Ostatnie tygodnie ciąży to czas kiedy masz już serdecznie dość i chcesz mieć już to za sobą!
Ciąża trwa stanowczo za długo. Dziewięć miesięcy ciągłych zmian, burz hormonalnych, różnych dolegliwości, zakazów i nakazów, zdaje się być czasami niekończącą opowieścią. Szczególnie ostatni trymestr. W tym okresie każdy tydzień trwa jakby dwa razy dłużej i potrafi nieźle uprzykrzyć życie ciężarnej. I nie tylko jej… 😉
Ja co prawda nie miałam w żadnej ciąży większych powodów do zmartwień (mimo, że dwie poprzednie były zagrożone) i według wielu osób zostałam stworzona do bycia w stanie błogosławionym oraz rodzenia dzieci, ale tak czy siak różne dolegliwości mi dokuczały. I dziś będąc już na finiszu – do rozwiązania zostały mi teoretycznie niecałe dwa tygodnie – stwierdzam, że ta ciąża najbardziej mi dokuczała. Szczególnie ostatnie tygodnie, które każdego dnia, na przemian, serwują mi takie dolegliwości jak…
Problemy ze snem – wydawałoby się, że po pracowitym dniu, jak wskoczę do łóżka, zapadnę w głęboki sen. A tymczasem budzę się dziesiątki razy bo… emocje i myśli szaleją w głowie, bo wiecznie pełny pęcherz każe wstawać i ciągle go opróżniać, bo dziecko na przekór własnej matce w nocy staje się bardzo aktywne i kopie ile ma sił w nogach. A do tego ten coraz większy brzuch, który nie pozwala wygodnie się ułożyć i stwarza problemy podczas przewracania się z boku na bok, czy wstawania.
Puchnięcie nóg – w poprzednich ciążach miałam jakoś więcej szczęścia i ten problem mnie nie dotyczył. W tej niestety mnie dopadł, jakoś w 8 miesiącu i trzyma do dzisiaj. Szczególnie gdy w ciągu dnia dużo stoję, czy chodzę, wieczorami nogi nie dość, że podwajają swoją objętość to jeszcze bolą okrutnie – czasem mam wrażenie, że lada moment pękną mi żyły w piszczelach.
Zaparcia – ani przed ciążą, ani we wcześniejszych jej etapach nie miałam żadnych problemów z wypróżnianiem. Pewnie dzięki temu, że raczej staram się dobrze odżywiać, pić dużo wody i być aktywną – każdego dnia serwuję sobie około 4-5 kilometrowe marsze. Jednak w tych ostatnich tygodniach, zapewne przez to, że dziecko jest już duże i zajmuje w brzuchu sporo miejsca, przyszło mi borykać się z zaparciami. A wraz z nimi wróciła inna przykra dolegliwość – pamiątka po pierwszym porodzie – hemoroidy!
Zgaga – to dziadostwo męczy mnie okrutnie w każdej ciąży i żadna z polecanych metod na łagodzenie niestety u mnie się nie sprawdza. Pozostaje mi jedynie męczyć się i czekać aż to paskudne palenie przejdzie. Choć ostatnio (odpukać!) rzadziej mi dokucza, ale to pewnie zasługa położonego już niżej mojego dzidziolka.
Senność – myślałam, że uczucie ciągłego zmęczenia i chęć spania nawet na stojąco, dotyczy tylko pierwszego trymestru, a tymczasem okazuje się, że nie! I tak jak w poprzednich ciążach tego nie doświadczyłam, tak teraz, w ostatnich tygodniach, każdego dnia walczę z tym paskudnym uczuciem – bo niestety będąc już podwójną mamą nie mogę się w spokoju położyć kiedy najdzie mnie na to ochota.
Bóle pleców – to efekt dźwigania dodatkowych kilogramów, których siłą rzeczy przybyło. I nie pozostaje mi nic innego jak czekać, aż maluch przyjdzie na świat, odciążając w ten sposób przynajmniej w połowie mój kręgosłup – w połowie, bo później trzeba będzie tego szkraba nosić na rękach póki nie stanie się mobilny 😉
Skurcze nóg – nie wiem czemu, ale najczęściej pojawiają się w nocy i potrafią zerwać mnie z łóżka wprost do pionu. Od małego palca, przez łydki, uda, aż po pośladki – każdy centymetr moich dolnych kończyn doznał już w tej ciąży okropnego skurczu i bólu z tym związanego.
