Mama Bloguje 14 lutego 2013

[Wpis konkursowy] Moje (nie)lukrowane macierzyństwo, z wisienką na czubeczku

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Matka Prezesa
Blog: Moje (nie)lukrowane macierzyństwo, z wisienką na czubeczku

W roli mamy

Dowiedziałam się, że zostanę mamą pod koniec 2008 roku. Miałam tysiące planów na przyszłość i żaden z tych planów nie obejmował dziecka. Czy ja kiedykolwiek chciałam zostać mamą? Nie. Było mi cholernie ciężko zaakceptować siebie w nowej roli i nic nie było już tak realne jak to, że pod koniec sierpnia 2009 miałam zostać matką. Uważałam to za mało kiepski żart.

Na pierwszej wizycie u ginekologa lekarz potwierdził ciąże. Do ręki dostałam zdjęcie, na którym widać było 8milimetrowego ktosia, który niespodziewanie zamieszkał w moim brzuchu. Myślę sobie – kurde, to się dzieje naprawdę. No i się działo. Kolejne wizyty potwierdzały, że ciąża przebiega prawidłowo, mam tylko za niskie ciśnienie i to tyle. Badania krwi w normie, grupę krwi też mam w normie i ogólnie wszystko jest okej. Na początku kwietnia 2009 poczułam pierwsze ruchy. Myślę sobie – jeju! Ono naprawdę tam jest. Z uśmiechem na twarzy – bo inaczej się nie dało 🙂 – oglądałam malutkie ciuszki, wózki, łóżeczko. Czas oczekiwania, rosnącego brzucha zaczął mi sprawiać przyjemność. Każdy kopniak był dla mnie jak balsam uspakajający. Ktoś ewidentnie dawał mi znać, że tam jest – a ja byłam szczęśliwa. Święta Wielkanocne spędziłam jeszcze w domu. Było już widać zaokrąglony brzuszek. Ale Ktoś odmówił jedzenia jajek – na sam  widok jajek miałam odruchy wymiotne.

Cała moja sielanka, całe moje jestestwo legło w gruzach w ciągu jednej nocy. W niedzielę kładłam się spać z uśmiechem na twarzy, miałam zaplanowany cały poniedziałek i wyczekiwałam długiego, majowego weekendu i przeprowadzki na nowe mieszkanie. Byłam w 5 miesiącu ciąży – ciąży, która przebiegała prawidłowo.
Obudziłam się o 1 w nocy. Niespodziewanie. Poczułam pod sobą coś mokrego, lepkiego. Poszłam do łazienki. Spojrzałam na koszulę nocną – była we krwi. Co pomyślałam zaspana? Że ciąża mi się śniła i pewnie dostałam miesiączkę. Po kilku sekundach zrobiłam oczy jak 5złotówki. Nie wiele pamiętam z tego co działo się potem. Nie wiem jak się ubrałam, jak dotarliśmy do szpitala. Pamiętam, że dość długo czekałam na pogotowiu – a może wydawało mi się, że to trwało długo? – bo trzeba było wypełnić sprawy papierkowe. Ktoś mi się zapytał czemu mi się tak trzęsą ręce. Czy potrafiłam odpowiedzieć jak się nazywam? Nie. Lekarz przyjął mnie, zbadał. Nie potrafiłam mu nawet odpowiedzieć w którym tygodniu ciąży jestem. Padł wyrok : ,,Dziecko żyje” (robię wielkie uuuufffff) ,,Ale niestety pękł pani pęcherz. Odchodzą Pani wody. Urodzi pani pewnie w przeciągu 24 góra 48 godzin. Przykro mi. Nie jesteśmy w stanie uratować Pani dziecka. Takie dzieci przeżywają 1 na 1000 urodzeń”.
Byłam w 23 tc.

Lekarz spojrzał na mnie i powiedział do pielęgniarki ,,Daj tej dziewczynie jakieś leki na uspokojenie”. I to tyle. Wyszłam z gabinetu. Wpadłam w objęcia mojego partnera, ale odeszłam od niego i obijając się o ściany poszłam za pielęgniarką krok za krokiem do szpitalnego łóżka – w którym miałam pozostać 52 dnia. Do rana nie spałam. Nie miałam również siły płakać. A może po prostu szok i relanium mnie tak wyciszyły?

