Ciąża 16 lutego 2012

Walentynkowa niespodzianka

Jak każda mama od początku ciąży nie odpuszczałam sobie badań obowiązkowych i tych mniej obowiązkowych, pytałam, studiowałam w wolnym czasie książki  i strony internetowe poświęcone rozwojowi dziecka i macierzyństwu. Dbałam o swój „ładunek”. Starałam się jak najlepiej przygotować do roli mamy, a przede wszystkim porodu.

W sumie nie bałam się samego porodu. Tłumaczyłam sobie to tak: wiadomo będzie boleć jak „cholera”, ale nie rodziłam więc nie znam natężenia tego bólu. Obawiałam się bardziej o zdrowie synka i komplikacji w czasie i po porodzie. Denerwowały mnie pytania „chcesz CC czy SN?”. Jakby to ode mnie zależało, czy to koncert życzeń!? Jedyne, co chciałam to urodzić szczęśliwie nie ważne już jak.

Pewnego dnia miałam dziwny sen. Śniłam, że nagle rodzę sama w łazience. Wchodzę do niej i zaczynają się bóle, a po chwili na szybkiego, w popłochu sięgam po ręczniki i przyjmuję sama swój poród. Przerażona wołam męża i karze mu dzwonić po Pogotowie. On wystraszony ledwo numer wybiera. Do dziś jak przypomnę sobie ten sen widzę przerażoną minę męża.

Kilka dni po nocnym porodowym koszmarze (13 stycznia 2011 r.) miałam kontrolną wizytę u swojego lekarza. Standardowe pytania „Jak się Pani czuje?”, „Jak minął miesiąc?”. Mówię, że od kilku dni pobolewa mnie podbrzusze, ale to pewnie od tego, że synek już naciska mnie główką na spojenie łonowe. Ginekolog śmieje się, że dziś wszystkie pacjentki mają podobne objawy i z uśmiechem na twarzy zaprasza mnie na fotel. Ledwo się wgramoliłam, leże patrzę w sufit i nagle cisze przerywa okrzyk lekarza: – „O cholera. O cholera…!” Zdenerwowana pytam, co się stało. Lekarz odpowiada Pani rodzi, mamy 3 cm rozwarcia. Proszę zejść robimy szybkie USG i na porodówkę. Ledwo zeszłam, na miękkich nogach, w szoku idę do męża i mówię: „Jedziemy do szpitala, rodzę”.  Mąż chyba bardziej zdziwiony ode mnie. Pomaga dojść do kozetki. USG wskazuje wagę 1800 g, 32 tc.

W domu nie spakowana torba leży pusta w pokoju. Miałam ją spakować po tej wizycie. Siedzę w samochodzie i przez komórkę dyktuję mężowi, co ma włożyć do torby. Po 20 min od wizyty jesteśmy na Izbie Przyjęć. Mój lekarz już ich powiadomił, czekali. Znów badanie na fotelu, już 4 cm rozwarcia. Wywożą mnie na wózku z diagnozą: rozpoczęta przedwczesna akcja porodowa. Siedzę zapłakana na wózku, głaskam brzuszek i mówię do synka: “Poczekaj jeszcze chwilkę, za wcześnie, jeszcze nie czas”. Powtarzam to jak mantrę. Położne podłączają kroplówki, łykam leki. Mąż mimo później godziny siedzi przy łóżku i trzyma mnie za rękę. Do szpitala przyjeżdzają zaniepokojeni teściowie. Mąz zawiadamia telefonicznie moich rodziców i siostrę. Żegnam męża i jadę na porodówkę. Maż w domu szykuje wyprawkę dla synka i czeka na informację, kiedy ma się zjawić, by być przy porodzie.

Całą noc przeleżałam na porodówce, nieustanne KTG, kroplówki, zastrzyki. Źle się czuję mdli mnie, później zaczynam wymiotować jakąś czarną wydzieliną i tak do rana. Nie zmróżyłam oka, nie jadłam od 16 godzin. Lekarze nie wiedzą skąd wymioty czy to reakcja uczuleniowa na leki czy jakiś wrzód mi pękł (nie miałam wrzodów). Wyczerpana leżę i błagam synka by zestopował. Na szczęście akcję porodową zatrzymano.

Nad ranem badanie i decyzja jedziemy na patologię ciąży. Przewożą mnie na łóżku ze wszystkimi sprzętami. Wzbudzam niezłą sensację na korytarzu. Po obchodzie już wiadomo- 0 chodzenia nawet do WC, siedzenia. Musiałam przemóc się i korzystać z basenu, codzienna toaleta – mycie się przy pomocy pielęgniarki lub męża. Nadal wymiotuję, nie mogę jeść.

Od 5.00 do 24.00 na zmianę kroplówki, leki, zastrzyki, KTG, mierzenie tętna dziecka. Ledwo leżę. Upokarza mnie wołanie o basen i mycie przez kogoś. Nie mam na nic siły, wyczerpana wymiotami. Nadal lekarze spodziewają się porodu w każdej chwili. W głowie 1000 myśli na minutę. Strach, przerażenie, panika.  Mijają godziny za godziną, dzień po dniu. Za każdy dzień w dwupaku dziękuję Bogu. Lekarze nie mogą mnie badać na fotelu ginekologicznym,  ponieważ widać pęcherz płodowy – jak opisuje mi to ordynator. Na Patologii leżałam 2 tyg.

