Ciąża i dziecko 19 września 2018

Brudne majtki w torebce, kupa na bluzce… – tak się robi zakupy z dziećmi!

Wybrałam się na zakupy z dwojgiem moich młodszych dzieci. Trzecie na szczęście było w tym czasie w szkole, więc o jeden „bagaż” miałam lżej. A tak się składa, że czasami z tym najstarszym bywa najtrudniej – bo wymyśla głupie zabawy, np. w chowanego lub berka, wciągając przy tym do gry młodsze rodzeństwo.

Zakupy miały być szybkie – wziąć to, co na przygotowanej wcześniej liście i w nogi. Piękna pogoda akurat była, to co będziemy marnować czas w centrum handlowym. Dla mnie to było oczywiste, dla moich dzieci niekoniecznie.

Pola na przykład postanowiła wyjątkowo w tym dniu szwędać się między licznymi regałami samodzielnie. Nie, żeby chciała mi celowo uciekać, po prostu interesowały ją różne rzeczy i koniecznie musiała je pooglądać. Nie zważając przy tym, czy jestem w pobliżu, czy nie.

Tak więc ja oglądałam swoje produkty, ona swoje. Niby miałam ją na oku, co chwilę wołałam i przywoływałam do siebie, ale mimo to w pewnym momencie na chwilę gdzieś mi umknęła. Rozglądam się w prawo, w lewo, nie ma jej. Wołam, nie odpowiada. Wołam drugi raz i słyszę – „No co mamo? ”.

Odwracam się więc nerwowo, patrzę… i nigdzie jej nie widzę. Nawołuję ją więc ponownie. A ona ze spokojem odpowiada – „No tu jestem”.

I wtedy ją dostrzegłam!  Wysoko, na schodach – takiej drabinie na kółkach. Na której jak byk jest napisane „NIE WCHODZIĆ!”.

A ona weszła, skubana! Jak ją zobaczyłam na samym szczycie, to aż mi się ciepło zrobiło. Podbiegłam więc prędko, żeby ją stamtąd ściągnąć, z sercem próbującym wyskoczyć mi przez gardło, a ona jeszcze beztrosko pyta – “No co mamuś??”.

Ja Ci dam „co?”! – syczę przez zęby, modląc się jednocześnie w duchu, żebyśmy nie spadły, bo schody były na tyle strome, że łatwo można wywinąć na nich orła.

I wtedy mi się przypomniało, jak kilka lat wcześniej w tym samym centrum handlowym byłam na zakupach z Jasiem. Woziłam go w sklepowym wózku. Zatrzymałam się przy dziale z nabiałem i gdy zgłębiałam tajniki etykiety jakiegoś produktu, ten piernik mały wstał z siedziska – nie wiem, jak mu się to udało?! – i stojąc sobie spokojnie na tym wózku, wołał mnie z uśmiechem od ucha do ucha! Jakby tak runął na ziemię i walnął głową o kafle, to byłby niezły klops!

Oczy dookoła głowy to zdecydowanie za mało dla jednego biednego rodzica, nieprawdaż?

No ale później było już spokojniej – Pola kroczyła grzecznie blisko mnie – tyle że najmłodszy postanowił zrobić mi małego psikusa.

Znudzony bowiem leżeniem w wózku zażądał wyciągnięcia. Tak więc dalszą część zakupów robiłam w mojej „ulubionej” pozycji – z dzieckiem na biodrze, przerzucanym z jednej ręki do  drugiej, tak co by równomiernie rozłożyć ten słodki ciężar. Gdy moje ręce miały mi już odpaść, rzuciłam go z powrotem do wózka, grożąc po cichu, że nic mnie to nie obchodzi, że jemu się nie podoba leżenie plackiem. Mnie bolą ręce i dłużej nosić nie będę!

O jakże się zdziwiłam, gdy w tym momencie poczułam coś mokrego, a zaraz potem dostrzegłam wielką żółto-zieloną plamę na mojej białej bluzce! No nie! Tylko nie to! Taka awaria, teraz?! Wrrrr!

