Lifestyle 18 października 2019

Jak to było, jak nie było komórek i internetu? A tak!

 – Mamusiu, a właściwie to jak to było, jak nie było telefonów ani internetu i trzeba było szybko coś komuś powiedzieć? No bo jak ja mam sprawę do A., to nie mogę czekać, muszę dzwonić albo pisać od razu. A co wy robiliście?

Zastrzeliła mnie. Właściwie nie wiem, skąd nam się ta rozmowa urodziła. Szłyśmy gdzieś i tak od słowa do słowa Duśka wciągnęła mnie w świat, o którego istnieniu już zapomniałam.

– Co my robiliśmy? No szliśmy do kogoś na przykład i mu mówiliśmy.

– Tak, do Gdańska też? Sama mówiłaś, że wtedy pociągi jeździły długo. A jak to trzeba było szybko?

– Listy też pisaliśmy.

– Przestań, list to sto lat idzie.

– Aaaa, czekaj, telegram jeszcze był. Telegramy się wysyłało.

– Co to jest telegram?

Telegramów już chyba nie ma. Mówię chyba, bo właściwie nie wiem, czy poczta jeszcze tę usługę świadczy. Ja sama zupełnie zapomniałam, że kiedyś taki wynalazek istniał. Przypomniałam sobie, grzebiąc w pamięci i szukając dawnych sposobów komunikacji.

Telegram w skrócie polegał na tym, że szło się na pocztę, dyktowało pani w okienku tekst, ona to swoimi magicznymi sposobami przesyłała na pocztę adresata, tam odczytywali, zapisywali i specjalny listonosz to zanosił. Telegram szedł jeden dzień i to się nazywało szybko. Tak sobie teraz myślę, że to był prototyp SMS-a. Płaciło się za liczbę znaków i trzeba się było streszczać, bo raz, że telegramy miały ograniczoną objętość, dwa – były drogie.

Kojarzy mi się jeszcze, że telegram można było nadać przez telefon i wtedy jego cenę doliczali do rachunku.

O ile ktoś miał telefon stacjonarny…

Telefony stacjonarne w czasach mojego dzieciństwa stanowiły luksus dla przeciętnego Kowalskiego nieosiągalny. Zresztą umówmy się, innych telefonów niż stacjonarne nie było. Tylko na rzadko przemycanych przez telewizję filmach amerykańskich można było zobaczyć telefony samochodowe. Traktowaliśmy je jak science fiction i tak naprawdę nie wierzyliśmy, że działają. No bo jak to tak? Bez podłączenia do żadnej linii?!

Znam ludzi, którzy na telefony czekali po dwadzieścia lat. Nie, nie żartuję.

Inna rzecz, nie istniały automatyczne połączenie międzymiastowe, międzynarodowe tym bardziej. Co do międzynarodowych to nie mam pewności, czy w ogóle istniały. Międzymiastowe trzeba było zamawiać. Polegało to na tym, że dzwoniło się na centralę, podawało numer, pod który chce się zadzwonić i się czekało. Na przykład dziesięć godzin. Czasem naprawdę ten telegram był szybszy od telefonu.

– A fax? Mamusiu, coś o faxie słyszałam?

O faxie też udało mi się zapomnieć, chociaż akurat faxy to chyba jeszcze istnieją. Zresztą one pojawiły się później, już w latach dziewięćdziesiątych, kiedy telefonia jakby nabrała rozpędu. Fax służył do przesyłania obrazów, były czymś w rodzaju xero na odległość. Najczęściej był czarno-biały, rzadko kto dysponował kolorowym, bo i jego cena i cena tuszu była zabójcza.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, żeby nadać fax, szło się na pocztę, całkiem jak wcześniej z telegramem. W tym celu trzeba było mieć gotowy obraz do wysłania. Jeśli było to potwierdzenie zapłacenia rachunku np. na poczcie albo w banku, to najpierw szło się zrobić xero, bo fax przyjmował tylko format A4. Te potwierdzenia wysyłało się wtedy, gdy termin płatności był bliski, a popełniło się szaleństwo i zleciło w banku przelew. Przelewy szły dwa tygodnie. Czasem nawet trzy. Potwierdzenie nadania płatności miało być zabezpieczeniem przed odłączeniem gazu, prądu itp.