Pewnego dnia okazało się, że znów miałam skurcze…. których nie czułam a wyszły na KTG (70-90%) – jedynie widziałam jak w czasie badania brzuch się napinał, badanie ginekologiczne i okazuje się…. pełne rozwarcie!! Szybka decyzja wieziemy na porodówkę. W pośpiechu dostaję jakąś kroplówkę, dzwonię do męża. Zwalnia się z pracy i szybko pojawia się w szpitalu.

Blok porodowy. Leże na sali przedporodowej i czekam na rozwój akcji a tu nic, znów spokój. Skurcze były i odchodziły i tak 2 tyg. W 36 tc lekarze postanowili odstawić leki. Tyle ich dostałam, że zanim urodzę to ciąża będzie donoszona – tak mi mówią. Ja mam inne przeczucie.

Przeddzień odstawienia leków pozwolono mi chodzić.. Chodzić, wreszcie mogłam SAMA CHODZIĆ. Co z tego jak nie dawałam rady? Czułam się jak małe dziecko, mąż trzymał mnie pod pachami i prowadził. Chciałam iść w prawo, a nogi mnie nie słuchały i zataczały się w lewo. Jakby mój mózg nie miał nad nimi żadnej władzy.

14 lutego 2011 r.  pierwszy dzień bez leków. Pakuję torbę, mam przeczucie, że dziś wieczorem urodzę. Położne śmieją się, że raczej długo jeszcze poleżę. Od rana boli mnie kręgosłup, nie wiem czy to skurcze czy to od chodzenia po tak długim leżeniu. Po obiedzie coś zaczyna się dziać. Czuje jakby skurcze miesiączkowe i coraz większy ból w krzyżu, ale spaceruję zawzięcie. Spotykam starszą lekarkę która mówi, abym się położyła, bo jak spaceruję to jeszcze wody mi odejdą i pępowina wyleci. Grzecznie idę do łóżka. No i się zaczęło. O 15.00 dzwonię do męża i rzucam hasło: “To już!”. Skurcze mam co 5-7 min. Za jakiś czas już co 3 min. Dzwonie po położną, leżę i zalewam się łzami. Maż wpada na salę 30 min po telefonie, a ja mam już bóle parte. Ledwo powstrzymuję się by nie przeć. Szybko wiozą mnie na porodówkę. USG, przebicie pęcherza płodowego, kroplówka i po 15 min parcia widzę synka. Kuba Rozpruwacz jest z nami.

Ksywką Rozpruwacz uraczył go tatuś, gdy położne zapytały o imię malucha – tak mu się nasuneło w nawiązaniu do porodu.  W czasie porodu nie myślałam o komplikacjach, których tak się obawiałam. Jedne co miałam w głowie to: “przyj, przyj z całych sił, a szybciej urodzisz, już nie będzie bolało”. Nie krzyczałam, mocno zacisnęłam zęby, zamknęłam oczy i parłam z całych sił. Mąż podtrzymywał głowę, nawilżał usta, przypominał o oddechu i zamykaniu oczu.

16.15, 2650g, 10  pkt. Moje małe, niecierpliwe Szczęście wreszcie zobaczyło świat, który tak szybko chciało zobaczyć. Nie słyszałam płaczu, pierwsze, co synek zrobił to rozejrzał się uważnie po sali i dopiero zapłakał. Tata przeciął pępowinę, a ja mogłam przytulić i pogłaskać mojego synka. Nasza Walentynkowa niespodzianka.

Minął rok od czasu niespodziewanego trafienia do szpitala. Czasami o tym myślę, wspominam… Zastanawiam się czy kolejna ciąża też tak mnie zaskoczy, czy będą podobne komplikacje. Do dziś nieznane są przyczyny rozpoczęcia przedwczesnej akcji porodowej. Po porodzie mój lekarz ginekolog mówił, że wszyscy zakładali, iż urodzę w przeciągu 1-2 tyg. miesiąc był dla nich zaskoczeniem. Medycyna i determinacja matki potrafią jednak zaskoczyć. Szczerze powiedziawszy ciężko było zebrać się i to napisać, ale teraz jakoś lżej na sercu. Swoim wspomnieniem nie chcę straszyć, czy rozsiewać paniki. Na razie pożegnałam ją – tak mi się wydaje.  Chcę tylko podzielić się pewnymi przeżyciami, a może znaleźć zrozumienie mam, o podobnych doświadczeniach.

Wiem, że nie jestem jedyną kobietą z takim przebiegiem ciąży, że jest kilka mam, które przeżyły to co ja.  Czy w tej chwili potraficie śmiać się z własnych przeżyć, często o nich myślicie, czy raczej czas zaciera te wspomnienia?  Zastanawiacie się jak przebiegać będzie kolejna ciąża a może boicie się ponownego zajścia w ciążę?

Subscribe
Powiadom o
guest

18 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ethachic
Ethachic
12 lat temu

chyba nie mogę czytać w trakcie ciąży takich opowieści – zapłakałam się ze wzruszenia.. Gratuluję!!

