Decoupage 22 października 2012

Kartki decoupage w 5 krokach

Są takie chwile, kiedy za oknem ciągle pada deszcz. Nasze dzieciaki już prawie rozniosły nasz dom, mieszkanie, a my stajemy na głowie, aby znaleźć im i sobie ciekawe zajęcie. Decoupage to świetny pomysł, który zainteresuje nie tylko dorosłych, ale także i dzieci.

Drodzy Rodzice chciałam Wam pokazać w 5 krokach, jak można wykonać własnoręcznie kartki na różne okazje metodą decoupage; święta, zaproszenia a nawet do ozdobienia zeszytu szkolnego. Nie bójcie się, że zabawa w decoupage jest trudna i droga. Poniżej znajdziecie listę przedmiotów, które znajdują się na wyposażeniu prawie każdego domu. Zachęcam do wybrówbowania moich 5 zasad na udaną i praktyczną zabawę. Powodzenia!

Będziecie potrzebować:

– serwetki
– folia spożywcza
– papier do pieczenia
– kartka papieru A4 (gramatura pow. 100)
– nożyczki
– żelazko

Krok 1

Na początku musimy wybrać motyw z serwetki, który chcielibyśmy zamieścić na kartce, czy to ma być karta świąteczna, czy zaproszenie na urodziny dziecka, czy ma być pionowa, czy pozioma. Warto już na samym początku zaplanować naszą pracę, bo później już idzie jak z górki.

Kartkę papieru formatu A4 (w kolorze o jasnym odcieniu – od bieli po beże, jasne zielenie, żółcie) dzielimy na pół, przecinamy za pomocą nożyczek, otrzymane dwie kartki ponownie zaginamy na pół i otrzymujemy dwie kartki, które możemy ozdobić za pomocą decoupage.

Krok 2

Wybrany motyw z serwetki oraz folię spożywczą przycinamy do wielkości złożonej karki pozostawiająć ok. 1 cm nadmiaru z każdej strony. Pamiętajmy, że prawie każda serwetka składa się z trzech warstw i przed rozpoczęciem dalszej pracy należy delikatnie oddzielić pozostałe dwie warstwy serwetki od motywu, którym przyozdobimy kartkę.

Krok 3

Na desce do prasowania, lub ręczniku kładziemy papier do pieczenia. Kolejno układamy na nim; złożoną kartkę, folię spożywczą, motyw z serwetki oraz drugi arkusz papieru do pieczenia.  Dzięki temu papierowi nie będziemy mieli folii na desce lub ręczniku.

Krok 4

Nagrzewamy żelazko na najwyższy poziom i prasujemy naszą kartkę przez papier do pieczenia przez ok. 1 min. dociskając na krawędziach. Folia spożywcza jest świetnym klejem, który scementuje kartkę z serwetką. Prasując kartkę wygładzimy ją i nie będziemy mieli problemów ze źle przyklejającą się serwetką, brudnymi rączkami od kleju, itp.

Po wyprasowaniu naszej kartki, warto chwilkę zaczekać przed jej wyciagnięciem, gdyż będzie bardzo ciepła. Nożyczkami docinamy fragmenty serwetki i folii, które wystają poza ramę naszej nowo ozdobionej kartki.

Krok 5

Teraz już tylko wystarczy wypisać życzenia, lub zaproszenie i gotowa oryginalna kartka. Myślę, że każdy doceni Waszą ręczną pracę.

Jak się Wam podoba pomysł?

Subscribe
Powiadom o
guest

15 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu

Dla mnie jest to inspiracja – spróbuję 🙂
I z niecierpliwością czekam na kolejne tajniki decoupage’u.

