Emocje 9 lipca 2012

Natalia Minge: Przeciętny rodzic kocha swoje dziecko i pragnie sprawiać mu przyjemność i pokazywać świat [wywiad]

Niemal każdy rodzic marzy o wychowaniu swojej pociechy w  „najlepszy” – możliwy i osiągalny dla siebie – sposób. Jednak codzienne trudy rodzicielstwa, często utrudniają  realizację wspaniałych planów, stawiając przed nami wyzwanie: jak pogodzić obowiązki w pracy, domu z opieką nad dzieckiem – i to  opieką, która pozytywnie wpłynie na kształtujące się dziecko, otworzy przed nim drzwi do rozwoju szeroko pojętych „zdolności”. Choć często wydaje nam się, że rosną przed nami mury nie do pokonania, że nie znajdziemy już nawet ani minuty więcej na to, aby jeszcze oprócz tego wszystkiego rozpocząć wczesną „edukację” naszych największych Skarbów, jesteśmy w błędzie (a z takich „błędów” można się tylko cieszyć). Na szczęście to jedynie złudzenie, bo przecież każdego dnia uczymy nasze dzieci i wspieramy ich rozwój. Często nie przywiązując uwagi do codziennych czynności czy zabaw, które im proponujemy. Warto jednak zagłębić się w temat, aby móc wspólnie spędzony czas jak najlepiej wykorzystać!

O to jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka i nie tylko zapytałam moich rozmówców: Panią Natalię Minge – mamę, psychologa prowadzącego poradnię dla rodziców Hipokampus, współautorkę poradnika „Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka? Wspólne gry i twórcze zabawy, dzięki którym rozwiniesz jego zdolności.”

H.S.: Wielu rodziców staje przed dylematem jak najlepiej rozwijać zdolności swoich dzieci, kiedy rozpocząć naukę i w jaki sposób. Na naukę nigdy nie jest za późno – jak mówi jedno z przysłów – ale czy również nigdy nie jest za wcześnie? 

Natalia Minge: Na uczenie się nigdy nie jest za wcześnie, gdyż dziecko jeszcze w łonie matki wciąż uczy się nowych rzeczy – słyszy dźwięki z wewnątrz i zewnątrz maminego ciała, rozróżnia smaki. Nauka odbywa się nieprzerwanie niemal od pierwszych chwil istnienia. Dziecko przez pierwsze lata musi nauczyć się niemal tak samo dużo, jak przez resztę swego życia – opanowuje język, a nawet kilka, uczy się funkcjonować w społeczeństwie. Dziecko uczy się cały czas. Trudno, zatem stwierdzić, że na naukę mogłoby być zbyt wcześnie.

H.S.: Czy niemowlę jest „pilnym uczniem”? Czy przeciętny rodzic jest w stanie ćwiczyć z tak młody człowiekiem?

 N.M.: Niemowlę nie jest uczniem i nigdy nie powinniśmy tak o nim myśleć, bo niesie to szkolne konotacje, a my w żadnym wypadku nie chcemy zamieniać domu w szkołę. Niemowlę jest nieskończenie ciekawym świata małym człowiekiem, który ma wielkie pragnienie poznawania swego otoczenia. Jeżeli za pilnego uznamy kogoś, kto chce się uczyć i komu sprawia to przyjemność, to rzeczywiście możemy je nazwać pilnym.

Przeciętny rodzic kocha swoje dziecko i pragnie sprawiać mu przyjemność i pokazywać świat. Dlatego oczywiście jest w stanie w ten, czy inny sposób uczyć swoje dziecko. Z reszta cokolwiek by nie robił, dziecko cały czas się od niego uczy.

 H.S.: Czy jest „sens” ćwiczyć z małym dzieckiem? Dlaczego warto np.: uczyć języka obcego kilkulatka – skoro nabywając umiejętność pisania i czytania starsze dziecko ten sam materiał opanuje o wiele szybciej?