Sylwia Chojnowska
12 lat temu
Reply to  Ethachic

Dziękuje. Dla dziecka mama zniesie wszystko. Dla mojego synka zniosłabym to jeszcze raz.

Asiersa
Asiersa
12 lat temu

Jeszcze nie dawno, jak wspomniałam sobie mój poród to łzy same cisnęły się do oczu. A jeszcze jak oglądałam zdjęcia, to dopiero 😛
Wspomnienia Cc powodowały u mnie dreszcze. Synek w inkubatorze przez 3 tyg i zakaz dotykania go! Masakra 🙁
Na dzień dzisiejszy mogę z uśmiechem na twarzy wspomnieć poród i miesięczny pobyt w szpitalu po porodzie 🙂 Dlaczego z uśmiechem? Bo wytrwałam i wszystko robiłam dla synka 🙂
Nie raz, nie dwa położne i pielęgniarki dawały w kość 😉
Czy jestem gotowa na kolejną ciążę i poród? Niestety nie.

Magda Kupis
12 lat temu

Dziewczyny, każda mama jest dzielna, ale Wy jesteście moimi bohaterkami

aga ma iz
aga ma iz
12 lat temu

A ja mówiłam never ever żadnych dzieci 🙂 A dziś mam dwójkę w wieku 2,5 r oraz 4 msc… Zarzekałam się tak, że aż się kurzyło 🙂

aga ma iz
aga ma iz
12 lat temu
Reply to  aga ma iz

Drugie dziecko – synek, przyszedł na świat przez CC w 36 tc – chyba już nie mogłam wytrzymać i zadziałała podświadomość; nie cierpię być w ciąży.

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  aga ma iz

Zastanawiałam się nad Twoim stwierdzeniem „nie cierpię być w ciąży”. I odkryłam, że coś w tym jest. Mam jedną ciążę za sobą – książkową, brak większych dolegliwości itp. I nawet ciało było piękne – bo zaokrąglało się tylko tam, gdzie powinno, żadnych niepotrzebnych kg. I wszyscy byli troskliwi i mili… I ta myśl, że spełnia się marzenie, że wkrótce synek będzie na świecie. Ale… strasznie się stresowałam – czy wszystko z dzidziusiem jest w porządku. I ten lęk własnie sprawiał, że wcale nie było fajnie być w ciąży. I chciałam żeby już było po wszystkim, żeby maluszek był z nami,… Czytaj więcej »

Natalia Smykowska
12 lat temu

Mimo, że nie pierwszy raz czytam tę opowieść…kolejny raz się wzruszyłam! Podziwiam :*

Anna Rutkowska
Anna Rutkowska
12 lat temu

jestem w ciąży i właśnie najbardziej boję się nie porodu ale leżenia. tej bezsilności, ciągłej opieki kogoś. Miałam zagrożoną ciąże i musiałam na początku leżeć. nienawidzę tego, boję się że trafię za szybko na porodówkę i bede tam leżeć w mękach jak Ty tygodniami, albo że po porodzie będę leżeć w domu i dochodzić do siebie za długo. Przebiega mnie fala gorąca gdy myślę o tym leżeniu, mąż mówi, że sobie za mocno wkręcam, wiem że tak jest, ale jak to usunąć z głowy i przestać o tym myśleć? przestać się tego bać?

Sylwia Chojnowska
12 lat temu
Reply to  Anna Rutkowska

Ja prawdę mówiąc w ogóle nie myślałam że wcześniej urodzę. Na początku ciąży do 12 tyg. brałam leki na podtrzymanie, musiałam się oszczędzać. Później było wszystko jak w książce medycznej do pewnego dnia… Nie myśl o tym, nie nakręcaj się aby podświadomie nie dawać może jakiś impulsów. Ciesz się ciążą i tym że teraz jest wszystko w porządku 🙂 Mąż ma rację mówiąc żebyś się nie nakręcała. Wiem, że ciężko wyrzucić to z głowy, ale spróbuj. Po porodzie byłam „na chodzie” już po 5 godz. i robiłam wszystko przy sobie i synku. Z racji wcześniactwa synka na całą noc zabrano… Czytaj więcej »

Maria Ciahotna
12 lat temu

Niesamowita historia… podziwiam i gratuluję, musiało być ciężko…
ja na szczęście rodziłam „jak z bajki”, chociaż bolało jak cholera, po porodzie myślałam że wszystko ok i zemdlałam pod prysznicem, miałam zakaz podnoszenia się przez całą noc – ale to nic, bo córeczka była przez ten czas na oddziale dla noworodków… ale w porównaniu z Twoją historią – pikuś…
Teraz zbliża się powtórka z rozrywki, mam nadzieję, że znowu wszystko się ułoży pomyślnie i za jakieś 6 tygodni przywiozę do domu małą kruszynkę – oby zechciała zaczekać do swojego terminu…

Fizinka
Fizinka
12 lat temu

Lepszego prezentu na Walentynki nie mogłaś sobie zażyczyć! 😉 😛 A najlepsze jest to że będziesz się nim cieszyć do końca swych dni! 🙂
Jeszcze raz – GRATULUJĘ!! 😉

Heroina45
Heroina45
12 lat temu

Poryczałam się…:):):)

