Z całą pewnością to będą wyjątkowe święta. Takich nie miałam nigdy
Calutkie podwórko zagrabione, kiełbasa uwędzona, chrzan starty, baby drożdżowe upieczone. No i kaczka. Kaczka na Wielkanoc być musi. Podobno. Takie święta miałam w dzieciństwie.
I takich na pewno nie będę miała w tym roku. Dlaczego? A bo jakoś tak wyszło.
Miałam umyć okna na święta. Zarezerwowałam na to czas, wyrobiłam trochę luzu w pracy, przygotowałam niezbędne akcesoria i… coś mnie podkusiło, żeby sprawdzić prognozę pogody. A satelitarna prognoza nie kłamie. No więc nie umyłam okien. I słusznie, bo klęłabym na czym świat stoi. Ponoć po świętach ma być ładnie… Przetarłam tylko od strony mieszkania, zgodnie z zasadą, że lepszy rydz niż nic.
Miałam zrobić jajka faszerowane. Co roku robiłam i to w ilościach przemysłowych. W tym roku nie zrobię. Nie mam czasu (terminy zleceń mają gdzieś święta, piątek to dzień roboczy, a w sobotę nie zdążę), ani – szczerze mówiąc – siły. Ostatnie tygodnie dały mi w kość w sensie zdrowotnym i nadal chodzę słaba i wiotka niczym samotne źdźbło trawy na stepie, a po większym wysiłku mam całkiem przyzwoitą gorączkę. Organizm się broni, mówię Wam.
Miałam zrobić sernik, bo na święta powinien być sernik. Co roku miałam takie dziwne ambicje, nie wiem czemu. Mój sernik niestety nigdy nie chciał wyglądać tak, jak mu kazałam. Tak naprawdę najlepiej jeść go łyżką, a wcześniej zamknąć oczy. Smaczny jest, owszem. I na tym się jego zalety kończą.
Miałam posprzątać i… posprzątałam do połowy. Nie wiem, czy zdążę z resztą. Ostatecznie przekonam męża, że to miłe zajęcie. No i Duśkę, jej to całkiem dobrze idzie, oczywiście pod warunkiem, że ma dobrą motywację. Chyba święta wystarczą?
Kaczki nie miałam robić, nigdy nie robiłam. Nie umiem. Schabu też nie umiem piec. Ani robić domowych kiełbas i szynki. A chrzan? Hmmm, na bazarze sprzedają świeży tarty, to prawie to samo, prawda?
Zamiast faszerowanych jajek zrobię kilka sałatek na bazie jajek, bo w końcu to Wielkanoc, jaja być muszą. Zamiast mięs zwyczajnie usmażę rybę i upiekę ziemniaki. Raz tak zrobiłam i ziemniaki zmiotło ze stołu, jakby huragan przeleciał. Podejrzewam, że mogłabym dać same ziemniaki i też byłoby dobrze. No ale święta, coś do ziemniaków się przyda, nie?
Zamiast sernika i mazurka zrobię wuzetkę, bo to mi zazwyczaj wychodzi i zebrę, bo dzieciaki uwielbiają. Może i mało świątecznie, za to pewnie – w tych ciastach nie mam zakalców nigdy (tfuuuu, splunąć i odpukać!).
Żurek będzie, bo mój mąż o to zadbał. Nawet białą kiełbasę kupił.
Od kilku lat odgrażam się, że zamiast cudować z potrawami świątecznymi, będę serwowała zupki chińskie w różnych smakach. W tym roku grożę tym szczególnie mocno, a zapas zupek leży w komodzie i czeka. Bo jak się okaże, że cały piątek muszę pracować, to na pewno w sobotę ze wszystkim nie zdążę. Mam jeszcze zapas mrożonych frytek i zapiekanek.
Nie, to nie będą smutne święta. Będą naprawdę radosne, bo znowu spotkamy się całą rodziną. I nawet jeśli pogoda nie dopisze, na pewno będziemy się razem dobrze bawić. Ja wiem, że Wielkanoc jest raz w roku i wypadałoby się do niej dobrze przygotować, ale pewnych rzeczy nie przeskoczę. Zamiast popadać z tego powodu we frustrację, postanowiłam wady tych przygotowań przekuć na zalety. Takich improwizowanych świąt nie mieliśmy nigdy w życiu, czemu nie spróbować? A za rok… Może uda się po staropolsku posprzątać, popiec, pogotować… Ale to dopiero za rok!
Ja jeszcze wczoraj nic nie miałam zrobione jak nigdy, zawsze kilka dni.przed świętami było wszystko posprzątane okna wymyte i firanki poprane. W tym roku po raz pierwszy nie zrobiłam z dziećmi ozdób świątecznych na konkurs ani palmy też na konkurs (w kościele). A to wszystko przez problemy zdrowotne dzieci.myślałam że tak zostanie ale wzięłam się dzisiaj od 7 i właśnie teraz skończyłam o 22 i mam okna pomyte firanki poprane pokoje wysprzatane dwa ciasta upieczone i sałatki zrobione itp czuję się zmeczona ale usatysfakcjonowana. Choć w tym roku w święta wybywam 😉
Pozostaje mi tylko podziwiać. Wesołych Świąt!