Pierwszy tydzień przedszkola jest już za nami. To bardzo ważny i niekiedy trudny czas dla naszych dzieci i nas samych. Jest radość i uśmiech, ale bywają i łzy. Często to rodzice bardziej przeżywają rozstanie, a maluch okazuje się być dzielny i łakomy wiedzy oraz towarzystwa rówieśników. W kilku zdaniach opowiemy Wam jak ten tydzień minął naszym urwisom. A Wy koniecznie napiszcie, jak to wyglądało u Was.
Duśka
Duśka naprawdę musiała czekać na przedszkole, bo wstała bez większych problemów o siódmej rano, czyli pięć godzin wcześniej niż normalnie! W szatni rozbierała się w biegu, uciekła do dzieci, nawet się z rodzicami nie pożegnała!
Pierwszy dzień – niby bez obaw i ze spokojem ją puściliśmy, ale wiadomo – zastanawialiśmy się jak to będzie, czy jej się spodoba, czy będzie zadowolona…. Ponieważ jest niejadką pierwszej wody i było raczej pewne, że obiadu w przedszkolu nie zje, poszliśmy po nią tuż po obiedzie (pierwszy dzień, więc ja i mąż razem) Duśka nas zobaczyła, wyszła z sali i powiedziała:
– Ale po co wy po mnie przyszliście? Zobaczcie, przedszkole jeszcze się nie skończyło!
Uciekła na salę i tyle ją widzieliśmy :P
Mirella
Marcin
Po spotkaniach adaptacyjnych spodziewałam się wszystkiego, głównie płaczu, nie puszczania się mamy i ryku połączonego z wyciem. Otóż na tych spotkaniach Marcin za żadne skarby nie chciał uczestniczyć w zabawach, tak w ogóle to nie chciał iść do przedszkola. W poniedziałek rano, z niewielkim oporem ruszyliśmy do przedszkola. W szatni Marcin próbował popłakiwać, ale my ze stoickim pokojem pożegnaliśmy się z nim i zaprowadziłam go do sali. Nie było płaczu, uff. Przez cztery godziny w domu zastanawiałam się, co będzie, czy płacze itd. Kiedy odbierałam go po obiedzie – buzia była uśmiechnięta od ucha do ucha. W drodze do domu przyznał się, że dostał karę, bo był niegrzeczny. Kolejne dni nie stanowiły żadnego problemu. Marcin z chęcią i radością rusza do przedszkola. Jednego dnia nawet zażyczył sobie, że chce pozostać na leżakowaniu – niestety płakał, bo część dzieci poszła po obiadku do domu, w dodatku nie spał. Na pytanie pani wychowawczyni, czy jutro też będzie leżakować, stwierdził: nie, mama odbierze mnie po obiadku.
Rachela
Tola
Toli pierwszy tydzień w przedszkolu w głównej mierze odbył się… w domu. We wtorek wiedziałam, że coś się święci i już kolejne dni została ze mną. Nie było to łatwe, bo Tola jest bardzo stęskniona za koleżankami, paniami i całym przedszkolem, więc codziennie rano był wielki płacz, że czekają na nią jej przyjaciele. Na nic zdały się tłumaczenia, że chore dzieci nie mogą chodzić do przedszkola. Odliczamy dni do poniedziałku i drugiego podejścia do powrotu na przedszkolny dywan.
(nie)Magda(lena)
Kuba
Kuby pierwszy tydzień w przedszkolu minął bardzo szybko i spokojnie. Nie był to jego debiut przedszkolny, gdyż do przedszkola uczęszczał odkąd skończył 2,5 roku. Teraz, jako zaprawiony już w boju, pierwszego dnia pocieszał i przytulał płaczące koleżanki, mówiąc im by się “nie martwiły, bo mama zaraz po nie wróci”. Szczerze mnie tym rozczulił. W poniedziałek, gdy przyszłam go odebrać po 15.00 stwierdził, że za wcześnie przyszłam i on zostaje jeszcze się pobawć. Musiałam negocjować powrót do domu :) Od środy z rana kilka razy powiedział że nie chce do przedszkola i woli zostać w domku, ale tuż przed budynkiem przedszkola biegł by szybko się tam znaleźć, a później pędząc na salę nie raz zapominał o buziaku dla mnie. Widzę, że chętnie uczęszcza do przedszkola i sprawia mu radość przebywanie tam. Raz przyznał się, że siedział 5 minut na karze razem z koleżanką za to, że on ją zaczepiał a ona go pokąsała :P Ot, taki odwet za końskie zaloty.
