Emocje 6 listopada 2015

Religia w szkole – dlaczego przestała spełniać swoją rolę

Na pierwszą lekcję religii mama zaprowadziła mnie do salki w starym budynku obok kościoła. Chodziłam do przedszkola, a lekcje religii dla chętnych maluchów odbywały się po niedzielnej mszy dla dzieci i nie były obowiązkowe. Ale fajnie było, lubiłam te zajęcia.

Katecheza nigdy nie trwała długo (tak sądzę, bo nigdy nie miałam dosyć, a przecież miałam zaledwie sześć lat), na koniec dostawało się obrazek do pokolorowania i wklejenia do zeszytu. Do dziś pamiętam szary brulion obłożony w kraciastą, ceratową okładkę. O podręcznikach do religii nie było mowy.

Przez osiem lat podstawówki nadal chodziłam, a raczej chodziliśmy całą klasą, na religię do salki przy kościele. Jakoś nikt nie robił tragedii z tego, że dzieci po szkole muszą przejść około kilometra do kościoła. Dla nas, dzieciaków, też nigdy nie było to problemem. A lekcje religii w kościele dawały nam poczucie, że jesteśmy tego kościoła częścią. Były totalnie nieprzymusowe, ocena z religii nie miała praktycznie żadnego znaczenia, a jednak chodzili wszyscy. A nie, przepraszam, nie chodziły dwie osoby, ale to byli świadkowie Jehowy. Nigdy nie byli odtrąceni przez resztę klasy. Dlatego jak dziś słucham o biednych, wyobcowanych, niechodzących na religię dzieciach, zastanawiam się skąd to wyobcowanie się bierze. One się tak czują, czy rodzice im mówią, że powinny się tak czuć? Od razu powiem, że Duśka bawi się w szkole z dziewczynką, która nie chodzi na religię. A ja uważam, że rodzice tej dziewczynki to świetni ludzie. Niech więc nikt mi nie próbuje zarzucać, że podświadomie przekazuję dziecku negatywne nastawienie. Nie mam takiego, nigdy nie miałam. To chyba się nazywa tolerancja?

Wracając do salki przy kościele: my – dzieciaki i późniejsza dorastająca młodzież chętniej angażowaliśmy się w różne działania okołokościelne. Należeliśmy do różnych mniej lub bardziej poważnych grup przykościelnych, pomagaliśmy w organizowaniu jasełek, jak było trzeba sprzątaliśmy kościół, bielanek i ministrantów było tyle, że ciężko to było ogarnąć. Czasem na katechezę przychodził ksiądz proboszcz, ot tak, pogadać. Mogliśmy wtedy zobaczyć go innego niż grzmiącego kazanie z ambony. Nie wyrastaliśmy na dewotów. Po prostu byliśmy częścią parafialnej wspólnoty.

Kiedy poszłam do liceum religię przeniesiono do szkół. Poczułam się jakby ktoś mi coś zabrał. Po pierwsze szkoła nie leżała na terenie parafii więc zaczął mnie uczyć obcy ksiądz. Po drugie otworzył dziennik i sprawdził obecność. Po trzecie zrobiło się sztywno, formalnie i daleko od kościoła. To już nie były te spotkania w salce, które tak bardzo lubiłam.  Religia w szkole chcąc nie chcąc szybko stała się lekcją, na której spisywało się nieodrobione prace domowe. Ksiądz, chociaż bardzo fajny, musiał się trzymać szkolnych wytycznych. Sprawdziany, kartkówki, odpowiedzi ustne… Mówiąc dzisiejszym językiem: WTF?! A gdzie ten nastrój, atmosfera, gdzie wspólnoty (tak, moim zdaniem ruch bielanek umarł śmiercią naturalną, gdy religia przeniosła się do szkół, ministrantów też coraz mniej), gdzie księża w cywilnych ciuchach mówiący do nas ludzkim językiem? I przede wszystkim gdzie dobrowolność, możliwość wyboru? W moim liceum nie przewidziano „niereligijnych” i tak na dobrą sprawę nie wiem jak sobie radził kolega, który na religię nie chodził. Podejrzewam, że w lecie siedział w parku, w zimie czasem siedział z nami w klasie, ale się nie modlił ani nie udzielał. Księdzu to nie przeszkadzało. Ale czy o takie rozwiązanie chodziło?