 N.M.: To nieprawda. Wraz z upływem czasu nie uczymy się szybciej, lecz wolniej.  Dziecko przez pierwsze trzy lata swego życia opanowuje język w stopniu niemalże doskonałym. Starszemu dziecku zajmie to więcej czasu, a dorosły nigdy nie opanuje go doskonale. Poza tym małego dziecka nie trzeba uczyć. Wystarczy zorganizować jego otoczenie tak, by dziecko miało możliwość kontaktu z językiem i używania go. Wystarczy się z nim bawić (z resztą nawet dorosły szybciej uczy się w zabawie). Co do ćwiczeń. Dla małego dziecka są zabawą i sprawiają mu radość. Jeżeli jest inaczej, zdecydowanie nie ma sensu tego robić. Dom to nie szkoła, rodzic nie nauczyciel, a dziecko nic nie musi. Co więcej, pisanie i czytanie wcale nie jest konieczne, by posługiwać się językiem. Jest raczej odwrotnie. Najpierw trzeba poznać język, by później nauczyć się w nim czytać i pisać.

 H.S.: Kreatywność – w dobie konsumpcjonizmu nabiera nowego znaczenia. Wielu rodziców zastanawia się, ile kosztuje współczesna „kreatywność”- czy do ćwiczeń wspomagających rozwój małych dzieci są potrzebne szczególne rekwizyty, zabawki edukacyjne z wyższej półki? Czy naprawdę możemy liczyć na efekty zdając się na siebie samych?

N.M.: Drugi człowiek jest najbardziej kreatywną i wielofunkcyjną zabawką, jaką tylko można sobie wyobrazić, więc na dobrą sprawę, dzieci są w stanie obyć się i dobrze rozwijać całkowicie bez zabawek, co z resztą jeszcze niedawno było normą. Patyk, kapsle od butelek, i dzieciaki potrafiły bawić się tygodniami na tysiąc różnych sposobów. Paradoksalnie zabawki „edukacyjne” są zazwyczaj zaprzeczeniem kreatywności. Można się nimi bawić tylko w jeden – zaplanowany przez producenta sposób. Zabawki prawdziwie kreatywne to pusta kartka papieru, która może stać się czymkolwiek, plastelina a nawet fasola, czy gotowane ziemniaki. To one pobudzają kreatywność, poszerzają horyzonty. Nie twierdzę oczywiście, że zabawki, to coś złego. Jest wiele świetnych, mądrych zabawek, ale posiadanie żadnej z nich nie jest warunkiem tego, by dziecko dobrze się rozwijało, było pomysłowe i umiało się bawić.

 H.S.: Co powiedziałaby Pani sceptykom? Czy w najgorszym wypadku spędzą miło czas z dziećmi? Czy też wczesna nauka języka obcego, matematyki lub czytania może nieść za sobą negatywne dla dziecka skutki?

 N.M.: Moja odpowiedź pewnie Panią zdziwi. Może nieść negatywne skutki, ale tylko wtedy, gdy rodzic postawi sobie za cel, że jego dziecko musi coś opanować w określonym czasie. Jeżeli ambicje rodzica są dla niego ważniejsze, niż dobrostan dziecka, jeżeli nauka przestaje być zabawą, a staje się przymusem, to konsekwencje mogą być tylko negatywne. Mało, że dziecko nie spełni oczekiwań rodzica, to jeszcze zniechęci się do nauki. Jeżeli nauka miałaby wprowadzać w relację między rodzicem a dzieckiem element przymusu, czy wręcz agresji, to lepiej z niej całkowicie zrezygnować. Jeżeli natomiast rodzic będzie wsłuchany w swoje dziecko i jego potrzeby, jeżeli będzie gotów za nim podążać, jeżeli będzie darzył swego potomka głębokim szacunkiem nauka okaże się nie tylko skuteczna, ale także przyczyni się do budowania więzi między dzieckiem, a rodzicem. Koniecznym jest jednak, by te warunki zostały bezwzględnie spełnione.

