Katastrofa ekologiczna? Unikniemy jej, gdy przestaniemy stawiać na wygodę
Katastrofa ekologiczna to w ostatnim czasie bardzo modny temat. I słusznie, bo przez pół wieku mocno zaśmieciliśmy planetę. Moim prywatnym zdaniem sposób na poprawę sytuacji jest bardzo prosty. Wystarczy cofnąć się w czasie. Tylko czy jesteśmy na to gotowi?
Koniec z plastikowymi butelkami
Kiedyś ich nie było i było dobrze. Tak, ja wiem, że argument typu „kiedyś coś tam było albo nie było i dobrze było” jest mało wiarygodny, ale w przypadku plastikowych butelek akurat słuszny. Bo naprawdę nie było plastikowych butelek i doskonale dawaliśmy radę. Codziennie szło się do sklepu po świeże mleko, dzierżąc w dłoni pustą butelkę. Oczywiście szklaną. W sklepie zostawiało się butelkę, kupowało mleko. I tylko za mleko się płaciło, bo butelka była zwrotna. W ten sam sposób kupowało się śmietanę i kefir. Jogurtów nie pamiętam, ale być może też obowiązywała reguła butelki zwrotnej.
Tak samo było z zimnymi napojami. Woda sodowa, oranżada, nieśmiertelna Coca-Cola i Pepsi-Cola (ktoś jeszcze pamięta tę podwójna nazwę?) były sprzedawane w szklanych butelkach. Oczywiście zwrotnych. To samo dotyczyło piwa. Nie wiem jak dziś, ale mam wrażenie, że tylko butelki o określonym kształcie można oddać na wymianę. Trzydzieści kilka lat temu problem niepotrzebnych butelek nie istniał, bo po prostu ich nie było. Wymieniało się puste na pełne. Ewentualnie można było oddać do punktu skupu i nikt nie żądał paragonu. Dziś się nawet w sklepie nie odda, jeśli się nie udowodni, że w tym właśnie sklepie się kupiło określone napoje o niskiej zawartości alkoholu w butelkach zwrotnych.
Tak, ja wiem, że to nie było lekkie, ale jakoś dawało się radę. A nie w każdej rodzinie był samochód. Więc przy odrobinie uporu i dziś dałoby się radę te plastikowe butelki wyeliminować. I problem pływających wysp śmieciowych może nie zniknąłby całkiem, ale zostałby mocno ograniczony. Proste?
Koniec z jednorazowymi torbami na zakupy
Nawyk noszenia w torebce siatki na zakupy miała praktycznie każda zapobiegliwa pani domu. Siatki, nie torby, bo reklamówek nie było (chyba że ktoś od rodziny z zagranicy dostał jako ciekawostkę), a płócienne torby nie były tak praktyczne. Siatka to było coś! Dla tych, co nie pamiętają: to była dosłownie elastyczna siatka w kształcie torby z uszami. Przy czym po zwinięciu mieściła się w dłoni, a po zakupach – ho, ho, ho! Pięć kilo ziemniaków, włoszczyzna, mleko i jajka można było spokojnie w to wpakować. Siatki nie pękały, były naprawdę mocne. Prawdziwy produkt wielorazowego użytku. Dziś niestety takich nie ma, przynajmniej ja nie widuję. Za to nauczyłam się nosić w plecaku (bo torebek nie noszę) torbę na zakupy, tak na wszelki wypadek.
Kiedyś jak się szło na zakupy, to trzeba było mieć torbę lub torby ze sobą, bo sklepy takich luksusów nie oferowały. Można było? To czemu dziś nie można? Naprawdę trzeba każdorazowo kupować przy kasie nowe torby?
Koniec ze zrywkami
Z tym chyba byłoby się najtrudniej rozstać. Zrywki wydają się tak zrośnięte z naszą egzystencją, że bez nich świat gotów się zawalić. A w co się pakowało te wszystkie owoce, warzywa i inne rzeczy jak nie było zrywek?
Powiem Wam, że tu mnie pamięć zawodzi. Część rzeczy na pewno w papierowe torby, ale część to chyba luzem dawali? No bo kto by kapustę w papier zawijał? Albo zielonego ogórka? Pomidory szły do torby, bo były miękkie i jadane ze skórką, ale banany i cytrusy już nie. Po prostu wrzucało się je luzem do siatki. Później wracało się do domu i po drodze po raz tysięczny odpowiadało na pytanie: „Gdzie rzucili pomarańcze?”.
Do braku zrywek trzeba by się na nowo przyzwyczaić, ale rzecz naprawdę jest do zrobienia.
A wiecie, że nie było wytłoczek na jajka?
Serio. To chyba najbardziej zaskakująca rzecz, ale jajka kupowało się w spożywczaku na sztuki (a spróbujcie dziś w markecie dwa jajka kupić) i były pakowane do papierowych toreb. Żadnych zabezpieczeń przed potłuczeniem się nie stosowało. Nie wiem, skorupki były grubsze, czy ludzie jacyś bardziej ostrożni, w każdym razie jajka kupowało się niemal luzem.
Akurat wytłoczki to mogą sobie zostać, przynajmniej te papierowe. Ale jak solidarnie usuniemy je w ramach powrotu do przeszłości, to też płakać nie będę.
Drugie życie rzeczy
Dawanie drugiego życia różnym rzeczom co prawda wynikało raczej z braku zaopatrzenia niż chęci dbania o środowisko, ale było bardzo fajną sprawą. I to jedyne, co udało się przeszczepić na współczesny grunt. I dobrze, od czegoś trzeba zacząć.