Jestem katoliczką, wierzącą i praktykującą. I od lat głosiłam pogląd, że religia powinna wrócić do kościoła. Niech przyparafialne domy katechetyczne znowu ożyją. Niech dzieciaki wiedzą, że kościół to nie tylko msza w niedzielę, ale o wiele więcej. Niech mają świadomość w jakiej wierze dorastają i świadomie w niej wytrwają lub świadomie odrzucą. Niech ocena z religii nie będzie tylko i wyłącznie podwyższaczem średniej.

Głosiłam takie poglądy na prawo i lewo. A potem zobaczyłam tego demota:

1445984788_ryzvc0_600

i pomyślałam: cholera, człowiek ma rację. W czasach realnego zagrożenia islamizacją Europy religia w szkole może być naszym ostatnim murem obronnym. A ja nie chcę chodzić w burce. Może mnie to nie grozi, ale Duśce już tak. Nie chcę dla niej takiej przyszłości:

1385907875_oalpvy_600

I teraz mam dylemat, bo z jednej strony uważam, że lekcje religii w kościele lepiej spełniały swoją funkcję, z drugiej strony masowo napływający do Europy Syryjczycy są dla mnie ni mniej ni więcej jak tylko religijnymi terrorystami. A ja zdecydowanie chcę być chrześcijanką, ale szczerze mówiąc: mam dla kogo żyć i wcale nie chcę zostać męczennicą.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Karolina Bylina
8 lat temu

Problemem jest brak kadry. Katecheci to jakieś nieporozumienie, szczególnie w wyższych klasach gdzie dzieci chca dyskutować na różne tematy, a oni sa na to zamknieci.

W roli mamy - wrolimamy.pl

Za moich czasów to byli księża… ale i tak w szkole nie było tak fajnie jak przy kościele, czegoś brakowało

Karolina Bylina
8 lat temu

Ja miałam religię w szkole. Pierwszy katecheta to był złoty człowiek, a każdy kolejny był już coraz gorszy. Raz był ksiądz i był spoko ale bardzo krótko. Księża po prostu tym żyją, i potrafią o tym mówić. Katecheta jest jak księgowy. Odbębni robote i wraca do rzeczywistości.

Anna Wieczorek
8 lat temu

Nie zgadzam się, żeby wszystkich katechetów porównywać do księgowych, bo to nie byłoby fer. Sama jestem katechetką i wiem, że są ludzie z pasją i z powołania.

Karolina Bylina
8 lat temu

Dlatego napisałam, że pierwszy był super, jednak przez kolejne 6 lat podstawówki i całe liceum katecheci byli żałośni. Jeden potrafił nawet łapać dziewczyny za tyłek i mówić im, ze fajnie wyglądają w miniówkach. Miał chyba 7 dzieci i fakt bycia nauczycielem wykorzystywał na każdym kroku, np chodząc do lekarzy, którzy byli rodzicami uczniów i oczekując darmowych badań, dla całej rodziny! Raz na wycieczce złapał uczniów na piciu piwa i co? Nic, nic się nie stało, zostali poklepani po plecach i to w 7 klasie :/ Nie mówię że wszyscy, ale prawie wszyscy

Karolina Bylina
8 lat temu

Poza tym księża są z pasją i powołaniem i bez 😉

Milena Bijata
8 lat temu

My Mężem pracujemy w katechezie i fakt jest taki że Mąż gdy przeniósł się do gimnazjum był szczęśliwy ze w końcu będą mogli rozmawiac na różne tematy a nie klepac podręcznik. No i teraz przychodzi i jest załamany bo młodzież nie chce rozmawiać, nic ich nie interesuje no może poza egzorcyzmami…

Małgorzata Krupa-Kurz

Ja pamiętam jak mnie mama prowadzała na religię do kościoła, ale chyba tylko przez rok,potem miałam już w szkole. Nigdy nie trafiłam na „złego” księdza, każdy dołożył swoją cegiełkę do tego kim teraz jestem. Miałam też super katechetę w liceum o jakim zazwyczaj można pomarzyć. Lekcje religii z nim to była bajka. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy,potrafił nam wszystko jasno wytłumaczyć, nigdy się nie wymigiwał. Frekwencja na jego lekcjach była niemal zawsze 100%. Szkoda,że takich katechetów jest jak na lekarstwo.

