Zabawa 9 maja 2012

Wakacyjne dylematy mamy i taty

Nadeszła wyczekana ciepła wiosna a z nią planowanie wakacji. Te będą szczególne, spędzone razem z naszym synkiem. Pierwsze wakacje we trójkę. No i zaczęły się małe schody i multum pytań w głowie. W końcu jestem żółtodziobem w dziedzinie planowania wakacji z dzieckiem.

Jedno co wiedziałam to to, że teraz na pierwszym miejscu staną wygody i potrzeby naszego dziecka. Po pierwsze gdzie jechać nad morze czy w góry? Wybór padł nad morze. Czemu? Stwierdziliśmy, że maluch najlepiej tam spędzi czas. Woda, piasek i obszerny teren do biegania. Drogocenny jod, czyste powietrze i słoneczko. Kolejny etap wakacyjnych planów: Miejscowość. Rzut okiem na mapę i  wybrana. Ulokowana w takim miejscu Polski byśmy za 1 pobytem mogli odwiedzić kilka miejsc spędzając aktywnie wypoczynek, nie wylegując się wyłącznie na plaży. Nadszedł czas na przeglądanie ofert pensjonatów i ich porównywanie. Zajęłam się tym sama – mąż stwierdził, że zrobię to najlepiej. Na kartce wypisałam swoje priorytety jakimi będę kierować się przy wyborze noclegu i zaczęłam wertować strony internetowe.

Przede wszystkim szukałam ośrodka w którym możemy aktywnie spędzić czas nawet w razie niepogody w atrakcyjnej cenie i dobrych warunkach. Jak wiadomo pogody nie możemy zaplanować, a matka natura niekiedy bywa przekorna. Oczywiście cena też odgrywała dużą rolę, chciałam byśmy spędzili wakacje w fajnym miejscu, w dobrych warunkach, a zarazem nie rujnując naszego budżetu przeznaczonego na ten cel. Cena nie powinna być za bardzo wygórowana, raczej w granicach rozsądku. Tu każdy ma swoje „pułapy” wiec pomijam te kwestię. Znalazłam takie miejsce, w którym mamy basen zewnętrzny i wewnętrzny, salę zabaw dla dzieci i plac zabaw oraz inne atrakcje dla dużych i małych na pogodne i niepogodne dni. Pensjonat znajduje się blisko lasu, więc cisza i spokój  od miejskiego zgiełku zagwarantowane.  Ośrodek przyjazny rodzicom – dziecko do 3 roku życia przebywa za darmo i wyżywienie również ma za free.  Zapewnia najpotrzebniejsze rzeczy dla małych dzieci, typu łóżeczko do spania, wanienkę czy krzesełko do karmienia oraz dostęp do pralki. Co prawda z wanienki nie skorzystamy, ale łóżeczko jak najbardziej się przyda i odpadnie problem zakupu turystycznej miejscówki dla małego podróżnika. To była kolejna rzecz z listy. Posiłki kolejny element wyliczanki. I tu mały problem- oferta noclegowa z dostępem do kuchni czy stół szwedzki. Z synkiem nie mamy problemu, bo jada to co my. Pomyślałam więc, że nie będzie problemu z posiłkami serwowanymi w Pensjonacie. Stół szwedzki ma to do siebie, że pewno spokojnie znajdę na nim odpowiednie posiłki na śniadanie czy obiad dla mojego smakosza. Ważnym punktem było też wyposażenie pokoju. I wcale nie chodzi o LCD czy wi-fi bądź inne nowinki technologiczne. Podstawa to czajnik i lodówka. W końcu gdzieś muszę przechować serek, jogurt czy inny smakołyk dla synka, a mleko czy kaszkę tez zrobić na miejscu. Porażką byłoby bieganie w popłochu o 6.00 rano po całym ośrodku w poszukiwaniu czajnika i dziecko czekające na mleko.

