Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.
Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.
Autorka: Ja
Blog: Projekt Londyn 2014
W roli mamy – wszystkie odcienie macierzyństwa
Rola mamy ma mnóstwo kolorów i ich odcieni. Czasem jest różowo, czasem szaro-buro. A i te odcienie szarości bywają różne.
Różowo-niebieski
To był czas… Pierwsza ciąża, oczekiwana, planowana, wszystko zgodnie z kalendarzem ciąży, wszystkie badania (moje i dzidziusia) ok. Ja mimo znacznej tuszy, unosiłam się pół metra nad ziemią – szczęśliwa i dumna, że będę mamą. Miewałam też niepohamowane napady śmiechu. Nie przejmowałam się niczym w pracy i generalnie bardzo wyluzowałam.
Czarno-szary
Zaczął się pod koniec ciąży, gdy siły już były nie te, woda zatrzymywała się litrami w organizmie, dzidziuś mimo terminu, wcale nie spieszył się do wyjścia, a żaden szpital nie chciał nas bez akcji porodowej przyjąć. Na dodatek położna, z którą byliśmy umówieni na współpracę porodową – dostała od ordynatora zakaz stawania do porodów. Czarna rozpacz….
W końcu jednak, po ponad tygodniu czekania coś drgnęło. Zaczęło się. Poród trwał ponad 12 godzin -niby nie rekord, ale i tak skończył się cesarką. Urodził się śliczny dzidziuś. Po 24 godzinach od cesarki – postawiono mnie na nogi, dano zawiniątko i kazano się zajmować.
Dzidziuś ciągle płakał… A ja miałam za mało pokarmu. Miał być dokarmiany, ale po 12 godzinach – pielęgniarki stwierdziły, że już nie trzeba. A on darł się w niebo głosy. Kiedy mieliśmy już wychodzić do domu – okazało się, że musimy zostać, a dzidziuś ma dostawać antybiotyk, bo poród trwał za długo i wywiązała się chyba infekcja. 5 dni i pójdziecie do domu. Ja już tam nie mogłam wytrzymać, bo byłam głównie sama, a jeszcze kazali mi 5 dni siedzieć!!! Koszmar. Chłonęłam każde 5 minut, kiedy dzidziuś spał i nie płakał. W końcu okazało się, że posiew czysty, infekcja mija. Wyszliśmy do domu uff.
Biały
Biały to wtedy, kiedy mnie zupełnie nie ma. Kiedy nie liczą się zupełnie moje potrzeby. Tylko dzieci, dzieci, dzieci. Dać im jeść, pić, czytać im (nie sobie, broń Boże!!!), bawić się, grać, prać, prasować (bo przecież to alergicy z wrażliwą skórą, więc ubranka powinny być prasowane), sprawdzić zadanie, czy plecak do szkoły, na piłkę, na basen spakowany, mundur na zbiórkę zuchową zabrany, itd., itp. Mnie nie ma. Nie istnieję…
Zielony
Dzidziuś się obudził. Jest uśmiechnięty. Wyciąga do mnie rączki…
Dzidziuś już nie jest dzidziusiem, tylko kilkuletnim chłopczykiem i mówi „Mamusiu, kocham Cię jak wędlinkę”.
Chłopczyk ma siostrzyczkę – już też kilkulatkę. I ona mówi: „Mamusiu, jesteś kochana. Baldzio kochana” i mocno, mocno tuli za szyję.
Brązowy
Wychodzimy rano do pracy, szkoły i przedszkola. Tik-tak, tik – taki… Ubierz się – mówię do chłopczyka. Tik-tak, tik-tak… Brak reakcji. Ja z jedną nogawką rajstopy naciągniętej na nogę biegnę pomóc dziewczynce wybrać bluzeczkę. Tik-tak, tik-tak… Jaki ma być rękaw – krótki czy długi? A ona jęczy. Tik – tak, tik – tak… Co się stało? Coś Cię boli? Jęk… Tik – tak, tik – tak…Dziewczynko, powiedz mi, co Ci jest to będę mogła Ci pomóc. Jęk… Tik – tak, tik – tak…Dziewczynko, albo sama wybierzesz koszulkę, albo ja to zrobię. Płacz, coraz głośniejszy, wycie. A tu: Tik – tak, tik – tak…Nie wytrzymam. Chłopczyk już prawie ubrany, ale jak zwykle zamiast myć zęby, to obgryza szczoteczkę. Budzi się we mnie bestia. Zieję ogniem i zabijam wzrokiem, lepiej zejść mi z drogi…
Purpurowy
Przychodzę do przedszkola odebrać chłopczyka, a tu Pani na mnie wyskakuje i mówi: „jaki on samodzielny, jaki wesoły, jaki fajny. Jak ładnie mówi, jaki kulturalny” – no rozpływa się nad nim niemożebnie. A ja – purpurowieję z dumy 🙂
Jestem już w szkole chłopczyka na zebraniu – świetne wyniki z testów matematycznych, z polskim też sobie radzi. Jestem z niego dumna.
Chłopczyk złamał rękę. Jest w szpitalu, konieczna operacja. Niby powinno być szaro, wręcz czarno, ale jak widzę jego odwagę cywilną i to, jak dzielnie znosi całą chorobę, jaki jest wyrozumiały, to zamiast szaro jest mi znów purpurowo – jestem z niego bardzo dumna.
Niebieski
Zmarła moja mama. Czarny, czarny okres w moim życiu. Ale mam obok moje dzieci, które wzruszają mnie swoim zachowaniem, swoim bardzo dorosłym pojmowaniem śmierci bliskiej osoby, mimo tak młodego wieku.
Chłopczyk, który chce wziąć udział w pogrzebie ukochanej Babuni. Przywiózł jej przecież prezent z kolonii zuchowej i nie zdążył wręczyć. Teraz układa w grobie obok urny z prochami. Nie bardzo wie, jak to zrobić. W końcu znajduje odpowiednie miejsce.
Dziewczynka, która ni stąd ni zowąd zapytana, czemu jest smutna mówi, że tęskni za Babunią. Albo przy obiedzie – podaję danie, które kiedyś przygotowywała moja mama. Dziewczynka nie powinna w ogóle tego pamiętać, bo to było z rok temu, a ona jeszcze nie miała trzech lat. Ale mówi – „O to takie, jakie jadłam u Babuni”.
Gdy płaczę – oni od razu wiedzą, o co chodzi – że ja też tęsknię za swoją mamą. I od razu są przy mnie, żeby mnie przytulić. To tak wiele znaczy…
Żółty
Urodziny chłopczyka. Szykuję mu grę miejską na warszawskiej Starówce. Potem pizza. Początek listopada, więc pogoda średnio sprzyja spacerom. Ale udaje się. Trzy grupy siedmiolatków krążą po Rynku poszukując wskazówek. Liczą, wypatrują, sprawdzają. Na koniec muszą odszyfrować miejsce ponownego spotkania. Potem pędem na pizzę. Pizzeria przeżywa jakoś najazd aktywnych siedmiolatków. Na koniec słyszę: „Mamusiu, to były najlepsze urodziny, jakie miałem”. Jestem dumna. Z siebie – w roli mamy.
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.
Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie
Swietnie napisane!!!