Dom 8 września 2017

Jak przetrwać remont z dzieckiem

Remont sam w sobie jest jak koniec świata. Wszystko stoi na głowie, nic nie można znaleźć, dostęp do wielu przedmiotów codziennego użytku jest ograniczony. Dorośli od tego wariują, a co dopiero dzieci? Jak przetrwać remont z dzieckiem i nie oszaleć??

  1. Jeśli masz taką możliwość, wyślij dziecko na czas remontu do babci, cioci czy choćby na kolonie. Bez dzieci na pewno wszystko pójdzie sprawniej. Jeśli nie masz takiej możliwości – patrz punkt drugi.
  1. Zaciśnij zęby i powiedz sobie, że to kiedyś minie. Cokolwiek by się nie działo, nie daj się wyprowadzić z równowagi. Ten trening cierpliwości będziesz przerabiać średnio dwa razy na godzinę. Dzieci mają niesamowitą inwencję. Na bank nagle zechcą zagrać w grę, w którą nie grały dwa lata i która jest na dnie któregoś pudła. Słowo klucz – któregoś.
  1. Żeby remont przebiegł gładko, trzeba się do niego dobrze przygotować. Przemyślcie, czego będziecie potrzebowali, szczególnie gdy wszystko robicie samodzielnie. Wszelkie braki kołków, farby, pędzla w odpowiednim rozmiarze, kleju, przedłużą remont i wprowadzą nerwową atmosferę.
  1. Przygotuj dziecko na to, co się będzie działo w domu. Powiedz, że część rzeczy trzeba będzie spakować, że nie wszystkimi zabawkami będzie mogło się bawić. Pomóż wybrać te, które są najważniejsze. Ustal z dzieckiem, że te niezbędne zabawki muszą się zmieścić w jednej szafce, walizce, pudle, koszu czy co tam masz do dyspozycji.
  1. Choćby się paliło i waliło, posiłki muszą być o stałych porach. Remont to czas, kiedy można trochę odpuścić z ich jakością. Właśnie na taką okazję powinnaś mieć w domu własnoręcznie przygotowane mrożonki. A jak czasem zamówisz pizzę, to też się nic nie stanie.
  1. Postaraj się wygospodarować dziecku jakiś kącik, gdzie będzie mogło się bezpiecznie bawić. Wiadomo, że remont to coś jak tornado przy końcu świata, ale te dwa metry kwadratowe na pewno gdzieś znajdziesz.
  1. Podobnie jak posiłki, tak i kąpiel powinna być o tej samej porze co zwykle. Dla dziecka takie stałe punkty programu dnia są bardzo ważne.
  1. Jeśli dziecko jest na tyle duże, że rozumie co się wokół niego dzieje, można pozwolić mu uczestniczyć w pracach remontowych. Oczywiście, że pomaluje ścianę krzywo i co z tego? Może przecież malować ten fragment, który zasłaniają meble 😉

 

Każdy nawet najdłuższy remont ma to do siebie, że kiedyś się skończy. Trzeba go mniej lub bardziej cierpliwie przetrwać, by móc się cieszyć odnowionym mieszkaniem.

Aha, przeczytałam gdzieś, że potrzeba remontu w mieszkaniu to podświadoma potrzeba zmian w związku. Ja akurat w moim związku nie widzę potrzeby zmian, za to na ścianach bardzo 😛 A Wy z jakich powodów robicie remonty?  

