Podróże 1 grudnia 2017

Czy wiesz, kto opiekuje się twoim dzieckiem podczas wycieczki?

Dzieciaki kochają wycieczki szkolne. Oczywiście głównie dlatego, że omijają je lekcje. Dla nauczyciela jest to spore wyzwanie logistyczne, sam z całą klasą nie pojedzie. W zależności od liczebności klasy i sposobu przemieszczania się potrzebuje co najmniej jednego lub dwóch opiekunów wycieczki. No i na ogół pada na rodziców…

Opiekunem wycieczki szkolnej, zgodnie z rozporządzeniem MENiS z 8 listopada 2001 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki krajoznawstwa i turystyki (Dz. U. z 2001 r. Nr 135, poz. 1516) – § 12 pkt 5; § 13 ust. 1; § 13 ust. 2. nie musi być nauczyciel, może być nim dowolna osoba pełnoletnia, o ile dyrektor szkoły wyrazi zgodę na pełnienie przez nią funkcji opiekuna wycieczki. Wbrew krążącej plotce, taka osoba nie musi kończyć żadnych kursów ani przechodzić szkoleń. „Zatrudnianie” rodziców jest łatwiejsze logistycznie, mniej nieobecnych w szkole nauczycieli to mniej zastępstw do zorganizowania. No i rodzic jedzie za darmo, tzn. szkoła mu nie płaci 😉 Tak gwoli ścisłości, opiekunowie na ogół nie płacą za obecność na wycieczce. Kina i muzea przewidują darmowe bilety dla opiekunów.

Przyznam się Wam, że byłam na kilku wycieczkach z klasą Duśki. Ogólnie spoko. Klasa mała i dość poukładana, nie ma dzieci sprawiających problemy. Poza tym dzieciaki małe i raczej się słuchają. A nawet jak nie, to łatwo je przywrócić do pionu. Ale nie jestem pewna, czy za kilka lat będę miała ochotę i odwagę brać na siebie takie ryzyko. Bo to jednak jest ryzyko, a dzieciaki im starsze tym… no niekoniecznie głupsze, powiedzmy, że bardziej szalone.

Opiekun wycieczki to nie jest figurant. Spoczywa na nim nie tylko obowiązek dbania o uczestników wycieczki, ale i odpowiedzialność w razie (odpukać!!) jakiegokolwiek nieszczęścia. I nie da rady się wykręcić tekstem: „Ale ja tu byłem nieoficjalnie/przypadkowo/przejazdem”, opiekun wycieczki bowiem musi poświadczyć własnoręcznym podpisem, że jakby co, to kładzie głowę pod topór. Dokładniej rzecz ujmując, poświadcza, że w określonym czasie bierze na siebie odpowiedzialność za uczestników wycieczki.

Paragraf 13 wspomnianej ustawy w punkcie 2 szczegółowo określa obowiązki opiekuna. I tak opiekun wycieczki:

  1. Sprawuje opiekę nad powierzonymi mu uczniami.
  2. Współdziała z kierownikiem w zakresie realizacji programu i harmonogramu wycieczki lub imprezy.
  3. Sprawuje nadzór nad przestrzeganiem regulaminu przez uczniów, ze szczególnym uwzględnieniem zasad bezpieczeństwa.
  4. Nadzoruje wykonywanie zadań przydzielonych uczniom.
  5. Wykonuje inne zadania zlecone przez kierownika.

Niby nic takiego, ale warto wiedzieć, że w przypadku niedopełnienia tych obowiązków, rodzic będący opiekunem wycieczki, naraża się na odpowiedzialność karną i cywilną. Z odpowiedzialnością karną musi się liczyć, jeśli narazi ucznia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. O ile do takiej utraty dojdzie (splunąć i odpukać!!) ma przegwizdane po całości. Oprócz procesu karnego uczeń (jeśli jest pełnoletni) lub jego rodzice mogą wytoczyć opiekunowi proces cywilny i zażądać zadośćuczynienia.