Sceptykom powiedziałbym, by po prostu przyjrzeli się własnym dzieciom w sytuacji innej, niż przed telewizorem. Dzieci, gdy tylko im to umożliwimy dążą do tego, by się uczyć. A jeżeli chcą, to dlaczego im tego nie umożliwić.

 H.S.: Obecnie panuje moda na „zajęcia dodatkowe” – i nie byłoby w tym nic nienaturalnego, gdyby nie ilość zajęć, jakimi rodzice coraz częściej obarczają swoje dzieci. Czy jest granica? Jakie jest Państwa zdanie na ten trudny temat?

 N.M.: W zajęciach dodatkowych nie ma nic złego, o ile są dozowane z umiarem, zwłaszcza w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Dziecko w tym wieku bardziej, niż lekcji baletu, jazdy konnej, 3 języków, malowania pod czyimś kierunkiem, potrzebuje kontaktu z rodzicami i swobodnej zabawy. Oczywiście, jeżeli tych zajęć jest jedno, dwa tygodniowo, to dziecku nie stanie się krzywda, zwłaszcza, jeżeli lubi je i uczęszcza na nie z przyjemnością. Jeżeli jednak musi ono codziennie po przedszkolu pędzić z zajęć na zajęcia, to nie ma, co liczyć na pozytywny efekt. Budowanie więzi to nie tylko pierwszy rok życia, aby ją utrzymać trzeba być razem, nawet, jeżeli wspólne bycie będzie się ograniczało do rozmowy przy obieraniu ziemniaków. Dzieci bardziej, niż dodatkowych lekcji, potrzebują rodziców, ich czasu i uwagi, a czas spędzony na tylnym siedzeniu samochodu to najczęściej czas całkowicie stracony. Biegać, skakać, czy lepić z gliny można również z rodzicem. I takie wspólne spędzanie czasu jest z pewnością lepszą inwestycją w przyszłość, a niżeli jeżdżenie z zajęć na zajęcia.

 H.S.: Do niedawna słowo „pedagog” budziło wśród rodziców grozę – zazwyczaj kojarzone z „panią od szkolnych wycieczek” lub ewentualnie ze „szkolnym karcerem dla niesubordynowanych łobuziaków” – coraz częściej daje się poznać w innym, lepszym świetle. Coraz chętniej rodzice szukają fachowej porady psychologów i pedagogów, coraz częściej udają się do poradni. Dlaczego warto zadbać o taką wizytę, jeśli nasze dziecko ma trudności lub wręcz przeciwnie jest szczególnie uzdolnione? 

N.M.: Warto wybrać się do specjalisty zawsze, gdy rodzic odczuwa niepokój o rozwój swego dziecka już choćby, dlatego, że podejrzliwe przypatrywanie się własnemu dziecku bardzo źle wpływa na relację i buduje nieufność ze strony dziecka. Wizyta w poradni bardzo często pomaga rozwiać wątpliwości. Niezwykle często rodzice potrzebują usłyszeć po prostu, że zachowanie, które ich martwiło, to coś zupełnie normalnego, co przeminie. Tak jest w bardzo wielu przypadkach. W tych, w których rzeczywiście podejrzenia rodziców się sprawdzają, dzięki radom psychologa, czy pedagoga mogą oni przekuć swe lęki w działanie. Nie chodzi, bowiem, o to, by nazwać to, co się z dzieckiem dzieje, lecz o to, by pomóc mu przezwyciężyć kryzys i udzielić koniecznego wsparcia. 