Magda Em
9 lat temu

Ja 14 lutego dowiedziałam się, że jestem w ciąży

Milena Kamińska
9 lat temu

Super walentynki pamiątka na całe życie

Regina Adamiec-Babula
Regina Adamiec-Babula
9 lat temu

Wzruszyłam się czytając… Ja też rodziłam rok temu, ale 26 lutego i choć poród był bardzo długi i z komplikacjami urodziłam zdrowego synka… Dziś znów jestem w ciąży… Chcianej i planowanej i już nie boję się porodu, może nawet być taki jak poprzednio – byle tylko maluszek był zdrowy. Ja wiem, że dla Niego zniosę wszystko…

Regina Adamiec-Babula
Regina Adamiec-Babula
9 lat temu

Weszłam przeczytać jeszcze raz i się zorientowałam, że to nie historia z przed roku… Ale to nic i tak wzrusza…

Anita
Anita
9 lat temu

Czytam to po raz któryś i chylę czoła :* Nasze pociechy mają juz 4 latka. To dzięki Tobie i Kubusiowi jesteśmy tutaj, razem my „marcóweczki” za co BARDZO WAM DZIĘKUJĘ :*

Zabawa 14 lutego 2012

Babcia i Dziadek – niezastąpiona instytucja

Niejednych tytuł ten może bulwersować. Babcia i Dziadek jako instytucja!! Zgadza się, w dzisiejszych czasach Dziadkowie to niemal „instytucja społeczna” umożliwiająca, a w niektórych przypadkach warunkująca, rodzicom powrót do pracy. Wielu młodych rodziców, nie wyobraża sobie życia codziennego bez ich zaangażowania i wsparcia.

My sami jesteśmy teraz rodzicami i radzimy sobie sami, z czego jestem bardzo dumna, jednakże przychodzą takie chwile, w których bez pomocy Dziadków nie dalibyśmy rady. Jako że oboje z mężem pracujemy w jednej firmie, by móc zająć się naszą córką, musimy tak wymieniać dyżury, by zupełnie się mijać. Jednak mimo wszystko bywają dni, w których razem pracujemy, wówczas do akcji wkracza „Babcina instytucja”. Jakże spokojniejsza jestem, wiedząc, że dzieckiem zajmuje się Babcia czy Dziadek, a nie obca osoba. Mam pewność, że córka jest bezpieczna, najedzona, przewinięta i …. szczęśliwa.

Zdarza się nam, że przez to nasze mijanie, przepływ informacji pomiędzy mną a mężem jest niepełny. Pewnego wieczoru stwierdziliśmy, że jutro razem pracujemy!! A z kim zostanie Maja? Szybki telefon do Babci, która oczywiście nigdy nie odmówi pomocy. Dzwonimy o 22.00, a po 6.00 rano w drzwiach staje Babcia, obładowana świeżymi owocami i warzywami z własnego ogródka, słoiczkami z najlepszymi przetworami, bo wnusia musi mieć wszystko, co najlepsze. W nasze progi wkracza drobna osóbka z ogromnym sercem, nieskończoną cierpliwością, z opowieściami, bajkami, piosenkami i uśmiechem, który załagodzi każdego nowego guza i ukoi spłakane oczka. Utuli i ukołysze do snu sprawiając, że te będą spokojne i kolorowe.

Zostawiając Maję pod opieką Dziadków, możemy być pewni, że nie zabraknie jej atrakcji i czasu, poświęconego tylko jej. Zadba o to Dziadek, bo to najlepszy kompan wspólnych zabawa, wypraw i opowieści. Jego wyobraźnia nie ma granic, a szaleństwo końca. Bo dziadek jest najlepszym przyjacielem Majki.

Sama wspominając swoich Dziadków, odczuwam ciepełko na sercu. Nigdy nie zapomnę kojącego głosu Dziadka. Jego opowieści, wspólnych przejażdżek rowerowych i słodyczy, które Dziadzio zawsze miał gdzieś schowane. Moja Babcia była żwawą, rozgadaną kobietką, pełną energii i pomysłów. Jej ciasteczka i gorąca kawa zbożowa to smaki, których nie da się zapomnieć. Zawsze służyli mądrą radą, ciepłym słowem. Mimo, że nie nacieszyłam się nimi zbyt długo, czuję ich obecność gdzieś blisko mnie. Mam nadzieję, że czuwają nad moją rodziną, a ich “instytucja Pradziadków” działa non stop. I chyba, tak naprawdę dopiero gdy dorosłam, zdałam sobie sprawę jakimi byli cudownymi ludźmi.

Mamy to szczęście, że możemy liczyć na pomoc Dziadków, o każdej porze dnia i nocy. Dziadkowie służą wsparciem, radą, dobrym słowem oraz są naszymi „uspokajaczami”, gdy coś się dzieje.

A czy są od rozpieszczania?? Skłaniam się ku stwierdzeniu, że troszkę tak. Mają więcej czasu, doświadczeni, i niewyczerpane pokłady cierpliwości, którą obdarowują wnuczęta. Wszystko jednak musi być zgodne z naszymi zasadami, Dziadkowie wiedzą na ile mogą pozwolić wnukom, bo wytyczyliśmy im granice (chociaż i tak wiem, że czasem dają sobie wejść na głowę).

