Parawaning nad Bałtykiem. Polacy-Cebulacy, czy smutna konieczność?
Temat parawanów na plaży to dyżurny temat w sezonie ogórkowym. Ja co prawda na brak weny nie cierpię, ale temat mnie bawi na tyle, że chętnie się wypowiem. Tym bardziej że właśnie wróciłam znad Bałtyku, gdzie wszystko widziałam na własne oczy.
Zwolennicy parawanów mówią o zabezpieczeniu przed wiatrem i piachem, przeciwnicy o zasłanianiu widoku. Są jeszcze teorie mówiące o prywatności na plaży, co moim zdaniem można między bajki włożyć. Na publicznej, gęsto zaludnionej plaży, prywatności nie ma. I szmata wysoka na metr na pewno jej nie zagwarantuje. Jak ktoś takowej pragnie, to niech jedzie szukać jezior mazurskich w jakiejś niedostępnej głuszy. Znam takie miejsce, ale go Wam nie podam, bo jeszcze mi tam tłok zrobicie 😛
Zadaniem parawanu jest ochrona przed wiatrem. Tego nikt nie kwestionuje. Ja też nie. Wiatr nad Bałtykiem potrafi być zimny nawet w ciepły dzień, dlatego ten parawan jest jakby niezbędny. To także zabezpieczenie przed niesionym przez wiatr piaskiem. No innymi słowy, nie da się bez parawanu.
W słoneczny, bezwietrzny dzień parawan nie jest potrzebny. Ba, on nawet przeszkadza, bo wtedy na kocu można się dosłownie ugotować. Niemniej jednak…
Próbowałam nie używać parawanu, bo przecież jest ciepło. Efekt? Dzieci i dorośli biegający w klapkach (kto normalny biega po plaży w klapkach??) skutecznie zasypywali nas piachem, dwóch wyrostków na oko nastoletnich uznało, że nasz koc będzie najlepszy, by się wokół niego ganiać. No tak dwa na dwa metry, idealny, czyż nie? Ale wisienką na torcie byli posiadacze koca obok. Tatuś z synkiem na oko ośmioletnim, zaczęli wierzgać nogami niczym w wannie z wodą, przy okazji usypując na naszym kocu górę piachu i całkowicie zasypując moje spodenki. Szczęście, że nie miałam w nich zegarka ani telefonu. Na moją uwagę, że zabawa zabawą, ale to już chyba przesada, tylko wzruszyli ramionami. Serio, serio, żadnego przepraszam, nic. A rozumieli, co mówię, bo wcześniej słyszałam ojczystą mowę z ich ust. No, chyba że poziom umysłowy u nich mocno odbiegał od normy, wtedy faktycznie mogli nie rozumieć. Decyzja podjęła się sama – rozkładamy parawan. Okazało się, że parawan nad polskim morzem chroni nie tylko przed piachem i wiatrem, także przed głupotą. Nie ugotowaliśmy się tylko dlatego, że dolna krawędź parawanu zatrzymała się około 10 cm przed piachem.
W Gdyni nie spotkałam się z czymś takim jak grodzenie połowy plaży. Nikt tam nie ma takich głupich pomysłów i szczerze mówiąc, myślałam, że te opowieści, które czytam w necie, są mocno przesadzone. Przejrzałam na oczy we Władysławowie. Tam faktycznie parawany odgradzają fragmenty plaży wielkości pokoju, jaki udało się nam wynająć. I ja się nie dziwię, jak odgradzają mniej, to jest zwyczajnie duszno. Niemniej jednak takiego parawaningu nie pochwalam. Plaża jest dla wszystkich, a koc leżak i dmuchańce da się zmieścić na niedużej powierzchni, nie trzeba rezerwować pola golfowego na plaży.
We Władysławowie spotkała mnie jeszcze jedna dziwna rzecz. Znalazłam dla nas miejsce blisko wody, dosyć duże, tak ze trzy metry szerokości. No idealne. Zaczęliśmy rozkładać koc. Przyszła jakaś paniusia i oświadczyła, że tu nie możemy się rozkładać, bo tu jest przejście i ona spod wydm musi mieć jak dojść. Metr, który zostawiliśmy z jednej strony koca, to dla niej za mało… no ludzie kochani! Ja wszystko rozumiem, ale może bez przesady z tym zawłaszczaniem publicznej plaży? To chyba nagminna procedura stosowana we Władysławowie, bo zaraz potem przyszli inni ludzie, którzy chcieli położyć się tak na skos przed nami i zapytali, czy tu czasem nie ma przejścia, bo z innego miejsca ich przegonili. Powiedziałam im, że to publiczna plaża. Tak dla ścisłości. Akurat tego dnia były sinice i frekwencja na plaży była żadna. Między kocami i parawanami można było nie tylko swobodnie chodzić, ale nawet biegać.
I tylko tak się zastanawiam, naprawdę po to moi rodacy jeżdżą nad morze, żeby się bić o miejsce na plaży? Ja do rannych ptaszków nie należę, ale nawet na małej i ciasnej plaży w Gdyni nigdy nie miałam problemu ze znalezieniem miejsca blisko wody. A potrafiłam przyjść na plażę w południe, kiedy teoretycznie się szpilki nie wetknie. Problem nie leży w braku miejsc na plaży, problem leży w ludzkiej mentalności. Ja Kargul, ty Pawlak, a tu stoi płot. To moje, to twoje i nie waż się miedzy przekroczyć. W sumie naprawdę mnie to bawi.
Ja parawan rozkladam bo nie nawidze ludzi którzy widzą tylko swój czubek nosa nie patrzą na innych i biegając sypią mi piach na twarz. Potrafią także przejść brudnymi nogami po kocu i zero przepraszam.
Ja parawan też rozkładam i do tego parasol.Robię to z innego powodu -nie mogę zbyt długo być na słońcu, a ciężko na plaży o cień.
Ja nie rozkładam parawanu za to namiot plażowy. Nie mogę się opalać ale dzieci uwielbiają zabawę w morzu. Ja się skrywam przed słońcem w namiocie a one szaleją.
parawan w polskich realiach jest nieodzowny, wysmaruj sie opalaczem połóż na kocu i niech koło ciebie zacznie biegać stado dzieciakow, wyobrazasz to sobie ? (: jest jakis sens takiego opalania /plażowania ? (: Nie rozumiem tego narzekania na parawaning i ze jestesmy tacy zasciankowi bo u Niemca nie dosc ze prawie wszyscy nago biegaja to jeszcze parawanow tam jak na lekarstwo, a czy tam sa inne dzieci niz w Polsce, czy wogole nie ma dzieci na plazach biegajacych i sypiacych wszedzie dokola piaskiem ? Nie wiem ja kochampolskie morze realia jakie mamy, wychowalem sie w Polsce i z łezką w oku… Czytaj więcej »