 

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ewa Kowalczyk
Ewa Kowalczyk
7 lat temu

Nie przepadam za temontami….denerwuje mnie to upychanie i wynoszenie wszystkiegooo….a na koncu gdy już sprzątam po wszystkim to mam wrażenie, że nic nie ubywa podczas tego sprzątania. Mój synek uwielbia temonty, ostatnio malowaliśmy mieszkanie w ratach 😀 i młody by cały czas pomagał nie słuchał sie nikogo…następnym razem wydelegujemy go do cioci hehehe ale najfajniejszy byl moment po malowaniu wszyscy podziwiali a młody Ooo jaki ja mam ladny pokój to chwile które cieszą

Ewa Kowalczyk
7 lat temu

Ja ostatnio robilam malowanie w ratach synek chcial pomagac, wchodzil do pokoju, plakal ojej nabiegalam się nie chcial sluchac babci, chcial siedziec i parzec w tym pokoju jak sie maluje ale nie bylo to dla niego za zdrowe…gdy umalowalismy to wszedl ocenil (oooo mamo ale piękny pokoj) 🙂 jesli chodzi o jakis powazny remont to nie planuje ale naprwno w tedy to trzeba mlodego bedzie u cioci ulokowac hehehe

Marta Kosieradzka
7 lat temu

u nas dzidzia w drodze:) jesteśmy już po odmalowaniu ścian:) na ten czas nasz syn został eksmitowany do cioci <3

Sylwia Wnuk
7 lat temu

U nas na razie remontu nie ma ale dużo prac wykończeniowych owszem. I to są potrzebne zmiany bo bez nich nie da się funkcjonować 😀

Sandra Pajdzik
7 lat temu

My właśnie w trakcie mega remontu…Z dziećmi ciężko

Kamila Kuśmierz-Chudy

A moze.cos.w tym jest…u nas podczas remontu dowiedzielismy sie o 3 bebiku odechcialo nam sie kolejnych zmian

Julka Dydak
7 lat temu

Jak jest potrzeba to się remontuje Na pewno nie zrywam dobrze położonych płytek, tylko po to żeby załóżyć nowe. Aż taka prózna to nie jestem

Aneta Wnuk
7 lat temu

Remont robimy kiedy chcemy cos odnowić

Zdrowie 7 września 2017

Ból lub pieczenie podczas oddawania moczu? Kłopotów z pęcherzem nie wolno bagatelizować

Zapalenie pęcherza moczowego to przykra przypadłość, dobrze znana większości kobiet. Ból, pieczenie podczas oddawania moczu, uczucie ciągłego parcia na pęcherz i dyskomfort, to główne objawy zakażenia dróg moczowych.

Na domiar złego, choroba bardzo lubi nawracać i wiele kobiet skarży się z powodu infekcji pęcherza nawet kilka razy do roku. Najczęściej winę za problemy ponosi obecność bakterii w układzie moczowym. Prawie 90% przypadków zachorowań powodują bakterii E.coli, bytujące w jelicie grubym. Gdy przedostają się one z obszaru odbytu do cewki moczowej, a następnie do pęcherza, rozwija się zakażenie. Czasem, gdy nie jest ono leczone, może dotrzeć nawet do nerek. Pozostałe 10% to innego rodzaju drobnoustroje, efekt kamicy nerkowej lub cukrzycy oraz nieprawidłowości w budowie narządu rodnego.

Fakt, że mężczyźni również cierpią z powodu tej przypadłości, niespecjalnie nas pociesza. Statystyki mówią, że przeciętnie w ciągu całego życia jedna na 5 kobiet choć raz będzie cierpiała z powodu zakażeń układu moczowego. Co gorsza, wiek nie gra znacznej roli i może ono dotknąć zarówno małe dziewczynki, jak i dojrzałe kobiety po okresie menopauzy.

Poza bólem i parciem na pęcherz mogą pojawić się również inne objawy zapalenia pęcherza. Niekiedy można zaobserwować czerwone zabarwienie moczu, które jest efektem obecności krwi w wyniku zapalenia błony śluzowej pęcherza. Jeśli zakażenie nadal się rozwija i dociera do nerek, pojawia się gorączka. Gdy zaobserwujemy niepokojące objawy, najlepiej zgłosić się do lekarza i wziąć skierowanie na badanie moczu. Stwierdzenie większej ilości leukocytów, wystąpienie erytrocytów lub białka, wskazuje na zakażenie. Można również wykonać posiew moczu, aby uzyskać odpowiedź, czy obecne są w nim bakterie, a jeśli tak, to jakie szczepy odpowiadają za pojawienie się kłopotów. Leczenie nie jest skomplikowane, najczęściej lekarz przepisuje pacjentce antybiotyk. Jeśli zakażenie jest powikłane, zazwyczaj leczenie przebiega w szpitalu.