A czy są od wychowania?? Stanowczo nie!! Mogą pokazywać świat dzieciom, dzielić się z nami swoimi doświadczeniami – czasem warto skorzystać z doświadczeń starszego pokolenia, ale od wychowania są rodzice.

Na razie dajemy sami radę i takie sytuacje zdarzają się nieczęsto, ale w niektórych rodzinach instytucja ta pełni dyżur niemalże 24 h przez 7 dni w tygodniu.

Ciekawa jestem jak jest u Was. Czy możecie liczyć na pomoc Dziadków? Jak u Was pracuje „Instytucja” i czy z niej korzystacie?

I czy dziś z okazji Walentynek Dziadkowie pełnią dyżur?

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Fizinka
Fizinka
12 lat temu

„A czy są od wychowania?? Stanowczo nie!! Mogą pokazywać świat dzieciom, dzielić się z nami swoimi doświadczeniami – czasem warto skorzystać z doświadczeń starszego pokolenia, ale od wychowania są rodzice.” – zgadzam się w 100%!! Ja póki co nie pracuję zawodowo więc zajmuję się synem sama (z mężem oczywiście! 😉 ) bez pomocy dziadków. I szczerze mówiąc na chwilę obecną nie czuję potrzeby oddawania dziecka dziecka po to żebym mogła sobie odpocząć. Ale myślę, że kiedyś przyjdzie taki czas że będziemy podrzucać syna dziadkom, żeby mogli trochę pobyć ze sobą 🙂 Sama również miło wspominam swoich dziadków! I mimo iż… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Fizinka

My nie zostawiamy Maji aby odpocząć, ale żeby móc pracować. Choć jak będzie większa, lub kiedy powiększy się nam rodzina, myślę że będziemy jej robić krótkie (bo długo nie wytrzymam bez mojej Królewny;-))”wakacje” u Dziadków.

Fizinka
Fizinka
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

A ja taki argument (o odpoczywaniu) słyszałam już nie raz, nie dwa i co dziwne – tylko z ust rodziny męża….. 😛

Magda Kupis
12 lat temu

Możliwość korzystania z pomocy Dziadków jest nieoceniona. Jednak zapatruję się na ten problem nieco inaczej (jak zwykle z resztą ;D). Uważam, że jeśli tylko można, to powinno się korzystać z pomocy i uprzejmości dziadków, nie dla własnej „wygody”, nie dla budowania więzi między dziadkami a wnukami (co niewątpliwie jest też bardzo ważne), ale dla tego, by dziecko przyzwyczajało się do obecności innych ludzi, żeby nie było dla niego traumą zostanie gdziekolwiek bez rodziców (głównie bez mamy). Ja tak ja Fizinka radzę sobie doskonale bez pomocy, ale z chęcią korzystam z możliwości zostawienia córki na 2-3 godziny u babci. Są to… Czytaj więcej »

Maria Ciahotna
12 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Z tym przyzwyczajaniem do innych osób, a raczej do braku mamy w zasięgu wzroku – to święta prawda – nasza mała potrafi zostać prawie z kimkolwiek, kto poświęci jej trochę uwagi, nie robi scen przy pożegnaniu, czasami nawet jest mi z tego powodu nieco żal 🙂

Sylwia Chojnowska
12 lat temu

My również radzimy sobie sami. Tyle że u nas nie mamy możliwości zostawienia synka u dziadków. Teściowe pracują a zaraz po pracy mają obowiązki w gospodarstwie, które jest oddalone od naszego miasta i muszą tam dojechać. Zostają na noc i rano jadą do pracy. Moi rodzice są zagranicą. Radzimy sobie jak możemy sami, choć czasami potrzebujemy załatwić jakąś sprawę sami i nie mamy jak tego zrobić. Wszystko planujemy z dużym wyprzedzeniem czasu by teściowie mogli na spokojnie zostać z wnukiem chociaż na godzinkę. Wiem, że dużo mają pracy w gospodarstwie, obrządek zwierząt czas zajmuje a po pracy też są zmęczeni.… Czytaj więcej »

Rachela
Rachela
12 lat temu

U nas podobnie, dziadkowie 400km od nas i bywa czasem trudno, bo nie mamy komu powierzyć naszego szkraba. odkąd wróciłam do pracy coraz częściej brakuje nam tej „instytucji”, i niestety ciężko nawet w awaryjnych sytuacjach. pozostają opiekunka lub sąsiedzi.

Justyna
Justyna
12 lat temu

Także ,radze sobie sama i bardzo dobrze mi to wychodzi:) chociaz mogla bym skorzystac z pomocy babci(mojej mamy)prababci ,ale dlaczego ja mam odpoczywac skoro tego nei potrzebuje (no chyba ze by mnie praca przycisla) ciesze sie z kazdej chwili spedzonej z nim 🙂 i nic innego sie nei liczy. Czasami mi sie zdarza ze podrzuce dziecko mamie trzeba . Dobrze jest miec tez kogos kto pomoze jak potrzeba. Chcialam dziecko to je wychowuje.