Co działo się potem?
Wyrok lekarza nie był prawomocny.
Dowiedziałam się, że w moim brzuszku zamieszkuje chłopiec. Chłopiec na tyle silny, że nie urodził się ani w przeciągu 24h ani w przeciągu 48h.
W 25 tc – zostałam przewieziono do Kliniki w Poznaniu, która miała sprzęt do ratowania skrajnych wcześniaków. Mój przypadek uznawano za co najmniej dziwny, ponieważ CRP miałam w normie i to CRP zostało w normie do końca ciąży – choć teoretycznie powinno dojść do zakażenia. A wtedy lekarzom nie zostałoby nic innego jak robić szybkie cc.

W pewnym momencie nawet stwierdziłam ,że dotrwamy do 34-35 tc i to całe szaleństwo się skończy. Dzień w dzień zużywałam kilka podkładów – plamiłam i to coś intensywnie. Na początku czerwca niestety przestały działać tabletki na podtrzymanie i musiałam przejść na kroplówkę. Zaczęłam też mocniej plamić, zrobiło mi się rozwarcie na 1,5 cm.
15 czerwca 2009 – w poniedziałek – dowiedziałam , że moje dziecko ma już kilogram. To był przełom. Na ten kilogram czekałam od ponad miesiąca.
17 czerwca 2009 – budziłam się w nocy co 30 minut. Nie denerwowałam się, budziłam się i zasypiałam od nowa. Ranne KTG wykazało zerowe skurcze. Do dzisiaj się zastanawiam jak to możliwe.
Jadłam śniadanie w spokoju, o 10 rozmawiałąm jeszcze z tatą dziecka co ma mi przywieź. Coś tam bąknęłam, że kiepsko się czuje i pobolewa mnie brzuch. Z dziewczynami z pokoju żartowałam, że jak tak dalej pójdzie to dzisiaj urodzę. Nastąpiła salwa śmiechu. Wszystkie podtrzymywałyśmy się na duchu, bo każda z nas walczyła o każdy dzień. Kilkanaście minut po godzinie 10 wstałam do toalety – dziecko napierało mi na pęcherz. Wstałam i zwinęłam z bólu. Bolało – okropnie bolało. Jedna z dziewczyn z pokoju zawołała pielęgniarki. Zwiększyła mi dopływ kroplówki. Spokojnie ułożyłam się na boku. 10 minut później znowu wezwałam pielęgniarkę. Tym razem zaprowadziła mnie do lekarza. Pamiętam ,że ledwie kroczyłam, ledwie weszłam na ginekologiczny fotel. Lekarz zdziwiony stwierdził 8cm rozwarcia, dziecko w kanale rodnym i kazał szybko pielęgniarkom biec po moje łóżko. O ile wtedy skurcze były bolesne, tak po wyroku, że rodzą i to 10 tygodni przed czasem było jak kubeł zimnej wody i zaczęły się skurcze sto razy bardziej bolesne. Trzymałam pielęgniarkę za rękę i mówiłam ciągle, że boli. Pielęgniarka powiedziała, że dam radę. Ledwie dotarliśmy na porodówkę i poczułam przeszywający ból. Tak przeszywający, że nie zostało mi nic innego jak krzyczeć, krzyczeć i krzyczeć.

Kilka minut później – o 10:48 na świat przyszło moje dziecko. Był tak mały, że mieścił się położnej w dwóch dłoniach i tak słaby, że wydobył z siebie tylko krótki, przenikliwy krzyk. Nie dane mi było zobaczyć go dłużej, nie dane było mi go również przytulić. Kilka minut później na porodówkę wpadł spóźniony partner.

