Joker – Dagmara Andryka
Tytuł: Joker
Autor: Dagmara Andryka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 357
Rok wydania: 2023
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
O czym jest Joker?
To piąta część serii z Anną Marią Kier i pierwsza, w której agencja detektywistyczna nie prowadzi żadnej zewnętrznej sprawy. Niby jakaś została zlecona, ale są grudniowe święta i wiadomo, że wszystko, co tylko można, odkłada się do stycznia. Sprawy służbowe też.
Nie można za to odłożyć problemów prywatnych, szczególnie tych z gatunku „sprawa życia i śmierci”.
W Jokerze bliżej poznajemy Wandę. Na co dzień dość obcesowa i zamknięta w sobie hakerka okazuje się kobietą bardzo wrażliwą, kruchą, mocno podatną na zranienia. Tuż przed Wigilią Wanda dowiaduje się, że jej matka miała wypadek samochodowy, jest w szpitalu, stan ocenia się jako krytyczny. Gdzie jest ojciec? Teoretycznie powinien jechać z matką, ale nic na to nie wskazuje, policja wyklucza taki scenariusz.
W tym samym czasie Anna szykuje się do prawdziwie rodzinnej wigilii, takiej, jakiej nie miała od lat, może nawet nigdy. Już nie z zaborczym i bezwzględnym ojcem, ale świeżo odzyskaną matką i jej mężem. Będzie też wreszcie zdrowy syn Tristan i były mąż, z którym łączą ją dość pokręcone relacje, niby przyjacielskie, ale ciepła tam raczej mało. No i Aleks – miłość życia i dowód na to, że po czterdziestce może być już tylko lepiej, życie się zaczyna, a nie kończy, to nie pora na emeryturę, chociaż przecież Anna jest młodą emerytką.
Święta mają być odskocznią, bo Anna musi się uporać z zawartością domu po zmarłym ojcu, a zgromadzonymi przez niego teczkami interesuje się aż nazbyt wiele osób. Sprawa ma podłoże polityczne i sięga daleko poza granice naszego kraju. Przyznaję, ciekawie się to czytało dzień po wyborach, chociaż mój odporny na politykę umysł nie wszystko ogarnął. Może Wam pójdzie lepiej.
Wanda prosi o pomoc Piacha, który jest na tyle samotny, że nie ma żadnych planów na święta. Do Anny nie dzwoni, bo nie chce jej psuć świąt. Przychodzi jednak taki moment, że przyjaciele nie mają wyjścia, dzwonią po szefową. Dlaczego? Bo coś tu jest mocno nie w porządku. Ojciec zaginął, a przekopanie internetu (w tym Wanda jest przecież mistrzynią) zasiewa poważne ziarno wątpliwości, czy w ogóle kiedykolwiek istniał. Kim jest człowiek, do którego Wanda mówiła „tato” i gdzie się podział?
Wyprawa do jego rodzinnej wsi na Podlasiu, zamiast przynieść odpowiedzi, postawi nowe pytania. Coś tu jest naprawdę mocno nie tak.
Jak się czyta Jokera?
Szybko, bardzo szybko, za szybko. Ale nie da się inaczej. To książka, która od pierwszych stron stawia czytelnika na baczność, wymusza niepodzielną uwagę i nie daje się odłożyć. Jest nielitościwie zaborcza, wręcz magnetyczna. A przy tym na tyle interesująca, że czytelnik z radością poddaje się tym emocjonalnym torturom i błaga o więcej.
Tak przy okazji: BŁAGAM O SZÓSTY TOM!!!
Pisząc recenzję Damy, wspomniałam, że wydaje się bardziej prywatna, osobista. No cóż, nie doceniłam Dagmary Andryki. Jeśli Dama była prywatna, to co mogę napisać o Jokerze? Powiem tak: z jednej strony książka pełna jest niepewności, samotności, odrzucenia, odtrącenia, wyobcowania, wyalienowania, z drugiej – to gloryfikacja życia rodzinnego, kobiecości, spełnienia – kwintesencja wszystkiego, o czym w gruncie rzeczy każda z nas marzy.
Nie chcę tego pisać, ale Joker faktycznie zamyka nieodwołalnie pewien etap życia Anny Marii Kier i jej przyjaciół. Autorka postawiła wyraźną grubą kreskę. Na szczęście zostawiła sobie furtkę i mam ogromną nadzieję, że zechce przez nią przejść. To będzie już jednak inna odsłona biura detektywistycznego Kier i Wspólnicy, nie mam co do tego wątpliwości. No, chyba że to zakończenie nad studzienką kanalizacyjną wcale nie było takie ostateczne, ale sza… dowiemy się kiedyś, mam nadzieję 😉
Aha, Dagmara Andryka naprawdę potrafi się znęcać nad swoimi czytelnikami – do samego końca stawia pytania i ani myśli na nie odpowiadać. Wszystko wyjaśnia się na kilkunastu ostatnich stronach. Wcześniej zostawia tylko okruszki, wtrącenia, niedopowiedzenia, które nakręcają atmosferę, jeżą włoski na karku i… po prostu to zostawia. Idzie dalej, a ty się męcz czytelniku, czytaj szybciej, bo przecież nie zaśniesz, jak się nie dowiesz. Sadystka, mówię Wam! 😉
Joker moimi kryteriami mierzony
Długość – za krótka i tyle. Bardzo subiektywnie to piszę. Bo obiektywnie to 357 stron muszę uznać za dobrą monetę. Zmieściło się tu wszystko, co się miało zmieścić, nie ma chodzenia na skróty, ucinania wątków, łatwych rozwiązań i banalnych odpowiedzi. No ale chciałby się czytać dłużej…
Humor – hmm. Czy ja się tu śmiałam? Wiecie co? Nie pamiętam… Chyba się uśmiechnęłam przy tej babce z krzyżem, bo śmieszą mnie zabobony, ale tak ogólnie to Joker na pewno nie był dla śmiechu pisany.
Trupy – hmm… spojlerowanie to zło, wybaczcie, nie mogę.
Widoczność liter – żadna, pewnie się już domyśliliście. Nie dość, że wszystko od samego początku widziałam obrazami, to jeszcze dokładnie czułam klimat każdej sceny. Czy to się nazywa pisanie w 4D?
Dla kogo jest Joker?
O ile zawsze upierałam się (i nadal upieram), że wszelakie serie trzeba zaczynać od początku, to tym razem powiem tak: jeśli ktoś naprawdę nie ma czasu/chęci/dość samozaparcia, to da radę przeczytać Jokera bez znajomości Króla, Asa, Damy i Waleta i nawet wszystko zrozumie. Ale to furtka tylko dla tych, którzy wcześniejszych części nie chcą czytać, bo Joker pełen jest spojlerów i przeczytanie go w zasadzie zamyka możliwość przeżycia poprzednich pozycji tak głęboko, jak na to zasługują.
Joker jako jedyny z tej układanki nie jest klasycznym kryminałem. Powinien się spodobać fanom thrillerów i powieści obyczajowych z dużym dreszczykiem.