Anna Haluszczak
12 lat temu

U nas dziadkowie zajmowali się przez rok naszą córeczką, gdy mąż i ja byliśmy w pracy. Potem zaszłam w drugą ciążę i chwilę przed urodzeniem synka wróciłam do domu, by teraz siedzieć z maluszkami. Karolcia kocha babcię i dziadka jak nikogo! To oni mogli poświęcić jej cały swój czas. My – rodzice – musimy też zająć się domem, zrobić zakupy, planować bieżące życie. A dziadkowie? Oni są tylko od zabawy i spędzania czasu z dzieckiem. Czegóż maluch może chcieć więcej?
Tylko potem rodzice borykają się z korygowaniem wyuczonych przez dziadków zachowań u dzieci. No ale cóż… coś za coś 😉

Natalia Smykowska
12 lat temu

A my właśnie dziś mogliśmy skorzystać z odwiedzin „instytucji” i pójść do kina 🙂 Ot, taka odskocznia. Niestety zarówno dziadkowie jak i cała rodzina mieszkają jakieś 400 km stąd, więc maluch czy chce czy nie chce jest na nas skazany 😉 – nie narzekamy! Wychowujemy bez krytycznych spojrzeń czy uwag…jednak żal mi relacji jaką mógłby syn mieć z babcią czy dziadkiem, bo czy Skype lub telefon może zastąpić prawdziwą zabawę i czułości?! Gdybym miała pójść znów do pracy i synek zostałby z dziadkami – to nie miałabym wątpliwości! Nie mamy jednak takiej możliwości – a o OBCEJ osobie – sam… Czytaj więcej »

Maria Ciahotna
12 lat temu

Tak się szczęśliwie składa, że nasza córeczka oprócz ma nie tylko dziadków i babcie, ale również prabacię i dwóch pradziadków – Ci wprawdzie nie udzialają się z racji wieku za często, ale i tak pomagają jak mogą. Natomiast mama męża, po pierwsze dltego, że mieszka jakieś 15 minut na piechotę od nas, po drugie – jest na emeryturze, ale nadal pełna życia – bardzo często nam pomaga – niby jestem na urlopie wychowawczym, i to płatnym, ale udało mi się złapać też pracę „z domu”, więc bywają dni, których bez jej pomocy było by bardzo ciężko. A teraz, kiedy jestem… Czytaj więcej »

Beata012
Beata012
12 lat temu

U mnie niestety sytuacja wygląda nieco gorzej .Pomocy ze strony dziadków nigdy nie miałam gdyż moi rodzice pracują i wnuczke widują tylko podczas odwiedzin .Rodzice meża faworyzują tylko wnuki ze strony swojej córki.Raz tylko poprosiłam o zostanie teściowej z małą a było to wtedy gdy robilismy zakupy na chrzciny .Teściowa odmówiła mówiąc że akurat myje okna i nie ma czasu.Od tamtej pory nigdy wiecej nie poprosiłam o jakąkolwiek pomoc.

Czarna_oliwka
Czarna_oliwka
12 lat temu

I u mnie,jak u koleżanki Beaty,pomocy babć(teść nie żyje,mojego taty nie ma w Pl) nie ma.I mimo,że jedna mieszka 100metrów dalej,druga 3kilometry,moja córeczka widzi babcie od wielkiego święta i to raczej jak do nich pójdziemy w odwiedziny.Obie pracują,teściowa do 13,moja mama do 17.Fizycznie moją małą nie mogą się zająć.Moja mama po pracy zajmuje się bratanicą,a teściowa pierwszą wnuczką(córką córki),mnie serce się kraje,że w ich życiu nie ma dla mojej niuni miejsca,ale cóż…
Póki co siedzę w domu,a jak pójdę do pracy będę miała dwa wyjścia-żłobek lub niania.

Aleksandra Greszczeszyn

Oj, dziadkowie! Julka uwielbia babcie i dziadka! A oni ją – to pierwsza i na razie jedyna wnuczka moich rodziców, a więc oczko w głowie!:)

Ciąża 12 lutego 2012

Oczekiwanie na drugie dziecko…

Dziś wpis gościnny zza południowej granicy – autorka – Marienka – jest mamą dwuletniej zwariowanej Magdzi, żoną kochającego męża, siostrą swoich trzech sióstr (nic dziwnego, że też marzy jej się duża rodzina). Mieszka od urodzenia w Czechach, chociaż polski jest dla niej językiem ojczystym. W chwili obecnej korzysta z przychylności czeskiego systemu socjalnego i jest na płatnym urlopie wychowawczym. Za kilka tygodni spodziewa się kolejnego maluszka. Marienka napisała nam, że lubi tańczyć, uwielbia czytać, podoba jej się majsterkowanie i nie przepada za gotowaniem… Nie lubi „z góry przegranych spraw” – zawsze przecież wszystko można rozwiązać. Tak przebiega jej oczekiwanie na drugie dziecko w rodzinie.

Mamy już w domku jednego pirata — Magdusia ma dwa latka. Przy pierwszej ciąży wszystko było wspaniale, rozpierała mnie energia, wszystkie wyniki badań były prawidłowe, przytyłam jakieś 10 kg, wyglądałam (ponoć) kwitnąco.