Minęły prawie 4 lat ,a ja nadal pamiętam specyficzny zapach Intensywnej Terapii Noworodka. Inkubatory w rzędach jeden, obok drugiego – dzieci wielkości dłoni i w tym całym piekle moje dziecko. MOJE DZIECKO, które zamiast w moim brzuszku był już na zewnątrz. Pracowały za niego urządzenia. I o ile kiedykolwiek uważałam 3kilogramowe noworodki za małe, widok dzieci kilogramowych, 500gramowych był widokiem ,który na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Wchodziłam do dziecka patrzyłam na jego ciałko. Lekarze stwierdzili, że jest w dość ciężkim stanie. Wszystko pogłębiło się w 6 dobie jego życia, kiedy zarazili go sepsą.
22 doby wspomagany był metodą Inflant Flow.
Miał wylew I stopnia – nieurazowy – do mózgu.
Retinopatię I i II stopnia.
Niedokrwistość wcześniaków – i kilkakrotnie razy przetaczaną krew.
Sepsę.
Drożny otwór owalny.

Piszę to z ciepłego łóżka z laptopem na kolanach.
Obok, w pokoju śpi 3,5 letni Jaś. Śpi snem zwycięscy.

Jest prawidłowo rozwijającym się chłopcem.
Inteligentnym jak na swój wiek i bardzo bystrym.

I choć nadal jeżdżę od jednego specjalisty do drugiego (nierzadko prywatnie …) – to jednak widzę na co dzień chodzący cud. Jedyny, niezastąpiony cud.
I patrzę na niego w kategorii cudu.

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
11 lat temu

Ależ się spłakałam! Strasznie przykro jest czytać takie historie. Ja miałam to szczęście, że dotrwałam do końca ciąży i urodziłam w terminie zdrowego 4kg chłopca, również Jasia 🙂 i po dziś dzień dziękuję za to.

Nie ma nic gorszego jak patrzenie na swe chore dziecko, zagrożone utratą życia, oddalone od mamy,…. nie ma nic gorszego jak niemoc która wówczas towarzyszy… 🙁

Silną jesteś kobietą! Życzę ci by ta siła nigdy cię nie opuszczała i byś już nigdy nie musiała przeżywać czegoś podobnego! Dużo zdrowia dla ciebie i Jasia! 😉

Mama Jana.
Mama Jana.
11 lat temu

😉 Tutaj nie ma czego płakać, moja historia kończy się happy endem.

Mama Bloguje 14 lutego 2013

[Wpis konkursowy] Czym zająć malucha na dłużej niż 5 sekund?

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Mamiczka
Blog: Czym zająć malucha na dłużej niż 5 sekund?

W ROLI MAMY

Dzień 1.
Poród się skończył. Wprawdzie krwotokiem, ale się skończył. Doszłam trochę do siebie i już zaatakował mnie sztab pielęgniarek – wyciągaj cycki i karm!
Dobra, myślę sobie, odpocznę chwilę później. Wyciągam cycki, przystawiam Malucha, ciągnie.
Jest dobrze. W szkole rodzenia cały wykład poświęcili na to, jak przystawiać dziecko, żeby cycki porządnie nakarmiły. Pielęgniarki cmokają, podziwiają, bardzo ładnie, brodawka odpowiednio złapana, och i ach.
Po 15 minutach oba cycki puste, a Maluch wyje. Z oddali widzę już groźne spojrzenie oddziałowej – karmić! Nie chować cycków, dostawiać! Zrobiliśmy jeszcze jedną próbę, ale cycki wywiesiły szyld „zaraz wracam”, a Maluch nie chciał dłużej czekać.
Nie ma wyjścia, podać dziecku butlę – zarządziła oddziałowa. Super, w końcu mogę skoczyć się wysikać. Maluch nakarmiony, zadowolony, zasnął od razu.

Dzień 2.
Zabawa trwa nadal. Cycki karmią tylko chwilę, a potem kurek zakręcony i butla wkracza do akcji. Jesteśmy oboje zadowoleni.

Dzień 3.
Cisza na oddziale, słychać wrzask jednego noworodka. Od razu wiadomo, z której sali. Pokazać cycki! Padł kolejny rozkaz, tym razem lekarza.
Wystawiam, prezentuję, orzeszkami ziemnymi nie są, lecieć powinno. Do testów ręcznych przystępuje pielęgniarka. No nie ma, awaria cycków trwa, leci po butlę.
Maluch zadowolony, ja również.
Przychodzą wyniki badań, silna anemia, koniecznie jest przetoczenie krwi. Ok, toczcie. Cycki do końca dnia dostały już wolne.

