[Wpis konkursowy] Mamy Zmagania i Niedomagania
Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.
Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.
Autorka: MamaMia
Blog: Mamy Zmagania i Niedomagania
W roli mamy. Karmię bo Chcę.
Październik 2012 r. zajęcia w Szkole Rodzenia. Temat przewodni: „Karmienie piersią”.
Stoi przed nami, przyszłymi mamami doświadczona Matka Polka, karmiąca swoje dwie córki z pięknie rozwiniętym aparatem zębowym, nie wspominając już o aparacie mowy, który pozwala im skutecznie i w sposób bezpośredni, że bardziej się już chyba nie da zakomunikować potrzebę przystawienia do piersi. A brzmi to pewnie jakoś tak: „Mamo daj cycusia!” albo jeszcze gorzej „Mama daj cyca! Teraz! Chcę teraz!„ I tak ta cudowna, doświadczona, karmiąca Matka Polka wyciąga pierś i podaje 3 letniej Zuzi przy świątecznym stole, gdzie wujek Gienek niby nie ale jednak zerka ukradkiem…. hmmmm…
Rys. MamaMia |
1,5 godziny wykładu Matce Polce zeszło na opisywaniu superlatyw i korzyści, płynących z karmienia piersią. Patrząc na nią widziałam nieco zaniedbaną, mocno wychudzoną kobietę, która jakby na siłę próbuje wzbudzić w sobie entuzjazm. Być może moje wrażenie było kompletnie nietrafione. Jednak przed oczami uporczywie stawał mi obraz tej biednej, zmęczonej matki z uwieszonym przy piersiach uzębionym potomstwem. „A co na to mąż?”- pomyślałam i dziś żałuję, że nie zapytałam.
To ile każda z nas ma zamiar karmić piersią to sprawa indywidualna, choć ja zdecydowanie nie jestem zwolenniczką karmienia dłużej niż 1-1,5 roku. Uważam, że wszelkie korzyści płynące z karmienia piersią zamykają się właśnie w tym okresie. Kiedy idą już zęby to znak, że zbliża się czas nowych rozwiązań i nowych sposobów radzenia sobie. Ssanie zastąpi gryzienie i perspektywa psychologa każe mi tu napomknąć, iż nie dotyczy to wyłącznie kwestii pożywiania się ale również radzenia sobie emocjonalnego. Stąd zachowanie zdrowej granicy uważam za ważne i niezwykle rozwojowe dla dziecka.
Do tematu długości karmienia piersią z pewnością jeszcze powrócę. Sama karmię niespełna dwa miesiące, więc wszystkie możliwe perypetie jeszcze przed nami. Rozpoczęłam od przytoczenia wykładu Matki Polki z prostej przyczyny. Mianowicie po urodzeniu małego M. szybko przekonałam się, że nie byłam przygotowana na karmienie tak jak to sobie wyobrażałam po wspomnianym wykładzie. Nasłuchałam się wiele o korzyściach i zaletach karmienia. Płynęło to do mnie zewsząd, z telewizji, radia, gazet i wykładu Matki Polki też. Wszystko obróciło się o 180 stopni z momentem, gdy mały M. (mały jak mały, ważące ponad 4,5 kg niemowlę) przyssał się do piersi po raz pierwszy. Cóż mogę powiedzieć? Bolało….. zacisnęłam zęby i już po chwili zapatrzona w synka i rozkochana tym widokiem zapomniałam o bólu. Tuż po porodzie z pewnością pomogły mi w tym wciąż utrzymujące się we krwi hormony. W kolejnej dobie i kolejnych próbach przystawienia małego do piersi zaczęły się schody. Mały M. z ssaniem radził sobie świetnie. Rewelacyjny chwyt, rewelacyjne ssanie, moje sutki do karmienia też wprost rewelacja! TYLKO DLACZEGO NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ, ŻE TO TAK BOLI?! Zaciskałam zęby i uporczywie wmawiałam sobie, że nie boli. A bolało strasznie, żeby nie wyrazić się w sposób niedozwolony. Sutki popękane, obolałe, pokarmu jak na lekarstwo a syn głodny i zły… Oj