Mam nadzieję, że dokonałam trafnego wyboru. Wszystko zostanie zweryfikowane za jakiś czas. Przede mną kolejny etap wakacyjnych dylematów: Pakownie torby malucha. Ale o tym może napisze za jakiś czas. Oczywiście podstawą będzie przyszykowanie listy.

A Wy drogie mamy macie już zaplanowane wakacje? Czym kierowałyście się przy wyborze oferty?

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna Bućko
Anna Bućko
11 lat temu

U nas wakacje to odwiedziny u rodziny. Mieszkamy daleko więc trzeba. Wprawdzie dla mnie to żaden wypoczynek ale czego nie robi się dla dziadków…
Dla siebie wybiorę się z córka na plażę- od plus mieszkania nad Zatoką.

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
11 lat temu

Ja polecam wszystkim podróżnikom worki próżniowe – ostatnia wyprawa za sprawa turbo odkurzacza odniosła sukces- z 3 toreb zrobiliśmy 1 walizkę 🙂 Tylko upewnijcie się że na miejscu też będzie odkurzacz, żeby się móc spakować 🙂

Andrzej Heppa
11 lat temu

„Zajęłam się tym sama – mąż stwierdził, że zrobię to najlepiej.”

Na tym polega dobre,psychologiczne podejście do żony.Czytajcie mężowie i stosujcie.
Podbudować ego ,żona wybiera i gdyby cos nie tak ,spokojne dwa tygodnie-sama wybrałaś ,to mi głowy nie susz 😉

Sylwia Chojnowska
11 lat temu
Reply to  Andrzej Heppa

Sama zbierałam informacje i poszukiwałam miejsc a decyzja ostateczna wspólna. Wiec jakby, co to nie tylko moja będzie w tym wina. Wspólnie zadecydował 😛

Magda Kupis
11 lat temu

jeszcze nie planowaliśmy urlopu, ale w zeszłym roku odwiedziliśmy morze. poszliśmy na łatwiznę i organizacją zajęli się znajomi, którzy mieli już doświadczenie 🙂 z racji tego, że nie lubimy jeść na komendę, a konkretniej trudno czasem nam przewidzieć kiedy głodomorek będzie chciał jeść wybraliśmy opcję własnego wyżywienia, znamy miejsce gdzie jechaliśmy, więc znaliśmy też miejsca, w których bez obaw można jeść 🙂 (głównie chodziło o obiady oczywiście). wynajęliśmy mieszkanie, cena przystępna, lokalizacja bardzo dogodna- z dala od zgiełku, a jednak blisko na plażę i do miasta. mieszkanie o wysokim standardzie z całkowitym wyposażeniem- od żelazka po kostki do zmywarki. 2sypialnie… Czytaj więcej »

Sylwia Chojnowska
11 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Zgadzam się z Tobą Magda. Takowe rozeznanie także zrobione, numery tel. (apteka, przychodnia) również zapisane. Sklep ponoć dobrze zaopatrzony (jak mnie poinformowano) pod nosem. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Lepiej sobie zaplanować dokładnie coś i nie skorzystać z pomocy niż później w popłochu jej szukać.

Joanna Adamkiewicz
11 lat temu

Przed nami nasze pierwsze wakacje z dzidziusiem 🙂 Jeszcze nie wiem, czy gdzieś się wybierzemy, ale napewno sporo czasu spędzimy u moich rodziców. Zawsze jak jadę tam nawet na kilka dni to rozpisuję sobie co dokładnie mam zabrać, a potem w trakcie pakowania wykreślam poszczególne rzeczy z listy 🙂 Jeśli znajdziemy czas na wyjazdnad morze to napewno pierwsze co to będziemy szukać przyjaznego miejsca dla naszej córeczki 🙂 Najważniejsze, żeby nie żyć w stresie, że ktoś może usłyszeć jej wieczorny płacz czy awanturę podczas kąpieli 🙂 Przecież jefdziemy się relaksować a nie stresować 🙂 Pozdrawiam 🙂

Zabawa 7 maja 2012

Łobuz czy odkrywca?