Dziękuję w imieniu naszych Czytelników za rozmowę, za cenne wskazówki jak razem z dzieckiem „być dla siebie” nawzajem, a nie obok siebie. Często boimy się tego co nieznane i tajemnicze, warto więc sięgnąć po poradę lub zasięgnąć literatury tematu, a na pewno znajdziemy prawdziwy skarb: złote dukaty wiedzy i klejnot wsparcia. Mam nadzieję, że każdy rodzic z takim orężem będzie mógł wyruszyć ze swoim dzieckiem na wyprawę w świat – świat, który czeka na wspólne odkrycie!

Z Natalią Minge rozmawiała

Hanna Szczygieł

Przeczytaj recenzję książki
Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
sylwiagkap
sylwiagkap
11 lat temu

Zgadzam się z Panią Natalią Minge w każdym stopniu a tylko dlatego, że My jesteśmy dla dziecka a nie on dla nas. Mam dwu letniego synka i gdy pokazałam dla męża wasz blog i przeczytał artykuł ze wszystkim byliśmy zgodni, to co odpowiedziała Pani Minge. Mamy nadzieję,że jeszcze będzie okazja aby mozna było przeczytać taki świetny artykuł na taki temat, dla nas przydał się bardzo. dziekujemy:)

Ania Stanczak
11 lat temu

🙂

Marta Ulińska
11 lat temu

Kolejna pozycja na lekturę 🙂

Emocje 1 lipca 2012

Wyjątkowo pieski dzień – Dzień Psa

Dziś, 1 lipca obchodzimy wyjątkowe święto – Dzień Psa.
Jest to doskonała okazja, by na dłużej się pochylić nad czworonożnymi pupilami i szepnąć im coś miłego do uszka, choć wierzę że ten miły gest ma miejsce nie tyko od święta.

“Już od dawna, od zarania,
Poprzez wszystkie wieki,
Ciągną się popiskiwania,
Skomlenia i szczeki.
Idą pełne animuszu,
Wspólną z nami drogą,
Cztery łapy,
Para uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.”

Ludwik Jerzy Kern „Cztery łapy”

Dzień Psa to okazja nie tylko do wyróżnienia naszych ulubieńców, ale również czas by wspomnieć o losie zwierząt, które miały mniej szczęścia w życiu od naszych kanapowców. Mam na myśli schroniska, gdzie bezpańskie psy mają dach nad  sobą, ale w takich miejscach jest ich zbyt wiele, aby można uznać ich żywot za szczęśliwy. Łatwo można im pomóc, wystarczy kontakt ze schroniskiem, żeby dowiedzieć się wszystkiego o ich wsparciu. Można również otworzyć serce na cztery łapy, i odpowiedzialnie oraz świadomie przygarnąć psa do siebie. Podkreślam słowa „odpowiedzialnie” i „świadomie”, gdyż w wyniku pochopnych decyzji, zbyt wiele psów doświadczonych przez życie, zwracanych jest do schroniska niczym wybrakowany towar. Bo piszczał na dwór, bo brudził… a zwierzę jest trochę jak dziecko, trzeba o tym pamiętać, uczymy wszystkiego od początku, bo w innym razie nie możemy się spodziewać, że pies sprosta naszym oczekiwaniom.

Rozpoczęły się wakacje, a wraz z nimi bliższe i dalsze wyjazdy, i niestety często problem co zrobić z psem. Naprawdę, jeśli nie możemy zorganizować opieki na miejscu, w domu, zawsze zostają hotele dla zwierząt, albo ktoś, kto z radością przygarnie psiaka, bo mimo tęsknoty tam będzie mu lepiej, niż czekając przy drodze, na której „pan” wypchnął go z samochodu. Apeluję tu o człowieczeństwo i wyobraźnię, reagujmy, gdy widzimy że ktoś postępuje w ten sposób ze zwierzęciem, nie pozwalajmy również bić, głodzić, maltretować. Pamiętajmy, że pies szybko asymiluje się z rodziną, staje się domownikiem i zawsze tak powinien być traktowany. Kochajmy naszych braci mniejszych – towarzyszą nam od stuleci, jako wdzięczni przyjaciele którzy „w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie” zawsze będą trwać przy nas, za niewielką cenę pełnej miski i dobrej ręki pana głaszczącego po włochatym grzbiecie.

