Czas łaski – John Grisham
Tytuł: Czas łaski
Autor: John Grisham
Liczba stron: 607
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Albatros
John Grisham wielkim pisarzem jest. Ile razy Wam to mówiłam? Dużo, na pewno dużo, tu i na Facebooku. Najnowszą książką, Czas łaski, dobitnie to udowodnił.
Grishama pokochałam dawno temu za Ławę przysięgłych, umocniłam się w tej miłości po przeczytaniu Raportu pelikana, Firmy i Wspólnika. Debiutancka powieść, Czas zabijania, dosłownie mnie oczarowała. A teraz zapraszam Was w podróż w czasie.
Czas łaski to kontynuacja Czasu zabijania (po drodze był jeszcze Czas zapłaty), dzieje się pięć lat później. A trzeba Wam wiedzieć, że Czas zabijania powstał w 1989 roku (tak naprawdę powstawał przez pięć lat). Czyli witamy w świecie, w którym nie ma internetu, telefony komórkowe zaledwie raczkują, a świat rządzi się zupełnie innymi prawami. To sentymentalna podróż w czasie, ale też i powrót do tego, co u Grishama lubię najbardziej – całkowitego braku pośpiechu. Dacie wiarę, że Czas łaski ma ponad 600 stron i to tak gęsto zadrukowanych, że musiałam założyć moje najmocniejsze okulary, trzymane „na wszelki wypadek”? Dla porównania Wichry Camino to niewiele ponad 300 stron z szerszą interlinią, a na pewno nie ośmieliłabym się nazwać książki niepełnowartościową.
Wróćmy jednak do Clanton i adwokata Jacka Brigance’a, znanego z dużej skuteczności, niezłomności i wrażliwości na ludzką krzywdę. Tym razem przed nim naprawdę karkołomne zadanie. Jego klientem zostaje szesnastolatek, który zabił zastępcę miejscowego szeryfa. Według prawa należy mu się kara śmierci, mimo iż jest bardzo młodym człowiekiem. Jeśli jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, tak surowa kara wydaje się mocno niesprawiedliwa. Bo przecież nie zrobił tego dla zabawy, z głupoty czy nadmiaru agresji.
Zastępca szeryfa Stuart Kofer był partnerem jego matki, poza tym alkoholikiem, który w stanie upojenia był nieobliczalny. Tego dnia pobił do nieprzytomności Josie, matkę oskarżonego Drew. Zrobił to tak skutecznie, że jej dzieci – Drew ma młodszą siostrę Kierę – były przekonane, że ich rodzicielka nie żyje. Przerażony Drew, w obawie, że ich zdrowie i życie jest zagrożone, sięgnął po służbową broń Kofera.
Wydarzenie to poprzedza ponad rok życia w strachu i poniżeniu, bo zastępca szeryfa nie był zbyt miły dla dzieci swojej konkubiny. Dla niej zresztą też nie, ale bezdomna i nieposiadająca żadnej bliższej rodziny Josie nie miała dokąd pójść. Czy więc faktycznie za tę zbrodnię (bo jakby nie patrzeć morderstwo to jednak zbrodnia) Drew powinien zostać stracony? Czy nie był tylko dzieckiem, przerażonym, bezradnym, doprowadzonym na skraj ostateczności?
Jack wcale nie chce podejmować się obrony Drew, bo ma świadomość, że po pierwsze nic na tym nie zarobi, po drugie – miejscowa ludność mu tego nie wybaczy, zwłaszcza jeśli wygra. Stuart Kofer był lubianym i szanowanym stróżem prawa, o ciemnej stronie jego osobowości mało kto wiedział. Jak to jednak bywa w małych miejscowościach – na układy nie ma rady. Przyciśnięty przez sędziego Noose’a Jack podejmuje się obrony z urzędu nieszczęśliwego i mocno pogubionego nastolatka.
Równolegle śledzimy inne fragmenty życia zawodowego mecenasa Brigance’a, co jest w sumie dość nietypowe dla powieści sensacyjnych, które zazwyczaj skupiają się na jednej sprawie. Tu mamy jeszcze kwestię odszkodowania za wypadek kolejowy i chwilami to ten proces (a raczej przygotowania do niego) wysuwają się na pierwszy plan. W ten sposób niemal namacalnie odczuwamy upływ czasu, który Drew spędza w areszcie.
John Grisham jest mistrzem budowania emocji małymi rzeczami. Jakimi? Na mnie na przykład duże wrażenie zrobiła scena spalenia wszystkich rzeczy osobistych Josie i jej dzieci, w tym pluszaków Kiery. Sama mam w domu nastolatkę i potrafię sobie wyobrazić, jakie spustoszenie sieje to w młodym sercu i umyśle. A przecież Kiera absolutnie w niczym nie zawiniła. Ona też była ofiarą Kofera.
Grisham, jak to Grisham, nie stara się przypodobać czytelnikom, idzie swoją drogą i prowadzi akcję tak, jak mu się to podoba. Chcecie wiedzieć, jak to wszystko się skończy i czy Drew uda się uniknąć komory gazowej? No cóż… musicie przeczytać Czas łaski. Zakończenia nie da się przewidzieć, bo i Grisham jest nieprzewidywalny. Co to dla niego stracić nastolatka w imię prawa? Nic. A uniewinnić? Kaszka z mleczkiem. I powiem Wam, że to właśnie u tego autora lubię. Jego książek nie można czytać z przeczuciem zakończenia, przeświadczeniem, że sprawiedliwość zatriumfuje i wszystko skończy się dobrze. Skończy albo i nie. Dowiecie się na końcu.
Dla kogo jest Czas łaski? To jedna z tych książek, które chętnie dałabym wszystkim i zmusiła do czytania. Ograniczę się jednak do tych, którzy lubią powieści sensacyjne, uwielbiają chłonąć leniwą atmosferę południowych stanów USA, nigdzie im się nie spieszy i mają dużo czasu na czytanie. Myślę, że miłośnicy Johna Grishama na pewno po nią sięgną. Jeśli ktoś nie zrobił tego wcześniej, przed przeczytaniem Czasu łaski powinien przeczytać Czas zabijania i Czas zapłaty. Bez oporów dałabym tę pozycję licealistom.
Recenzja powstała przy współpracy z Wydawnictwem Albatros