Kiedy rodzic po raz kolejny zbiera z podłogi rozłożoną na części zabawkę, pewnie obiecuje sobie w myślach: „już nigdy więcej nie kupię nowej rzeczy”, „temu łobuzowi nie opłaca się nic dawać”, „koniec z tym”. Nasza natura „nakazuje” nam być narzekającym, pesymistycznym, mistrzowsko uprawiającym czarnowidztwo człowiekiem.

Rozumiem jednak, że 15 minutowy żywot nowego prezentu  może doprowadzić do szewskiej pasji (nie wiem tego jeszcze z autopsji). Gdy ktoś pyta Cię o Twoje dziecko, a Tobie przychodzi do głowy tylko jedno określenie: łobuz – zastanów się czy masz rację?

Osobiście uważam, że kiedy nie mamy do czynienia z psuciem zabawek ze złości, a jednak jakieś „zło” powoduje, że nie są one w całości, to mamy ogromny powód do dumy i naszym obowiązkiem jest pielęgnowanie tego co się właśnie nam wykluwa. Tak, to paradoks, jednak bardzo istotny. Kiedy dziecko rozbiera na części samochodzik to mamy dowód na to, że pod naszym dachem rośnie mały ODKRYWCA, nie łobuz. Dziecko ciekawe świata, który je otacza. To wspaniały atrybut, który niestety w naszych oczach nacechowany jest negatywnie. Gorszym jest, że często zduszamy to w zalążku – tą pasję, chęć poznania tego co kryje się przed dzieckiem.

Kiedy sama byłam mała czułam niesamowitą satysfakcję, dumę, gdy udało mi się dokonać jakiegoś odkrycia. Może to odkrycie dotyczyło tylko tego, że woda z olejem nie chce się połączyć, albo tego, że kiedy zostawimy lody na stoliku w kuchni to zamienią się w mokrą plamę, ale doszłam do tego odkrycia sama! I pewnie nasze dziecko czuje dokładnie to samo… do czasu, kiedy nie podetniemy mu skrzydeł, ukarzemy po raz kolejny.

Oczywiście zaraz odzywa się głos rozsądku, że przecież te wszystkie zabawki sporo kosztują, a w dzisiejszych czasach nikomu się nie przelewa. Teraz trzeba sobie zadać pytanie, czy nasz Odkrywca musi posiadać zabawki z najwyższej póki, przez których zakup, nasz budżet znacznie się uszczupli? Na rynku mamy dostęp do całej gamy zabawek, zarówno jeśli chodzi o ich różnorodność jak i cenę. Oczywiście nie każdy ma chęć i odwagę kupić „buble”, więc jest alternatywa – zabawki kreatywne, zmuszające dziecko do myślenia, działania, wyobraźni.

   Czasem (a może i na stałe) załóżmy różowe okulary, zobaczmy coś z zupełnie innej perspektywy, bo nie zawsze czarne musi być czarne. Optymizm pomaga żyć szczęśliwie, więc zanim ocenisz swoje dziecko, zastanów się, czy to co robi nie oznacza zupełnie czegoś innego. Doszukujmy się nawet w negatywnych cechach pozytywnych ich stron. Nie odbierajmy dzieciom pasji poznawania świata, bo nauka to nie tylko książki i szkolna ławka.

   A Wy kogo macie w swoim domu- Łobuza czy jednak Odkrywcę?

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

11 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
KOPECANN
KOPECANN
11 lat temu

Po tym, co przeczytałam zmieniam swoje zdanie o moim dziecku. On uwielbia majstrować przy zabawkach, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, iż nie robi tego złośliwie, ale ze zwykłej ciekawości.
U nas w domu mamy parę zabawek „bubli” i w momencie kiedy zostają zepsute tak na prawdę mi nie żal – wcześniej gdy mały majsterkowicz rozbrajał zabawki, które swoje kosztowały, to wychodziłam ze skóry, złościłam się.
Teraz wiem, że mam w domu ODKRYWCĘ!