Sylwia
Aleks
Aleks, jako doświadczony przedszkolny wyga, nie mógł się doczekać powrotu do przedszkola. Nowością w tym roku jest posiadanie piórników, więc przed rozpoczęciem roku szkolnego wybraliśmy się na zakupy. Mógł wybrać sobie taki, jaki mu się podobał (jak myślicie, na jakiej postaci bajkowej stanęło?), oprócz tego – ołówek, gumkę i temperówkę. Miał frajdę z tych niecodziennych zakupów. Poza tym w przedszkolu niewiele się zmieniło – ta sama ukochana pani, ci sami przyjaciele i najlepsze na świecie (nawet mamie nie sposób dorównać) jedzenie.
Basia
Maja
Maja to dzielna dziewczynka:) Nie mogła się doczekać przedszkola. Wcześniej dużo o tym rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy a nawet zaprowadziliśmy ją by zobaczyła jak to wygląda. Pierwszego dnia zupełnie nie zwracała na mnie uwagi, ledwie zdążyłam jej ubrać paputki a ona już była wśród dzieci. Nawet na buziaka się nie załapałam. Przed wyjściem zawsze sprawdza czy mamy wszystko, i upewnia się żebyśmy za wcześnie po nią nie przyjechali. I tak jest co dzień. Wiem, że jest tam grzeczna – sama często mówi, że tam będzie np. sprzątać, a w domu to nie. Jest pilną uczennicą, chętnie opowiada co robili, przestawia nowe zabawy i śpiewa piosenki. Zaledwie dwa dni wystarczyły jej na doskonałe opanowanie łaciny:) Niestety oprócz nowych słówek, po 5 dniach przyniosła do domu również katar, więc póki co mamy przedszkolaczkową pauzę.
Magdalena
Adrian
Adi ma za sobą już półtora tygodnia przedszkola, z tego dwa dni (piątek i poniedziałek) były ciężkie i dla mnie i dla niego. Bardzo tęsknił, a mnie się serce krajało jak widziałam jego łzy. Na szczęście już od wtorku wszystko jest świetnie. Adi chętnie idzie do przedszkola i mimo, że tęskni troszkę, to nie płacze, bo wie, że niedługo po niego przyjedziemy.
Mimo, że chodzi do przedszkola dopiero kilka dni, nauczył się już wielu nowych słów po angielsku, zaliczył lekcje tańca śpiewu i grania na instrumentach i zaczyna śpiewać piosenki również w języku angielskim. Zaliczył również jednodniowy katar, na szczęście nie rozwinęło się z tego nic konkretnego i nie stracił żadnego dnia w przedszkolu :-)
Paulina
Bartek
Z powodu dłuższej, bo aż trzymiesięcznej przerwy w uczęszczaniu do przedszkola, zastanawiałam się, jak szybko Bartek wejdzie w rytm pobudek, obcowania z dzieciakami i posłuszeństwem względem pań wychowawczyń. Ubiegły rok był niełatwy, ponieważ mały do najbardziej ugodowych dzieci nie należy, więc obstawiałam, że kłopoty przyjdą szybko. Szczęśliwie nie zdarzyło się nic takiego, co mogło mnie doprowadzić do stanu przedzawałowego ( nie licząc bójki z małym Ksawerym, oraz nadużywaniem słowa „dupa”… ) Bartek jest zadowolony po pierwszym tygodniu, chętnie i bez ociągania się wychodzi do przedszkola, i na razie jest zdrowy, choć obawiam się że w ciągu najbliższych dni, może to ulec zmianie.
Żaklina
Jasiek
Pierwszy tydzień w przedszkolu? Hmm… u nas to chyba bardziej formalność była, ponieważ Jasiek z natury jest rezolutnym i towarzyskim dzieckiem. Nie boi się nowych miejsc i ludzi, właściwie – im więcej osób do zabawy, tym lepiej, bo weselej! Do tego nowe (inne niż w domu), zabawki, książki…. no żyć nie umierać!