Aby oszczędzić sobie bólu i poważnych problemów z pęcherzem należy pamiętać o zasadach, które przestrzegać należy każdego dnia:

  • picie dużej ilości płynów w ciągu doby,
  • nie przetrzymywanie moczu, gdy czujemy potrzebę wyjścia do toalety,
  • zachowanie codziennej higieny,
  • podcieranie się w toalecie w kierunku od przodu do tyłu, dzięki czemu nie przesuwamy bakterii kałowych w stronę cewki moczowej,
  • po stosunku płciowym warto oddać mocz,
  • regularne jedzenie żurawiny lub picie soku z tych owoców, hamuje przyleganie bakterii do błony śluzowej dróg moczowych,
  • zakładanie ciepłej bielizny, ponieważ wychłodzenie i osłabienie organizmu sprzyja rozwojowi bakterii.

Dobrym pomysłem jest także sięgnięcie po leki bez recepty, które skutecznie hamują rozwój i namnażanie szkodliwych bakterii. Profilaktyka w przypadku zapalenie pęcherza jest prosta i skuteczna, choć nie eliminuje zupełnie ryzyka pojawienia się problemu. Ważne, by nie bagatelizować tej kwestii, bo zaniedbanie zdrowia zemści się prędzej czy później.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

18 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
JulkaD
JulkaD
7 lat temu

Zgadzam się z powyższym. Już kilka razy mnie to spotkało, więc przestrzegam zasad, bo ból jest nieprzyjemny.

Ewa Kowalczyk
Ewa Kowalczyk
7 lat temu

Nie przepadam za temontami….denerwuje mnie to upychanie i wynoszenie wszystkiegooo….a na koncu gdy już sprzątam po wszystkim to mam wrażenie, że nic nie ubywa podczas tego sprzątania. Mój synek uwielbia temonty, ostatnio malowaliśmy mieszkanie w ratach 😀 i młody by cały czas pomagał nie słuchał sie nikogo…następnym razem wydelegujemy go do cioci hehehe ale najfajniejszy byl moment po malowaniu wszyscy podziwiali a młody Ooo jaki ja mam ladny pokój to chwile które cieszą 🙂

maja
maja
7 lat temu

już kilka razy to przechodziła niestety, najszybciej i najskutecznie pomogło urofuraginum max, biorę przez tydzień ale efekt jest na drugi dzień już 🙂 w końcu ulga że nie trzeba biegać co chwilę na siusiu, na sobie przerobiłam też picie wody z sodą, jedzenie kilogramów żurawiny, ciepłe okłady. To raczej jako wspomaganie bym potraktowała a nie jako leczenie

Agnieszka Urbańska
7 lat temu

Żurawina suszona ale dobrej jakości

Kasia Górska
7 lat temu

Ja mialam mnostwo razy. Zawsze z krwiomoczem. Nie polecam furaginy, bo ja mialam po niej nawroty. Teraz radze sobie mnostwem wypitej wody, ibumem i uroseptem. Po infekcji jeszcze aplikuje vagical. Najlepszy byl ginjal, ale juz dlugo nie jest dostepny… Po kuracji ginjalem nie mialam nawrotow przez 4 lata, a wczesniej srednio co miesiac przez prawie 2 lata. Najwazniejsze, kluczowe to dbac o higiene po kazdym stosunku plciowym, dowysikiwanie sie i, u mnie, srednio raz na pol roku, raz na rok, kuracja vagicalem. A! I jeszcze na samym pocz, jak juz jest ten krwiomocz, robie namaczanki ze skrzypu i rumianku, przemywajac… Czytaj więcej »

