O ósmej na arce – Ulrich Hub
Tytuł: O ósmej na arce
Autor: Ulrich Hub
Ilustracje: Jörg Mühle
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Oprawa: twarda
Liczba stron: 78
„O ósmej na arce” to przezabawna opowieść o trzech pingwinach, które każdego dnia kłócą się i biją – jak zapewnia autor, „Jeśli pingwin dostanie kopniaka, zawsze odda” ? Nie żeby owe stworzenia się nie lubiły, ale zdaje się, że dobija je nuda. Mieszkają bowiem w okolicy pełnej śniegu i lodu, gdzie nic się nigdy nie dzieje.
Do czasu aż ni stąd, ni zowąd przylatuje mały żółty motyl, którego jeden z pingwinów postanawia zabić. Pozostałe ptaki próbują wybić mu ten pomysł z głowy, strasząc Bogiem i Jego ogromną fantazją w wymyślaniu kar, przez co rozwija się bardzo ciekawa dyskusja.
Najmniejszy z pingwinów jest jednak nieugięty i uparcie twierdzi, że skoro Boga nie widać, to znaczy, że On nie istnieje. Mocno poirytowany i nieco obrażony, odchodzi, wzbijając za sobą tumany śniegu. Chwilę później niebo zapełniają gęste i ciemne chmury, spośród których wylatuje biały gołąb. Bez owijania w bawełnę informuje ptaki, że Stwórca świata ma już dość ciągłych kłótni wśród ludzi i zwierząt. Stracił cierpliwość i postanowił dać temu wszystkiemu kres, zsyłając na ziemię potop!
Żeby jednak nie było tak dramatycznie po tym, jak nastąpi koniec świata, Bóg oczywiście planuje zacząć wszystko od nowa, dlatego też gołąb rozdaje zwierzętom bilety na arkę – po dwie sztuki na każdy gatunek. Z jednej strony to świetna wiadomość dla pingwinów, z drugiej jednak przykra, bo ich przecież jest trzech, a nie dwóch! Cóż więc mają począć – zostawić jednego z przyjaciół na pastwę losu, tzn. na pewną śmierć, czy spróbować go jakoś przemycić na łódź?
„O ósmej na arce” to nowa, współczesna odsłona biblijnej opowieści, przepełniona ogromną dawką humoru. Opowieść ta od pierwszych stron bawi, niemalże do rozpuku, sprawiając, że z marszu pokochałam jej autora, Ulricha Huba. Ogromną sympatią obdarzyłam także bohaterów książki, którzy rozbroili mnie swoimi niezwykle zabawnymi dialogami i pomysłami. Zarówno trzy pingwiny, notabene strasznie śmierdzące rybami, jak i nerwowy gruby gołąb dali mi tyle radości z czytania, że chciałabym, aby ich losy spisane zostały w dalszy ciąg.
Gdybym miała taką możliwość, przygarnęłabym te cztery zwierzaki pod swój dach (ratując je przed potopem) i z radością obserwowała ich poczynania. Byłabym nawet w stanie przymknąć oko, a właściwie to nos, na ich nieprzyjemny zapach, byleby serwowali mi każdego dnia tyle radości, ile czerpałam podczas lektury.
Historia ta, choć jest bardzo śmieszna, to jednak porusza poważne tematy. Przede wszystkim prawi o Bogu – zwierzęta zaciekle dyskutują o tym, czy On naprawdę istnieje, co widzi i słyszy, a także jakie kary spotykają tych, którzy Go nie słuchają. Poza tym gdzieś między wierszami wyłapać można wątki dotyczące życia w (nie)zgodzie, jak i dobierania się w pary przez osobniki, które z pozoru do siebie nie pasują. Jak choćby gołąb i pingwin – autor wyraźnie zaznacza, że zdarzają się przytyki, dające im do zrozumienia, iż taka mieszana para jest nie w porządku i Bóg zapewne nie chciał tego typu związków.
Przypuszczam, że bardziej wrażliwi (dorośli) odbiorcy, mogą doszukiwać się tutaj problemu i potraktować ten temat, jako kontrowersyjny w literaturze dziecięcej. Mnie się jednak podoba to, że autor swobodnie o tym pisze, dając jasno do zrozumienia dzieciom, że nie warto przejmować się tym, co mówią o nas inni. Jeśli gołąb i pingwin bardzo się lubią, to co stoi na przeszkodzie, by połączyła ich przyjaźń?
Książkę niezależnie od życiowych poglądów, czyta się bardzo przyjemnie, z niegasnącym uśmiechem na ustach. Jestem pewna, że jeszcze wiele razy będziemy do niej wracać. „O ósmej na arce” trafiła bowiem na listę naszych ulubionych lektur dziecięcych i zajęła zaszczytne miejsce na półce, wśród innych pozycji.
Polecam!
…
Dziękuję wydawnictwu Dwie Siostry za przekazanie recenzenckiego egzemplarza książki.