Z pierwszymi kontami bankowymi to w ogóle było śmiesznie

Wymóg posiadania konta w banku do przelewania pensji pojawił się też jakoś w latach dziewięćdziesiątych. Niby nie był obligatoryjny, ale jak zakład pracy (bo wtedy istniały jeszcze zakłady pracy) kazał, to się szło i zakładało. Co było na pewno sporym ułatwieniem dla księgowości i kadr, za to dla pracownika żadnym. Nie istniała bankowość elektroniczna ani karty do bankomatów. Bankomatów zresztą też nie kojarzę. Żeby wypłacić pensję, trzeba było wypełnić czek (czy ktoś dziś jeszcze używa czeków?!) i iść z nim do banku. I oczywiście odstać swoje w kolejce. Bo bank był jeden albo dwa (w moim mieście chyba tylko jeden w tamtych czasach) i kolejki stały naprawdę gigantyczne.

W obiegu były też weksle…

Tłok w bankach panował nieziemski, a każdy przy tym okienku stał sto lat, nie wiem, czemu. Może dlatego, że nie było komputerów i wszystko się wprowadzało ręcznie? Jak oni sobie w ogóle radzili bez komputerów?!

Kiedyś odstałam swoje uczciwie w kolejce, bo potrzebowałam weksel do szkoły (czy ktoś dziś w ogóle wie, co to jest weksel?!), a przy okienku usłyszałam, że akurat tu się skończyły i mogę sobie kupić w okienku obok… Co mniej odporni pewnie by stali jeszcze raz, ale ja już wtedy byłam pyskata 😛 Skończyło się tym, że pani z mojego okienka odkupiła weksel od pani z okienka obok i mi sprzedała. Nie mogła tak sobie od niej wziąć, bo kasa musiała się zgadzać, a weksle były drukami ścisłego zarachowania. Nie wiem czemu, bo niewypełniony weksel nie był nic wart. Niemniej jednak był drukiem urzędowym i płaciło się za niego.

Poczta zaufania publicznego…

…czyli niczym niezabezpieczone karteluszki zostawiane w miejscach ogólnodostępnych, to był wynalazek, z którym zetknęłam się na studiach. Jak się miało sprawę do kogoś z innego wydziału, a ten ktoś akurat miał zajęcia, to się pisało do niego kartkę i zostawiało w miejscu do tego przeznaczonym, na przykład przyczepiało szpilką do wydziałowej tablicy albo zostawiało w szatni na kracie. Na wierzchu pisało się imię i nazwisko adresata. RODO nie istniało, na punkcie ochrony danych osobowych nikt nie miał obsesji. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek taki list trafił w niepowołane ręce. Kiedyś to były czasy…  

 

Zobacz inne wpisy o tej tematyce:
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lifestyle 18 października 2019

Na wyjazd czy sprzęt AGD? Na co pożyczamy najczęściej?

Polacy nie stronią od pożyczek, coraz śmielej korzystając z oferty firm pozabankowych. Szybkie pożyczki są szansą na uzyskanie gotówki w bardzo krótkim czasie i sfinansowanie dowolnych wydatków. Sprawdź, na co rodacy najczęściej pożyczają.

Jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej (BIK), po pożyczki pozabankowe sięgają przede wszystkim osoby poniżej 34 roku życia. Ich potrzeby finansowe są bardzo zróżnicowane, dlatego różne są powody zaciągania tego rodzaju zobowiązań.

Chwilówki na niespodziewane wydatki

Większość Polaków decyduje się na chwilówki z powodu nagłych wydatków – potwierdza to serwis https://sowafinansowa.pl/. Chodzi przede wszystkim o możliwość pokrycia nieoczekiwanych kosztów, np. związanych z leczeniem, rehabilitacją itp.

Po pożyczki z tego powody sięgają osoby, które albo nie dysponują wystarczającymi oszczędnościami, albo nie chcą sięgać po zgromadzony kapitał, np. aby nie stracić możliwych do wypracowania zysków.

Chwilówki na wakacje

Część osób sięga po pożyczki pozabankowe w okresie wakacyjnych wyjazdów. W ten sposób chcą bowiem sfinansować wycieczkę – szczególnie w egzotyczne zakątki świata. To zaś wydatek rzędu nawet kilkunastu tysięcy złotych.

Pożyczki okazują się doskonałym rozwiązaniem wówczas, gdy pojawia się wyjątkowa oferta finansowa. Są to przede wszystkim wycieczki last minute, które kosztują nawet kilkaset złotych mniej niż standardowy wyjazd wykupywany przed sezonem wakacyjnym.