Wyobraźcie sobie moją radość i spojrzenia ludzi, gdy pędem biegłam do kasy, ciągnąc za sobą dwoje dzieci i nieudolnie próbując ukryć kupę na moim t-shircie! A żeby było śmieszniej, stojąc w kolejce i nerwowo przebierając z nogi na nogę, Pola ośmieliła się zapytać  mnie – „Co tak śmieldzi mamo??”!

I ten smród przypomniał mi, jak kiedyś byłam z Jasiem w sklepie odzieżowym. Płaciłam już za nasze zakupy, gdy on kręcąc się koło mnie, stwierdził głośno, że coś śmierdzi. Faktycznie fiołkami nie pachniało, wręcz przeciwnie, można było się przewrócić od tego odoru. I co się okazało – Jasiek miał małą niespodziankę w majtkach! Musiałam więc lecieć z nim prędko ogarnąć tę wpadkę, brudne majty zawinąć w reklamówkę (dobrze, że chwilę wcześniej zrobiłam zakupy ;-)) i wsadzić do swojej torebki!! O zgrozo! Wstyd okrutny! Do dziś pamiętam te dziwne spojrzenia ludzi, jakbym to ja puszczała brzydkie bąki 😀

No i po latach sytuacja się powtórzyła – ludzie się gapią i kręcą nosami od tego smrodu. A ja biegusiem do toalety – na szczęście była! Szkoda tylko, że kupa Stasia okazała się taka rozlazła, że lepiej było ją umyć pod kranem, niż babrać się z chusteczkami. Więc wsadziłam go do umywalki jak do wanny i umyłam… letnią wodą, bo ciepłej jak na złość nie było.

Na to nagle Poli zachciało się siku. I to już tak mocno, że wytrzymać nie mogła. Więc zanim odłożyłam Stasia do wózka, ona zaczęła popuszczać. A żeby było śmieszniej, w pomieszczeniu (w pokoju matki z dzieckiem) nie było klozetu! Co więc zrobić jak już jej cieknie po nogach – zrobić kałużę na podłodze?! No nie, lepiej było wsadzić ją do… umywalki!

O matko, jak ja klęłam w duchu, że chrzanię takie zakupy, że tylko mnie muszą spotykać takie przygody i że już nigdy więcej z berbeciami nigdzie nie jadę! Choć dobrze wiem, że to nie prawda, bo jak Tata jest w pracy, to nie mam wyjścia 😉

No więc, mimo iż miałam w planach jeszcze spacer i lody, musiałam zawijać się z tą swoją bandą do domu – ja w obsranej bluzce, Pola w obsikanych spodniach. Prezencja pierwsza klasa, czyż nie?! 😉

 

Macie podobne doświadczenia ze swoimi dzieciakami?? 😀

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Targi 14 września 2018

Mamaville vol. 15 Warszawa

Zakupy, zakupy i jeszcze raz zakupy. Kto ich nie kocha? Rodzice małych dzieci są niejako przymuszeni do ich dokonywania, bo maluchy rosną. Potrzebują też coraz to nowych zabawek i akcesoriów. I właśnie dlatego mieszkańcy Warszawy już po raz piętnasty mają okazję wziąć udział w Targach Mamaville dla mamy i dziecka.

No dobrze, doprecyzujmy. Dla rodziny. Nikt nie dyskryminuje ojców. Oni także są mile widziani na targach. Na pewno nie będą się nudzić. Bogata strefa edukacyjna i rozrywkowa (mężczyźni są jak dzieci, uwielbiają się bawić 😉 ) i dobrze zaopatrzony bufet (dania ciepłe i zimne, mięsne, wegetariańskie i wegańskie) na pewno przekonają panów do wyjścia z domu. A potem to już z górki, bo Targi Mamaville nie pozostawią obojętnymi nie tylko rodziców, ale i przypadkowych gości.

Ideą targów jest dostarczanie rodzicom solidnej dawki wiedzy (ciekawe warsztaty tematyczne) oraz zapewnienie dostępu do wysokogatunkowych akcesoriów, zabawek i ubrań dla dzieci. I nie znajdziemy tu masówki, jakiej pełno w marketach. Wystawcy na Targach Mamaville reprezentują polskie firmy i autorskie rozwiązania. Nierzadko w roli wystawców występują młode mamy, które ciesząc się macierzyństwem, znajdują czas na rozwijanie swoich niecodziennych pasji. Stąd bez fałszywej skromności można powiedzieć, że Mamaville to targi jedyne w swoim rodzaju.

