Inne dzieci
Mówi się, że żeby poznać drugiego człowieka, trzeba z nim zjeść beczkę soli. I ja się z tym zgadzam. Inne powiedzenie głosi kolejną prawdę, która brzmi: nie oceniaj książki po okładce. Pierwsze wrażenie [a nawet pierwsze kilka wrażeń :P] często bywa bardzo mylne, niesłuszne i niesprawiedliwe. Zgadzam się nawet z tym, że nigdy nie zna się drugiego człowieka do końca. Są tacy, którzy po latach potrafią mnie zaskoczyć! Tymczasem dzieci ocenia się w mgnieniu oka, a przy okazji i ich rodziców! Najsurowszymi sędziami bywają najczęściej ci, którzy sami nie mogą się poszczycić idealnym wychowaniem [bo takiego nie ma]…
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie sytuacja, której niedawno byłam świadkiem i uczestniczką. Moje dziecko po kilku dniach zostało poddane surowej ocenie i podsumowane w mocnych słowach przez osoby, które:
- a) powinny doskonale wiedzieć, że z tego typu ocenami w przypadku kilkulatka postawionego w nowej sytuacji należy wstrzymać się przynajmniej kilka tygodni
- b) nie są kompetentne do wydawania takich osądów
- c) powinno je to gówno [GÓWNO!] obchodzić!
Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni, ale o raz za dużo. I w końcu musi mi się ulać!
Załóżmy, że siedzisz w poczekalni u lekarza. Twoje dziecko jest rozdrażnione, bo całą noc gorączkowało i choć teraz nie wygląda na chore, marudzi po swojemu. Co robi siedząca naprzeciwko babcia? Ano komentuje: „Oj, ale niegrzeczny chłopczyk! Taki duży, a taki niewarty!”. Przez 5 minut styczności z kilkulatkiem zdaje się wiedzieć o nim wszystko!
Inna sytuacja: jesteś z dzieckiem na zakupach. Zazwyczaj grzeczne [nie cierpię tego słowa, ale dobra…], tym razem wrzeszczy i wyrywa ci się, bo … zapomniało z domu ulubionego misia, a ty chcesz szybko kupić ten cholerny chleb, bo mieszkasz na wsi i zaraz zamkną ci tę budę. Nie masz czasu cofać się po pluszaka. Co robi ekspedientka? Odpowiedź jest oczywista! Oznajmia: „Pffff, to bezstresowe wychowanie! Co za pokolenie rośnie! Za naszych czasów…jakby matka po dupie przylała, zaraz byłby spokój!”.
I jeszcze inna: dziecko idzie po raz pierwszy w życiu do przedszkola. Zostaje bez mamy, z którą było w sumie bez przerwy przez 5 lat swojego życia. Jest w nowym środowisku, z obcymi ludźmi, wśród wymagań, które nie do końca potrafi zrozumieć. Jedno płacze za mamą. Zostaje nazwane beksą i „orkiestrą”. Drugie nie potrafi poradzić sobie z emocjami [ma 4-5 lat!!!], więc nie może usiedzieć w miejscu, biega, psoci… Zostaje nazwane łobuzem, lujem, niewartusem…
Nie. Nie jestem przewrażliwioną na punkcie swoich dzieci matką. Potrafię przyznać, że ich zachowania bywają niewłaściwe, a ja sama popełniam błędy, ale nienawidzę uogólniania i szufladkowania! Znam ten ból od podszewki… Sama byłam takim INNYM DZIECKIEM. Umiałam czytać w wieku 4 lat i na lekcjach często zwyczajnie się nudziłam. To od nauczycieli pierwszy raz usłyszałam, że się wywyższam [ w wieku 6 lat!!!!], że nie daję szansy innym dzieciom, że się popisuję swoją wiedzą… Potem to już dzieci mogły z łatwością nazwać mnie kujonem…
Beksa, łobuz, nieuk, brojarz, maminsynek, najgorszy, niewarty, rozbestwiony, opóźniona, płaksa, adhd – takich określeń używają dorośli do określenia dzieci, które zachowują się nie tak, jakby sobie ci dorośli tego życzyli. Używają tych określeń na szkolnym korytarzu, przy innych dzieciach, innych rodzicach i zapewne także w domach. Jak można się zatem dziwić, że te „INNE DZIECI” są automatycznie szufladkowane przez rówieśników? Jak się dziwić, że są potem przez inne dzieci wyśmiewane i wytykane palcami? Jak się dziwić, że te „INNE DZIECI” czują się ze swoją tożsamością źle, stają się niepewne siebie, zamknięte albo odwrotnie: z frustracji jeszcze bardziej dokazują?