Magda Kupis
11 lat temu
Reply to  KOPECANN

Cieszę się bardzo, że mogłam przeczytać choć jeden taki komentarz!
My dorośli zapominamy, że dziecko to niezapisana karta, która tylko przez własne doświadczenia zapisuje zdania, które są najbardziej trwałe. Mimo, że dziecko z czasem nabywa umiejętność abstrakcyjnego myślenia i mimo bardzo bogatej wyobraźni nic nie zastąpi własnych odkryć, W dodatku człowiek,nawet taki młody najlepiej na własnych błędach 🙂

Bombel
Bombel
11 lat temu

Ja zawsze powtarzam naszemu Tatusiowi, ze DZIECKO MUSI JAKOŚ ODKRYWAĆ ŚWIAT ! 🙂 Nie wiem skąd ta różnica się bierze, ale kiedy Nasz syn „psoci” mąż mówi, że jest niegrzeczny i że ja mu na wszystko pozwalam…a ja się z tym nie zgadzam! Uważam, że dziecko musi pewne rzeczy dotknąć/zrobić/….. by je poznać! Nie zabraniam „wszystkiego” tylko dlatego, że tak jest wygodnie, bo nie trzeba później po dziecku sprzątać kiedy np. wyciągnie garnki z szafki (mój syn uwielbia się nimi bawić! Może w przyszłości będzie kucharzem?! 🙂 ) Moim zdaniem każdy rodzic powinien choć czasami spojrzeć na świat z punktu… Czytaj więcej »

Magda Kupis
11 lat temu
Reply to  Bombel

Bomleku u nas jest dokładnie tak samo- dla taty to psocenie, dla mnie uciecha, że mam ciekawskie dziecko, nawet uciążliwe krzyki i próby stawiania na swoim (choć są czasem uciążliwe) dla mnie są budowaniem charakteru – ja zawsze należałam do osób widzących większość rzeczy nieco inaczej, często słyszałam- „nie filozofuj tak”, a dla mnie to szukanie pozytywów 🙂

Paulina Garbień
11 lat temu

czasami trochę sie złoszczę na synka kiedy próbuje grzebać w koszu na śmieci, w szafkach w kuchni lub właśnie coś psuje, ale tłumaczę sobie, że nie mogę się za bardzo na niego złościć… przecież to dobrze, ze chce poznawać otaczający go świat, owszem grzebanie wkoszu nie jest dobrym pomysłem ale ja obracam to w zadanie do wykonania i daję mu różne rzeczy do wrzucania i jest ok, jedna szafka w kuchni jest dla niego dostępna, kaszki, puszki, makarony itp może sobie wyciągać i walać po kuchni, to jest jego mini królestwo odkrywcy 😉 niektóre rzeczy są zabronione ze względu na… Czytaj więcej »

cościk
11 lat temu

Popieram.. a co do rozwalania zabawek, to nie dziecka wina, że dostanie od nas zabawkę, którą wystarczy mocniej dotknąć i ta się rozpada 😉 Wiem co mówie, bo mamy w domu niezniszczalne ciuchcie hehe, a różne rzeczy z nimi były robione. A niektóre zabawki kupione były na raz ;(

ps. był czas, że Młodemu specjalnie dawałam śrubokręt i zabawki, aby rozbierał zabawki na części

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
11 lat temu

łobuz-odkrywca u mnie szaleje cały czas z tym że łobuz jest pozytywnym określeniem 🙂 choć czasem pojawia się czarny charakter -złośnika-psuji 🙂 ale to już inna historia 🙂