Magda Kupis
11 lat temu

Bomba!! i jakie to proste, a efekt..! Teraz będzie sporo okazji, u nas urodziny, święta 😀 już nie mogę się doczekać jak coś sama zrobię

MagDecore
MagDecore
11 lat temu

Wspaniały pomysł na długie jesienne wieczory. Uważam, że decoupage w całości jest bardzo wdzięczną techniką ozdabiania przeróżnych przedmiotów. Metody z kartką jeszcze nie znałam, ale po tak świetnej instrukcji sama niebawem zabiorę się do pracy.
Gdyby jednak ktoś zapragnął innych inspiracji decoupage, lub w zupełności nie miał pomysłu na upominki dla bliskiej osoby, zapraszam na moją stronę: http://www.facebook.com/pages/Mag-decore/177144859087108

Pozdrawiam
MagDecore

Malwina Wołowska
Malwina Wołowska
11 lat temu

Oryginalne a jakie proste:)

Żaklina Kańczucka
11 lat temu

Nie mam zdolności plastycznych, ale na pewno spróbuję, miłe będzie wysłać bliskim własną osobistą kartkę:)

Marta mama Nikusia
Marta mama Nikusia
11 lat temu

Serdecznie zapraszamy na Halloweenowy konkurs gdzie do wygrania jest bon o wartości 40zł do zrealizowania w księgarni Gandalf 🙂
http://babylandiaa.blogspot.com/2012/10/halloweenowa-niespodzianka.html

Z góry bardzo przepraszam za spam…

Ania Stanczak
11 lat temu

ale pięknie wyszło;)! musze spróbować 😉

milena
milena
11 lat temu

niesamowite, na pewno wypróbuję

Dorota Agnieszka Grześ
Dorota Agnieszka Grześ
10 lat temu

Ja podobnie ozdabiam świece: serwetka, rękaw do pieczenia, zapalniczka.

Rachela
Rachela
10 lat temu

O rękawie do pieczenia nie pomyślałam! Dzięki za podpowiedź.
Już chyba wiem, co zrobię na dzień Babci i Dziadka ;p

Dominika Żur
Dominika Żur
7 lat temu

Witam a folie ktora strona przylozyc??

Dominika Żur
Dominika Żur
7 lat temu

Acha dziekuje za szybka odpowiedz. Ja zastosowalam folie nie w tej kolejnosci stad to pytanie. Dziekuje i pozdrawiam 😉

Gry planszowe i nie tylko 21 października 2012

Dzieci z Carcassonne – recenzja gry

Gra wzorowana na klasyce (Klausa Jurgena Wrede). Kto nie zna ten niech żałuje. Średniowiecze, rycerze i te sprawy…, czyli Dzieci z Carcassonne.

Tym razem nowa odsłona Marco Teubnera, przeznaczona dla dzieci od 4 roku życia. Gra, w którą mogą grać jednocześnie od 2 do 4 osób i której rozgrywka zajmuje ok. 20 minut.

Zasady zminimalizowane, a atrakcyjność gry jeśli nie wyższa to przynajmniej taka sama. Wydawnictwo MINDOK potrafi zaskakiwać kolorystyką, grafiką i wysoką jakością elementów (gruba tektura i drewno).

Co prawda wielkość pudełka mogła zostać nieco ograniczona, ale wydaje mi się, że argument ten wynika tylko z tego, że gry które posiadam nie mieszczą mi się na półce ;). Wielkość płytek używanych w grze została dostosowana do wieku najmłodszych graczy – duże obiekty, kolorystyka i ilość szczegółów na kartonikach. Podobnych starań wydawnictwo dołożyło przy produkcji instrukcji gry, która co prawda zajmuje 4 strony (w tym 2 strony tekstu), ale została sprowadzona do zupełnego i potrzebnego minimum. Jasny opis i proste zasady gry znacznie ułatwiają wprowadzenie w świat Carcassonne.

Analiza mechanizmu gry wskazuje, że tło historyczne jest tylko przykrywką do gry opartej na „układankach nieskończonych”. Nie znany jest pierwszy autor tego mechanizmu, ale jak widać w grze Dzieci z Carcassonne spełnia się idealnie.

Rozgrywka

Gracze po kolei odkrywają kartoniki, na których znajdują się fragmenty drogi z postaciami dzieci w kolorze pionków. Zadaniem graczy jest dokładanie ich do wcześniej ułożonych, starając się w miarę możliwości zamknąć drogę – bo tylko wtedy można ustawić na nią swoje pionki (odpowiadające kolorem narysowanym na kartonikach dzieciom). Wygrywa gracz, który jako pierwszy pozbędzie się wszystkich swoich pionków. Rozgrywka jest krótka, na swoją kolej nie trzeba długo czekać, więc nawet młodsze maluchy się nie nudzą (z małą pomocą rodzica w grę może grać również trzylatek). Gra Dzieci Carcassonne jest świetnym wprowadzeniem tych najmłodszych w świat gier planszowych.