A czy Wy, macie miejsca w sercach i swoich “M” dla mniej i bardziej kudłatych przyjaciół domowych pantofli?

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sylwia
Sylwia
11 lat temu

Od 10 lat naszym domownikiem i teraz przyjacielem zabaw synka jest nasz pinczerek Kacper 🙂 W czasie naszych wakacji zostanie w domu z zaopatrzona lodówką i zapewniona opieką (karmienie, spacerki) ze strony naszej rodzinki którą też zna.

Magda Kupis
11 lat temu

Kilka lat temu zaadoptowałam kundelka ze schroniska, teraz mieszka z rodzicami, bo zżył się z całą rodziną więc nie chciałam go zabierać ze sobą. Moja córka uwielbia psiaki, ma z nimi codzienny kontakt. Na domownika w takiej postaci jeszcze dla mnie za szybko ;P (dla mnie, nie dla dziecka, bo wiadomo że teraz wszystkie obowiązki spadną na dorosłych :))

Madzia
Madzia
11 lat temu

Cale zycie marzylam o piesku. Wybralam podhalancyzka, malutka biala sunia. Sliczna kuleczka,czarne ockzi, jak 2 wegielki, radosny psiak. Ale okazalo sie ze miala niedowlad lapy i swiezba,pryzniesionego z gniazda rodzinnego.Pamietam ten dzien jak dzis,uciesyzlam sie ogrmnie, dostalam ja od mojego meza dzis,a wtedy chlopaka. Rosla ale nie polepszalo sie:(. Dzien 11 lipca,moje urodziny, byl najsmutniejszym a jendoczesnie wesolym dniem. W tym dniu zapadla decyzja,ze sniezynka zostanie uspiona:(. Wylam,jak bobr,zasypiala tak spokojnie na moich rekach:(. Bolalo,ze nie umialam jej pomoc. Poniewaz bardzo marzylam dalej o psie postanowilam,ze nie wezme juz rasowca a pojade do schroniska i wezme, jakiegos pieska. Uratuje,jakiemus zycie… Czytaj więcej »

Marysia
Marysia
11 lat temu
Reply to  Madzia

Moja siostra przygarnęła ze schroniska 7 letnią sunie, tak malutką i tak brzydką, że nikt inny jej nie chciał. Psota okazała się być wspaniałą psiną, i nic że schorowana, Kamila predzej narzeczonego z domu wypchnie niż jej sie pozbędzie. Narzeczony wcale nie lepszy, przygarnął bezpańskiego wychudzonego jamnika, to nic że zjadł im meble i wypoczynek, oni mają fisia na punkcie swoich sierściuchów 🙂

Marta Ulińska
11 lat temu
Reply to  Marysia

Psiaki mają szczęście, że właściciele się tak dobrze dobrali 😉

M&Msy
M&Msy
11 lat temu

Jak tylko warunki mieszkaniowe będą odpowiednie na pewno przygarniemy czworonoga 🙂 od urodzenia zawsze Towarzyszyły mi zwierzęta nie tylko psy ale i koty 🙂 papugi, chomiki, myszy.

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu
Reply to  M&Msy

To zupełnie jak u mnie:) Chętnie byśmy przyjęli takiego kochanego psiaka, ale niestety nie ma na to warunków. A męczyć stworzonko, to nie dam rady. Jako dziecko tez miałam, psa, papużki faliste i rybki:)

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

Oj, mamy, gdybym mogła to bym założyła schronisko! Mam w domu jednego psiaka – yorka, a na podwórzu jeszcze trzy (dwa alaskany i kundelka). Nasza rodzina kocha psiaki!