Przy tym wszystkim opiekun wycieczki ma tylko jedno prawo: prawo do bycia rzetelnie poinformowanym o zakresie obowiązków. Na niepokornych uczniów nie ma żadnej sankcji, może co najwyżej lecieć do nauczyciela na skargę.

Właściwie jak tak czytam, co napisałam, to się zastanawiam, co mnie za każdym razem kusi, żeby tym opiekunem zostać. Pewnie te błękitne oczy Duśki i jej: „Mamusiuuuu, pani powiedziała, że potrzebni są rodzice na wycieczkę, zgłosisz się? Proooooszęęęęę.”

 

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aga Rodzanica Urbanek

mój mąż jest przewodnikiem na takich wycieczkach i grupy bywają naprawdę różne. Niestety opiekunowie czasami nie wywiązują się z swoich ról

W roli mamy - wrolimamy.pl

Sporo ryzykują

Ewa Klepczarek
6 lat temu

Ciężko mi teraz zliczyć wszystko…ale dziesiątki wycieczek i obozów. Najgorsze przeżycie, to atak padaczki ucznia. Ale i tak uwielbiam wyjeżdżać z młodzieżą.

Milena Kamińska
Milena Kamińska
6 lat temu

Ja wyjeżdżam na wycieczki ze swoją klasą jako wychowawca i te jednodniowe i trzydniowe a także biwaki pod namiotem czy nocowanie w szkole. U nas praktykuje się to, że opiekunami są nauczyciele. W mojej klasie na wycieczki kilkudniowe jedzie dwoje rodziców ze względów na niepełnosprawność swoich dzieci i jadą jako uczestnicy a nie opiekunowie. Na takich wycieczkach nie ma spania jest czuwanie, wracam padnięta, dbam o 100 razy bardziej niż o swoje dzieci, jestem o wiele bardziej czujna i ostrożna. Takie wycieczki to ogromna odpowiedzialność, tym bardziej jak przypomnę sobie co się robiło gdy było się dzieckiem 🙂

Na zakupach 30 listopada 2017

Cicha książka. Prezent, w którym kreatywna zabawa łączy się z nauką

Czego to rodzice nie zrobią dla szczęścia swoich dzieci, prawda? Począwszy od drobnostek, na przykład kupna ulubionego jogurtu na śniadanie, skończywszy na rzeczach wielkich, których wymaga dobro dziecka. Dziś chcę wam powiedzieć o rzeczy, czy też sytuacji pomniejszej, ale bardzo ważnej dla dziecka.

Wiemy, że trzeba czytać dzieciom, bo czytanie książek jest bardzo ważne dla rozwoju małego człowieka. Ale książka to nie tylko papier i litery ułożone w słowa. Ja chcę przedstawić wam książkę, która z literami ma niewiele wspólnego, ale opowie wam takie historie, o jakich tylko zamarzycie.

Cicha książka jest pomysłem, który zostawia daleko w tyle inne kreatywne książki dla dzieci.  Dziewczyny z Idea Toys, które tworzą ciche książki, twierdzą, że są one wspaniałą inspiracją do wspólnej zabawy i dzieciaki z każdym otwarciem odkrywają ją na nowo.

Cicha książka została stworzona z myślą o kształtowaniu zdolności poznawczych, wprowadzeniu w świat kolorów, kształtów, wielkości, liczb i liter. Jej  twórczynie przedstawiają ją jako genialne ćwiczenie motoryki małej i ruchów precyzyjnych. A co ja na to?

A ja na to “Yes!, Yes!, Yes!”. Akurat taką książkę trzymam w ręku i stwierdzam, że to, co zostało powiedziane o niej w zapowiedzi, to zbyt mało, żeby określić wszystkie jej zalety. 

Cicha książka, na moje oko, ma gabaryty małej poduszki typu Jasiek i podobną grubość, a mój najstarszy syn zdołał już się na niej położyć :). Wygląda niesamowicie, w dodatku wykonana została z przyjemnych w dotyku tkanin, głównie z bawełny 100%, z filcu poliestrowego oraz wypełnienia silikonowego. Co ciekawe, można książkę prać i prasować, choć zbyt wysokie temperatury mogą być dla niej zabójcze.

