Wykluczeni
Jestem protestantką i w swoim krótkim pobycie tutaj na ziemi, spotkałam się wiele razy z nietolerancją “religijną” oraz co oznacza wykluczeni. Cóż jestem w mniejszości, więc nie było to dla mnie dużym zaskoczeniem, ani nie ubolewałam nad tym, że po trochu czułam się wykluczona, a w szczególności kiedy głowa państwa mówiła ”że każdy Polak to katolik”. Na to nie mamy wpływu. Po prostu jesteśmy, żyjemy obok, obchodzimy te same święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc), naprawdę nie wiele się różnimy. Wierzymy w tego samego Boga, ale i tak dla wielu pozostaniemy sektą, odłamem prawdziwego kościoła. Po prostu jesteśmy wykluczeni.Można się nauczyć, jak żyć, jak funkcjonować w mniejszości, nie tylko religijnej. Ale dla mnie ważniejszym pytaniem jest: jak żyć w większości? Powszechnie akceptowana, propagowana, jest rola rodziców: matki i ojca. To podstawa rozwoju każdego społeczeństwa, a jednak, jako młody rodzic, czuję się wykluczona społecznie. Czuję się jak inni wykluczeni ze społeczeństwa. Cokolwiek jest organizowane przez miasto, ośrodki publiczne, nie bierze pod uwagę jednej z największych grup w naszym społeczeństwie: rodziców z małymi dziećmi. Spotkania, koncerty organizowane są wieczornymi porami, kiedy to my, rodzice zazwyczaj kąpiemy nasze pociechy, kładziemy je spać, i sami nie mamy już sił, by gdziekolwiek pójść. A także jawi się problem, z kim zostawić dziecko. Ktoś odpowie: no pewnie że z teściami. A jak teściowie mieszkają po drugiej stronie Polski, albo nie koniecznie teściowe to najlepszy wybór? Rodzice często są zdani na samych siebie.
Dlaczego czuję się wykluczona? Bo nie mogę “po ludzku” załatwić podstawowych spraw w urzędzie, na poczcie, czy w banku. Pierwszą barierą najczęściej są schody, za wąskie drzwi, nie mam gdzie w spokoju nakarmić dziecka, a nawet go przebrać. Po drugie, płacz zniecierpliwionego dziecka, bo nikt mnie nie przepuścił w kolejce. I to spojrzenie i częste komentarze: “niech Pani uciszy to dziecko”, “a dlaczego nie chce Pani dać smoczka”, “pewnie jest głodne”, to wystarczy bym poczuła się, że jestem złą matką, która nie dba o swoje dziecko – no bo przecież tak płacze… Zadaję sobie pytanie: Czy tak powinno być?
Wykluczenie nie dotyczy tylko sfery życia publicznego, ale też prywatnego. Może jest tak tylko w moim przypadku, gdzie nagle część znajomych nie ma już czasu do nas wpaść, bo wie już że; nie pogramy w gry planszowe, nie napijemy się procentów, nie posiedzimy do nocy.
O czym z nimi rozmawiać, jak nie tylko dziecku?, bo myślą, że jako młodzi rodzice, tylko tym teraz żyjemy. Dlaczego nie podejmą próby zapytania się nas wprost, bo nie wypada. Dlaczego młodzi rodzice, często skazani są na kiszenie się w swoich czterech kątach? Oprócz spacerów, jakie inne aktywności na zewnątrz czekają na młodych rodziców. Dlaczego w każdym mieście, miasteczku, gminie, nie ma prowadzonych regularnych zajęć, spotkań dla młodych rodziców? Gdzie mogliby się dowiedzieć np. o rozwoju dziecka, czy po prostu wymienić doświadczeniem z innymi rodzicami.
No tak mamy happeningi, wystawy, kino, teatry. Niestety podobnie jak wyżej nie ma przygotowanych miejsc dla rodziców (karmienie, przewijanie), a często płacz dziecka jest nie mile widziany, bo zaburzy muzealną ciszę, lub zakłóci spektakl.
Więc powracam na łono kościoła. No gdzie jak nie w kościele dzieci powinny być mile widziane. Pomyłka. Ile razy widzę rodziców wychodzących z kościoła, bo dziecko płacze, lub stojących na zewnątrz, z dala od innych. Czy w kościołach są miejsca dla rodziców z małymi dziećmi? Przyznam, że dotychczas tylko w niewielu kościołach, kaplicach spotkałam się z wielką życzliwością i zachętą, aby uczęszczać w nabożeństwach z maleństwem.