Chwilówki na sprzęt AGD

Sprzęt domowy potrafi odmówić posłuszeństwa w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego właśnie wielu Polaków pożyczkami pozabankowymi finansuje zakup nowych urządzeń AGD. Dzięki temu jeszcze tego samego dnia można dokonać zakupu, nie narażając się na zastój domowych czynności.

Pożyczasz? Rób to rozsądnie

W zaciąganiu chwilówek nie ma nic złego – pod warunkiem, że decyzja jest całkowicie przemyślana. Pierwszym krokiem jest porównanie dostępnych ofert, ponieważ pożyczka pożyczce nierówna. Zwróć zatem uwagę między innymi na takie aspekty jak:

  • okres spłaty,
  • maksymalna kwota pożyczki,
  • wymagane formalności,
  • konsekwencje nieterminowej spłaty.

Pamiętaj przy tym, że żadna chwilówka nie jest remedium na kłopoty finansowe. Nie otrzymasz środków, jeśli masz problem ze spłatą dotychczasowych zobowiązań. Wzięcie kolejnej pożyczki mogłoby spowodować wpadnięcie w spiralę zadłużenia – a tego każdy chce uniknąć.

Jeśli natomiast wiesz, że nie będziesz w stanie spłacić zaciągniętego zobowiązania w miesiąc lub potrzebujesz większej gotówki, sięgnij po pożyczki ratalne. Zestawienie tego rodzaju produktów finansowych znajdziesz na https://sowafinansowa.pl/pozyczki-ratalne/. Dzięki temu zobowiązanie rozłożysz na raty, ich liczbę dopasowując do możliwości finansowych. Pozwoli to uniknąć kłopotów – nie obciążysz nadmiernie domowego budżetu.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 17 października 2019

Kociaki łobuziaki – rewelacyjna gra dla młodszych i starszych

Tytuł gry: Kociaki łobuziaki
Autor gry: Jeffrey D. Allers
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 20 minut
Wiek: 5+

Kociaki łobuziaki to jedna z tych gier, które szczególnie przypadły do gustu moim dzieciom. Już podczas otwierania opakowania było wiadomo, że co najmniej nacieszymy nasze oczy piękną grafiką i precyzyjnym wykonaniem elementów gry. Sam sposób rozgrywki również nas usatysfakcjonował.

Kociaki łobuziaki to gra stworzona dla dzieciaków i starszych graczy, którzy zdmuchnęli już z tortu urodzinowego pięć świeczek. Ja gram z sześciolatkiem i dziewięciolatkiem. Ale wydaje mi się, że gdyby dobrze wyjaśnić zasady czterolatkowi, także poradzi on sobie z rozgrywką – zasady załapie, punkty policzycie za niego 🙂 

kociaki łobuziaki

Kociaki łobuziaki – o co chodzi w tej grze? 

O to, żeby się dobrze bawić – to oczywiste 🙂 Kociaki łobuziaki to rewelacyjna gra zręcznościowa, w której przemyślenie kolejnego ruchu może ułatwić zdobycie punktów, choć na “zamulanie” nie ma czasu – rozgrywka jest dynamiczna. Przejście 12 rund powinno zająć maksymalnie 20 minut. Gracz przejmuje rolę przewodnika kota, który biegnąc po pokoju za nitką, musi zebrać jak najwięcej fantów – im więcej zabawek, tym więcej punktów wpływających na zwycięstwo. 

kociaki łobuziaki

Co znajdziemy w pudełku?

Pudełko jest sporych gabarytów, ale nie ma co się dziwić – jest w nim wiele elementów wykonanych z mocnej tektury, a także wytrzymałe, grube sznurki. Gra, przy odpowiednim traktowaniu, z pewnością posłuży latami. 

kociaki łobuziaki

W środku znajdziemy:

  • 4 plansze pokoju,
  • 4 długie kolorowe sznurki (czerwony, zielony, żółty i niebieski), 
  • 4 szpulki do nawijania nici,
  • 20 płytek mebli (4 kolory), 
  • 50 żetonów z zabawkami (10 kolorów),
  • znacznik kota, który rozpoczyna grę,
  • instrukcję.  