Wielki format sprawia, że dziecko jest w stanie dowolnie manipulować elementami, a znajdziecie tu rzepy, zamki, obrotowe wskazówki, napy oraz sznurówki. Kolory są piękne, nasycone. Wykorzystane różnorodne elementy ćwiczą różne umiejętności dziecka. Ja zamówiłam dla najmłodszego synka książkę złożoną z 8 wybranych przeze mnie stron, a na nich znajdują się:

  • na pierwszej stronie otwierana szafa z ubraniami i sylwetka chłopca – oczywiście ubrania można dowolnie zmieniać, przyczepiać,
  • druga strona książki to pacynki, które poza tym, że można przekładać z miejsca na miejsce, posłużą również jako elementy domowego “paluszkowego” teatrzyku,
  • trzecia strona zawiera różne kształty, które dziecko ma na celu przyporządkować do konkretnego miejsca,
  • czwarta strona mieści trzy buciki – jeden do ćwiczenia zapinania rzepów, drugi zapinany na napy, a trzeci do nauki wiązania sznurówek,
  • piąta strona, czyli zegar z ruchomymi wskazówkami oraz z liczbami, które można dowolnie przyczepiać na wyznaczonych miejscach na tarczy,
  • szósta strona to sympatyczna mordka hipopotama z otwieraną paszczą, obok której mieści się kubeczek z wyjmowaną szczoteczką do nauki mycia zębów,
  • siódma strona, czyli buzia chłopca z odczepianymi elementami twarzy – uśmiechem, noskiem, oczkami, fryzurą, uszami,
  • ostatnia – ósma – strona to wieloryb z otwieraną na zamek buzią, która skrywa rybki. Rybki można dowolnie umieszczać pomiędzy falami.

Mogę wam powiedzieć, że pomysł na cichą książkę jest prosty, a wykonanie genialne.

Naszyte elementy angażują dotyk, wzrok, zachęcają do odnajdywania nowych rozwiązań, kreatywnego myślenia. To, że książka nie ma liter nie jest żadną przeszkodą – każdy maluch jest w stanie wymyślać takie historie, o jakich jeszcze świat nie słyszał.

Cicha książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania pod kątem oryginalności i bogactwa elementów, które wspierają dziecięce umiejętności oraz ich wykonania. Jest szyta na maszynie i wszystkie jej elementy wykonano pieczołowicie. Książkę spersonalizowano – można wybrać inny kolor dla chłopca i dziewczynki. U mnie króluje połączenie granatu, białych kropek oraz szare tło. Miłym akcentem jest umieszczone na okładce książki naszywki z imieniem małego posiadacza.

Książka została pomyślana jako narzędzie edukacyjne oraz do zabawy dla młodszych dzieci, ale muszę przyznać, że gdy tylko otworzyłam paczkę, mój 7-letni syn od razu zrobił z niej użytek. Myślę, że wiek dzieci nie gra tu specjalnej roli, jak zawsze głównym wyznacznikiem jest wyobraźnia małego człowieka. Twórczynie książki  przestrzegają jednak, że dzieci poniżej 3 roku życia powinny korzystać z książki  wraz z rodzicami, ze względu na obecność odczepianych mniejszych elementów. 

Fakt, że Cicha książka kosztuje 240 zł, nie powinien was zniechęcać do jej zakupu. Ona jest w stanie zastąpić wam kilka innych zabawek edukacyjnych i książek, więc raczej potraktujcie ją jako jednorazową inwestycję w wielokierunkowy rozwój dziecka. To się zawsze opłaca. 

P.S. Moja rada przy okazji zbliżających się świąt. Jeśli zamarzy się wam taki upominek, poproście najbliższą rodzinę, żeby zamiast kupować kilka różnych zabawek, złożyła się razem z wami na taki prezent. 

Fot. Ż. Kańczucka

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta Marecka
6 lat temu

Szkoda, że moda na super kreatywne zabawki przyszła dopiero teraz, jak moje dziecko jest stanowczo za duże na takie rozrywki.