Dzień 4.
Ledwo odłączyli mnie od tej całej aparatury, Maluch już wisi na cyckach. Schemat nadal ten sam. Początkowo wszystko gra, mleko tryska, klient zadowolony.
Jednak apetyt ma taki, że chyba wszystkie cycki na oddziale musiałby obskoczyć, żeby się najeść. Butla zawsze w pogotowiu czeka.

Dzień 5.
Wychodzimy do domu. Cycki w końcu mają trochę prywatności. Ogląda je tylko najbliższe grono. Niewiele to jednak pomogło, bo Maluch nie zyskał nagle mniejszego apetytu.
Cycki też nie przeżyły nagle dostawy towaru.

Po miesiącu cycki zostały już tylko cyckami. Nie były już cyckami karmiącymi. Czy żałuję? Nie. Mój Maluch zdrowo rośnie.
Absolutnie nie neguję mam karmiących piersią. Ale matka karmiąca butlą, to też matka. I kocha swoje dziecko tak samo mocno, jak ta z cyckami karmiącymi. I chce dla dziecka jak najlepiej tak samo, jak ta z cyckami karmiącymi.
I przede wszystkim TEŻ KARMI! Tak samo, jak ta z cyckami.

Mamiczka

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
MatkaTylkoJedna
MatkaTylkoJedna
11 lat temu

Zgadzam się! Głos poszedł 🙂

czymzajacmalucha.blogspot.com
czymzajacmalucha.blogspot.com
11 lat temu

Dziękuję bardzo za każdy oddany głos. Nie mam konta ani na fb, ani na g+, dlatego udostępniłam ten wpis jedynie na blogu 🙂

czymzajacmalucha.blogspot.com
czymzajacmalucha.blogspot.com
11 lat temu

Konto na fb utworzyłam, więc wpis udostępnię również tam 🙂

Bombel
Bombel
11 lat temu

Cudne! Nieźle się uśmiałam! 🙂

asiolek
asiolek
11 lat temu

poszło

greeneyekitty22
greeneyekitty22
11 lat temu

😀

Mama Bloguje 14 lutego 2013

[Wpis konkursowy] Pół człowiek, pół matka

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Stella Gonet
Blog: Pół człowiek, pół matka

W roli mamy

Jesteś. Więc kiedyś wygrałeś wyścig. Ironia genetyki- nieforemny nos, wada wzroku, tendencja do tycia i wybuchowy temperament. Nie my wytypowaliśmy te cyfry. To komponent, którym paradoksalnie wygrywamy życie. Takie lub inne.

Wielka kumulacja. Wystarczy tylko 6 cyfr i wygrywasz miliony. I miliony wierzą, że to proste, że prawdopodobne. Choć zwykle noszą w sobie piętno przegranych w wielkiej loterii życia.

Przegrali już na wstępie, zanim mogli sami za siebie podejmować decyzje. Urodzeni nie w swojej epoce, nie w tej rodzinie, nie w tym mieście. Wychowani przez ludzi, którym normalnie nie podaliby ręki. Żałośnie pnący się po szczeblach kariery, by tylko przeżyć, uciszyć wycie instynktu samozachowawczego, zarobić na byle jaką egzystencje, ot- być sobie, nie głodować i spać w ciepłym miejscu.

Co sprawia, że mimo wszystko, mimo że niebo nad nami to wciąż nie ten wymarzony gwiazdozbiór, a miłość okazała się atrapą, wciąż wierzymy że dając życie komuś innemu, poprawnie wytypujemy cyfry? Wierzymy, że jemu się uda, ona będzie nareszcie piękna, oni zwiedzą świat. Że ja będę go kochać, że będę ją lubić. Że zachód słońca, spacery za rączkę, gonitwy na plaży, bitwy na poduszki. Jak słodko!

A potem trzymamy w ramionach pomarszczone, sine niemowlę i zawala nam się świat. Bo nie czujemy nic, a mieliśmy pękać z dumy, promieniować szczęściem. Mieliśmy kochać.