W roli mamy - wrolimamy.pl

Oby więcej takich 🙂

Anna Wieczorek
8 lat temu

Śmiem się wypowiedzieć z własnego punktu widzenia. Jestem katechetką. Obecnie nie pracującą, bo zajmuje się 15 miesięcznym dzieckiem i jestem bardzo szczęśliwą mamą. Temat jest mi jednak bliski. Religia wchodząc do szkół musiała, tak jak wszystkie inne przedmioty, dopasować się do metodologii szkolnej. Tym samym stała się wiedzą o religii a nie samą religią. Na czym niewątpliwie straciła. Jednak ma szanse dotrzeć do tych dzieci, które nie mają szans usłyszeć o niej od rodziców, bo są np. nie wierzący. Co do samych nauczycieli przedmiotu, zarówno księży jak i świeckich, to są to po prostu zwykli ludzie. I tak samo jak… Czytaj więcej »

Aleksandra Adrienne Kubajewska

Bo teraz katacheci to porażka a na religii zazwyczaj jest lekcja wychowawcza a nie coś ważnego a przynajmniej u nas grało się w karty lub czytało gazety, a katachetka na podstawowe pytania nie umiała odpowiedzieć

Anna Baciocha
8 lat temu

A ja tam uważam że jeśli religia ma być w szkole to powinno to być nauka o wszystkich religiach świata a nie tylko o jednej .

Małgorzata Krupa-Kurz
Reply to  Anna Baciocha

Ja właśnie miałam przekrój przez „wszystkie” religie,ale to poznanie religii,w której się wychowałam było dla mnie najwspanialsze. Poznalam ją od podszewki,wszelkie symbole,gesty postawy w kościele. Poznać inne religie owszem, ale cenniejsze dla mnie było poznanie swojej.

Anna Baciocha
8 lat temu
Reply to  Anna Baciocha

No widzisz ale nie chodzimy do szkoły katolickiej rozumiem że ona tam jest ale w zwykłej państwowej szkole powinno być to inaczej. No i właśnie powinno się to odbywać przy kosciele

Kulinaria 5 listopada 2015

Curry z kurczakiem w mleczku kokosowym

Kurczak jest bardzo „wdzięcznym” mięsem, smacznym i łatwym w obróbce termicznej. Lubię go wykorzystywać w przepisach kuchni polskiej, ale w moim domu równie często gości na stole w odsłonie egzotycznej. Dziś chciałabym podzielić się z Wami przepisem na curry z kurczakiem.

Łagodność i słodycz mleczka kokosowego, połączone z ostrością curry i aromatycznie przyprawionym kurczakiem to mieszanka idealna. Curry z kurczakiem jest idealnym daniem na jesienne dni. Bardzo szybko się je przyrządza a zarazem rozgrzewa dzięki mieszance pełnych aromatu przypraw.

Danie to światowy klasyk kuchni indyjskiej. Sos curry można wykorzystać do przygotowania wielu różnych potraw.  Jest prosty w wykoniu, niezwykle pachnący za sprawą czosnku, chili i pięknie żółty dzięki kurkumie. Jest dość ostry i idealnie współgra z delikatnym mięsem piersi kurczaka. Dzięki temu przepisowi możecie w domowym zaciszu odbyć kulinarną podróż do Indii.

Składniki:

  • 500 g piersi z kurczaka
  • 1 łyżka stołowa curry
  • 1 puszka mleczka kokosowego (400 ml)
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • 2 łyżki oliwy z oliwek (może być też olej)
  • sok z połówki limonki
  • chili w proszku
  • słodka papryka
  • kolendra (zmielone ziarna)
  • sól, pieprz

Sposób przygotowania:

  1. Pierś z kurczaka kroję w kosteczkę, posypuję lekko solą i pieprzem. Dodaję przyprawy i skrapiam sokiem z limonki. Zarówno papryki jak kolendrę dodaję na przysłowiowe “oko”, zawsze tak gotuję i ciężko mi podać ich proporcje.  Następnie dolewam oliwę, curry i wszystko mieszam. Tak zamarynowaną pierś pozostawiam na 30 minut by się ”przegryzła”.
  2. W międzyczasie kroję cebulę na drobną kostkę oraz przeciskam przez praskę czosnek. Jeśli nie macie praski czosnek posiekajcie na bardzo drobne kawałeczki.
  3. Na patelni rozgrzewam odrobinę oliwy i wykładam cebulkę i czosnek, chwilę podsmażam, a następnie dodaję zamarynowane wcześniej mięso. Wszystko smażę do momentu zarumienienia piersi.
  4. Teraz czas na mleczko kokosowe. Przed otwarciem puszki dobrze nią wstrząsam by wymieszać dokładnie jej zawartość. Mleczko dolewam do podsmażonego mięsa, mieszam i wszystko duszę do czasu aż sos zgęstnieje.
  5. Gotowe curry z kurczaka podaję z ryżem.

Smacznego

Żródło zdjęcia: flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Weronika
Weronika
8 lat temu

Wypróbowałam, smaczne i szybkie danie 🙂

Znad kołyski 4 listopada 2015

Pierwsze buty – jak je wybrać?