Niepoprawna Optymistka

Pięknie wygląda!

W roli mamy - wrolimamy.pl

i jest piękna 🙂 a wiesz, że dla dziewczynek, jeśli mają taką ochotę, może być w różu?

Żaklina Kańczucka
6 lat temu

Cicha książka jest absolutnie boska!

Maria Ciahotna
6 lat temu

Kiedyś już takie coś widziałam i baaardzo mi się podoba 🙂

Illuminated Apparel Polska

Może edukacyjne, interaktywne t-shirty? 😉 Dzieciaki tez się bawią w miarę cicho 😉

Emocje 29 listopada 2017

Nie mów głośno, czego pragniesz! Bo jeszcze się spełni…

Co lubią wszystkie lwice, tygrysice i inne domowe kotki? Oczywiście spełnione marzenia i wyczekiwane zmiany. Zacznijmy od tego, że zapragnęłam zmian w domu. Tzn., pragnęłam ich od dawna, ale moje syniątko przyspieszyło remont, wymazując całą ścianę w dużym pokoju ciemnym długopisem. Na hard, po całości, bez litości. Na jasnozielonej ścianie żaden bohomaz nie będzie wyglądał dobrze, więc zapadła decyzja – trudno, remontujemy!

No tośmy zaczęli remont. W niedzielę rano wyjechały meble z pokoju, podłogi zostały pokryte folią malarską i zaczęła się zabawa. Miało być prosto, ale sprawa się rypła. Ze ścian odeszła farba, trzeba było skrobać wszystko! Trzy dni ze szpachelką zmiękczyłyby największego twardziela. Ale mój chłop ambitny, dał radę. Później poszedł grunt, w miejsce dawnego przejścia do kuchni regips, gładź na ścianę i jej ścieranie, plus zakładanie kątowników przy oknie. O matko bosko, jaki przy tym syf!

Dalej, czas na sufit. My tu farbę, a on wziął i odpadł! A więc na nowo – skrobanie, gładź, ścieranie i malowanie. Kilka dni obsuwy w plecy, nic nie poradzisz. Mija tydzień, a przed nami było kilka dodatkowych dni orki na ugorze…

Tymczasem wypowiedziałam na głos życzenie – jak ja chciałabym odpocząć. No i masz, następnego dnia od rozpoczęcia remontu (i kilka następnych) leżałam w łóżku, z gorączką, zapaleniem zatok i gardła. Żeby było mało, z dziećmi na kupie w małym pokoju, bez TV i innych “czasoumilczy”, w siódmym miesiącu ciąży i podczas zwykłego trybu pracy. Wytrwałam tak PIĘĆ dni, w których o mało nie skisłam. W czwartkowy wieczór uśmiechnęłam się do męża, mówiąc – może jutro, przy okazji piątku, spokojnie odpocznę….

Tak, odpoczęłam – w nocy zaczęły się wymioty i biegunka, koncert naprzemienny, na który bilet ufundowały rotawirusy. Nie, nie było mi do śmiechu, raczej bardziej do płaczu, gdy nie wiedziałam, co nagli bardziej – żołądek czy jelita. Po raz pierwszy od roku, wzięłam wolne w pracy i zmieniłam się w ciężarne zoombie, do którego każdy bał się podejść.

Każdy, poza moim średnim synkiem, Wojem.

Akurat okupowałam WC, Woju słyszał jak się męczę i chciał mnie przytulić, nie otworzyłam mu, bo wiadomo… atmosfera i widoki, a on stoi pod drzwiami i mówi:

Mamo, otwórz, ja się twojej kupy nie boję …

słysząc to, starszy, Bartek odpowiada – nie idź tam, bo śmierdzi!

Na to Woju z wyrzutem  – ciszej, bo sąsiedzi usłyszą!!!

Kurtyna!

Dziś już wiem, że pewnych życzeń bezpieczniej jest na głos nie wypowiadać. Bo się spełnią 🙂

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close