Zanim zasiądziecie do rywalizacji, przeczytajcie CAŁĄ instrukcję. Nie będę kłamać – przy pierwszym podejściu do gry potraktowałam ją po macoszemu. Wskazówki “obleciałam” jednym okiem i w efekcie pierwsza runda sprawiła mi trochę kłopotów organizacyjnych. Instrukcja jest klarowna i kolorowa, wszystko zostało objaśnione jak należy, więc najlepiej z nią w dłoni, krok po kroku, wziąć się za rozkładanie żetonów. Później wykładanie na stół odpowiedniej ilości płytek i żetonów, jeśli gracie stałym składem, przychodzi już z zamkniętymi oczami. 

P.S. Jeśli nie macie wystarczającej ilości miejsca na stole, rozłóżcie się na podłodze, bo   gdy przychodziło do przeplatania nici przez plansze, moje dzieci koncertowo spychały i rozwalały poukładane ciasno elementy. 

To teraz przejdźmy do przygotowania do rozgrywki

  1. Każdy gracz wybiera dla siebie planszę pokoju i szpulkę z nićmi. 
  2. Ze stosu płytek z obrazkami mebli należy wyłożyć na środek stołu jedną płytkę, która wskazuje miejsce od którego zaczynamy rozgrywkę.  
  3. Biorąc pod uwagę liczbę graczy, każdy losuje dla siebie wskazaną w instrukcji liczbę płytek z meblami i układa je obok własnej planszy. 
  4. Żetony z obrazkami zabawek odkłada się na odpowiednie stosy kolorami i wartościami (na górze ma się znaleźć najniżej punktowany żeton). Należy po tym odłożyć wskazaną w instrukcji ilość żetonów do pudełka – nie będą one potrzebne.  

Kociaki łobuziaki – zaczynamy grę!

Gracz, który jako ostatni głaskał kota, otrzymuje znacznik mruczka i rozpoczyna grę.

 

  1. W pierwszej rundzie wybiera on ze swoich płytek z meblami jedną, decydując o kierunku, w którym pobiegną koty wszystkich uczestników gry. Wybraną płytkę odkłada na pierwszą, leżącą już na środku stołu płytkę tak, by tamta delikatnie wystawała z dołu (żeby łatwej doliczyć 12 płytek kończących rozgrywkę). I nie może ona mieć tego samego koloru.
    kociaki łobuziaki
  2. Wszyscy gracze nawlekają jednym ruchem nić obok pierwszego mebla, wskazanego przez pierwszą płytkę, prowadząc ją do kolejnego przedmiotu z kolejnej wyłożonej płytki. Gdy kot przebiegnie za nitką, uczestnicy sprawdzają czy i jakie zabawki dotknął, za które otrzymują odpowiadające im żetony. Runda się kończy, kota przejmuje kolejny gracz, który wyprowadza w ten sam sposób każdą kolejną rundę, aż na stole pojawi się 12 znaczników mebli.

  3. Gra trwa 12 rund i po zakończeniu rozgrywki podlicza się punkty na zdobytych żetonach. Wygrywa ten, kto zgarnął ich najwięcej.

Kociaki łobuziaki – wrażenia

Kociaki łobuziaki są grą nie tylko atrakcyjną wizualnie. Przede wszystkim gwarantują rewelacyjną zabawę, w pełni angażującą uwagę. Po pierwszych podejściach ogarnięcia zasad, gra wciąga bez litości. Moi synowie z niesamowitym zacięciem przeplatali nici, kombinowali, jaką płytkę dołożyć na stos, by zyskać na ruchu jak najwięcej punktów. Wykłócali się chwilami o to, czy nić aby na pewno dotknęła obrysu przedmiotu, co już uprawniało gracza do przejęcia punktu. 

Gra budzi ducha rywalizacji, rozgrzewa emocje, więc bardzo nam się spodobała jej dynamika. Nie bez przyczyny pada pytanie – kiedy znów zagramy w Kociaki łobuziaki. I ja się temu nie dziwię, bo to lekarstwo na nudę z najwyższej półki z grami. Bardzo, bardzo polecam :). 

P.S. Musicie wybaczyć różnorodność w zdjęciach – jakiś niefart sprawił, że część z wcześniej wykonanych okazała się prześwietlona i niewiele wniosą one do wpisu. Stąd nowsze zdjęcia, które obrazują poszczególne elementy gry. Niebawem, po kolejnych rozgrywkach wszystko ujednolicę. Z przyjemnością 🙂

Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za przekazanie egzemplarza recenzenckiego gry. 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close