Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio – Gianni Rodari
Tytuł: Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio
Autor: Gianni Rodari
Tłumacz: Jarosław Mikołajewski
Ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
Okładka: twarda
Seria: Pożeracze Książek
Liczba stron: 120
Język oryginału: włoski
Tytuł oryginału: C’era due volte il barone Lamberto ovvero I misteri dell’isola di San Giulio
Premiera: 20 Kwietnia 2020
Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy san Giulio to książka, która budzi bardzo mieszane uczucia. Teoretycznie adresowana jest do czytelników powyżej dziesiątego roku życia, ale hmm… no ja nie wiem, czy to na pewno dobry pomysł.
Baron Lamberto ma dziewięćdziesiąt trzy lata, dwadzieścia cztery banki i dwadzieścia cztery choroby. Jest bajecznie bogaty, stary i trochę zdziwaczały. Na przykład pewnego dnia postanawia zatrudnić sześć osób, które dzień i noc po kolei będą powtarzały jego imię. Bez przerwy. W każdym pomieszczeniu w jego okazałym domu jest głośniczek i specjalny przycisk. Jak baron sobie ten przycisk naciśnie, to słyszy swoje imię. I jest wtedy bardzo zadowolony. Po co mu to? Tego nie wie nikt poza baronem i jego wiernym sługą Anzelmem. Nawet osoby, które to imię wypowiadają, nie mają pojęcia, jaki cel temu przyświeca. Jednak specjalnie nie narzekają, bo baron naprawdę dobrze płaci.
Baron ma też siostrzeńca, Ottavia, rozpieszczonego młodzieńca, który spędza życie na zaciąganiu długów. Ottavio jest jedynym spadkobiercą barona, sęk w tym, że starzec wcale nie chce przepisywać mu całego majątku. Gorzej. Wcale nie zamierza umierać!
Ottavio postanawia zabić wuja! No i tu dochodzimy do momentów, które wzbudziły mój niesmak. Najpierw zaczaja się w nocy z nożem i podcina Lamberto gardło! Tylko że rano stryj normalnie wstaje z łóżka. No to następnej nocy bach, cały magazynek prosto w serce. A stryj znowu wstaje rano z łóżka!
Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy san Giulio to książka napisana w roku 1980 i być może stąd treści poniekąd kontrowersyjne. W końcu i filmy wojenne się wtedy oglądało i nie było w tym nic niezwykłego. Mało tego – dzieci bawiły się na podwórkach w wojnę i strzelały do siebie z patykowych pistoletów. Dziś mam wątpliwości, czy instrukcja jak zabić stryja, jest najlepszą treścią dla dzieci, które nierzadko żyją w świecie gier komputerowych. Raczej wolałabym, żeby literatura dla dzieci wyraźnie oddzielała dobro od zła, a w tej książce takiej granicy mi zabrakło.
Jeśli chcecie przenieść swoje dziecko w świat absurdu, nonsensu, abstrakcji i groteski, to szczerze Wam tę książkę polecam. Jest zakręcona jak słoik i ogarnięta jak kupa siana. Kończy się w sposób całkowicie abstrakcyjny, przy czym autor wykazał się naprawdę dużą nonszalancją, sugerując, że jak się komuś zakończenie nie podoba, to niech sobie dopisze własne. Na pewno jest to otwarta furtka do rozmowy z dzieckiem na temat wartości i zasad, którymi należy się w życiu kierować. Tej książki nie powinno się zostawiać bez komentarza.
Dziękuję Wydawnictwu Muchomor za przekazanie egzemplarza recenzenckiego