Drodzy Rodzice, czy czujecie się wykluczeni? A czy w rodzinie można poczuć się wykluczonym?
Brzmi dziwnie znajomo (choć sfera religijna mnie tu nie do końca dotyczy, bo jestem katoliczką). Dopiero w chwili, gdy zostałam mamą poczułam co to są przeszkody. Sklepowe schody to jedno, ale jak tu się zmieścić z wózkiem w małych sklepowych alejkach? Kluby dla mam? Są, ale raczej w większych miastach – ja mieszkam w małym i nic takiego tu nie ma. Ciężko mi też spakować 2 maluchów, by przez pół godz jechać do większego miasta, gdzie coś się dzieje. O koncertach już nawet nie pamiętam, a znajomi? No cóż… Stara ekipa przez długi czas bawiła się dalej – tylko, że… Czytaj więcej »
Tak, tak, tak! Rękoma i nogami podpisuję się pod tym, czuję się w wielu sytuacjach bardzo podobnie! To ma się też do takich zwyczajnych spraw jak zakupy! Najbardziej wkurzają mnie „życzliwi” ludzie udzielający 1000 bezczelnych rad dzięki czemu także czuję się jak zła matka – bo dziecko krzyczy i płacze (kiedyś miałam awanturę z autobusie, bo Kuba koniecznie chciał postawić na swoim a ja nie chciałam mu ustąpić). Znajomych – mam właściwie tylko tych co sami mają dzieci. Do kościoła nie wchodzę, bo mój urwis jest niesamowicie ruchliwym dzieckiem – byłby dosłownie wszędzie, więc odpuszczam sobie nie chcąc widzieć pokrzywionych… Czytaj więcej »
Kurcze to może ja jakaś dziwna jestem, bo mieszkam na wsi (wieś mówi sama za siebie), ale jakichś większych problemów nie mam. Odkąd urodziła się Karola wszędzie z Nią jeździmy: zakupy, kościół, imprezy-znajomi. Mniejsze, codzienne, zakupy robimy w naszych wiejskich sklepach, ale podjazdy mamy i szerokie alejki sklepowe też. Większe zakupy w hipermarketach robimy raz na 2 tyg też wszyscy razem. Do kościoła jeździmy co tydzień całą trójką, od zawsze. Nawet ksiądz powiedział, że dzieci nie potrafią wyrażać słowami swojej modlitwy, więc płacząc też się modlą. Ze znajomymi spotykamy się regularnie albo na domówkach albo w kawiarniach, bo uwierzcie mi… Czytaj więcej »
Święte słowa.. Co do religii… Myślę, że w chrześcijaństwie robimy wszystko na przymus… No bo w jakim celu idziemy do kościoła jeżeli nie chcemy a rodzice nas wyganiają! Myślę, że do kościoła się idzie jak czuję si taką potrzebę… Myślę, że to jest religia na „odpierdól” bo niby wierzymy, ale o swojej religii wiemy na prawdę mało… Druga sprawa… Faktycznie jest bardzo mało miejsc dostosowanych dla rodziców z dzieckiem… I jeszcze ta nietolerancja osób trzecich… Kościół… W mojej parafii był ksiądz, który zabraniał przyprowadzać małe dziecko. A jak ktoś przyprowadził to z ambony przez mikrofon kazał wyjść z dzieckiem… Nawet… Czytaj więcej »
Ciekawego macie księdza :/ Przykro, że tacy ludzie zostają kapłanami 🙁
Nasz ksiądz „przemiły” nic nie musiał mówić… Wystarczy charakterystyczne spojrzenie i te znaczące chrząknięcia podczas mszy 🙂
Rachelo,trudno mi nawet pisać o tym co przeczytałam… Niestety jest coś takiego w naszym społeczeństwie(nie mówię ogólnikowo – wiem,że są ludzie bardziej przychylni) co nie daje funkcjonować w pełni komfortowo… Karmienie to już ogólnie wiadoma sprawa… Poruszona w mediach spowodowała,że miejsca do karmienia maluszka zaczęły się pojawiać… Zaczęły i szybko skończyły… Co do reszty… Moja znajoma ma problem religijny i czuje się podobnie jak ty… Wykluczona po za społeczeństwo… Jak sama często mówi :” Czuję się inna…”. Tolerancja Polaków jeszcze długo powinna się kształtować w dobrą stronę… Czy kiedyś nastąpi taki dzień,że ten „inny” będzie taki sam jak ja czy… Czytaj więcej »
Droga Weroniko,
często brak akceptacji ze strony tych najbliższych najbardziej nas rani. Mogę jedynie się domyślać jak jest wam trudno. Do dziś niewiele mówi się o autyzmie. Ze swojej strony mogę polecić kilka ciekawych lektur – choć pewnie z większością jesteście obeznani.