Poza tym, kiedy Jasiek skończył 1.5 roku poszedł do żłobka, więc teraz, jako 3.5 letni przedszkolak, był już niejako zaprawiony w boju. Dla Niego, zmieniło się „jedynie” miejsce, koledzy – tego trochę Mu żal, bo brakuje Mu kontaktu ze „starymi” przyjaciółmi oraz pora wstawania.
Życzę wszystkim dzieciaczkom i ich rodzicom, by równie szybko, miło oraz bezboleśnie przechodzili przedszkolną adaptację!
Fizinka
Wg mnie rodzice nie mają oczu dookoła głowy, albo czasem brak im wyobraźni, że jakaś zabawa może mieć złe zakończenie.
Dlatego jak najbardziej powinni być uświadamiani – są zabezpieczenia na kanty stołów, blokady na drzwi szafek i lodówek, odblaski na tornistry – wszystko to służy bezpieczeństwu.
Po co się uczyć na swoich błędach, jak można korzystać z pomocy/ apelu/ akcji profilaktycznych innych.
ale tu chyba nie chodzi o to, bo matka wini firankę, w takim układzie możemy winić wszystko, np ja zaapeluję o likwidację ścian w łazience, bo wczoraj jak myłam wanne uderzłam paznokciem który w połowie pękł, leciała krew, zrobiło mi sie słąbo i walnęłam nosem w wanne i mialam kolejny krwotok (nie mówiąc ze mam @),apel matki powinin brzmieć- pilnujmy dzieci, bo moga zawiesić się na firance, a nie firanka skrzywdziła dziecko
Tu zawinił zbieg nieszcześliwych okoliczności a nie firanka czychała na życie dziecka. Nie popadajmy w paranoję. Apel powinien być inaczej sformułowany.To samo tyczyło się lampki z Ikea, gdyby rodzice zabezpieczyli odpowiednio kabel (np. zasłaniając go specjalna listwą maskującą) nie stworzył by on zagrozena dla życia dziecka.
Widziałam apel – źle sie mama do tego zabrała, bo tu nie powinna winić firanki. powinna napisać, żeby inni nauczyli się na ich sytuacji. niestety w jej słowach jest wiele żalu do przedmiotu a powinien być do osoby (może jej niedopatrzenia, pomysłu zawieszenia tego rodzaju firanki itp)
Dokładnie :)
Nie czytałam jej apelu.
Ale sama nie jestem rodzicem idealnym, a moje dziecko ma pomysły.
Pierwszy lepszy sprzed kilku dni – w chłodny dzień mój syn wleciał CAŁY do oczka wodnego w naszym ogrodzie. Pozwoliłam mu się przy nim bawić.
Bo jest już duży, bo ma dobrą koordynację ruchową. Teraz już nie pozwalam.
Wina jest moja ale apel do osób posiadający oczka w ogródkach też by się przydał – chwila refleksji, nie pozwalajcie dzieciom zbliżać się do oczka, albo je zlikwidujcie!
Czytałam wypowiedź tej matki. Rozwaliło mnie stwierdzenie, że produkt jest niebezpieczny dla dzieci i by odpowiednie służby się tym zajęły lub wycofano go z produkcji. Do groma to zabawka dla dzieci, że ją testować trzeba! Ba zamknijmy produkcje telewizorów, bo jak byłam mała (3 latka) to zwaliłam taki jeszcze z cieżkim kineskopem. Na szczeście wyladował kilka cm ode mnie. Nie produkujmy kanap, bo mi dziecko spadło za nią. Zlikwidujmy w domach drzwii bo dzieci palce poprzytrzaskuką albo kuchenki bo poparzą łapki. Winić nie można w tej konkretnej sytuacji produktu a rodziców, że niedopilnowali. Owszem oczu nie ma się wokół głowy,… Czytaj więcej »
Nie produkujmy też mebli, na mnie się szafka przewróciła, jak byłam mała, bo powiesiłam się na drzwiach, jak mama się na 2 sekundy odwróciła. Łóżek też nie wolno mieć w domu – siostry syn zamiast spać zaczął skakać po łóżku i uderzył okiem w notabene zabezpieczony kant :)
Oczu wokół głowy nie miałam, ale jako matka małego dziecka miałam zwyrodniałą wyobraźnię i wszędzie widziałam czyhające na moje dziecko zagrożenia. Może dlatego (odpukać) udało mi się ustrzec dziecko nawet przed poparzeniem się kuchnią węglową, która jest zimą non stop gorąca. Da się?