Sylwia Wnuk
7 lat temu

Nie wiem co to na szczęście. Ale zaraz lukne na co uważać 🙂

Aldona SG
7 lat temu

Swojego czasu dość często miałam ataki.
W pierwszej ciąży co rusz. Aż wylądowałam w szpitalu. Ok. 4/5 m.c. Dostawałam zastrzyki. Pomogły bardzo. Od tamtego czasu minęło 8 lat i póki co raz (akurat w marcu zeszłego roku) „tylko” mnie bolał pęcherz. Po tabletkach przeszło i spokój mam nadal. Nie wiem co to były za zastrzyki ale dały radę na długo i oby tak zostało.

Julka Dydak
7 lat temu

Nieprzyjemna sprawa i nikomu nie życzę. Staram się nie dopuścić już do tego

Karolina Mich
7 lat temu

Miewam.niestety, u mnie tylko furargina i gorący termofor

Kasia Górska
7 lat temu
Reply to  Karolina Mich

Furagina bardzo wyjalawia. Nie polecam. Ginjal jest genialny, ale nie wiem czy jest znow dostepny…

Aneta Wnuk
7 lat temu

Ja znam ten ból. Jeden z najgorszych w życiu. Po ciąży mialam zapalenie pęcherza i nerki. Ż bólu nie mogłam chodzić

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Aneta Wnuk

aż tak…. współczuję szczerze przeżycia

Aneta Wnuk
7 lat temu
Reply to  Aneta Wnuk

No pamiętam jak strasznie bolało. Nie polecam ?

Kasia Górska
7 lat temu
Reply to  Aneta Wnuk

Tez tak mam…

Julka Dydak
7 lat temu

Można też zapobiegawczo zażywać urosept..

Milena Kamińska
7 lat temu

furagina tylko pomaga, do tego żurawina, ciepłe kąpiele

Joanna Korzystko
7 lat temu

Tylko urofuraginum…

Edyta Skrzydło
7 lat temu

Pójść do lekarza i wyleczyć , a nie zaleczać infekcję.

Zabawa 7 września 2017

7 kultowych zabaw z dzieciństwa, które musisz pokazać swoim dzieciom!

Pamiętacie zabawę w podchody? A może tak jak Monika Pyrek graliście w „kozła”? Pora na prawdziwą podróż w czasie, czyli przypomnienie najwspanialszych aktywnych zabaw z dzieciństwa, które trzeba pokazać swojemu dziecku!

Rodzicu, jeśli urodziłeś się w latach 70. lub 80., to czytając ten tekst na pewno uronisz sentymentalną łezkę! Jakie zabawy królowały w czasach naszego beztroskiego dorastania? Wspominamy je razem ze znanymi sportowymi mamami, Moniką Pyrek i Darią Kabała-Malarz – ekspertkami akcji „Rusz się z Kubusiem!”.

Nieśmiertelne podchody

To absolutnie kultowa pozycja, więc zasady pamiętają chyba wszyscy, ale warto je uporządkować. W klasycznej wersji uczestnicy dzielą się na dwie grupy – uciekinierów oraz pościgową. Pierwsi dostają zapas czasu, by oddalić się od kolegów, zostawiając im rozmaite wskazówki. Najpopularniejsze podpowiedzi to układane z gałęzi lub malowane kredą strzałki, ale można też zdecydować się na bardziej skomplikowane rebusy czy nawet łamigłówki. Grupa pościgowa może mieć wyznaczony limit czasu na złapanie uciekinierów, ale zabawa może też trwać aż do skutku.

