Kryzys ósmego miesiąca… u trzylatki
„Mamo, pocitaj sobie”. Duśka przyniosła mi książkę. Ha, żeby to chociaż była moja książka i żebym rzeczywiście mogła „sobie” poczytać to bym była w siódmym niebie. Tymczasem książka składa się z podpisanych obrazków do pokazywania i na pewno nie sobie mam ją poczytać.
„Chodź, pobawimy się tjochę kasą.” Powinnam się cieszyć, że kasa znalazła uznanie w oczach dziecka, zresztą jest bardzo fajną i dość uniwersalną zabawką, no ale właśnie – jest zabawką, nie jest przeznaczona dla mnie.
„Chodź obejrzymy panienkę.” Makową Panienkę oglądałam owszem, bardzo chętnie, ale w dzieciństwie!
„Pijemy hejbatkę”. W praktyce oznacza to, że muszę trzymać kubek kiedy dziecko pije. I wcale nie dlatego, że samo nie umie, umie jak najbardziej, nie chce.
Widzicie już o co chodzi w tych wszystkich przykładach, które mogłabym mnożyć w nieskończoność? Tak naprawdę to proste, mam być blisko, mam być na wyciągnięcie ręki, a najlepiej mam usiąść z dzieckiem na kolanach, ewentualnie wziąć na ręce na spacerze. Po prostu mam być i już. A wydawałoby się, że dziecko w tym wieku umie się samo sobą zająć. Umie owszem, przynajmniej kilka miesięcy temu umiało, więc zakładam, że nadal umie. Z jakiegoś powodu nie chce.
Podobno w przyrodzie nic nie ginie. Przyznam się, że nie wiem, co to jest kryzys ósmego miesiąca, o którym tyle można w internecie i nie tylko w internecie przeczytać. U nas tego nie było. A że nic nie ma prawa zginąć to najwyraźniej pojawił się teraz.
Jesteście ciekawe co robię? Właściwie do wyboru są dwie opcje, denerwować się, albo… delektować :)) Teoretycznie robię to drugie, w praktyce zdarza się, że nerwy puszczają. Na szczęście rzadko. Po pierwsze zrobiłam założenie, że to przejściowe, po drugie, że… zatęsknię za czasem kiedy dziecko pchało mi się na kolana, obejmowało za szyję i mówiło „kocham Cię bajdzio moćno”. Już teraz tęsknię za czasem kiedy przychodziła w nocy do nas do łóżka i do rana spała pomiędzy nami. Owszem, było to chwilami uciążliwe, ale już mi tego brak. Kiedy wyrosła? Nie wiem. Liczę się z tym, że po etapie przytulania się i pchania na ręce przyjdzie następny, i w tym następnym nie ja będę najważniejsza. Tych uścisków, buziaków, przytuleń nam obu będzie musiało wystarczyć na długo, tak to już jest.
W praktyce staram się tak organizować dzień żebyśmy jak najwięcej mogły robić razem. Trzeba poodkurzać? Duśka łapie za odkurzacz, wiadomo że szybko się znudzi, no ale łapie, odkurzamy razem. Trzeba poukładać zabawki, no to układamy, pieski do piesków, lalki do lalek, klocki do klocków, po godzinie poukładane :)) Pranie powiesić? Od dawna podaje to co do powieszenia. Obiad ugotować? Odpowiadam na milion pytań po co obieram, po co kroję, dlaczego to ogórek nie cukinia, czym to się różni, opowiadam co gotuję, jak para leci, jak trzeba uważać żeby nie wykipiało, dlaczego wkładam do pieca, itp. itd. Pozmywać? No to problem, do zlewu nie sięga. Trudno. „Słonko, pobaw się troszkę bo mamusia musi pozmywać”. Oczywiście nie znaczy to że pójdzie, nic z tego, będzie stała przy mnie w kuchni, dobrze jak sobie przyniesie do zabawy jakiś pociąg.
