negatywne sygnały, które dziecko powiąże z jedzeniem – a w efekcie będzie dopiero katastrofa!
-
Pamiętaj, że dziecko jak każdy ludzik stąpający po tym świecie może nie mieć akurat na coś ochoty!
Bycie rodzicem Niejadka, to ciężki kawałek chleba, bo choć wiem o wszystkim co sama powyżej napisałam, nie raz i nie dwa przemyka mi przez głowę – „przecież ona musi coś zjeść ” i na chwilę, choć na szczęście w myślach, zamieniam się w „babcię – nadskakiwaczkę”: „a może by tak siamto i owamto…”
Ale uwierzcie, nie sądziłam że tyle radości może przynieść, od czasu do czasu opróżniony talerz!
Adrianek ma 8 miesięcy i jak narazie (odpukać w niemalowane) zjada praktycznie wszystko co mu przygotuję, jedzeniem słoiczkowym raczej gardzi, choć od czasu do czasu zje jak Mama zrobi sobie dzień wolnego i nic nie ugotuje ;) ciekawa jestem czy tak zostanie czy może będę musiała się równie mocno gimnastykować aby mały opróżnił talerz? Oby nie…
U nas etap „niejadka” występuje od czasu do czasu, lub niechęć do danego posiłku- czasem przez kilka dni mleko jest bee, czasem obiadki. Ale jako doświadczony niejadek z długim stażem, wiem „z czym to się je” ;) i chyba dzięki temu nie panikuję. Z resztą zasada „jak zgłodnieje to zje” nie jest nam obca.
Brawo za radę ' wyluzuj'. Zawsze zal mi było rodzicow którzy dawali dzieciom co do grama jedzenie, skakali z nim wokół wagi i przeżywali, że w ciągu tygodnia nic lub niewiele przybrało, 'a bo siatka centylowa'. Moje dziecko dostaje wybór zgodnie z BLW z mojego talerza. I pewiem szczerze latwiej mi zebrać kawałek kalafiora czy ziemniaka już miałabym sprzątać papke. Zresztą co to za przyjemnosc jeść coś co wygląda i w większości smakuje tak samo? Nie dam dziecku nic czego ja bym nie zjadła( no dobra. Awokado dałam ;) a sama nie przepadam,a córce smakuje). I co najważniejsze nie dotuje… Czytaj więcej »
Mialo być osobno ;) glupi słownik ;)
I mam nadzieję, że nie przyszło Wam do głowy kupić syropku, by niejadek zjadł obiadek :P
Madziu dobrze, że o tym piszesz… Jakież było moje zdziwienie gdy pierwszy raz usłyszałam tą reklamę??? w kraju w którym lekarze trąbią na alarm bo pierwszoklasiści mają już ogromną nadwagę – swoją drogą co będzie jak dorosną – a im starsze osoby tym statystyki są gorsze, ktoś wpada na pomysł podawania syropku na zwiększenie apetytu…
Niestety, ale mam nadzieję, że ten syrop jest na receptę :)
A swoją drogą spora część rodziców uważa swoje dzieci za niejadków, a jakby zrobili eksperyment i za każdym razem taką samą porcję proponowaną dziecku w ciągu dnia odkładaliby, to uzbierałoby się pewnie pół sklepu i w rezultacie okazałoby się, że dziecko jest przekarmiane : Polecam, jeśli ktoś ma wątpliwości :D
Ja również wychodzę z założenia, że dziecko ” zje jak zgłodnieje”. Nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś umarł z głodu po jedzeniu tylko wybiórczych potraw, albo ich mniejsze ilości. Choć nie powiem- to miłe uczucie, gdy talerzyk mojego synka pustoszeje w ciągu minuty :)
u nas w ciągu minuty to talerzyk pustoszeje tylko w jeden sposób :D
My też mieliśmy etap 'niejadka' i mam nadzieję, że już nie wróci. Myślę, że była to reakcja na pojawienie się młodszego braciszka w naszym domu- co potwierdziła też lekarka. Trochę to trwało, zanim córcia zaczęła znów jeść. Też skakaliśmy- a może to zjesz, a może tamto… Wszystko było na NIE. No czasem był wyjątek i na spacerze zjadła kromkę chleba czy suchą bułę. Siedząc 'pod domem' na ławce, czasem i kilka łyżek obiadu zjadła. Jadek…Niejadek…w efekcie końcowym wylądowaliśmy u lekarza bo córcia dziwnie też zaczęła się zachowywać- jak nie ona (a jest wulkanem energii). Nagle ucichła, ciągle by spała, nie… Czytaj więcej »
Czasem takie „nadskakiwanie” daje zupełnie inny efekt, takie troche „za złość mamie odmrożę sobie uszy”
My jesteśmy na etapie „niejadka” zacząło się wraz z górnymi 1. Wyszły kilka dni było ok i znów mamy marudzenie przy talerzu i chęć ucieknięcia z krzesełka. Teraz idą nam górne 2 :( Nie wciskam na siłe, synek zje kilka łyżek niechce to nie jak zgłodnieje da znać jak nie to sama za jakiś czas robie podejście nr 2. Nadrabia mlekiem, kaszką i wcinaniem chleba (masuje sobie nim dziąsła ;P) Niekiedy wciągnie cały obiad bez marudzenia a nie raz na sam widok jedzenia juz zaczna kombinowac jak tu zwiac mamie. Wtedy mały bawi się a ja z doskoku w ruchu… Czytaj więcej »
jednym słowem zjada wszystko, tylko nie obiad :P
Przez długi czas byłam dumna ze starszego syna, że jadł wszystko. Nie było potrawy, która mu nie smakowała. Zgodnie z filozofią, że jedyne, co u dziecka jest pewne, to zmiana – to się zmieniło. Początkowo byłam tym trochę sfrustrowana, ale potem „odpuściłam”. Spodobało mi się pewne zdanie, zaprezentowane w książeczce, która wpadła mi kiedyś w ręce „Rodzice w akcji”: „to dziecko ma mieć interes w tym, aby zjeść, a nie rodzice.” A co a tym idzie – konsekwencja rodziców, czyli: zero podjadania między posiłkami i wspólne pory posiłków. Mieliśmy etapy jedzenia tylko kanapki z serem żółtym i keczupem albo tylko… Czytaj więcej »