Ale o tym nie powiedzą nam matki, nie przeczytamy o tym w poradnikach. Nie podnoś ręki na instytucję rodziny, topos macierzyństwa! Topos ociekającego oliwką bobasa i wniebowziętej mamusi bez trudu karmiącej piersią. Zaciśnij zęby, to minie. I powtarzasz sobie tę mantrę przez lata, a jedyne co mija, to twoje życie.

Twoje dziecko rośnie, pękają kolejne nici łączące cię z tym obcym całkiem człowiekiem. Ale nie są to nici przywiązania, tylko prostej, pierwotnej zależności.

Karmisz, ubierasz, pilnujesz. Bo umrze z głodu, rozchoruje się, spadnie i się zabije, ktoś porwie. Typowy dzień właściciela jamnika.

A Ty hodujesz w domu człowieka, ale nie masz już siły pytać sama siebie, czy on coś czuje, czy coś znaczy- dla Ciebie i świata.

Wiesz już, że nie kochasz, nie lubisz nawet. Geny rykoszetują w nieznanych płaszczyznach przeszłości. Ten człowiek nosi w sobie polowe twoich genów, ale patrząc na niego widzisz tylko znienawidzoną teściową. Szybko staje się jasne- nie będzie modelką, nie będzie piłkarzem, nie dostanie Nobla. Będzie miał szczęście, jeśli w ogóle będzie. Bo chorowite to, depresyjne.

Zdecydowałaś i oto bije w tobie drugie serce. Nigdy nie było i nigdy nie będzie twoje. Bije dla własnych marzeń, zalewane nurtem gorącej lub zimnej krwi. Nie Ty formowałaś te maleńkie stopki, nie ty nadasz kierunek ich krokom. Nie twoja myśl projektowała te dłonie, nie Ty nakażesz im dźwigać miecz, pióro lub berło. Nie twoje słowo dało oddech tym ustom, nie Ty więc będziesz wiatrem w te żagle. Człowiek taki jak ja, inny niż ja.

Jestem tylko bezpieczną przystanią. Spokojną rzeką, która poprowadzi go na wzburzone fale nieznanych mi morz, na bezkresne lądy, poza mój horyzont.

Kocham Cię, choć jesteś ze mną tylko na chwilę. Kocham Cię tak, jak kocha się śnieg na rzęsach, szron na uśpionych drzewach, kwitnące kwiaty wiśni. I z dumą patrzę, jak rosną Ci skrzydła.

Wygrałam.

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
11 lat temu

Hmmm wzbudza nieco inne emocje niż takie „typowe słodkie” opowieści.. ale również jest piękne!

Mam wrażenie, że uderzyła we mnie potężna i niesamowita fala szczerości..

MatkaTylkoJedna
MatkaTylkoJedna
11 lat temu

Mi się bardzo podoba… ostatni akapit brzęczy mi w głowie…

Tatiana
Tatiana
11 lat temu

No wzbudza, wzbudza… Szczerze? Czytałam z rosnącym wyrazem zdumienia, że tak można pisać o własnym dziecku… A potem pojawiły się refleksje, że przecież były i takie momenty, kiedy tak czułam, w moim macierzyństwie… że wpisy słodko-dziubdziające czyta się i zapomina za chwilę, że…. TAKIE JEST ŻYCIE I TA OSŁAWIONA ROLA MAMY i taka bywa, czasem… Ale kocha się przecież, bo… większość mam kocha swoje dzieci (biologia, instynkt i zwykła duma z bycia matką – to wszystko jakoś się skleca do kupy i wychodzi ta miłość, doskonała, niedoskonała, mamowa!)…

Koniec jest piękny i bardzo prawdziwy! We wpisach słodko-dziubdziających brakuje takiej refleksji…

Pół człowiek, pół matka
Pół człowiek, pół matka
11 lat temu
Reply to  Tatiana

Tekst był inspirowany filmem „Musimy porozmawiać o Kevinie”. Film podnosi bardzo trudną i przemilczaną kwestię – że można kochać swoje dziecko ale go nie lubić. Bo macierzyństwo to loteria i nigdy nie wiesz jakim człowiekiem będzie twoje dziecko. Ja akurat wygrałam.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close