Marta Ulińska
11 lat temu

Podziwiam, że macie tyle psiaków jak znajdujesz czas na zajmowanie się nimi ?

Żaklina Kańczucka
11 lat temu

Tak to jest jak ma się podwórze, czas i mnóstwo serca, zazdroszczę 🙂

Ania Stanczak
11 lat temu

kocham psy!! mam labladora jest cudowny!! 🙂

Zabawa 26 czerwca 2012

Niania na miarę dziecka

Jak ważny i trudny jest wybór odpowiedniej osoby lub placówki do opieki nad dzieckiem, wie każdy rodzic. Z racji wieku Bartek nie mógł jeszcze uczęszczać do przedszkola, a żłobków w mojej miejscowości nie ma. Obie babcie pracują, więc opieka najbardziej zaufanej osoby również nie wchodziła w rachubę, nie licząc pojedynczych dni, lub nagłego wypadku, gdy nie było innego wyjścia. Mając w planach powrót do aktywności zawodowej, już wcześniej rozejrzałam się za odpowiednią opiekunką dla dziecka.

Na szczęście długo nie musiałam szukać, na osiedlu mieszkała moja dobra koleżanka, opiekowała się wcześniej dziećmi, studiowała pedagogikę. Lepiej nie mogłam trafić.

Z Agą bez kłopotu ustaliłyśmy zasady współpracy, a wszystko to co sobie po niej obiecywałam spełniło się, nawet poza „plan”:) Żywiołowa, uśmiechnięta, kreatywna natychmiast złapała kontakt z Bartkiem. To czego się obawiałam – moje wyjścia z domu, nie były tak straszne, jak początkowo podpowiadała mi wyobraźnia. Nawet jeśli po zamknięciu za sobą drzwi, słyszałam awanturę syna, to nie trwało to długo, Aga była bardziej stanowcza i głośniejsza od małego awanturnika. Jej konsekwencja pokrywała się z moim wyobrażeniem na temat wychowywania dziecka, co było ważne z tego względu, że niania również bierze udział w kształtowaniu jego dobrych lub złych postaw.

Gdy po pracy wracałam do domu, mały był odkarmiony ( niania z uporem maniaka kupowała co dzień inne owoce dla Bartka ), przewinięty i szczęśliwy, na „do widzenia” posyłał buziaki, których również uczyła go niania. Wiedziałam że nie przepada za telewizorem, gros czasu spędzała więc z małym na świeżym powietrzu, czy czytaniu bajek, które wędrowały wielokrotnie dzięki niej na Bartkowe półeczki. To ona nauczyła dziecko pokazywać i nazywać kota, jak i wiele innych rzeczy. Zresztą, gdy spacerujemy i jesteśmy w pobliżu jej domu, mały pierwszy się wyrywa i krzyczy „kot!”. Aga była najlepszą nianią dla mojego dziecka i niezmiernie żałuję, że musiała przenieść się do innej miejscowości.

Jeszcze przed jej wyjazdem, pojawił się kłopot, kogo zatrudnić na jej miejsce? Nie miałam pomysłu, a co gorsza kandydatki na opiekunki chciałyby, aby Bartka dostarczać do ich mieszkań, a w moim przypadku nie wchodziło to w rachubę. Aga podsunęła nam bliską jej koleżankę, osobę zaufaną, więc umówiłam się na spotkanie jeszcze przed jej zajęciem się młodym. Pierwsze co pomyślałam na spotkaniu – Asia Agą na pewno nie jest – zupełnie inna, spokojna, wycofana i chyba odrobinę wystraszona, i jak się okazało z zerowym doświadczeniem w opiece nad dziećmi. Oczywiście miała też zalety – ciepła, uśmiechnięta i cierpliwa, na początek to już było coś, doświadczenie w końcu nabywa się wraz z praktyką.