Życzę Wam drodzy Rodzice dużo sił, miłości, a Krzysiowi niepowtarzalności w poznawaniu świata.
Rachelo, oczywiście ja zawsze jestem żądna wiedzy… Zatem jeśli masz jakieś tytuły to poproszę… Tutaj albo na blogu mojego synka… Zapraszam i dziękuję!!!
http://autyzm-krzyska.blog.onet.pl/
Droga Weroniko,
szczerze polecam książki pani prof. Hanny Olechnowicz, dla mojego męża (pedagoga specjalnego z wykształcenia), wielki autorytet.
np z 2004 „Wokół autyzmu. Fakty, skojarzenia, refleksje”, Warszawa, WSiP
oraz gorąco polecam książkę „Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu” Ruperta Isaacsona.
Rachelo dziękuję ci bardzo za odpowiedź… Taki mąż to w moim przypadku byłby skarb(tak a propos wykształcenia) 🙂 Tak naprawdę nie czytałam drugiej książki i już za chwilkę przekopię internet w poszukiwaniu… „Wokół autyzmu…” znam i polecam… (na razie nie udało mi się zakupić tej książki na własność,a warto do niej wracać… ) Nie tylko rodzicom autystów… Jest wokół nas coraz więcej „takich” dzieci i w ten sposób może być łatwiej je zrozumieć… Dzieci i rodziców,bo poruszany w tym wątku brak zrozumienia boli czasem najbardziej… Trudno jest zamknąć się we własnym bezpiecznym świecie,żyć bez ludzi obok – dlatego ich zrozumienie… Czytaj więcej »
od kiedy mieszkam w Anglii widzę jak wielu rzeczy w Polsce brakuje, przede wszystkim ludzi szczerze szanujących i kochających dzieci… tutaj wiele rzeczy jest dostosowanych do potrzeb matek z dziećmi, pokoje do przewijania, karmienia… nikt nie spojrzy krzywo jeśli karmi sie piersią w kościele (co i mi się zdarzyło kilka razy), a poza tym w Anglii w kościołach, czy to katolickich czy anglikańskich są specjalne liturgie dla dzieci (wychodzą one z kościoła do salki, gdzie mają swoją liturgie i wracają w procesji na ofiarowanie) i nikt nie nie krzywi jak dzieci sobie chodzą, tańczą, czy co tam jeszcze. Oczywiście czasem… Czytaj więcej »
U nas w parafii jest msza typowo dziecięca, na którą chodzę. I wiem, że jeśli wtedy nawet moja rozbrykana 2latka skacze czy biega z inną dziewczynką, to nikt nam nie zwróci uwagi. Jeśli komuś przeszkadza, niech przyjdzie na inną mszą i tyle. Księża tylko się uśmiechają, a po Komunii Św. jest specjalne błogosławieństwo dla dzieci, które są za małe na ten sakrament. Księża wychodzą przed ołtarz, a wszystkie maluchy gromadzą się wokół nich. Miło popatrzeć 🙂
Polecam jeszcze wpis Mirelli o dzieciach w kościele – https://wrolimamy.pl/2011/10/23/dziecko-w-kosciele-czyli-jak-powinno-byc/
Oj tak, dziecko w Kościele to „problem”… Te karcące spojrzenia starszych pań w ławkach i innych mam, których dzieci grzecznie siedzą 45 minut w ławkach, podczas, gdy moja Julka komentuje na cały głos pajęczyny za ławką i śmieszny kapelusz pani siedzącej przed nami…Dlatego odkąd mam dziecko moje wizyty w Kościele stały się ograniczone, baaardzo ograniczone…