Ponieważ impreza adresowana jest do rodzin, nie zabraknie kącika rodzinnego dla mamy i dziecka (dyskretne karmienie i przewijanie), dużego parkingu i podjazdów dla wózków. Szerokie alejki ułatwiają poruszanie się po terenie targów.

 

Organizatorzy zapraszają wszystkich mieszkańców Warszawy i okolic.

Miejsce: Arena Ursynów, ul. Pileckiego 122, Warszawa.

Data: 16 września 2018.

Godziny otwarcia: 10 – 17

 

Wstęp na Targi Mamaville jest bezpłatny.

 

Więcej informacji tutaj → https://www.facebook.com/events/899129666955383/

 

Blog w Roli Mamy tradycyjnie obejmuje kolejną edycję Targów Mamaville patronatem medialnym.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
W przedszkolu 14 września 2018

Dysleksja – zdiagnozujesz ją już u małego dziecka

Chociaż wydaje się to niemożliwe, już w wieku niemowlęcym można zaobserwować pierwsze symptomy dysleksji. Właśnie dlatego, gdy trafimy z dzieckiem do poradni, usłyszymy garść pytań pozornie bez sensu.

Dysleksja – pierwsze sygnały, które nie muszą, ale mogą być niepokojące

Chociaż dysleksja jest ściśle powiązana z umiejętnością czytania i pisania, już w pierwszych latach, a nawet miesiącach życia dziecka można zaobserwować sygnały świadczące o podwyższonym ryzyku tą przypadłością. Na co powinni zwrócić uwagę rodzice niemowlaków?

– Brak raczkowania. Wbrew pozorom to bardzo ważny i potrzebny etap w rozwoju dziecka, gdyż ćwiczy ruchy naprzemienne. Niepokojące w tym okresie jest także wzmożone napięcie mięśniowe.

– Późny rozwój mowy. Jeśli kilkulatek ma bardzo ubogie słownictwo, przekręca wyrazy, mówi niewyraźnie, nie umie poprawnie budować prostych zdań, rodzice mają powody do niepokoju.

– Niska sprawność motoryczna. Dzieci, które mają problemy z zachowaniem równowagi, nie są chętne do zabaw ruchowych, nie potrafią łapać piłki, są potencjalnie bardziej narażone na dysleksję.

– Niechęć do zabaw wymagających koordynacji wzrokowo-ruchowej. W drugim roku życia dzieci na ogół chętnie układają wieże z klocków, próbują rysować, układać zabawki jedna za drugą. Problemy w tego typu zabawach mogą w przyszłości zaowocować dysleksją.

– Słabo rozwinięta pamięć słuchowa. Już kilkulatek powinien umieć powtórzyć proste zdanie, nauczyć się krótkiego wierszyka lub piosenki, prawidłowo wymienić dni tygodnia. Niepokojące jest, jeśli przedszkolak tego nie potrafi.

– Słabo rozwinięta pamięć wzrokowa. Jeśli dziecko nie umie prawidłowo narysować szlaczka, ma problem z narysowaniem z pamięci prostego rysunku, trzeba liczyć się z tym, że za kilka lat zostanie u niego zdiagnozowana dysleksja.

Powyższe objawy należą do najpowszechniejszych, ale nie są jedyne. Nie zawsze występują razem. Występowanie pojedynczych może, ale nie musi jednoznacznie dowodzić dysleksji.

 

Dysleksja – pierwsze lata nauki

Pierwsze symptomy dysleksji bardzo często są przez rodziców lekceważone. Przyczyną nie jest brak zainteresowania, zaniedbania w wychowaniu, ale po prostu brak wiedzy. Mało kto pomyśli, że brak raczkowania w okresie niemowlęctwa może za kilka lat skutkować problemami z nauką. Dlatego dysleksja ujawnia się w pierwszych klasach szkoły podstawowej, a nawet wtedy nie jest jednoznacznie diagnozowana. Dopiero po ukończeniu przez dziecko trzeciej klasy można jednoznacznie stwierdzić, czy mamy w domu dyslektyka. Niezbędne do tego celu będą badania w poradni pedagogiczno-psychologicznej.