Tak podchody wspomina Monika Pyrek, kiedyś czołowa lekkoatletka świata, a dziś mama 4-letniego Grzesia, która wspiera akcję „Rusz się z Kubusiem”, razem z marką Kubuś promując aktywność fizyczną wśród dzieci. – Zbieraliśmy na podwórku „bandę” i dzieliliśmy się na drużyny. Oczywiście każdy chciał być w tej tropionej, a nie tropiącej. Do tej pory pamiętam trasy w Polanicy-Zdroju, gdzie jeździłam na wakacje do babci. W Parku Zdrojowym było mnóstwo zakamarków, w których można było ukryć się pośród rododendronów. Z rodzinnej Gdyni pamiętam za to podchody na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pewnego razu tak kombinowaliśmy, aż sami się zgubiliśmy. Mocno się zdziwiliśmy, natykając się na tabliczkę z napisem „Rumia”, co oznaczało, że odeszliśmy kilka kilometrów od domu i wylądowaliśmy w innym mieście. Było sporo strachu, ale na szczęście odnaleźliśmy drogę powrotną do domu – wspomina lekkoatletyczna mistrzyni.

Uciekaj przed skakanką

Kiedyś do szczęścia dzieciakom wystarczyło naprawdę niewiele. Skakanka i kawałek twardego podłoża plus doborowe towarzystwo i już można było grać w… „szczura”! Jedna z najpopularniejszych zabaw z wykorzystaniem skakanki zaczynała się od wylosowania (lub wyznaczenia) właśnie tzw. „szczura”, którego zadaniem było stanięcie w środku kółka i kręcenie skakanką wokół własnej osi, jak najbliżej ziemi. Pozostali uczestnicy gry musieli przeskakiwać nad linką, gdy ta zbliżała się do ich stóp. Jeśli ktoś nadepnął na skakankę lub nie udało mu się nad nią przeskoczyć, sam wchodził do środka i zostawał „szczurem”. Najlepszym miejscem do tej zabawy był betonowy plac. Nieco trudniej kręciło się na piasku czy na trawie.

– Gdy byłam dzieckiem, nie było łatwo o wymyślne zabawki – mówi Daria Kabała-Malarz, dziennikarka sportowa i mama 5-letnich bliźniaków Bruna i Iwa, która również zaangażowała się w akcję realizowaną przez markę Kubuś. – Skakanka, guma do skakania albo zwykłe kapsle wystarczały nam, by świetnie się bawić. Potrzebne było jedynie towarzystwo rówieśników. Ja miałam o tyle łatwiej, że mieszkałam kilkanaście metrów od szkoły, a więc od boiska i bieżni. Gdy tylko odrobiłam lekcje, biegłam na boisko i próbowałam wszystkiego, co możliwe: piłki nożnej ze znacznie starszymi kumplami, koszykówki z dwa razy wyższymi ode mnie koleżankami, tenisa na betonowym placu czy wyścigów rowerowych na żużlowej bieżni.

Zbijak, czyli dwa ognie

Gra znana z lekcji WF-u, w latach 80. i 90. przebojem zdobyła też polskie podwórka. Podzieleni na dwie drużyny gracze zajmowali miejsca po dwóch stronach linii środkowej i rzucali w przeciwników piłką. Dodatkowo za linią końcową, a więc za plecami zawodników z każdej drużyny, stali zawodnicy z drużyny przeciwnej, tzw. „matki”. Każdy, kto oberwał piłką od rywala, schodził z boiska. Na koniec w pole wchodziła matka. Przegrywała ta drużyna, która straciła wszystkich zawodników.

– Ulica dojazdowa do naszych bloków była tak podzielona, że tworzyła idealne boisko do dwóch ogni – wspomina Monika Pyrek. – Graliśmy w różnych układach: dziewczyny na chłopaków, starsi na młodszych czy klatka na klatkę. Zawsze byłam bardzo aktywna, dużo ryzykowałam i nawet podpuszczałam kolegów, wyginając się na wszystkie strony po ich rzutach.