Swego czasu napisałam taki felieton: http://www.familie.pl/artykul/Polak-mentalnosc-nieprzyjazna-mamie-i-dziecku,3896,1.html Spotkał się on z bardzo skrajnymi opiniami: zarzucano mi, że oczekuję wyjątkowego traktowania, że to my, młodzi rodzice dyskryminujemy tych, którzy nimi nie są, że jestem bezczelna domagając się prostych chodników, miejsca w przedziale czy po prostu zwykłej, ludzkiej empatii… Twój wpis Rachelo jest mi bardzo bliski, bliski mojemu artykułowi i mojemu punktowi widzenia. Niestety – nadal młodzi rodzice są w wielu miejscach traktowani jak intruzi czy zło konieczne. Moja córeczka ma już 4 latka, ale za niespełna 2 m-ce znowu stanę się młodą mamą niemowlaczka i na nowo będę przeżywać to wszystko…Co do… Czytaj więcej »
Olu bardzo trafny pomysł dotyczący „zmiany mentalności” 🙂
Fajny tekst 🙂
Ja spotykam się z brakiem tolerancji ponieważ nie jestem wierząca… boimy się z partnerem odpowiedzieć na pytania znajomych i rodziny „kiedy chrzest?” więc zwykle jest to odpowiedź wymijająca…bla bla nie teraz…później…nie wiemy…bo ludzie reagują jednoznacznie negatywnie. Mało kto potrafi zrozumieć, że można żyć „moralnie i uczciwie” i wychować dziecko w zgodzie z zasadami społecznymi,nie deklarując przynależności do kościoła…i to w dużym mieście jakim jest Warszawa!
Aniu, koniecznie zajrzyj do innego wpisu na blogu – będzie Ci wyjątkowo bliski 🙂
https://wrolimamy.pl/2011/11/15/inni/
Aniu, absolutnie nie powinnaś się tym przejmować ( rozumiem, że to trudne, bo bliscy często są głusi na wersję odmienną od ich wyobrażeń)! Nawet osoby wierzące, posiadające choć odrobinę części „operacyjnej” mózgu – powinny szybko dojść do wniosku, że słynne 10 przykazań to nie tylko własność wyznania religijnego, a ogólnie przyjęte zasady etyczne i moralne współczesnego świata ( przynajmniej w kontekście globalnej wioski- jaką jest Europa). Życzę powodzenia i żeby udało Wam się nawiązać dialog:)
Rzeczywiście bycie katolikiem wydaje się niektórym ludziom w naszym kraju tak oczywiste jakby nie było innej możliwości… A przecież jesteśmy różni, także pod względem wiary i mamy do tego prawo! Szkoda, że nadal jesteśmy pod tym względem tak uprzedzeni…
Ja mieszkam w Czechach a u nas protestantów jest bardzo wielu, więc z tym akurat kłopotu nie ma. I chyba mam też szczęście, bo w kościele katolickim dzieci są mile widziane – pod opieką rodziców oczywiście. Jestem teraz z 9 miesiącu ciąży więc to mąż pilnuje córeczkę, by nie zrobiła z kościoła szopki, ale ludzie się już przyzwyczaili. Pozatym w tygodniu też bywa specjalna msza dla dzieci. A maluchy nieprzystępujące z racji wieku do Komunii św. i tak zawsze podchodzą z rodzicami przed ołtarz, by ksiądz zrobił im krzyżyk na czole – dzieci to uwielbiają 🙂 A zakupy? Jeżdżę kiedy… Czytaj więcej »
nic dodać nic ująć ( niestety) nasza matczyna codzienność. Mam ulubioną „sąsiadkę z bloku- starszą Panią z utrwalonym na twarzy grymasem wiecznego niezadowolenia i złośliwości- jeszcze mi się nie zdarzyło żeby nie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem
obojętnie czy szłam sama, z brzuchem czy z dzieckiem pod jedną pachą , zakupami pod drugą i sankami na plecach!
Na szczęście tą regułę potwierdzają jeszcze wyjątki w postaci życzliwych ludzi:) mam nadzieję, że te wyjątki zarażą całą resztę!
Dziękuję Basiu:) Bo moim zdaniem większa część winy za ten stan rzeczy tkwi nie po stronie prawa, a po stronie ludzi, którzy nie chcą rozumieć młodych rodziców!
