Koleżanka Żaklina namawiała i namówiła, postanowiłam się ruszyć z kanapy i ja. No dobrze, wstałam i co dalej? Dalej poszłam do kuchni po kawę, kawa to podstawa, bez kawy myślenie nie idzie. Wróciłam z kawą i zrobiłam szybki rachunek sumienia, zastanowiłam się co lubię, czego nie lubię, co mogę, czego nie, no i najważniejsze co mam realnie w zasięgu ręki.
Najbardziej lubię pływać, niestety nie mam gdzie, na basen daleko, poza tym codzienna wyprawa to codzienne koszty, trochę drogo mi wyjdzie, no i wiadomo jak to jest z codziennymi wyprawami dokądkolwiek z dzieckiem. Zresztą z dzieckiem na basenie to może i bym się popluskała, ale z pływaniem to gorzej, a zostawić jej nie mam z kim. Biegać bym mogła ale nie lubię, zmuszać się nie będę. Fitness też nie bardzo, jednak świeżo przebyta operacja trochę mnie ograniczała. Została mi ostatnia opcja – rower. Jeździć lubię, postanowiłam podratować kondycję w ten sposób.
Z zakładaniem kasku się nie wygłupiałam, nie mam nawet. Tak wiem, że to dla bezpieczeństwa i za to się mandat należy, trudno, nie używam. Sprawdziłam czy rower ma wszystko czego potrzebuje i on i ja i w drogę. Podstawowym wyposażeniem roweru, poza kołami, pedałami i kierownicą, jest dla mnie lusterko. Nie umiem jeździć bez lusterka.
I tu mała dygresja. Kiedyś dawno temu, dostałam na komunię rower. Z lusterkiem, bo wtedy jeszcze było to w standardzie, nie jak dziś w kategorii fanaberii. Tamto lusterko było idealne, nie za duże nie za małe, stabilne, i dawało się ustawić tak dobrze, że mogłam patrzeć tylko w lusterko i jechać prosto, odległość od krawężnika zachowywałam wciąż tę samą. Nie miałam też problemu z martwymi punktami, jeżeli w lusterku nic nie widziałam, znaczyło to że nic za mną nie jedzie. Dziś nie mam już tak dobrze, nie wiem, może mam pecha. Wypróbowałam wiele lusterek, wszystkie nadają się rozmiarem na lusterka do puderniczki, o ich idealnym ustawieniu mowy nie ma, o stabilności tym bardziej, choćby nie wiem jak mocno były przykręcone na byle nierówności przestawiają się, nie wiem na czym to polega. Ustawić też nie umiem, samochód ginie mi w lusterku i dopiero po chwili widzę go kątem oka. Jak znacie dobrą firmę lusterkową albo wiecie jakiego sposobu użyć, żeby ustawić lusterko dajcie znać. Chociaż myślę, że to wina lusterka nie moja, skoro umiałam ustawić jak miałam dziesięć lat, to czemu teraz nie umiem?!
No i tak oto pewniej wiosennej niedzieli pierwszy raz po zimie i po operacji więc z drżeniem serca jak to będzie, obiecując mężowi że nie będę się forsować i daleko nie odjadę, ruszyłam w trasę.
Nasłuchałam się o naszych drogach jak to są beznadziejnie zbudowane, jak bez pomyślunku, że 20 km, drogi, 20 wertepów. Ha, dobrze by było, może bym trafiła na 20 km równego asfaltu. Niestety, u mnie w mieście jakość drogi zmienia się średnio co 20m, nie wiem o co w tym chodzi. Rozpędzić się za bardzo nie ma jak, jechać równo też ciężko, bo te wyrwy w asfalcie trzeba omijać. Przestałam się dziwić że rowerzyści jeżdżą jak pijani, sama tak jeżdżę.
Trasa zaprowadziła mnie pod górkę, gładki idealny asfalt, marzenie każdego rowerzysty, optymistycznie założyłam, ze przy zjeździe też tak będzie bo niby czemu nie? Nie wiem czemu, ale było zupełnie inaczej, na liczniku miałam 30 km co może nie jest obłędną prędkością, ale hamowanie przy tej prędkości i zjeździe z górki do atrakcji nie należy. Jazda slalomem też ryzykowna, bo jak mówiłam, lusterko żyje swoim życiem, skąd mogę wiedzieć czy ktoś za mną nie zjeżdża?