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
10 lat temu

Bardzo fajny artykuł. Ja od zawsze mówiłam, że moja córka powinna mieć na imię demolka. Niektóre odkrycia tak jej się podobały, że powtarzała je wielokrotnie. Tym sposobem mieliśmy kilka pilotów, a każdego umiałam złożyć z zamkniętymi oczami póki się całkiem nie rozpadł, kompletnie zdekompletowane zestawy szkieł, bo widocznie fajnie brzęczało tłukąc się. Na początku się wściekałam, krzyczałam, denerwowałam, nic to nie dawało. W pewnym momencie zaczęłam tłumaczyć, że się zniszczyło i już nie da się naprawić. A wiele lat później dotarło do mnie coś ciekawego. Ilu rodziców budowało wieżę z klocków i pokazywało dziecku jak zburzyć? I zawsze dawało się… Czytaj więcej »

Kinga Jurkiewicz
9 lat temu

Pół na pól

Elzbieta Mazurczyk
9 lat temu

W moim 50/50 :-):-) lobuzoodkrywca 😉

Natalia Zalewska
9 lat temu

Ł O B U Z zdecydowanie…i to płci żeńskiej… 😉

Emocje 28 kwietnia 2012

W Twoich ramionach…

„Usłyszałam niedawno od mojej siostry – można rzec zaprawionej w boju mamy dwójki pociech – kawał. Prawda, czy fałsz?
Co robisz gdy Twoje PIERWSZE dziecko połknie pięciozłotówkę?
– dzwonisz po pogotowie.
Co robisz gdy Twoje DRUGIE dziecko połknie pięciozłotówkę?
– czekasz cierpliwie aż „odda”.
Co robisz gdy Twoje TRZECIE dziecko połknie pięciozłotówkę?
– potrącasz mu z kieszonkowego!

Jakby nie podchodzić to tego dowcipu, w każdej historii czy plotce jest źdźbło prawdy.
Na początku nowej drogi w roli Mamy, jeszcze tak nieznanej i krętej z przejęciem wręcz zamykamy nasze dziecko w ochronnej bańce. Z czasem uczymy się coraz bardziej otwierać granice – z jakim skutkiem? Bardzo różnym. Pierwsze wdrapywanie na kanapę przyprawia o palpitacje serca, a równocześnie cieszy w najbardziej skrytych zakamarkach umysłu – moje dziecko już to potrafi! A jednak coraz mniej mnie potrzebuje…

Pierwszy guz na czole okupiony często krokodylimi łzami – nie dziecka a naszymi, a przecież będą ich jeszcze setki! Pierwsze zdarte kolano, pierwszy upadek – to tak naturalne, porządek dzienny, wydaje się z perspektywy dłuższego czasu, a jednak te pierwsze kilka razy wręcz wpychało siłą w nasze głowy pytanie „Czy mogłam temu zapobiec?!”, a po chwili, „Czy w ogóle powinnam temu zapobiegać?!”

I znowu bycie mądrym rodzicem, staje na pograniczu zdrowego rozsądku – reprezentującego swego rodzaju naturalną kolej rzeczy, a z drugiej strony rozterki filozoficzne na iście naukowej płaszczyźnie!
Zawsze, bez względu na to, co sobie wyobrazimy i zaplanujemy, pojawia się niepokonane ALE…
„Jak się nie przewróci, to się nie nauczy!” Mówi przysłowie, ALE…. Jeżeli stanie się coś strasznego – nie zdarte kolano, a coś znacznie gorszego?
„Nie przeżyję za moje dziecko Jego życia!” niejednokrotnie zaklinamy w naszych głowach, ALE… po co ma cierpieć przecież jestem po to by je chronić!

I chyba jedynym wyjściem z tak patowej sytuacji jest zdać się na instynkt – instynkt matki, lecz jak każdy i on potrafi gorzko zawodzić. Nie zamykajmy w szklanej bańce, ale nie zostawiajmy decyzji w rękach przypadku i losu. Słuchajmy głosu serca, ale dajmy szansę głosowi rozsądku – a samo życie i czas pomogą nam trafić na naszą drogę!