Jest 30 minut po północy (mieszkamy w Londynie, więc godzina do tyłu). Właśnie odwiedza nas moja siostra i jej mąż-to-be (mam nadzieję:)). Dziecko smacznie śpi, a my gramy od kilku godzin w Wormsy (gier planszowych nie mamy). Pijemy piwo (no dobra, oni piją, bo ja karmię). Siedzimy codziennie do późna. I to nie pierwsi goście z Polski, którzy nas odwiedzają odkąd mamy dziecko. I nie pierwsi znajomi z Londynu, którzy spędzają z nami czas mimo obecności noworodka. Myślisz, że z tymi wszystkimi ludźmi rozmawiamy jedynie o dziecku? To, że jest ono obecne w naszym życiu nie znaczy, ze jest JEDYNYM… Czytaj więcej »
To trochę nie do końca tak jak piszesz. Nie każde dziecko śpi w każdych warunkach. Nie każdy ma też duży dom, by dziecko spało na jednym końcu, a impreza ze znajomymi odbywała się na drugim. Jeśli masz w domu dwa pokoje, to ciężko, by w jednym spało dziecko (nie mówię o noworodku, który z założenia śpi wszędzie, ale o starszym maluchu) a w drugim głośno, gwarno i huczno. Nie zawsze da się wszystko pogodzić. Nie każdy ma też gdzie zostawić dziecko chcąc się wybrać do teatru czy kina – bo teściowie mieszkają za daleko, a nie w każdej małej miejscowości… Czytaj więcej »
Troszkę się tu nie zgadzam, nie w każdym mieście są teatry czy nawet kina, a już nie wszędzie są seanse dla dzieci, nie wszędzie można je zabrać, mimo szczerych chęci. Wchodząc do restauracji czy kawiarni z dzieckiem mam wrażenie, że nie tyle obsługa co goście mają ochotę wypchać mnie wzrokiem za drzwi (oczywiście nie wszędzie). Z wiekiem dziecka napotyka się na różne inne „techniczne” problemy, które głównie powodowane są mentalnością ludzi. Pierwszy z brzegu przykład: chcę wejść z wózkiem do autobusu, grupa ludzi stoi na miejscu dla wózków i ani myśli się przesunąć, nie mówiąc o tym, ze blokują wejście… Czytaj więcej »
Kasiu w pewnych sprawach można wyjść z inicjatywą, w pewnych nie. Nie fair jest pisanie czy mówienie, że wszystko zależy od nas, bo tka nie jest! Żyjemy wśród ludzi i to od nich także wiele zależy. Nie da się nikogo „przerobić” na siłę. Ja też mam znajomych – bezdzietnych – z którymi fajnie spędzam czas, ale mam i takich, którzy zaczęli mnie unikać, odkąd jestem mamą. Poza tym, tak jak pisze Ania, wiele zależy też od warunków, w jakich się żyje. Ja np. mieszkam na wsi, do najbliższego miasta mam ponad 20 km i nie mam możliwości swobodnego wybierania takich… Czytaj więcej »
Ja nie chodzę do kościoła, bo jeśli ksiądz twierdzi, że dzieci profanują mszę to sory,jak ksiedzu dzieci przeszkadzają, to i mnie też nie zobaczy na mszy! Również nie zgadzam sie z podejsciem księży do ludzi, którzy nie mają ślubu kościelnego, czy chrztu dziecka. Obiema rękoma się podpisuję za tym aby zdjąć celibat,niech oni mają swoje rodziny,żyją normalnie wtedy taki pan będzie mi mógł mówić o rodzinie, czy też nawet umoralniać,jeśli nie ma pojęcia jak funkcjonuje rodzina wiec niech przemilczy tą kwestię.
Jeszcze jedna kwestia ksiądz to zwykly facet, ze zwyklymi potrzebami,myślący głównie……,to ludzie zrobili z nich bóstwa!! Niejeden ma dziecko i nasuwa mi sie pytanie kto je ochrzcił,i dlaczego? Ogolnie kler to dla mnie temat silnie alergizujacy!
Dlatego m.in. nie potrafiłabym należeć do kościoła rzymskokatolickiego. U protestantów ksiądz może mieć żonę i dzieci – to po prostu naturalne