Podczas swego pierwszego roku życia dziecko powoli i stopniowo zapoznaje się z otaczającym je światem, a także uświadamia sobie swoje własne możliwości. Czas dwunastu miesięcy jest dany małemu człowiekowi na to, by rozwinął wszystkie zdolności, przypisane do specyfiki ludzkiego ciała. Poprzez ciągła zabawę maluszek na wpół świadomie doskonali wszystkie te umiejętności, które w przyszłości będą świadczyły o jego pełnej sprawności i możliwości do stawiania czoła wyzwaniom całego świata, jaki znajduje się poza bezpiecznym domem. Nauka chodzenia to zawsze moment przełomowy – malec dowiaduje się bowiem, że jest w stanie opanować sztukę szybkiego przemieszczania się, znacznie skuteczniejszego i wygodniejszego niż raczkowanie. Ta nobilitująca zdolność pozwala także na bardziej szeroko zakrojone plany, dotyczące wspomnianego odkrywania świata. Przedmiotem pierwszej potrzeby stają się wówczas buty. Ale jak je dobrze wybrać?

Kilka złotych zasad
Buciki przeznaczone dla niemowlaka to prawdopodobnie największe wyzwanie, przed jakim stają producenci obuwia. Istnieją marki, które specjalizują się w tworzeniu bezpiecznych, dobrych i ładnych butów dla początkujących adeptów sztuki chodzenia. Choć starają się one przestrzegać tych zasad, na które kładą nacisk lekarze i ortopedzi, dobrze jest gdy rodzice sami orientują się w zaleceniach specjalistów – by wśród szerokiej oferty dokonać w sklepie dobrego wyboru. Zatem dobre pierwsze buty powinny być:

Stabilne – w takim sensie, by zapewniać stopie odpowiednie podparcie, ale jednocześnie nie ograniczać jej ruchów.
Wyposażone w giętką podeszwę, która będzie jak najwierniej naśladować kształt i ułożenie stóp dziecka podczas wykonywania przez niego kolejnych ruchów.
Lekkie, by nie utrudniać wykonywania kroków i nie męczyć maluszka zbyt szybko, ale zachęcać go do podejmowania kolejnych prób doskonałego maszerowania.
Z zaokrąglonym i dość szerokim noskiem, w którym palce stóp mogą być ułożone w naturalny sposób.
Jednocześnie przewiewne i ciepłe – by nie stwarzać uczucia dyskomfortu, nie powodować pocenia się stóp, ale i nie dopuszczać do tego, by marzły.

Po pierwsze buty należy koniecznie wybrać się wraz z dzieckiem. Nie wystarczy również dokonać wyboru odpowiedniej pary jedynie na tej podstawie, że podeszwa jest odpowiedniej długości – buty dla niemowlaka dobiera się pod tym względem w sposób bardziej skomplikowany, niż dla starszego dziecka czy osoby dorosłej. Trzeba dać dziecku możliwość wykonania paru ruchów w konkretnych butach, by przekonać się czy właściwie spełniają one swoją rolę. Dobrze jest zachęcić maluszka do wykonania ruchów, jaką chętnie podejmuje na co dzień: by przekonać się, że nowy element garderoby nie będzie przeszkadzał w wykonywaniu danych ruchów. Buciki mają być przecież towarzyszami zwykłej aktywności i powinny być dla dziecka pomocnym wsparciem, a nie kłopotliwym, odzieżowym dodatkiem. Na pocieszenie można dodać, że buty niemowlęce męskie nastręczą podczas wybierania z pewnością mniej estetycznych rozterek niż buciki przeznaczone dla dziewczynek.

Więcej na http://butysportowe.net/buty/buty-halowe-dzieciece/

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Różowa Kuleczka
8 lat temu

Czy mogą być to takie trampeczki jak na zdjęciu?

W roli mamy - wrolimamy.pl

Dla malucha który jeszcze nie chodzi tak. Dla dziecka zaczynającego swoja przygodę z samodzielnymi kroczkami nie. Nieusztywniane okolice kostki (brak zapiętka) i materiałowa podeszwa nie utrzymają stópki w prawidłowej pozycji.

Różowa Kuleczka
8 lat temu

Ok, dziękuję.

Sklep Aurelka
Sklep Aurelka
8 lat temu

Dzięki za świetny artykuł! Ja ze swojej strony mogę polecić sklep z obuwiem dla dzieci Aurelka. Mają bardo dobrej jakości buciki – także specjalistyczne – ortopedyczne.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close