Jak rozmawiać z dzieckiem o wojnie
– Dziecko a Twój pan od angielskiego to jest z Rosji, czy z Ukrainy?
– Z Rosji, a co?
Cisza.
Cisza.
Cisza.
– Powiesz mi?
Cisza.
No się tatuś wkopał…
– Dziś rano Putin napadł na Ukrainę. Tam jest wojna.
– Ale jak to wojna, taka prawdziwa z żołnierzami co strzelają?
– No… tak.
– Dlaczego?!
W tym jednym pytaniu zawarło się wszystko. I wątpliwości dziecka i nasze. Jeszcze nie padło sakramentalne: „Co dalej?”. Zaczęło się od: „Dlaczego?”.
Jak rozmawiać z dzieckiem o wojnie?
Moje dziecko ma blisko trzynaście lat i nie mam złudzeń – czego my nie dopowiemy, dopowie internet. Dlatego stawiamy na szczerość, ale bez przesady. Nie zapraszamy do wspólnego oglądania różnorakich relacji i filmików udostępnianych w sieci. Mamy świadomość ich istnienia, ale też wiemy, jakie wrażenie mogą zrobić na dziecku. Ograniczamy się do informowania, że nie jest dobrze. O ironio losu właśnie „przerabia” w szkole pierwszą wojnę światową. Nie da się oszukać, że wojna to taka większa bitwa pod Grunwaldem. Z drugiej strony – nie próbujemy bagatelizować tematu, bo im mniej powiemy, tym większa obudzi się dociekliwość. Więc mówimy tyle, ile wiemy. Że o czwartej rano, że wojska, że samoloty, że ludzie się boją. Pytanie o ofiary nie padło, wstrzymaliśmy się z informowaniem, ale nie mamy złudzeń, jak nie dziś, to jutro, góra pojutrze, trzeba będzie i o tym porozmawiać.
Czy nam coś grozi?
Kolejne pytanie, z którym już za chwilę przyjdzie się zmierzyć. Eksperci twierdzą, że obecnie największym niebezpieczeństwem (o ile to w ogóle można niebezpieczeństwem nazwać) jest fala emigracji z Ukrainy. Ludzie będą chcieli uciekać, a do Polski najbliżej i najłatwiej. Niewykluczone więc, że już za moment w klasie pojawi się nowy uczeń z Ukrainy. I to jest jak najbardziej realne.
A reszta? Co do reszty możemy tylko spekulować. Opinie są różne. Są eksperci, którzy twierdzą, że Rosja wcale nie chce wojny światowej, są i tacy, którzy uważają, że Ukraina to zaledwie początek. Polska jest blisko, więc tak całkiem bezpieczni nie możemy się czuć. Nie zamierzam dziecka oszukiwać. Jesteśmy członkiem Unii i NATO, więc teoretycznie nie jesteśmy sami. Granica Polski to jednocześnie granica UE. To nie tylko nasza prywatna sprawa. Jak będzie w praktyce? Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się dowiadywać.
Co będzie, jak będzie wojna?
Zrobimy wszystko, żeby ją przeżyć. To mogę dziecku obiecać. A czy się uda? Nie mam pojęcia.
Mogę się domyślać, że ceny poszybują w górę (ponoć poszybują i to dużo bardziej niż obecnie, nawet jeśli nasze granice nie zostaną przekroczone), a wyjazd na wakacje nie będzie najlepszym pomysłem. Być może szkoły znowu przejdą na zdalne nauczanie, o ile będzie prąd i internet. Mieszkamy w średnim mieście na Mazowszu, to przez nas wiedzie droga na Warszawę. Być może będzie trzeba gdzieś uciec.
Z jedzeniem będzie krucho, więc może posadzimy warzywa na trawniku. Mamy starego typu studnię na podwórku, tak zwaną abisynkę. Nie uschniemy z braku wody. Nie będzie łatwo, ale w końcu moi dziadkowie wojnę przeżyli, czyli da się. Spróbujemy pójść w ich ślady.
Nie włączamy telewizora
Właściwie w ogóle go włączamy bardzo rzadko, więc dziwne by było, gdyby nagle zaczął bębnić non stop. Jednak świadomie nie oglądamy relacji ani komentarzy. Mąż ogląda w internecie, ja tylko czytam. Mamy świadomość, że media będą podgrzewały i tak już gorącą atmosferę, a to, co można zobaczyć w telewizji, na pewno nie jest przeznaczone dla dzieci, nawet tych nastoletnich.
Uspokajać nie znaczy kłamać
Nie obiecuję, że nic się nie stanie, ale też nie staram się budować w dziecku lęku. Jeszcze nie ma takiej potrzeby i oby nigdy się nie pojawiła. Wiem, że nastolatki są skoncentrowane głównie na sobie, to taki czas i moje dziecko wcale nie będzie szukało szczegółowych informacji, jeśli dostanie od nas ogólne. Nie mówię, że wszystko jest w porządku, bo nie jest, ale póki co powinniśmy starać się żyć normalnie. Tylko tyle i aż tyle. Rozmawiamy. Tyle ile chce i jak długo chce. To rozmowa z nami ma zaspokoić ciekawość i zbudować poczucie bezpieczeństwa.
A co z młodszymi dziećmi?
Gdybym miała w domu przedszkolaka, postarałabym się odciąć go od informacji na temat wydarzeń na wschodzie. To w sumie proste – wystarczy nie włączać telewizora ani radia.
Wiem jednak, że dziecko nawet w przedszkolu może usłyszeć coś, czego wcale nie powinno. Co wtedy?
Dopasowałabym przekaz do wieku i wrażliwości dziecka. Wojna to taka większa kłótnia i teraz dwa kraje się kłócą. Tak, samoloty latają i strzelają. Tu bym skłamała: celują w domy, nie ludzi. Chcą, żeby ludzie nie mieli domów. Myślę, że kilkulatek jest za mały, by rozmawiać z nim o bezpośredniej przemocy.
To już nie to pokolenie co moje, wychowane na czterech pancernych i Klossie. My biegaliśmy z patykami po podwórkach i bawiliśmy się w wojnę. Teraz myślę, że psychoza wojenna, mocno zakorzeniona w pokoleniu moich dziadków, dosięgnęła i nas. Ale my byliśmy/jesteśmy ostatnim pokoleniem, które od dziecka wiedziało, że na wojnie giną ludzie. I o ironio losu, przyjmowaliśmy to naturalnie. Dziś nie ośmieliłabym się powiedzieć tego kilkuletniemu dziecku.
Zdjęcie zrobiłam kilka lat temu na Westerplatte. Dziś jest do bólu aktualne.