Jaka więc była nasza radość, gdy na teście pojawiły się znowu upragnione dwie kreseczki i oczekiwanie na drugie dziecko. Myśleliśmy o nim od blisko pół roku, ale akurat trafiło nam się kupno domu, szybki i potężny remont, załatwianie tysiąca papierowych spraw, przeprowadzka, ciąg dalszy urządzania… Dzidzia jednak wyczuła odpowiedni moment i po powrocie z urlopu (w lipcu), mogliśmy się zacząć cieszyć na kolejnego bobasa.

Na początku było wszystko standardowo – poranne mdłości na szczęście nie dawały mi tak popalić, jak wcześniej. Pierwsze badania u lekarza w porządku, pozwolił nam nawet wybrać się jeszcze na opóźnioną podróż poślubną.

Jednak w 13 tygodniu pojawiło się plamienie. Sądziłam, że to przez stres, przemęczenie i ponad 6 godzin w autobusie jednego dnia… Lekarz powiedział, że owszem, takie mogą być też przyczyny, ale na dodatek łożysko jest nisko, więc powinnam spróbować trochę bardziej wypoczywać i będzie dobrze, chociaż dopóki łożysko się nie przesunie, to mogę znowu plamić. Jestem wprawdzie na urlopie wychowawczym, ale mam też pracę z domu (wieczorami na komputerze) i w domu, a na dodatek nasza mała jest raczej żywym dzieckiem… 🙂

Chciałam się jednak zastosować do rady lekarza, więc przestałam Madzię tak często podnosić, starałam się bardziej odpoczywać, nie nosiłam ciężkich zakupów. Wszystko po to, by po trzech tygodniach plamienia usłyszeć „wyrok” – łożysko przodujące, centralnie — czyli spokój maksymalny, żadnego podnoszenia czegokolwiek, żadnych stresów, dużo leżenia i wypoczynku. Oczekiwanie drugie dziecko w rodzinie

I zaczęło się — najpierw sprawdzenie w Internecie szczegółów, potem forum jedno, drugie, trzecie… Z jednej strony pocieszenie, że tak na początku ciąży to jest jeszcze mnóstwo czasu, by łożysko powędrowało na właściwe miejsce. Z drugiej strony obawy, bo raczej nikt nie pisze o tak długim plamieniu, jakie jest u mnie… Potem znowu radość, bo przecież nie zamknęli mnie w szpitalu, nie przywiązali do łóżka… A może tam byłoby bezpieczniej dla nas obojga? Bo jak tu się w domu upilnować, nie wyprasować, nie zrobić prania, nie podnieść dziecka, kiedy już nie da się go inaczej uspokoić… Ale czy w szpitalu potrafiłabym wypoczywać? Pewnie przez cały czas myślami byłabym w domu, u córeczki, u męża…

No i wreszcie – co będzie, kiedy łożysko postanowi zostać na nieswoim miejscu, a my przez kolejne kilka miesięcy będziemy uważać na każdy ruch… No i potem cesarka, wprawdzie planowana, ale jednak… No i fakt, że jakby zaczęło się krwawienie, to wszystko dzieje się tak okropnie szybko… Do szpitala mamy wprawdzie w miarę blisko (10 minut na pełnym gazie), ale jednak…

Najgorsze było kilka pierwszych dni po stwierdzeniu diagnozy. Zdołaliśmy się jakoś z tym wszystkim oswoić, rodzina pomaga nam niesamowicie, mąż jest cudowny, czuły i opiekuńczy, a córeczka pamięta, że lekarz kazał mamusi odpoczywać, więc chodzi się przynajmniej często przytulać…

Co ma być to będzie, my postaramy się nie martwić na zapas (stres przecież też jest teraz zabroniony), zrobić wszystko, co się da, by Kruszynce (nie chcemy znać płci) było u mnie w brzuszku jak u mamy w brzuszku. Codziennie samej sobie przypominam, że muszę na siebie uważać, że mam się wcześniej położyć, więcej odpoczywać… Trochę to męczące, ale wszystko jest warte tych cudownych chwil, kiedy czuję naszą małą wiercipiętę 🙂 Tak poza tym ciąża rozwija się prawidłowo, dzidziuś ma się dobrze, więc na pewno uda nam się dotrwać, ważne jest pozytywne nastawienie i spokojna głowa 🙂 A w marcu pochwalę się, kogo nam bocian przyniósł. Oczekiwanie na drugie dziecko w rodzinie


Źródło zdjęcia: Richard Jaimes/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jagoda Polak-Wątor
12 lat temu

To trzymamy kciuki za Dzidzie i mamusie 🙂 na pewno dotrwacie 🙂

Maria Ciahotna
12 lat temu

Dzięki 🙂 teraz już wszystko się unormowało, więc planujemy normalne rodzenie i już się nie możemy doczekać 🙂

Sylwia Chojnowska
12 lat temu
Reply to  Maria Ciahotna

Świetnie, że wszystko się unormowało 🙂 trzymam kciuki za szczęśliwe dotrwanie w dwupaku do marca. Koniecznie daj nam znać po porodzie 😀