Witam serdecznie … jestem matka Mii i autorem tego apelu. Na wstepie zaznacze ze moje dziecko nie bawilo sie tymi sznurkami, moje dziecko nie owinelo ich sobie na szyji, coreczka siedziala na oparciu sofy i patrzyla na ptaszki za oknem… po chwili postanowila zejsc /zjechac/ skoczyc z tego oparcia na sofe … i ruch jej ciala spowodowal ze te sznurki owinely jej sie wokol szyji zaciskajc sie i duszac moje dziecko … ktore zawislo na nich … Strasznie latwo przychodzi ludziom ocena sytuacji w ktorej sie nigdy nie znalezli … Bylam tuz obok niej … i tylko dzieki temu moja… Czytaj więcej »
Rozumiem, że apel napisałaś pod wpływem emocji – i nawet jeśli obwiniłaś firanki, to wg mnie dobrze – jakby one tam nie wisiały to by się nic nie stało. Rzeczywiście taki rodzaj długich firanki to nie jest dobry pomysł, jesli się ma dziecko. Ale można być nieświadomym takiego niebezpieczeństwa.
Gorący piec na na węgiel, nagrzany piekarnik, chemikalia, kant stołu itp. – w większości jesteśmy świadomi, że mogą wyrządzić krzywdę, dlatego pilnujemy dzieci szczególnie. A z firanką już niekoniecznie, więc dobrze, że apelujesz, bo to jest profilaktyka – lepiej się uczyć na cudzych błędach niż własnych.
Co do zwrócenia uwagi rodziców na możliwość zaplątania się dziecka w sznurki – jestem za (ale zaznaczam, zwrócenia uwagi, że możliwa jest taka sytuacja, nie każdy ma zdolność przewidywania). Ale już co do prośby do instytucji zgodzić się nie mogę. Dlaczego? Trochę masło maślane, ale wszytko co nie jest produktem dla dzieci nie jest dla nich przeznaczone i z założenia może stwarzać zagorzenie. Idę o zakład, że 100% przedmiotów znajdujących się w domach było powodem nieszczęśliwych wypadków. Każdy z tych przedmiotów potencjalnie stwarza zagrożenie dlatego dla ułatwienia – nie są oznaczone, że są z odpowiednie dla dzieci, lecz odwrotnie –… Czytaj więcej »
Rozumiem twoje emocje i apel do rodziców by uważali na swoje dzieci, mając w domu firanki-makarony. Ale już apel do producenta owych firanek czy jakichkolwiek innych instytucji, nie. Bo tak jak piszą inne Komentatorki, firanki nie są przeznaczone dla dzieci, to nie jest zabawka. Idąc twoim tokiem myślenia, oznaczać należałoby WSZYSTKIE przedmioty/sprzęty znajdujące się w domu, czy nawet wokół niego, bo każda rzecz może stanowić potencjalne niebezpieczeństwo dla dziecka. Kiedy mój syn był mały, zaczynał raczkować, chodzić, poznawać świat….. dotykał wszystkiego co było nieznane, w tym PRÓBOWAŁ wtykać palce do kontaktów! Czy gdyby doszło do nieszczęścia i mojego syna kopnąłby… Czytaj więcej »
A dlaczego nie apelować do producenta? W USA ludzie pozywają często producentów/ koncerny w przeróżnych często nawet absurdalnych nawet sprawach. Tam popularne są etykiety informujące o zagrożeniach płynących nawet z niewłaściwego użytkowania produktów. Przecież to nie szkodzi, a może pomóc. A co do kontaktów – o tym już pisałam w poprzednim komentarzu – to są rzeczy, o których wiemy, że są niebezpieczne. Możemy w domu zamontować takie bezpieczne (bo przecież są), możemy kupić zatyczki, możemy je zastawić meblami i wreszcie bardziej dziecka pilnować. W przypadku nieszczęsnych firanek, wielu osobom nawet do głowy nie przyjdzie, że mogą stanowić niebezpieczeństwa. PROFILAKTYKA to… Czytaj więcej »
Basiu nie uważasz tego za absurd? Nie biorę na poważnie amerykanów, niestety ich mentalność zupełnie do mnie nie trafia (zwłaszcza ich badania ;)) A czy w pierwszej chwili uznałabyś kran za sprzęt niebezpieczny? nie mam na myśli tego, że można się poparzyć gorącą wodą. Wyobraź sobie, że syn znajomych moich rodziców skaleczył sobie nim oko. Jak? sięgał głową ponad kran, nachylił się i nieszczęście gotowe. Uważasz, że zasadnym byłoby w instrukcji napisać ostrzeżenie : uwaga grozi wydłubaniem oka? Wg mnie to śmieszne ;) poza tym każdym sprzętem można skaleczyć się na 100 sposobów, więc należałoby wszystko tam umieścić – kto… Czytaj więcej »
Zadzam się z (nie)Magda(leną) – nie popadajmy w paranoję!