Gorąco polecam tę grę.

 

Serdecznie dziękujemy sklepowi internetowemu Bard.pl

za przekazanie egzemplarza recenzenckiego gry

 Opis producenta:

Wydawca: MINDOK
Dystrybutor na Polskę: Bard Centrum Gier
Liczba graczy: 2-4
Wiek graczy: od 4 lat
Cena: 74,90 zł

Wieczorem dzieci wracają do domu – zmęczone, ale z licznymi opowieściami o cudownych wydarzeniach całego, długiego dnia. Nadchodzi wieczór z kolorowym świętem, jego ogromnymi ogniskami oraz jedzeniem z okolic Carcassonne. Mieszczanie w każdym wieku dołączają do zabawy. Starsi urzekają dzieciaki emocjonującymi opowieściami o rycerzach, wróżkach i smokach. Najmłodsi siedzą zasłuchani w baśnie z dawnych czasów i marzą, że pewnego dnia także im przydarzy się coś równie niezwykłego. Wreszcie większość pociech zasypia, a trzoda odpoczywa w swoich stajniach i zagrodach. Te zwierzęta, których dzieci zapomniały złapać, powracają wieczorem, przyłączając się do reszty. Ich powrót jest przyjmowany z radością, ponieważ dzieci z Carcassonne martwią się o bezpieczeństwo swoich owiec, psów, kotów i kur.

Zawartość pudełka:

  • 32 drewniane pionki w 4 kolorach
  • 36 dużych kafelków krajobrazu
  • instrukcja

 

Zobacz inne wpisy o tej tematyce:
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża 19 października 2012

Zanim przyleci bocian

Nie oszukujmy, się kiedy dwoje ludzi decyduje się na współżycie intymne nie od razu myślą o dziecku. Na początku chcą się nacieszyć sobą, wzajemną bliskością, czerpać radość z bycia we dwoje, więc wcześniej czy później zapada decyzja o  stosowaniu takiej czy innej antykoncepcji. A stosowanie antykoncepcji wyrabia przekonanie, że wystarczy raz bez zabezpieczenia i za dziewięć miesięcy bocian przyniesie małego królewicza lub małą królewnę. Przekonanie rośnie, kwitnie, zakorzenia się i jak już para podejmie decyzję o powiększeniu rodziny liczy, że wyda owoce. Antykoncepcja idzie w kąt, mija miesiąc drugi trzeci…. no i zaczyna się psychiczna karuzela. O tej karuzeli dziś chcę Wam napisać kilka słów. Od razu zaznaczam, to są moje prywatne przemyślenia oparte na własnych doświadczeniach oraz trzech latach spędzonych na forum dla staraczek.

Tak jak już napisałam, zaczyna się od przekonania że wystarczy raz bez zabezpieczenia i zostaniemy rodzicami. Do planu powiększenia rodziny podchodzimy z entuzjazmem, euforią, wiarą  we własne i partnera możliwości, no co to dla nas, my góry przeniesiemy jak będzie trzeba, sprowadzenie na świat dziecka to pikuś, prawda?

Potem powoli rzeczywistość zaczyna nas sprowadzać na ziemię. Czas mija, dziecka nie ma, zaczynają się wątpliwości. A może my coś źle robimy? Może my czegoś nie wiemy? Może trzeba sobie jakoś pomóc?

Zazwyczaj na pierwszy ogień idzie kalendarzyk, o tym każdy mniej lub więcej słyszał, tu dodać tu odjąć, tu dać margines błędu…. Przyznaję, że nie znam się na tym, ale jakoś tak to pamiętam, nie pytajcie skąd. Możecie przy okazji skorygować 🙂

Kalendarzyk nie pomógł? Widać źle określił dni płodne, w końcu wszystko się może zdarzyć, gdy się wierzy w kalendarzyk. Kalendarzyk idzie w kąt a my do apteki albo do internetu po testy owulacyjne. Testy owulacyjne też mają to do siebie, że albo pokażą co chcemy albo nie. Zazwyczaj powody są dwa, sporo kobiet robi je rano jak ciążowe, tymczasem testy owulacyjne tego nie lubią, no i druga sprawa – w opakowaniu jest pięć, trzeba się kalendarzykiem wspomóc i wybrać pięć kolejnych dni, kiedy powinno pojawić się jajeczko. A co jeśli owulacja się przesunie? Albo w ogóle jest w innym niż „przepisowym” czasie?