A co powinno zaniepokoić rodziców uczniów klas jeden-trzy?

– Skłonność do odwracania literek i cyferek – tzw. pismo lustrzane.

– Zamienianie liter miejscami.

– Niewyraźne pismo.

– Zbyt mocne lub zbyt słabe przyciskanie długopisu, ołówka, kredki do kartki.

– Problemy z czytaniem. Nie chodzi tu o to, że dziecko nie przeczyta płynnie pierwszy raz widzianego tekstu, ale nie jest w stanie nauczyć się czytać nawet po wielokrotnych próbach.

– Błędy ortograficzne. O ile są czymś normalnym na początku nauki, to w trzeciej klasie szkoły podstawowej powinny zanikać.

 

Dyslektyk nie znaczy niezdolny

Dzieci z dysleksją wbrew pozorom nie zaliczają się do grona przysłowiowych „tumanów”. Na ogół są to bardzo inteligentne i ciekawe świata osoby, niestety problemy z przyswajaniem wiedzy na poziomie podstawowym, brak efektów mimo ciężkiej pracy, w końcu kąśliwe słowa od nauczycieli i notoryczne otrzymywanie słabych ocen, skutecznie zniechęcają je do nauki. Rodzice na ogół dobrze znają swoje dzieci, dlatego, jeśli widzimy, że nasze dziecko ma wyraźne problemy z pisaniem i czytaniem, jednocześnie ma szerokie zainteresowania i jest chłonne wiedzy (lubi, gdy mu się czyta na głos i dużo zapamiętuje, czerpie wiedzę z filmów), warto sprawdzić, czy to nie dysleksja jest ich przyczyną. Często dzieci znają teoretyczne zasady pisowni, ale nie potrafią zastosować ich w praktyce. Co więcej, gdy czytają własny tekst powoli, są zdziwione liczbą błędów. Pośpiech nie jest dobrym doradcą dla dyslektyków. Między innymi dlatego uczniowie posiadający zaświadczenie o stwierdzeniu dysleksji mają prawo do przedłużonego egzaminu pisemnego np. na maturze.

Moje dziecko jest zagrożone dysleksją, co robić?

Teraz będzie prywata. Przed takim dylematem stałam dwa lata temu, kiedy Duśka uparcie odwracała literki i cyferki. Nie miała przy tym problemu z czytaniem, niemniej jednak pani z poradni niewąsko mnie nastraszyła. Zarazem jednak pokazała kilka ciekawych zabaw, które miały pomóc.

  1. Dziecko przerysowuje prosty obrazek patrząc na niego, następnie robi to samo, ale z pamięci.
  2. Dziecko patrzy na półkę z zabawkami. Następnie zamyka oczy, a my przestawiamy dwie zabawki miejscami. Zadaniem dziecka jest powiedzenie, co się zmieniło.
  3. Układanie puzzli – nigdy nie bawiłam się lepiej 😉
  4. Wszelkie układanki i gry planszowe, które zmuszają do ćwiczenia koordynacji na linii ręka – oko.

Kupiłyśmy też książkę, a raczej ćwiczenia o wszystko mówiącym tytule: „Słówka”. Nie wiem, czy pomogły, ale były fajne. Duśki nauczycielka też często z takich korzystała, rozpoznawałyśmy kserówki.

Pod koniec trzeciej klasy w poradni orzeczono, że dysleksja to to nie jest, niemniej jednak to pismo lustrzane jest zastanawiające (teoretycznie powinno zaniknąć do siódmego roku życia). Padła propozycja przebadania wzroku u optometrysty. I jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Minimalny zez i minimalny astygmatyzm. Niby nic, ale jednak coś. Okulary korekcyjne rozwiązały problem pisma lustrzanego. Pozostało pisanie jak przysłowiowa kura pazurem. Ale to geny po linii żeńskiej, tego nie przeskoczymy 😉

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close