Ringo – zapomniany polski wynalazek

Czy jest tu ktoś, kto nie pamięta z dzieciństwa zabaw kolorową, gumową obręczą? Ringo bardzo często trafiało w nasze ręce na lekcjach WF-u czy podczas rodzinnych wakacji. Co ciekawe, gumowy pierścień wymyślił w 1959 r. polski szermierz i dziennikarz Włodzimierz Strzyżewski, który szukał inspiracji do udoskonalenia własnego treningu. Ringo szybko zaczęło jednak żyć własnym życiem i trafiło do większości polskich domów. Istnieją określone zasady rzucania obręczą (ringo to nawet osobna dyscyplina sportowa), ale każdy zapewne wskaże własne. Dziś alternatywą dla nieco zapomnianej już zabawki mogą być plastikowe frisbee czy po prostu piłka.

Kozioł, czyli ucieczki przed sąsiadami

Zasady tej gry najlepiej opisze Monika Pyrek, która poświęcała jej w dzieciństwie długie godziny. – Zawsze uwielbiałam skakać, co w dorosłym życiu mi się opłaciło – śmieje się lekkoatletyczna legenda. – Stąd pewnie uwielbienie do gry w kozła, w którym odbijało się piłkę od ściany bloku i próbowało przeskoczyć ją okrakiem zanim „skozłuje” o ziemię. Byłam w tym mistrzynią podwórka. Niestety, wielogodzinne odbijanie piłki o ścianę i chodnik niespecjalnie podobało się sąsiadom, więc często musieliśmy zmieniać „boisko” albo zwiewać przed krzykiem zniecierpliwionych lokatorów.

Polacy nie gęsi, swojego baseballa maja

Popularny „palant” to nieco już zapomniana gra, która niegdyś dorównywała popularnością na polskich podwórkach nawet piłce nożnej! Do gry potrzebne były kij, gumowa lub tenisowa piłeczka i oczywiście dwie drużyny młodych sportowców. Punkty dla swojej drużyny zdobywało się za celne i mocne odbicia oraz szybkie sprinty do wyznaczonych baz. – Dziś wielu rodzicom wydaje się, że muszą dobrze „wyposażyć” swoje dzieci, by te świetnie się bawiły – podkreśla Daria Kabała-Malarz. – Moim zdaniem nie o to tu chodzi. Moim synom wystarczą towarzystwo i zadania do wykonania. Elektryczne hulajnogi i inne udogodnienia schodzą na dalszy plan, kiedy można pobawić się w podchody czy na razie uproszczoną wersję palanta.

Sposób na aktywną zabawę? To proste!

Zasad gier w chowanego czy berka wyjaśniać nie trzeba. Klasy, guma i akrobacje na trzepaku również były dla nas codziennością. W czasach naszego dzieciństwo sposób na wspaniałą zabawę był zaskakująco prosty – wystarczyło wyjść z domu i… gotowe! – Nasi rodzice musieli walczyć o lepsze jutro i nie zawsze mieli czas, by pokazywać nam aktywności – podkreśla Daria Kabała-Malarz, która dziś w ramach akcji „Rusz się z Kubusiem!” sama podpowiada innym mamom, jak zachęcać dzieci do ruchu. – Hiperaktywnie funkcjonowaliśmy za to w wakacje, kiedy całą rodziną graliśmy pasjami w badmintona, siatkówkę, ping-ponga i pływaliśmy w jeziorze, przerwy robiąc tylko na posiłki. W czasie roku szkolnego byłam zaś dzieckiem, które wychowywało się na SKS-ach i przyszkolnych boiskach. Wspominam to wszystko doskonale.