Nie zawsze jak się okazało, dobre chęci jednej i drugiej strony wystarczą. Mój syn to żywe srebro, i tak jak temperament jednej niani współpracował z jego zapędami, tak dla drugiej opiekunki, Bartek po prostu był niegrzeczny. Moim zdaniem Asi zabrakło stanowczości w zderzeniu z pomysłami małego, po prostu wchodził jej na głowę, i chyba obawy przed szaleństwem synka, niania nie wychodziła z nim na dwór, co dla mnie było nie do zaakceptowania. Efekt był taki, że z domu do pracy wychodziłam ze ściskiem w żołądku, mały tak histeryzował, że czasem słyszałam go dobrych parędziesiąt metrów od bloku. Co gorsza nie miał apetytu i kiepsko spał, często budził się z płaczem, a sama Asia uciekała od nas jak tylko przekroczyłam próg domu. Z Agą, często po moim powrocie siadałyśmy do kawy, która na mój powrót pachniała już w filiżance. Złoto, nie niania!

Nie chcę być niesprawiedliwa,  Asia personalnie jest fajną dziewczyną, ale zdecydowanie opieka nad dzieckiem, to nie jest coś, do czego Pan Bóg ją stworzył. Asia zrezygnowała, już nie pracuje z małym, opiekę nad Bartkiem organizuję z babcią na jej urlopie, mężem w każdej wolnej chwili oraz sąsiadką, do której Bartek zastrzeżeń żadnych nie ma. Obecnie nie szukam niani, nie ma to sensu, został mi miesiąc do wakacji, a latem znów czekają mnie poszukiwania na wrzesień, i tylko modlę się żeby trafić na osobę, która zaskarbi sobie nie tylko moje zaufanie, ale przede wszystkim serce mojego dziecka.

Subscribe
Powiadom o
guest

161 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Hedzia
Hedzia
11 lat temu

Ja strasznie się obawiałam tego co będzie gdy będę zmuszona zatrudnić nianię… Przyznam, że unikałam tematu „Niania w domu…” Kiedy już nadszedł ten dzień zatrudniłam nianię z polecenia na ok 10h w tyg. Miło się zaskoczyłam bo Zuzia od samego początku ją pokochała więc się bardzo cieszę:):)

Aleksandra Greszczeszyn

Niania to musi być osoba z powołaniem do opieki nad dziećmi – to trzeba czuć. Ja nie stanęłam do tej pory przed taka decyzją, dlatego, że jestem z dziećmi w domu. pracowałam do tej pory tylko online, natomiast sama byłam nianią. Myślę, że odnajdywałam się w tej roli.

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Ja tez do tej pory nie musiałam szukać niani. Sama opiekuje się dziećmi. Jesteśmy razem w domu. Jeżeli była potrzeba zostawienia dzieci na kilka godzin np. z moją koleżanką, to nie było z ty problemu. Chłopaki z łatwością odnajdują się w nowym otoczeniu i chętnie zostają z osobami innymi niż mama.

Aleksandra Greszczeszyn

U nas różnie z tym bywa. Dawniej Julka chętnie zostawała np. z babcią czy ciocią, ale odkąd byłam w ciąży, a potem urodził się Szymek, za wszelką cenę chce być ze mną. Czasami mam więc problem. Najchętniej zostaje jeszcze z babcią.

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Mój starszy syn to niemal „cygańskie „dziecko:) Bez problemu zostawał bez mamy. Młodszy to taka „przylepa” . Teraz ma skończone 2 latka i jest juz lepiej. Wie, że mama wraca:)

Paulina Garbień
11 lat temu

trzymam kciuki, zeby udało się znaleźć taką nianię która będzie odpowiadała Wam wszystkim 🙂

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

Bardzo dużo zależy od charakteru niani.
Życzę powodzenia w poszukiwaniach nowej niani, oby obie strony były zadowolone!

Formulaka83
Formulaka83
11 lat temu

Powodzenia! 😀

Grymułka
Grymułka
11 lat temu

Powodzenia!