Ponoć są metody na jej namierzenie, w ruch idzie termometr, obserwacja śluzu, bardziej zaawansowane staraczki badają szyjkę macicy. Wydaje się, że wszystko jest jak być powinno i dalej.. nic.

Czas na wypróbowanie kolejnej metody: kochamy się co dwa dni, mamy chęć czy nie. Próbowaliście? Chyba nie ma lepszej metody na obrzydzenie sobie i partnerowi seksu. Szczególnie jeśli takie próby trwają kilka miesięcy, brrrr……

Kolorowe gazety i internet prześcigają się w dawaniu mądrych rad – zmiana diety, stylu życia, godzin snu, czasem nawet rodzaju bielizny 😉 Niektórzy się uśmiechają, inni stosują.

W końcu przychodzi moment kiedy przyznajemy, że sami nie damy rady, postanawiamy iść do lekarza…. No i się zaczyna. Lekarze są lepsi i gorsi, mają lepsze i gorsze pomysły, niektórzy naprawdę chcą pomóc, inni chcą zarobić, nie ma się co oszukiwać. Jedni zlecają mnóstwo badań, inni proponują monitoring cyklu, jeszcze inni jedno i drugie, właściwie co lekarz to wersja. Jednym to pomaga innym nie. Nie twierdzę, że chodzenie do lekarza i robienie badań nie ma sensu, uważam tylko, że niektóre pary decydują się na to zbyt wcześnie, niepotrzebnie wpędzając się w stres i spiralę coraz czarniejszych myśli. Jak to dokładnie wygląda u lekarza Wam nie powiem, bo ja ten etap pominęłam, uznałam że psychicznie nie nadaję się na pacjentkę, od razu weszłam w kolejny.

Kolejny zaś to pogłębiająca się depresja, że zrobiliśmy wszystko co można i jeszcze trochę oprócz tego i nic z tego nie wyszło, że inni od razu, że tyle wpadek dokoła, tyle niechcianych dzieci, tyle porzuconych, a w nas tyle miłości, która czeka i doczekać się nie może. Zaczynają się lać wiadra łez, ochota na seks coraz mniejsza no bo po co jak i tak efektów to nie przynosi? Zaczyna się zmieniać sposób myślenia, właściwie jest tylko jeden rodzaj myśli, kiedy i dlaczego my jeszcze nie???

Nagle wszędzie jak grzyby po deszczu wyrastają sklepy dla dzieci, dokoła wszędzie  kobiety z brzuszkami albo wózkami. Myślicie że nie było ich wcześniej? Ależ były, i sklepy i ciężarne i rodzice z dziećmi. Nie zwracaliście uwagi po prostu.  Teraz nagle tego pełno.

Kiedyś cykl się kończył, zaczynał się następny, teraz od połowy trwa nerwowe oczekiwanie, udało się czy się nie udało? Robić test już czy jeszcze nie? A może zrobić betę? Mdłości, senność, bolesność piersi, złe samopoczucie, początek ciąży czy choroby?

Ileż to razy na forum pojawiało się pytanie “czy to ciąża”? Nie wiem, przestałam liczyć już dawno, pojawiają się w różnym kontekście, jedni chcą aby to było to, drudzy drżą ze strachu, że to to. Opisują objawy które mogą ale nie muszą świadczyć o ciąży, szukają odpowiedzi, szukają wróżki?

Po całym tym długim okresie starań, po przejściu przez wszystkie etapy od euforii do depresji przychodzi moment zniechęcenia, postanowienia typu jeszcze jedna-druga próba i odpuszczamy, co będzie to będzie.