łatwo nie było. Potrzeby małego M. zmusiły mnie do sięgnięcia po butelkę. Na szczęście tylko przez pierwszy tydzień. Po domowej wizycie wspaniałej położnej środowiskowej, która niczym dobra wróżka przyszła i porostu mnie odczarowała wszystko powoli zaczęło się układać. Pokarm pojawił się w dużych ilościach już w 3-4 dobie. I tu znów moja niewiedza a z nią zbędne obawy i lamenty. Otóż MamaMia nie wiedziała, że pokarmu w dużych ilościach nie będzie od razu. Och jak ja przeklinałam chwilę po tym Matkę Polkę z wykładu! Dlaczego nie wspomniała choćby przez chwilę o możliwych, początkowych trudnościach?! No why?!(niestety to chyba jej nieszczęsnej oberwało się najbardziej, tzn. zaraz po biednym K., który znów nieoceniony znosił wszelkie rugania i gniewne spojrzenia rzucane w jego stronę). Początki karmienia były dla mnie bardzo trudne. Brakowało pewności siebie, wiary, że pokarmu jest wystarczająco, że mały M. będzie dobrze przybierał na najlepszym pod słońcem mleku mamy i w dodatku ten „BABY BLUES”:..Skąd ta niepewność?Do dziś nie wiem. Wiem, że na karmieniu zależało mi bardzo i już w ciąży miałam obawy, że nie będę miała pokarmu. Zupełnie nieuzasadnione zresztą. Może to rozchwiane emocje i buzujące hormony zrobiły swoje. Nie wiem.
Tu chciałam zaapelować:
„Kochane przyszłe mamy pamiętajcie o korzyściach płynących z karmienia piersią i już w ciąży przygotowujcie się do roli karmiącej. Spójrzcie na to jak na coś cudownego, co możecie dać swojemu dziecku, coś co jest instynktowne i zupełnie pierwotne. Miejcie jednak na uwadze, że naturalne to nie znaczy proste i samo łatwo przyjdzie. Z moich rozmów z mamami na oddziale i zaprzyjaźnionymi w osiedlowym parku wynika, że każda z nas toczy jakąś osobistą batalię o karmienie piersią. Jedne bo dziecko nie chwyta, drugie bo nie ssie, trzecie bo ssanie jest tak silne, a piersi delikatne, a jeszcze inne bo mleka za mało albo za dużo. Dlatego bądźcie gotowe na trud, który zostanie wynagrodzony rozkosznym widokiem spokojnego, najedzonego i co najważniejsze zaspokojonego w bliskość maluszka.”
A do tzw. baby bluesa jeszcze powrócę, bo to uznaje za temat ważny i wciąż zbyt bagatelizowany w świadomości społecznej. Mały M. już wkrótce otworzy swoje piękne duże oczy i przystąpimy do karmienia, które teraz na szczęście niczym już nie przypomina tego, co było na początku. I to słońce za oknem, co woła nas na długi spacer:) Dlatego póki co, to by było na tyle.
Pozdrawiam MamaMia
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.
Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie
Oj tak, mi również nikt nie powiedział o tym, że karmienie w pierwszych dniach i tygodniach może być trudne. Nikt mnie nie ostrzegł, że to będzie bolało. Pamiętam dokładnie swoje zdziwienie kiedy pierwszy raz „porządnie” przystawiłam syna do piersi – z zaciśniętymi zębami i ze łzami w oczach patrzyłam jak je. Pamiętam jak mruczałam, a może nawet pokrzykiwałam na męża, że przecież poród miał być „najgorszy”, że to on miał być ostatnim „cierpieniem”, później miało być już tylko dobrze! I było, owszem ale najpierw musiało upłynąć kilka tygodni….. Nie potrafię określić kiedy konkretnie brodawki przestały pękać i boleć, ale jak… Czytaj więcej »
Ja córcię skończyłam karmić, gdy miała 13 miesięcy. I wystarczy- trzeba zachować zdrowy rozsądek. Zgadzam się w 100%. I też nie jestem matką Polką:-D