Wyjątkowa korzyść z posiadania córki
Jak była mała, nie ubierałam jej na różowo, naszło ją mniej więcej w wieku pięciu lat, na co patrzyłam z przerażeniem, bo mam na ten kolor alergię. Marzenia o przyszłej wymianie ciuchów z Duśką odpływały w siną dal. Na szczęście nie tylko marzenia odpływają, czas też płynie.
Rok temu:
Po raz tysięczny otworzyłam szafę i po raz tysięczny wypowiedziałam słowa jednakowo bliskie wszystkim kobietom na kuli ziemskiej: nie mam co na siebie włożyć. Nic to, że szafa pęka w szwach. Nic to, że domknąć się nie daje i to wcale nie w przenośni. Nic to, że z szuflad wystają niemieszczące się rajstopy i staniki, nie mam się w co ubrać i koniec.
Czas na zmiany. Półka z napisem „schudnę” – won! Schudnę, to sobie nowe ciuchy kupię. Półka z napisem „sentymenty”- won! Sentymenty może ogrzeją serce, ale grzbietu już nie. Półka z napisem „ładne, ale wyszło z mody” tym bardziej won, w starej formie raczej nie wróci. A jak wróci, to patrz punkt pierwszy – kupię nowe.
Efekt? Trzy wielkie torby zakupowe ciuchów powędrowały do kontenera na odzież używaną. W szafie zostały trzy bluzki na krzyż, ale przecież tylko tyle nosiłam, reszta i tak się do niczego nie nadawała, teraz przynajmniej mogłam przestać się łudzić, że mam pełną szafę.
Duśka, która była świadkiem wyrzucania starych ciuchów, zapytała:
– To teraz nie będziesz miała półki z napisem „schudnę”?
– Nie. Jak schudnę, to sobie kupię nowe ubrania, albo pożyczę od ciebie.
Spodziewałam się protestu, jakiejś uwagi, że się w jej ciuchy nie zmieszczę, bo choćbym nie wiem ile kilogramów straciła, nigdy nie będę miała figury siedmiolatki, ewentualnie uwagi, że mi nie pożyczy, bo zniszczę, podrę, czy coś. Tymczasem…
– Mamo, ode mnie pożyczysz? Ale przecież ja noszę różowe, a ty nie cierpisz różowego…
Trafiony, zatopiony. Załatwiła mnie bez mydła.
Tydzień temu:
– Mamusiu, zobacz jakie fajne buty!
Fakt, super. Czarne, naćwiekowane, szkoda, że nie mój rozmiar. Kupiłabym natychmiast.
– Mamusiu, mogę je? I tak musimy jakieś buty na jesień kupić.
Że co ja słyszę? Moja córeczka prosi o czarne buty? Ona? Która jeszcze miesiąc temu mówiła, że czarny kolor jest okropny?? Później stwierdziła, że potrzebuje czarną kurtkę. Do kompletu. Kupiłyśmy.
Czasem na podwórko zakłada na bluzę mój ortalionowy bezrękawnik. Mówi, że tak jej wygodniej niż w kurtce.
Obstawiam, że góra za pięć lat będziemy nosiły te same ciuchy. Jak schudnę.