Gdyby tobie, dorosłej osobie, ktoś ciągle powtarzał: „Ty to jesteś do niczego!”, „Do niczego nie dojdziesz!”, „ Ty to masz paskudny charakter!”? A z twoich łez, które dla ciebie są do jasnej cholery z ważnego powodu, naśmiewał się nazywając cię beksą, mazgajem i twierdząc, że nie ma co płakać? Gdyby JAK BYŚ SIĘ CZUŁA? … To wyobraź sobie, jak czuje się takie zaszufladkowane przez dorosłych dziecko…
Tak jak wspomniałam na początku: żeby poznać człowieka, trzeba z nim beczkę soli zjeść i wiesz, co ci powiem? Żeby poznać dziecko, trzeba z nim zjeść dwie beczki!
Bo ta mała istota nie potrafi wyrażać swoich myśli i emocji tak, jak dorosły człowiek, więc wielu rzeczy my, dorośli, musimy się domyślać albo dochodzić do wniosków po pewnym czasie.
Bo ta mała istota nie jest bezmyślną lalką, za jaką wielu dorosłych ma skłonność ją uważać! Sądzę, że życie wewnętrzne naszych pociech, mogłoby niejedną z nas zaskoczyć!
Bo ta mała istota jest w ciągłym rozwoju – zmienia się z każdym dniem, niemal z każdą minutą, w której czegoś się uczy, doświadcza…
Ta mała istota ma prawo mieć swój własny, odrębny charakter, kształtować swoją tożsamość, wyrażać zdanie i czuć!
Dzieci są różne. RÓŻNE!!! Tak jak dorośli. Serio!
Tolerancja – strasznie modne słowo. W bajkach pokazuje się homoseksualne pary, a z dziećmi chodzi na manifestacje z tęczową flagą albo czarnym parasolem. Większość z nas sprawia wrażenie, że chce uczyć dzieci żyć według hasła: “Żyj i daj żyć innym” i pokazywać, że inność nie jest złem. Tymczasem w „prawdziwym” życiu, w prozaicznych sprawach, w domu, w szkole, na podwórku każda inność spotyka się ze natychmiastową stygmatyzacją – nie przez dzieci, a przez dorosłych. A jak wiadomo „najlepszym” [albo i najgorszym] sposobem, by nauczyć czegoś dziecko, to dać mu przykład… Smutne to…
U mnie w przedszkolu tak samo szybko padla ocena (oczywiscie negatywna) odnosnie mego dziecka.
Dodam że na 2 raz jak byl.
Dokładnie!, „uwielbiam” te komentarze obcych bab o niby bezstresowym wychowaniu kiedy widzą jak dziecko płacze i histeryzuje, bo jest niewyspane, po chorobie i wiele innych możliwości. Łatwo jest krytykować. Ja już tylko uśmiecham się w duchu i dbam o to by mój syn czuł się kochany, doceniony i pewny siebie.
Fajnie
Wokół Dzieci tekst mocny i bardzo prawdziwy !! Powinnaś go wydrukować i w każdej szkole udostępnić rodzicom, może to da co niektórym do myślenia !! 🙂 Brawo Ola 🙂