Boski znak – Krzysztof Bochus
Tytuł: Boski znak
Autor: Krzysztof Bochus
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 365
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Boski znak. Nie mogę napisać nic ponad: to było boskie. Spodziewałam się czegoś smakowitego, bo już poprzednią książką Lista Lucyfera Krzysztof Bochus udowodnił, że umiejętnie operuje słowem i ma nie tyle wrodzone zdolności, ile wręcz talent do hipnotyzowania czytelników, jednak to, co dostałam, zdecydowanie przekroczyło oczekiwania.
O czym jest Boski znak?
Drugie spotkanie z Adamem Bergiem kazało mi spodziewać się czegoś dobrego, ale i nowego. Tymczasem już pierwsze strony książki sugerują powrót Lucyfera, co samo w sobie nie brzmi dobrze. Najpierw zostaje zbezczeszczony grób matki Adama, zaraz potem ktoś włamuje mu się do mieszkania i zostawia dość nieoczekiwane prezenty. Wezwanie policji nic nie daje, okazuje się wręcz stratą czasu, a może nawet błędem. Niechęć podkomisarza Maziarza do Adama Berga nie zmalała od ostatnich wydarzeń, wyraźnie wzrosła.
Pracujący jako wolny strzelec Berg dostaje zadanie nie do końca powiązane z zawodem dziennikarza. Ma odnaleźć skarb ukryty w zamku Czocha. Zlecenie przychodzi nie byle skąd, bo od jednego z najbogatszych Polaków. Budżet na jego wykonanie jest praktycznie nieograniczony, za to wymagana jest dyskrecja. Jednym słowem – Adam ma działać sam. Dlaczego on? Bo jest postrzegany jako znawca tematów historycznych, ma zresztą pewne osiągnięcia na koncie. No i jest wolnym strzelcem.
Historia poszukiwań zaczyna się w Polsce, wiedzie przez Włochy, Niemcy i Hawaje. Zahacza też trochę o politykę i tu się pogubiłam. O ile bez pudła odgadłam, kto był pierwowzorem niejakiego Molczyka – polskiego biznesmena, który nagle i nieoczekiwanie pożegnał się z życiem w prywatnej klinice w Niemczech, to już z Parulskim i Wojtyszką miałam problem – nie wiem, czy te postaci powstały w głowie autora, czy też były inspirowane istniejącymi w rzeczywistości. Co prawda autor twierdzi, że książka jest fikcją, ale…
Boski znak to także podróż w przeszłość. Podróż piękna i bardzo ciekawa, czasem romantyczna, czasem brutalna. Na pewno warta poznania.
Jak się czyta Boski znak?
Przyznam się szczerze i bez bicia, że dopiero po przeczytaniu Boskiego znaku zrozumiałam, że Czocha to nazwa zamku, wcześniej myślałam, że istniał kiedyś jakiś Czoch i to był jego zamek. No cóż… na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że nie można wiedzieć wszystkiego. Za to warto czytać takie książki, które przybliżają historię i pokazują ją od zupełnie innej, ciekawszej niż wersja szkolna strony.
Poszukiwania Adama bardzo mnie wciągnęły i kibicowałam mu z całej siły. Razem z nim przemierzałam kolejne miasta i kraje, wstrzymywałam oddech, gdy wpadał w tarapaty i oddychałam z ulgą, gdy się z nich wyplątywał. Nie raz i nie dwa pomyślałam, że chyba został odlany ze stali, bo wydaje się niezniszczalny.
Z dużym zainteresowaniem i niemałą przyjemnością śledziłam wątek Miłki, sprytnej hakerki, z którą łączy Adama bliżej nieokreślone Coś. Muszę przyznać, że autor wykazał się finezją, niespiesznie dawkując kolejne informacje na ich temat, jednocześnie robiąc to na tyle często, by nie dało się tego nieuchwytnego napięcia przegapić.
Intryga opisana w powieści została uknuta bardzo sprytnie, a rozwiązanie w żaden sposób nie było oczywiste. Bardzo dobrze się to czytało i bardzo szybko, chyba nawet za szybko.
Boski znak – recenzja subiektywna
Długość – zbliża się do 400 stron, więc muszę zaliczyć na plus. Zresztą przy czytaniu czuć, że to jest długa książka, a jak wiecie, dobra książka musi być długa.
Trupy – o Molczyku napisałam, więcej nie zdradzę. Powiem tylko, że to jest dobra książka.
Humor – nie jest go tu dużo, ale zdarzyło mi się uśmiechnąć.
Widoczność liter – pewnie już się domyśliliście, że żadna. Przepłynęłam przez historię Adama jak przez kąpielisko w Chałupach, w których kończyłam czytać. I już jestem głodna kolejnej części.
Ogólnie bardzo polecam, bo to jest świetna książka. Nie będziecie się nudzić.
Dla kogo jest Boski znak?
Boski znak jak najbardziej da się potraktować jako samodzielną lekturę, ale z ręką na sercu Wam radzę: zacznijcie od Listy Lucyfera. Zaprzyjaźnicie się z Adamem i będziecie mieć większą frajdę z czytania. Boski znak poleciłabym miłośnikom historii i to niekoniecznie tej w wersji szkolnej. Autor przedstawił ją w sposób nowy i na tyle interesujący, że nawet ja się wciągnęłam. A ponieważ mamy tu, podobnie jak poprzednim razem, połączenie thrillera z kryminałem i sensacją, fanom właśnie takich książek sugeruję przeczytanie Boskiego znaku w pierwszej kolejności.
Mimo iż niektóre sceny mogą być postrzegane jako brutalne, dałabym tę książkę młodzieży.