Fizinka
Fizinka
12 lat temu

Czytam tytuł – „Oczekiwanie na drugie dziecko” i na mej buzi pojawia się szeroki uśmiech! 🙂 Ale chwila, czytam dalej i uśmiech znika.. robi mi się smutno 🙁 ….docieram do końca i znów zaczynam się uśmiechać bo widzę w Tobie wiarę w to, że będzie dobrze! 🙂
Trzymam za Was kciuki!! Termin masz na marzec?? Jeśli tak, to już nie dużo zostało!! 🙂
Życzę Ci lekkiego porodu, narodzin zdrowego dzidziusia (koniecznie pochwal się czy to chłopiec czy dziewczynka!! 🙂 ) i samych radości w nowej, 4-osobowej rodzinie 🙂

Maria Ciahotna
12 lat temu
Reply to  Fizinka

Fizinka, dziękuję, będzie dobrze, teraz to już z górki 🙂 termin za jakieś 6 tygodni, więc niedługo sami dowiemy się, kto się tam wierci w brzuszku 🙂
a „nasza” rodzinka będzie teraz 4-osobowa, ale należę do tych szczęśliwych ludzi, którzy mają o wiele większą rodzinę, bo rodzice, teście, siostry i szwagier i wszyscy (włącznie z dziadkami, babciami, ciociami i wujkami) bardzo się o nas troszczą i wzajemnie się wpsieramy, więc w takich warunkach spodziewać się następnego dziecka to sama przyjemność 😀

Paulina Garbień
12 lat temu

Ja dopiero co dowiedziałam się o drugiej ciąży, oczywiście planowanej i ten tytuł pasuje też do mnie 🙂 Jestem bardzo szczęśliwa ale też pełna obaw, bo w pierwszej ciązy miałam podobną sytuację jak Ty, wszystko się ułozyło dobrze, ale jednak lekki strach zostaje. Mój synek też jest bardzo żywiołowy. Jestem dobrej myśli i wierzę, że wszystko ułoży sie dobrze 🙂
Czekam na nowinę o narodzinach Twojego maleństwa i trzymam kciuki za szybki, bezproblemowy poród 🙂

Maria Ciahotna
12 lat temu

Dzięki 🙂 i gratuluję, drugie dziecko to wbrew pozorom nowa przygoda 🙂
Jak tylko wrócę ze szpitala, to dam znać jak poszło – przed nami końcóweczka, ostatnie kilka tygodni przygotowań… 😉

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
12 lat temu

Mocno trzymamy kciuki i gratulujemy siły!

Kobiecym_okiem
Kobiecym_okiem
12 lat temu

Pamiętam, że mnie w drugiej ciąży było ciężko powstrzymać się przed podnoszeniem starszego syna (miał też ok 2 lat) – i to pomimo dobrego stanu ciąży. Mnie drugie dziecko (drugi syn) – paradoksalnie (choć niektórzy mówią, że jest to bardziej męczące) – dało pełniejsze spojrzenie na radość z macierzyństwa.

Maria Ciahotna
12 lat temu
Reply to  Kobiecym_okiem

A ja przez te powikłania miałam wrażenie, że „zabierają” mi dziecko – wszyscy tak się troszczyli, byli tacy mili, ale po miesiącu nie wytrzymywałam… czasami do teraz podnoszę Magdusię, chociaż może nie powinnam… A przeżywanie drugiej ciąży jest po prostu inne, na wiele rzeczy jakoś „nie starcza czasu”, chodzi mi o takie zachwycenie ciążą, bo jednak to nie jest ten „pierwszy raz”, kiedy zupełnie wszystko jest nowe, niesamowite… Teraz więcej jest porównywania – jak było wtedy a jak teraz… Ale są też miłe i wspaniałe momenty – gdy Magdzia przed snem całuje brzuszek, gdy śpiewa dziecince albo gdy śpiewa lub… Czytaj więcej »

Patrycja Zych
12 lat temu

Trzymam kciuki mocno 😉 będzie dobrze. Sama przechodziłam przez zagrożoną ciążę więc doskonalę wiem co czuję autorka tekstu…

Karolina Kosturkiewicz Boczek

Gratulacje, ja również trzymam kciuki!

Aleksandra Greszczeszyn

Ja też czekam na drugiego maluszka:) Julcia ma 4 latka, a ja jestem w 8 miesiącu ciąży. Czekamy na Szymusia i emocji towarzyszy nam wszystkim mnóstwo… Jest spora szansa, że urodzę wcześniej, ale mam nadzieję, że donoszę przynajmniej do 38 t.c., tak jak córkę i synuś też będzie zdrowy i silny! No i ciekawi mnie bardzo reakcja mojej Julki na braciszka:)

Maria Ciahotna
12 lat temu

No to powodzenia 🙂 nasza mała Magdusia na razie bardzo się cieszy, spontanicznie przytula się do brzuuszka i twierdzi – to jest mój bobasek… Zobaczymy jak będzie za kilka dni. Teraz to już 39 t.c., więc torba spakowana i wkrótce okaże się, czy przywieziemy do domu braciszka czy siostrzyczkę. Wszystkie zagrożenia minęły, byle tylko nie było komplikacji przy samym porodzie 🙂
Ola, trzymam kciuki, a Julka na pewno zaopiekuje się braciszkiem i Tobą też, w końcu to już duża dziewczyna 🙂
PS. – Fajne macie imię wybrane 🙂 mój kochany mąż to też Szymon 😉

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close