Moje drogie, moi drodzy…  nie jestem w stanie policzyć, ile to fasolek nam się wysiało na staraczkach w cyklach odpuszczonych, straconych, ile to zapewnień, że  w tym miesiącu to absolutnie niemożliwe, w tym odpuszczamy bo to bo tamto, w tym przegapiliśmy dni płodne na bank (ja też „przegapiłam” 😀 )

Mój osobisty wniosek jest jeden: fasolki nie lubią presji psychicznej, stres nie sprzyja zapłodnieniu, im więcej myślenia i nakręcania tym trudniej o dziecko.

Nie neguję przy tym absolutnie problemów medycznych, wiem że takie są, że czasem pomoc lekarza jest potrzebna, wręcz niezbędna, ale jak pisałam wyżej, nie boję się powiedzieć, że czasem kobiety (tak swoją drogą dlaczego kobiety? Zaleca się przecież żeby w pierwszej kolejności badać mężczyzn) zbyt szybko idą do lekarza i dają się złapać w pułapkę „niepłodności”.

Niedawno dołączyła do nas, forumowych staraczek Ingrid, mama małego Arturka, i już na wstępie przyznała się, że przeczytała cały nasz wątek, całe trzy lata pisania! To co sama o sobie napisała świetnie podsumowuje to wszystko co próbowałam Wam tym tekstem przekazać:

Pierwszy rok starań, to było spontan, czyli naturalnie bez wspomagania. Potem 2 kolejne tak jak u Was, czyli monity, tabsy itp. aż do znudzenia. W końcu po tych 3 latach mielismy wszystkiego dość i tak sobie pomyśleliśmy chyba nam dane jest żyć w dwójkę i po prostu przestaliśmy myśleć o dziecku. Ja zaczęłam intensywnie pracować, siedziałam w pracy po 12 godzin i tak minął prawie rok. I pewnego dnia kiedy miała przyjść miesiączka,którą miałam zawsze jak w zegarku, 4 dni i nie ma, w końcu poszłam do apteki i kupiłam test, zrobiłam go i 2 grubaśne krechy (na drugi dzień do ginki,a to był już 6 tydzień). A jeszcze Wam powiem nie mieliśmy żadnych przeciwwskazań do zajścia naturalnego w ciąże.”

Moim wszystkim koleżankom-staraczkom, tym byłym i tym obecnym, dziękuję za trzy lata wspanialej zabawy i wielu wielu pięknych momentów, jednocześnie bezczelnie proszę o więcej, szczęścia nigdy za wiele.

Kiedyś lekarze mówili o niepłodności po dwóch latach nieskrępowanego współżycia, teraz mówią chyba o pół roku, a na testach owulacyjnych stoi, że po czterech miesiącach używania bez rezultatu trzeba się do lekarza wybrać.

Racja to? Jak myślicie?

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Malwina Wołowska
Malwina Wołowska
11 lat temu

Ciężko stwierdzić kiedy się wybrać… Może warto jeszcze zanim się zacznie starać:) U mnie było tak…. Jeden miesiąc starania, drugi, trzeci, w końcu poranny ból brzucha, który nawet ruszyć mi się nie pozwolił. Nospa nie pomogła, a że bolało bardzo to postanowiłam wtedy nie iść do pracy bo niby jak. Udałam się do przychodni do lekarza po L4. Ten na miejscu zrobił mi USG ale nic specjalnego na nim nie widział ale na wszelki wypadek dał skierowanie do szpitala. Na miejscu się okazało, że mi pękła mi torbiel na jajniku i muszę zostać w szpitalu. Tobyło 2 dni przed Bożym… Czytaj więcej »

Magda Kupis
11 lat temu

Słyszałam wypowiedzi specjalistów o tym, że jeśli po 13 cyklach (nie miesiącach) regularnych starań (czyli bez przerw psychiczny odpoczynek itp) należy się zgłosić do lekarza. U nas był zmieniony szyk- najpierw dowiedziałam się, że będzie problem z całkowicie naturalnym poczęciem, więc starania odbywały się „pod pieką” lekarską, z masą dodatkowych badań, mierzeniem poziomu hormonów itp i różnych medykamentów. W rezultacie prawie dwa lata. Gdybym nie wiedziała tego co dowiedziałam się zanim postanowiliśmy mieć dziecko pewnie trwałoby to znacznie dłużej. I zgadzam się, że fasolki nie lubią presji- my też potwierdzamy tę zasadę

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close