Jak tylko usiądę do komputera od razu jest na kolanach. Najczęściej kończy się tym, że monitor laptopa zostaje podzielony na dwie części i na jednej ona coś ogląda na youtubie (rozpiętość tematyczna ogromna, od Krecika do Carmen) na drugiej ja usiłuję pracować. Czasem nawet mi się udaje. Dodatkowym efektem jest.. znajomość geografii! Na moim biurku stoi globus, dość duży podświetlany, moja ulubiona „zabawka”. Na początku było „co to jest?” „globus”, potem bardziej szczegółowo, Australia, Afryka, Ameryka Południowa, Tasmania, Fidżi, Borneo, Falklandy… No cóż, może nie chce być samodzielna, za to pęd do wiedzy w niej ogromny, z tego też się cieszę.
A teraz muszę sobie od Was iść, bo dziecko woła mnie z łazienki, kąpiel to jedyna chwila kiedy decyduje się na samodzielność, ale ta samodzielność naprawdę trwa tylko chwilę :))
Super tekst;-) Moja Igusia to także niezła przylepa;-)
Ja bardzo kocham moja dwa „przylepce”, choć czasem rzeczywiście jest cieżko i chciałoby się odpocząć. Jednak każde „kocham Cię mamo bardzo, bardzo mocno” od mojej córki i po prostu przytulaski od syna dają mi mnóstwo pozytywnej energii.
Swoją drogą – mam nadzieję, że etap „mama”, który właśnie z nasą 2,5 latką przechodzimy szybko jej minie 😉 Fajnie być docenianą, ale tata też chce się włączyć w życie córeczki, a ona tylko „mama i mama”…
ja mam w domu 9 miesięczniaka i 2,9latka obaj z kryzysami 😉 żyć nie umierać;)
Mirella jak zwykle czyta się lekko i przyjemnie. U Nas kryzysu 8 mc też nie było. Filipek dużo rzeczy lubi robić ze mną ( w szczególności sprzątać) ale ja jak do tej pory cieszę się,bo wiem,że to szybko minie. Cieszę się każdym dniem i chociaż wiem,że sama zrobiłabym coś szybciej to jednak mój mały „pomocnik” jest bezcenny:) Szkoda,że dzieciaczki tak szybko rosną …
też nie wiem co to kryzys 8mego miesiąca, ale za to cały czas (długi czas!) nie mogę nawet iść sama siku – Kuba idzie za mną i koniec. Najgorsze jest to, że np. zmywając naczynia Kubuś nie stoi sobie obok mnie, tak jak Duśka, ale wszystko musi dotknąć, chwycić do ręki, otwierać szafki i inne. Trudno cokolwiek w domu mi zrobić. Gdy odkurzamy dywan jest awantura o to, kto ma to robić. Kuba zazwyczaj nie chce oddać mi odkurzacza. Ma swój, zabawkowy, ale odkąd coś się zepsuło i nie chce „wciągać” śmieci jakoś go sprzątanie nim nie interesuje. Kąpiel? Ledwo… Czytaj więcej »
To u nas aż takiego kryzysu nie było na szczęście. Synek ma dni, że chodzi za mną krok w krok, ale też łądnie bawi się sam (czyt. z siostrą). Oby Kuba dał Ci trochę luzu 🙂
Wchłonełam go jednym tchem…ja mam 5 latkę i 2,7 latka więc łatwo nie jest…nawet gdy sie kąpie mój synek lezy pod drzwiami i mnie woła póki niewyjdę…
O kryzysie 8 m-ca pierwsze słyszę… Za to o takim kryzysie u 3, a nawet 4-latki słyszę codziennie – bo słowa Twojej córeczki, bywają słowami mojej:) Też staram się delektować, choć czasami nerwy puszczają…:) Bo chciałoby się jednak tę swoją książkę poczytać albo zamiast herbatki wypić spokojnie kawkę… Jednak myślę sobie, że najdalej za 2-3 lata będę strasznie tęsknić za tym kryzysem…:)