To czego mi w rowerze zabrakło to kierunkowskazu. Nie wiecie czasem, czy to się da domontować? Zjeżdżałam z górki i skręcałam w prawo, jak mam jednocześnie hamować i sygnalizować chęć skrętu?!
Jazda miała być przyjemnością, ale niestety, trudno mówić o rozkoszach jazdy gdy trzeba uważać by sobie zębów na wertepach nie powybijać.
Co jeszcze zauważyłam? Kierowcy odnoszą się do rowerzystów różnie. W zasadzie im rowerzysta bezczelniejszy tym większym szacunkiem go darzą. Na niepewnych wymuszają wszystko co się da i nie da. Na mnie też czasem próbują, ale ja na szczęście znam przepisy, wiem kiedy mam pierwszeństwo i wiem kiedy samochód musi mnie przepuścić. Nie znaczy to że nie uważam, nie każdy kierowca wie, że ja wiem. Nauczyłam się jeszcze jednej rzeczy, nie muszę przejeżdżać przez skrzyżowanie szybko tylko dlatego że za mną stoi samochód i czeka. Niech czeka, ja też muszę czasem poczekać. Moje bezpieczeństwo jest ważniejsze niż jego czas. Jeżeli widzę, że samochody z prawej czy lewej strony jadą na tyle szybko że nie zdążę to nie jadę, i nie obchodzi mnie że ten kierowca za mną by pojechał. Jego pech że stoi za mną, nikt mu nie kazał.
Zapytacie pewnie, dlaczego po ścieżkach rowerowych nie jeżdżę? Ano dlatego, że ich u nas jak na lekarstwo i akurat nie tam, gdzie ja jeżdżę. A po chodnikach? Po chodnikach nie jeżdżę dla zasady, skoro ja się denerwuję jak idę z Duśką do sklepu i wymija nas rozpędzony rowerzysta, to sama tego nie robię. Poza tym rowerzysta w pełnym rynsztunku, w stroju do jazdy, kasku, naramiennikach, nałokietnikach i nie wiem co tam jeszcze oni zakładają (ja nie, ja jeżdżę ubrana tak samo jak chodzę, oczywiście nie w spódnicy i szpilkach :) ), jadący po chodniku na rowerze którego cena przekracza średnią krajową jest moim zdaniem żałosny. Nie na tym polega uprawniane sportu.
Światła przy rowerze mam, owszem, ale wiadomo, że one są po to, by mnie było widać, nie by mi drogę oświetlały, od tego powinny być latarnie. No właśnie, powinny… Raz mi się zdarzyło wieczorem wyjechać, przekonałam się jak bardzo włodarze mego miasta na prądzie oszczędzają, latarnie zaczęły się zapalać kiedy było już prawie całkiem ciemno.
No i jeszcze jedna rzecz, niezbyt miła. Na swojej drodze spotkałam rozjechanego gołębia, srokę, wiewiórkę i kota. Bałam się jechać następny raz bo te nieżywe przeszkody są coraz większe!
No i jakoś tak wyszło, że odechciało mi się jazdy rowerem, chociaż lubię. To co miało być przyjemnością wywoływało u mnie tylko zgrzyt zębów, szkoda :(
Źródło zdjęcia: Flick
Droga koleżanko mam pytanie ile dokładnie oddajesz masła? Bo kostka masła ma 200g a kostka margaryny 250g. Jest to duża różnica przy kruchym cieście.
Nigdy nie robiłam z margaryną – tylko wiem, że jest też taka opcja.
Polecam kostkę masła, czyli 200g.
Mi ciasto ładnie się zagniotło przy całej kostce margaryny, czyli 250 g.
A podpiekasz spód? Z opisu to calowc odrazu.
Piekę całość
(także w serniku na kruchym ;))
Pozdrawiam!
wlasnie sie piecze ,ciekawe co wyjdzie ???