Nawodnienie to podstawa

Podczas aktywnych zabaw na świeżym powietrzu nie wolno zapominać o odpowiednim nawodnieniu. Dziecko, zwłaszcza w czasie upałów, zawsze powinno mieć pod ręką coś do picia. – Bezapelacyjnie najlepszym napojem w trakcie letnich zabaw jest woda – podkreśla Aleksandra „SportsMama” Różnowska, trenerka personalna, blogerka i mama 4-letniego Tymka. – Woda szybko gasi pragnienie, nadawania, reguluje temperaturę ciała, nawilża skórę i śluzówki, oczyszcza organizm z toksyn. Dla dzieci najwygodniejsza jest taka w butelce z korkiem „niekapkiem”, dzięki któremu maluch się nie obleje. Polecam też soki owocowe i warzywne. Najlepiej te przecierowe, z drobinami miąższu, w którym znajduje się regulujący trawienie błonnik. Taki sok może zastąpić nawet jeden z posiłków.

– Często zastanawiamy się, ile dziecko powinno pić w ciągu dnia – dodaje „SportsMama”. – Trzeba wiedzieć, że nie zależy to od jego wieku, a od wagi. Dla 2-latków i dzieci starszych liczymy 100 ml na każdy kilogram z pierwszych 10 kilogramów masy ciała plus 50 ml na każdy kolejny kilogram powyżej. Jeżeli jednak w danym dniu dziecko jest bardziej aktywne niż zwykle lub gdy na dworze jest upalnie, dziecko powinno wypić więcej. Maluchy nie zawsze pamiętają o nawadnianiu i kluczowa jest tutaj rola rodziców, którzy powinni tego pilnować. Odwodnienie następuje u dzieci bardzo szybko, dlatego regularnie kontrolujmy ilość spożywanych przez nie płynów.

Spragnieni miłośnicy aktywnych zabaw mogą sięgnąć po nową, wzbogaconą witaminami wodę smakową Kubuś Waterrr Sport, która została przygotowana z myślą o potrzebach najmłodszych konsumentów i idealnie sprawdza się podczas każdej aktywnej zabawy.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dorota Sawicka-Szałek

Pasjami grałam w gumę. Chinka. Myszka Miki gra w guziki, raz, dwa, trzy. Cudo córkę też nauczę. Z przyjaciółkami w chwilach zapomnienia nadal gramy. No i jeszcze w chłopa i w klasy, w kulę ziemską ( inaczej w wojnę-wyzywam na przeciwko małe piwko, duże piwko wywołuje wojnę przeciwko i tu nazwa państwa). A jak nie było pogody to ma klatce schodowej grało się w statki albo państwa- miasta. Najlepsze zabawy.

Julka Dydak
7 lat temu

To były bardzo fajne zabawy, na wolnym powietrzu. Ruch to zdrowie i dotleniony organizm. Na wsi była jeszcze jedna taka fajna zabawa. Kółko narysowane na piasku, w środku patyk i kółko z kawałka drutu którym trzeba było trafić na ów patyk Bardzo edukacyjna zabawka, ćwicząca refleks i wyrabiają a spryt

Andrzej Heppa
7 lat temu

Oprócz ringo w te zabawy bawili sie dziadkowie i babcie, a może i pradziadkowie dzisiejszych mam.Umarły dopiero,gdy ktos wymyślił komputer 😉

Ewa Kowalczyk
7 lat temu

Wspomnienia…hmm..u mnie bylo to samo :-)…

Anna Sznyk
7 lat temu

Moje dzieci wracając z przedszkola uwielbiają huśtać się na wierzbie płaczącej. Pewnie zaraz przeczytam komentarze oburzonych o niszczenie przyrody. Sama uwielbiałam to robić, tak samo jak wspinać się na drzewa. Dzieci huśtają się na niej od roku i tylko raz, ostatnio jakaś pani próbowała je wygonić (bezskutecznie). Z reguły osoby, które widzą tę zabawę, uśmiechają się. Pewnie budzą się wspomnienia.

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Anna Sznyk

pewnie tak 🙂 ja też skakałam po drzewach. To były czasy <3

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close