Paulina Zawadzka
11 lat temu

Dobrą nianię trudno znaleźć, ponieważ jak jest dobra to zajęta. Ja na szczęście jestem z córeczką w domu i mam nadzieję że nie będę musiała prędko stawać przed takim dylematem. Sama szukałam pracy jako opiekunka, niestety pracy na umowę nie znalazłam (może przez to że mieszkam na wsi i musiałabym dojeżdżać, rodzice woleli znaleźć kogoś na miejscu). Za to byłam i mimo że mam już dziecko to nadal jestem nianią na telefon w bliskiej rodzinie, która jest ze mnie zadowolona 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Ja dzisiaj będę miała domowe przedszkole:) Dwóch moich łobuzów + dwie kuzynki. Szalony dzień się zapowiada:)

gabi hekokf
gabi hekokf
11 lat temu

Taka niania jak Aga to skarb!
Mnie też nie dlugo czeka powrót do pracy i sen z powiek spędza z kim zostawić małą L. Jedna babcia pracuje, do drugiej mamy 50 km, do żłobka L. jest zapisana od wrzesnia 2013 roku więc też klapa. Mam nadzieje, że uda mi się wszystko dobrze zorganizować i zorganizować dobrą opiekę.

Kobiecym_okiem
11 lat temu

Ja trafiłam na dwie dobre nianie dla moich synów. Panią Basię dla starszego – znalazłam przez ogłoszenie na niania.pl. Co dziwniejsze, po rozmowie wypadła bardzo dobrze, ale nie byłam do niej przekonana tuż przed rozpoczęciem przez nią pracy. Czas pokazał, jak bardzo się myliłam. Starszy syn chodził bardzo często na spacery, niania nauczyła go samodzielnie jeść, zaprzyjaźniła z koleżanką poznaną w parku. Gdy przychodziła rano, cieszył się i bez żalu żegnał z nami na całe 9 godzin. Była między nami zarówno sympatia, jak i poszanowanie, bo pani Basia była prawie 2-krotnie starsza ode mnie. Żałowałam tego, że przenieśliśmy się i… Czytaj więcej »

Marta Ulińska
11 lat temu

Znaleźć osobę godną za ufania, której powierzycie wasz największy skarb – bezcenna 🙂

Kasia Skóra
Kasia Skóra
11 lat temu

Bycie opiekunką to nie taka prosta sprawa i nie jest to na pewno praca, jaką można podjąć ot tak, z braku laku, bez żadnego przygotowania, a niestety niektórzy mają takie właśnie postrzeganie, z czym niejednokrotnie się spotkałam, kiedy sama zaczynałam przygodę z byciem nianią 🙂 Uważam, że aby być opiekunką do dziecka trzeba mieć to „coś”! Na to „coś” składa się poczucie humoru, bycie zwariowanym, spontanicznym i pełnym radości, ale także bycie niesamowicie odpowiedzialnym, przewidującym to co może za chwilę się stać, mającym oczy wokoło głowy cały czas, bardzo bardzo energicznym i wiele innych cennych cech i umiejętności. To bardzo… Czytaj więcej »

sylwiagkap
sylwiagkap
11 lat temu

Zgadzam się, znaleźć odpowiednią osobę do dziecka- bezcenne. Wiadomo, każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojej pociechy, ja także mam dwulatka chciałabym wrócić do pracy, żłobek – nie dostaliśmy się, prywatnie nie stać nas:( Synek mój to przylepka, zostaje chętnie ze wszystkimi ale nie na długo, dziadki jedni- pracują, drudzy są 320 km od nas.:( Trzeba szukać i sprawdzać czy dana niania jest na tyle odpowiedzialna i czy odpowiada PRZEDE WSZYSTKIM dla naszych szkrabków. Pozdrawiam

Natalia Legieć
11 lat temu

🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close