Rączka rączkę myje – Olga Rudnicka
Tytuł: Rączka rączkę myje
Autor: Olga Rudnicka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 392
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Nazwisko Olgi Rudnickiej nie jest mi obce. Nie pamiętam już, którą książkę przeczytałam jako pierwszą, za to wiem na pewno, że pokochałam autorkę za Natalie. Cudowna seria o pięciu przyrodnich siostrach wywoływała przy czytaniu wybuchy niekontrolowanego śmiechu, a szalone pomysły Natalii naprawdę nie miały sobie równych. Od tej pory Olga Rudnicka ma u mnie bardzo duży kredyt zaufania.
A teraz muszę się przyznać, że… przegapiłam ostatnie książki. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że ponoć codziennie w Polsce wydaje się sto nowych pozycji, więc to i owo może człowiekowi umknąć. Rączka rączkę myje to trzecia część cyklu o niesztampowej, szalonej detektyw Matyldzie Dominiczak i to się niestety czuje. Nie, żeby książki nie dało się czytać, nic z tych rzeczy. Da się jak najbardziej i nawet treść jest zrozumiała, bo akcja jako taka nie sięga w przeszłość. Jednak trudno poukładać pewne fragmenty życiorysu Matyldy, nie znając poprzednich części. Długo się zastanawiałam, czy ona ma tego męża, czy też go nie ma… Zanim przeczytam kolejną część, na pewno cofnę się do Oddaj albo giń! i To nie jest mój mąż, i Wam z serca radzę zrobienie tego samego. Zabawa na pewno będzie lepsza.
Rączka rączkę myje to typowy dla Olgi Rudnickiej kryminał z dużą dawką humoru. Przyznaję, przemknęło mi przez głowę skojarzenie z Joanną Chmielewską, chociaż to nie do końca ten styl, ale w pewien sposób bliski.
Matylda Dominiczak dała się już poznać swojej szefowej Salomei Gwint jako detektyw bardzo skuteczna, aczkolwiek jej metody łatwiej określić mianem „głupi ma szczęście” niż rzetelną robotą operacyjną. Jest bystra i przenikliwa, co nie zmienia faktu, że kieruje się w pracy głównie intuicją. Tym razem młoda pani detektyw ma na tapecie dwie sprawy. Jedną zleciła jej szefowa, drugą zainteresowała się sama, bo teoretycznie pozostaje w gestii policji.
Matylda musi więc odnaleźć naciągacza, który zlecił agencji obserwację pewnego domu, podając się za jego właściciela. Sprawa wyszła na jaw, kiedy prawdziwy właściciel dostał fakturę za usługę, której nie zamówił. Teoretycznie nazywa się to szukaniem wiatru w polu, ale co komu szkodzi za tym wiatrem poganiać? Tym bardziej że szefowa odmawia zgłoszenia, bądź co bądź, przestępstwa na policję. Za to przydziela Matyldzie niejakiego Ksawerego, który ma ją chronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Ksawery niewątpliwie ma swój styl i charakter, a sposób, w jaki opiekuje się Matyldą, raczej nie przypadłby Salomei do gustu. Ale kto by się tym przejmował?
Druga sprawa wydaje się jeszcze dziwniejsza – ktoś przekopuje ogródki działkowe, zdrowo je przy tym dewastując. W samym kopaniu na działkach nie ma może nic dziwnego, no ale w listopadzie?! Będący jedną nogą na emeryturze inspektor Tomczak odnosi się do sprawy z bardzo dużą niechęcią. Zmienia zdanie, kiedy Matylda sugeruje, że ktoś może czegoś na owych działkach szukać? Kto i czego? I czy da się to po tak długim czasie ustalić? Trop prowadzi do dawnego napadu na jubilera. Sęk jednak w tym, że jeden ze sprawców nie żyje, drugi twierdzi, że wszystko wiedział ten pierwszy. Sytuacja wydaje się więc patowa.
Samo zakończenie książki jest bardzo nietypowe. O ile w klasycznym kryminale na końcu poznajemy zabójcę, tudzież sprawcę innego przestępstwa, w Rączka rączkę myje jest nieco inaczej. Autorka owszem, na część pytań odpowiada, odpowiedź na drugą część umieszcza w krótkim „ciąg dalszy nastąpi”. Z jednej strony jest to nieco irytujące, bo po blisko czterystu stronach człowiek chciałby się jednak tego i owego dowiedzieć, z drugiej apetyt rośnie w miarę jedzenia, a skoro na pewno będzie ciąg dalszy, to może warto uzbroić się w cierpliwość?
Dla kogo jest Rączka rączkę myje? To świetna lektura zarówno na jesienną szarugę, jak i na wypoczynek na plaży. Na pewno pochłoną ją miłośnicy Olgi Rudnickiej, ale też ci, którzy wcześniej zaczytywali się w Chmielewskiej i Szwai. Nie ma tu może żadnej głębi, ale zagadka jest jak najbardziej prawdziwa, a jej rozwiązanie nie takie oczywiste, więc miłośnicy kryminałów powinni być zadowoleni. Teoretycznie to literatura dla dorosłych, ale dałabym ją licealistom, a nawet uczniom starszych klas szkoły podstawowej. Jest dość cenzuralna i naprawdę świetna, boki można zrywać!
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za przekazanie egzemplarza recenzenckiego