Nerwobóle – efekt uciskania dziecka na różne nerwy, czasem dokuczają bóle w okolicach pleców, innym razem w kroczu, a jeszcze innym promieniują wzdłuż nogi, przysparzając tym samym niemałych problemów z poruszaniem się. Rady na to nie znalazłam, pozostaje mi więc jedynie czekać, aż maluszek się przesunie i przestanie uciskać.
Nudności – to uczucie męczy mnie od dobrych kilku tygodni i daje znać, że finisz coraz bliżej – w poprzednich ciążach też mi dokuczały nudności, tyle że na kilka dni przed porodem, nie tygodni. Teraz więc bardziej mi ta dolegliwość uprzykrza życie, ale pocieszam się, że już naprawdę niewiele mi zostało i niebawem wszystko minie 😉
Rewolucje żołądkowo-jelitowe – podobnie jak nudności, pojawiają się u mnie w każdej końcówce ciąży, pojawiły się więc i teraz. To znak, że moje ciało przygotowuje się do porodu i wbrew pozorom – mimo, że źle się przez to czuję – napawa mnie to niemałym optymizmem.
Skurcze przepowiadające – z każdym dniem jest ich coraz więcej i coraz mocniej dają o sobie znać. Początkowo pojawiały się tylko w trakcie lub po jakimś wysiłku, teraz już nie zważają na to co robię. Wybudzają mnie w nocy, na zmianę z pełnym pęcherzem i coraz bardziej doprowadzają do szału, bo coraz częściej zastanawiam się – kiedy nadejdzie „godzina zero”??
A nie będę ukrywać, że chciałabym, by nadeszła już teraz, bo mam serdecznie dość tej ciąży i wszystkich dolegliwości. Jestem zmęczona i znudzona tym stanem. Tęsknię za swoją dawną sylwetką, za płaskim brzuchem, za smakiem zimnego piwa, za przedciążowymi ubraniami i w ogóle za tym wszystkim co mogłam, a teraz nie.
I im bliżej terminu porodu, tym bardziej wnerwia mnie to ciągłe zastanawianie się – kiedy to nastąpi?? Gdzie się zacznie akcja (w domu czy miejscu publicznym)?? I w ogóle JAK to będzie?? Dlatego chcę już szczęśliwego zakończenia. Chcę mieć to z głowy!
Etap końcowy miałam w lecie … Było mi duszno i cały czas gorąco nie do wytrzymania w ogóle .. Ciężko i źle … Pojechałam do szpitala w dzień terminu i myślałam co mi się w tym domu nie podobało ? Jak w szpitalu gorszy ukrop niż na dworze
Zimą w szpitalach też jest gorąco , szczególnie na oddziałach noworodkowych, bo grzeją jak opętani ? Ale przynajmniej człowiek się trochę schłodzi jak wyjdzie na zewnątrz 😛 😉 ? A latem, faktycznie lipa po całości 😛 ?
Okropna zgaga, no i nie mogłam spać w ulubionej pozycji czyli na brzuchu
Też uwielbiam spać na brzuchu i ubolewam nad tym, że nie mogę… Ale już niedługo! ?
Gorąco! W sypialni mam okno uchylone bo nie wyrabiam Na dworze mróz, w domu 26 stopni a mi mega gorąco Do tego spać nie mogę. Zasnełam po 22 i o 1 się obudziłam. Póki co chyba zacznę liczyć barany Do terminu tydzień a dzieć uparcie siedzi w środku i ani myśli, żeby wyjść Po kim to takie uparte to nie wiem
26 stopni???? Nic dziwnego, że ci gorąco 🙂
Ja mam 21 stopni i jak coś robię – sprzątam, gotuję – to wyłączam ogrzewanie bo mi za ciepło 😛
Ja miałam nudności i puchły mi nogi :(.