Czy możemy „zapobiegać” – chyba wręcz musimy – bo jesteśmy po to by chronić nasze dzieci! Jednak dopuszczajmy do siebie myśl, że nasza ochrona nie może krzywdzić i hamować. To chyba najcięższe zadanie.
Czy kiedykolwiek na naszej półce stanie statuetka „Grand Prix Matki Idealnej” – za idealne i „bezbłędne” wychowanie, oraz wyróżnienie dla „Królowej Złotego Środka”?

NIE!!! I nie jest to przejaw pesymizmu! Być może kluczem do naszego małego sukcesu na tu i teraz jest pogodzenie się z tym – jednak nie oznacza to że nie mamy się starać! Nasze starania i chęć dążenia do ideału – jest tak naturalna jak nasze rozterki – bo chodzi o nasze dzieci, dla których chcemy wszystkiego co najlepsze, dla których chcemy być najlepszymi Mamami! I całe szczęście, że każda Mama jest najlepsza dla swojego dziecka i nie musi stawać z nikim w konkury!

A czy znieczulenie będzie działać wraz upływem czasu, trochę tak! Przecież nie zabijemy swoich obaw jednym postanowieniem, ale każda kolejna sytuacja będzie nas przybliżać do stanowiska zrównoważonego obserwatora! Jednak zawsze może zdarzyć się coś co jest dla nas i naszych dzieci nowością – wtedy mamy nasze ramiona – najlepszy parasol ochronny na świecie, bo działa i na ciało i na duszę!

A Wy jaki nosicie “Parasol” nad swoimi dziećmi? Czy też podejmujecie walkę w swoich głowach? Jak radzicie sobie z pytaniami bez odpowiedzi?

Źródło zdjęcia: SXC

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksandra Greszczeszyn

Rzeczywiście nie jest łatwo samej sobie, jako mamie, wytyczyć granice, w których będzie się rozkładać ten „parasol bezpieczeństwa”… Ja staram się jednak dawać córce jak najwięcej samodzielności i swobody, ale bywa, że też jestem przewrażliwiona na punkcie jej bezpieczeństwa… Teraz mam już drugiego maluszka i w związku z przytoczonym kawałem sądzę, że faktycznie drugie dziecko zmienia perspektywę – bo my jako rodzice też się uczymy, ile wolności dziecku można dawać.

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu

Olu! Drugie dziecko? Czyli Twój maluszek trochę się pośpieszył i jest już z Wami?
Opowiadaj nam szybciutko, co i jak?

Aleksandra Greszczeszyn

Basiu, Szymonek przyszedł na świat 5 dni przed terminem – 24.04. o 2:55 🙂 Syneczek waży 3390 i ma 55 cm:)

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
11 lat temu

Gratulacje!!! 😀

Aleksandra Greszczeszyn

Dziękuję:)

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Ja pamiętam dwulatkę wspinającą się po drabinkach i stałe hasło: Mamo akuresuj mnie. Bardzo długo upierałam się przy asekuracji na wysokości. Uprzedzałam wszystkie możliwe sytuacje i wymuszałam samokontrolę. Jeśli podbiegła zbyt blisko huśtawek, wołałam i kazałam wymyślać o co mi chodzi. Tym sposobem dziecko szybko kojarzyło, że są obszary, gdzie musi wzmóc czujność. Zawsze byłam zwolenniczką bardzo długiej smyczy. Czasami trzeba było pokazać, że uderzenie huśtawką może zaboleć. Eksperymenty przeprowadzałam na pustych huśtawkach. Dziecko dużo lepiej zapamięta doświadczenie niż gadanie. Osłaniałam ręką kant i mówiłam: zobacz, nie popatrzyłaś i nabijesz guza jak mama nie zdąży zasłonić. Wielu rzeczy nie przewidziałam.… Czytaj więcej »

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close