A co do Amerykanów – kiepski dla mnie przykład, wg mnie większość z nich to po prostu istoty nie potrafiące logicznie tudzież racjonalnie myśleć, no bo jak można wpaść na pomysł, żeby np. włożyć kota do mikrofalówki w celu wysuszenia?!?
Nie muszę chyba dodawać, że owy kot zmarł!?
Ale najlepsze jest to że człowiek który to zrobił zaskarżył producenta mikrofalówek, że ten nie umieścił na sprzęcie informacji o tym, że nie wolno w niej suszyć kotów! – no czysty absurd! Paranoja!
Nie wiem czy się śmiać czy płakać. I nie chodzi mi o ten tekst a o komentarze wspomnianej mamy. Dziecko zaplatlo się w firankę bo się nią bawiło i od razu biedna zostaje posadzona to ze stwarza niebezpieczeństwo dla dzieci. Po pierwsze od kiedy firanka jest produktem dla dzieci by jakieś instytucje (do których apeluje matka) zajęły się ta sprawa (i dlaczego dopiero teraz). Po drugie mama radzi by zdjąć ta firankę dla dobra dziecka. Mojego nie interesuje co wisi na oknie, mało tego w jej pokoju przez 2lata wisiała ta firanka i córka dalej żyje. Ja zadlawilam się cukierkiem… Czytaj więcej »
Dokładnie o tym samym pomyślałam widząc tą aferkę. Bardzo współczuję mamie tej dziewczynki, bo sama często w ostatniej chwili ochronię córeczkę przed upadkiem a kiedy mi się to nie uda to gryzą mnie wyrzuty sumienia, że nie dopilnowałam, że nabiła przeze mnie guza. A tak jej pilnowałam… A tak naprawdę, czy możemy ochronić dzieci przed wszystkim? Zdrowy rozsądek i nie palmy firanek na stosie…
Witam. Dużo czasu minęło od tego zdarzenia, ale los chciał żeby zdarzyło się podobnie dziś u mnie. Siedziałm sobie z kuzynka i jej dwuletnim synkiem na tarasie, kiedy w tym czasie trzyletnia córcia postanowiła pójść do pokoju zabaw i przyniesc cioci bransoletke ktora sama zrobiła. Nagle usłyszałyśmy „plask” i płacz. Wbiegłam do domu i zobaczyłm siedzaca na ziemi corke. Myślałam że sie potknęła i po prostu upadła. Gdy ją podnosiłam okazało się że ma owinięte „makarony firanki” na szyi. Niestety nie tak łatwo je odplątać. Ma strasznie pranioną szyję, ale mówi że ,,już nie boli”. Jak się uspokoiła spytałam jak… Czytaj więcej »
Śmieszne te posty, które wręcz zalecają firanki jako bezpieczne i nie rozumieja, ze jak firanka krzywde moze zrobić. No tak, niektore rzeczy sa mniej lub bardziej bezpieczne dla dzieci a my jako rodzice mamy urządzić dom, zeby byl jak najbezpieczniejszy dla szkraba. Nie usuwac kuchenki ale dac oslony, na kanty, które są bardzo ostre ochraniacze itd.. A dziadostwa jak makarony nie zakladac bo to nie jest niezbedne.